[…]Nie wykonali przy tym ani jednego eksperymentu. Ich praca polegała na ciągłych rozmowach, analizowaniu danych i budowaniu kolejnych modeli z papieru, drutu i blachy.[…]. Szkoda, że w artykule i wywiadzie z Jamesem Watsonem pojawiają się takie kwiatki. Gdyby Watson i Crick rzeczywiście korzystali tylko z modeli z blachy, swojego słynnego artykułu nie opublikowaliby do dzisiaj, a już na pewno nie w Nature. Warto pamietać i warto przypominać, zwłaszcza tym, którzy twierdzą, że kobiety nie dokonały żadnych znaczących odkryć w historii ludzkości, że niezwykle ważne było dla obu badaczy „poparcie” ich teorii w postaci rentenogramów soli sodowej DNA, czyli dane jak najbardziej doświadczalne. Zdjęcia te wykonała Rosalind Franklin, pracująca wspólnie ze swoim studentem Raymondem Goslingiem. Nieprawdą jest, że zdjęcia te zostały jej ukradzione przez Maurice’a Wilkinsa. Prawdą jest jednak, że Watson i Crick widzieli je wcześniej, legły one u podstawy ich odkrycia (a Franklin prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, że jej praca używana jest podczas konstruowania ich modelu), no i potem nie zaproponowali jej współautorstwa artykułu. Zdaje się, że po prostu się nie lubili.
Ale aż samo się nasuwa porównanie innego traktowania mężczyzn i kobiet w nauce (no fakt, że czasy były trochę inne). Nawet w cytowanym powyżej artykule w Gazecie Watson to: „legenda współczesnej biologii”, „najsłynniejszy żyjący biolog”, „zarazem autor wielu politycznie niepoprawnych wypowiedzi”, czyli geniusz z dodającą mu uroku zgryźliwością. Franklin natomiast to trudny współpracownik, bo (z Wikipedii) […]miała opinię mizantropa. Znana była także z poglądów feministycznych, o których zdarzało jej się mówić głośno.[…] Ojejej, no to faktycznie szczyt wszystkiego, powinni ją od razu wyrzucić z pracy. Jasne jest, że nie doceniano jej, bo była kobietą, a i sam King’s College London, w którym pracowała, miał, jako instytucja, opinię seksistowskiego.
Rozumiem, że w krótkim artykule gazetowym nie ma miejsca na wszystko. Ale po pierwsze, nie jest ściśle prawdą to, co zostało napisane w jednym z jego akapitów. A po drugie, warto wspominać mądrą kobietę-badaczkę, mającą na swoim koncie mnóstwo ciekawych odkryć, autorkę wielu interesujących i na najwyższym poziomie prac naukowych. Nawet tym babciom czytającym artykuł (jeden z forumowiczów napisał, że powinien być napisany dużą czcionką, aby babcie mogły go przeczytać) byłoby miło dowiedzieć się o ich rówieśniczce (gdyby żyła, w przyszłym miesiącu obchodziłaby 88 urodziny), która robiła takie fajne rzeczy.
I jeszcze jedno: […]Zapytany o sytuację kobiet w nauce oparł, że słynną amerykańską uczelnią MIT rządzi dziś kobieta i że w Stanach Zjednoczonych nie ma dziś dyskryminacji pod tym względem. – Wręcz przeciwnie – mówił. – Mężczyźni muszą pracować więcej, ale uważam, że to OK.[…] Oczywiście, pytać można dowolnie każdego o wszystko. Watson jest, rozumiem, ekspertem od dyskryminacji kobiet, wspaniale więc, że tak przekonująco argumentując uspokaja, że tej nie ma. Naprawdę odetchnęłam z ulgą. (Choć, mówiąc poważniej, akurat w Stanach może jest i będzie coraz lepiej pod tym względem, w porównaniu z niektórymi innymi krajami). Ale czy wprost przeciwnie oznacza, że kobiety są faworyzowane, a mężczyźni dyskryminowani??? Muszą pracować więcej??? Doceniem poczucie humoru.
Mały update: pan redaktor Zagórski, do którego wysłałam maila ze znajdującymi się powyżej (w pierwszym akapicie) zarzutami wobec jego tekstu, zgodził się z moimi uwagami, wyjaśniając rzeczywiście, że w tak krótkim tekscie nie mógł umieścić wszystkich informacji. A o ważnej roli Rozalind Franklin sam Watson mówił podczas wykładu na Wydziale Biologii UW, ponadto jakiś czas temu był w Wysokich Obcasach artykuł na temat uczonej. Zawsze można też pogrzebać w Wikipedii :-) .