„Kobieta wiceprezydentem McCaina” – taki tytuł w szanowanym polskim dzienniku pod tytułem Gazeta Wyborcza pojawił się, kiedy McCain wybrał Sarah Palin na swą wiceprezydent. Jakoś redaktor Bosacki, kiedy Obama wybrał Joe Bidena na swojego wiceprezydenta, nie napisał: „Mężczyzna wiceprezydentem Obamy”.
Ręce opadają.
Miesiąc: Sierpień 2008
Wakacje – dzień piąty
Rewelacyjne Muzeum Indian Amerykańskich w Waszyngtonie (National Museum of the American Indian) dzisiaj: bardzo piękny budynek z zewnątrz, bardzo ciekawy wewnątrz. Duża kolekcja złota, strojów oraz broni, instalacje pokazujące życie, twórczość, wierzenia, rytuały różnych plemion Indian obu Ameryk oraz to, jak białym udało się plemiona te w dużym stopniu zniszczyć. I kolejne piętro muzeum przedstawiające współczesnych Indian, to, jak żyją i kultywują swe zwyczaje w USA dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku.
Wakacje – dzień czwarty
Popsuła się trochę pogoda. Od wczoraj pada, padało w nocy i prawie cały dzisiejszy dzień. W związku z tym nie chciało nam się nigdzie łazić i zwiedzać. Pojechaliśmy tylko do Hard Rock Cafe na bardzo dobry obiadek, a przy okazji M. kupiła sobie jakieś drobiazgi. Knajpa nas troszkę rozczarowała, bo od ostatniego razu, kiedy tam byliśmy, zmieniono wystrój. Zniknęły z baru ogromne gryfy gitar oraz połowa różowego cadillaca Elvisa :-) . Ale i tak było miło. I smacznie.
Salmonella a papryczki
Ponieważ wspominałam o epidemii salmonellozy w Stanach, warto może byłoby zamieścić mały updacik. Okazuje się, że to nie pomidory były problemem i jak najbardziej można je jeść. FDA uważa jednak, że nie powinno się spożywać papryczek jalapeño, pochodzących z upraw w Meksyku. Podejrzane są także papryczki serrano.
Ogólnie, epidemia wcale jeszcze nie wygasła. Do końca lipca zanotowano ponad 1200 przypadków zachorowań w 43 stanach, Waszyngtonie, DC oraz Kanadzie, w tym przynajmniej 229 osób było hospitalizowanych, a dwie zmarły.
Wakacje – dzień drugi
Dzisiaj zwiedzaliśmy National Gallery of Art w Waszyngtonie.
I to właściwie był cały dzień, a i tak obejrzeliśmy zaledwie fragmenty. Pewnie nawet tygodnie nie wystarczyłyby, żeby docenić wszystkie eksponaty. Przynajmniej jednak powiedzieliśmy cześć Dziewczynom Abakanowicz i Polskiemu szlachcicowi Rembrandta.
Wakacje – dzień pierwszy
Dzisiaj objechaliśmy troszeczkę Waszyngton, odwiedziliśmy Pułaskiego,
Kościuszkę,
oraz Franklina z gołębiem na głowie przed budynkiem starej poczty (Old Post Office Pavilion).
Budynek starej poczty całkiem nieźle prezentował się również w środku
i był z niego wspaniały widok na całe miasto, w tym na Kapitol.
Nieco się zmachaliśmy, bo i upał był nieziemski.
Wakacje, wakacje, wakacje
Trzy tygodnie wakacji przed nami :-) , jak na Stany całkiem sporo. A nasz gość – M. przylatuje dzisiaj.
Ładniejsza strona Pekinu
Jakieś takie wrażenie stworzyłam ostatnio, że moja krótka wizyta w Pekinie była nieudana, bo Pekin brzydki, bo smog, bo to, bo tamto. Nie było jednak tak źle i nie żałuję, że tam pojechałam, choć zapewne nie zrobię tego drugi raz. Mówię tu wyłącznie o Pekinie, a nie o całych Chinach, bo kto wie… Tak czy inaczej, nie było tak do końca źle, a właściwie, to mimo wszystkich niedogodności, było całkiem przyjemnie.
Była niezwykła i fascynująca architektonicznie Świątynia Nieba. Zresztą, tego dnia mieliśmy świetną pogodę, wiatr przegnał smog i można było zobaczyć błękitne niebo nad miastem.
Dziedziniec Ołtarza Nieba
Ciągle Świątynia Nieba
oraz jej chyba najpiękniejsza część – Pałac Modłów o Urodzaj
Tego dnia można było wreszcie obejrzeć Ptasie Gniazdo, choćby z daleka
Flamboyant ;-) lew w ogrodach Zakazanego Miasta miał uroczą minę
Podziwiałam również akrobatów o ciałach zdecydowanie z gumy :-)
A najlepsza (i najsmaczniejsza) ze wszystkiego była oczywiście herbata! Oraz nauki w herbaciarni, jak ją przygotowywać i pić, żeby zwiększyć jeszcze jej niewątpliwie dobroczynny wpływ na ludzki organizm. Mniam, mniam :-)
Parę luźnych uwag o Olimpiadzie
Nie oglądam Olimpiady w Pekinie*. Dla zasady, w ramach protestu przeciw temu, co dzieje się w Chinach. Ten protest oczywiście niczego nie zmienia, pewnie jedynym jego skutkiem jest moje lepsze samopoczucie. Poza tym, ogólnie rzecz biorąc, nie uważam oglądania Igrzysk za coś złego. Ludzie kibicują sportowcom, którzy pracują strasznie ciężko przed takimi zawodami. Rozumiem, że dla tych drugich występ jest ukoronowaniem wieloletnich nieraz przygotowań. A ci pierwsi – zapewne szukają wzruszeń i emocji. Bardzo jednak podobała mi się ogolona głowa Szymona Kołeckiego. Natomiast zaskoczyła mnie reakcja koleżanki z pracy, oglądającej Igrzyska, która absolutnie nie miała pojęcia, że w ogóle coś niedobrego dzieje się w Chinach, że są jakieś protesty, że nie wszystko jest takie piękne, jak to, co widać w telewizji. Koleżanka nie jest Amerykanką, tak na marginesie.
Nie podobały mi się natomiast i nadal nie podobają zachwyty ogólnie pojętych środków masowego przekazu nad tą Olimpiadą (chcąc nie chcąc człowiek i tak wie, co tam się dzieje, z grubsza chociaż, wystarczy włączyć komputer czy telewizor, choć dla telewizji amerykańskiej Olimpiada to głównie Phelps :-) ). Może gdyby doniesienia z otwarcia byłyby trochę mniej entuzjastyczne, może wtedy mniej ludzi by je oglądało i coś może dotarłoby do chińskich władz… eee, na pewno nie dotarłoby. Ale i tak mi się to nie podoba, że tak pokazywano te przygotowania do Olimpiady, mówiono, że Pekin tak pięknieje, że Chińczycy z takim entuzjazmem na to patrzą. Kto ich tam wie, może i patrzyli. A może udawali, bo tak są wytresowani. Znam ośmioro Chińczyków (bardzo mała próbka, wiem) i żadne z nich nie padało na kolana przed tym wszystkim. Ale oni są zamerykanizowani, niektórzy dość mocno.
Mam w ogóle wrażenie, że to, co było przed Igrzyskami – Pekin jako wielkie, brudne, ponure, zasnute smogiem miasto – to cały czas tam jest, przypudrowane tylko trochę i upchane po kątach. Przeczytałam gdzieś, że w Chinach to zawsze tak było, że władze wysiedlały ludzi, jak była potrzeba, itd., więc biały człowiek nie powinien ich tak strasznie nawracać na swoją kulturę, tylko uszanować ich. Zasadniczo, w ogóle nie zgadzam się z takim poglądem, a i w tym wypadku zakłada on (między innymi), że wszyscy Chińczycy myślą to samo. A tak nie jest i założę się, że niektórzy byli nieszczęśliwi, że muszą się skądśtam wynosić, bo tu będzie piękny stadion.
Ech, jakieś to wszystko niesmaczne, te przygotowania, ktoś tam sparaliżowany po ceremonii otwarcia, a potem jakieś oszustwa ze śpiewającymi dziewczynkami, jakieś komputerowo dodane efekty, jakieś występy sportowców młodszych, niż naprawdę byli, nie wspominając już o zakazie protestów. To jakoś nie tak powinno być. Zupełnie nie tak.
*Zrobiłam raz wyjątek, bo pstrykając pilotem zobaczyłam, że leci retransmisja siatkówki kobiet (Polska -USA). Obejrzałam więc sobie kawałek, szkoda, że Polki grały gorzej niż Amerykanki.
I jeszcze parę fotek, tak wyglądał Pekin, jeszcze nie do końca przypudrowany i wypiękniony, jakieś dziewięć miesięcy przed Igrzyskami Olimpijskimi. Smog pokazywałam wcześniej.
Hutongi:
Może nie centrum, ale również nie takie znowu małe ulice gdzieś na peryferiach:
Spodziewałam się więcej ludzi w maskach, ale, jak widać, mieszkańcy Pekinu przyzwyczajeni są do powietrza, którym oddychają. Niesamowite natomiast było to, jak oni manewrują na tych rowerach, jeżdżąc jakieś pięć centymerów od autobusów i samochodów i wyglądając, jakby zupełnie na nie nie zwracali uwagi.
Czytałam gdzieś, że takich naprawiaczy rowerów już na ulicach Pekinu nie ma, zostali przepędzeni.
Znowu złodzieje
Coraz lepiej w tej Ameryce – nie dość, że kradną paliwo (o czym pisałam jakiś czas temu), to teraz jeszcze katalizatory i mosiężne części hydrantów. Świat się kończy :-)