Odra, jak wszystkim wiadomo, jest jedną z chorób zakaźnych wieku dziecięcego. W krajach tzw. rozwiniętych przebiega stosunkowo łagodnie, cięższy przebieg może mieć w krajach uboższych, gdzie dzieci są niedożywione, dotyczy to zwłaszcza deficytu witaminy A. Ze względu na śmiertelność na skutek powikłań, głównie ze strony układu oddechowego i neurologicznych (na całym świecie są one przyczyną 880 tysięcy (!) zgonów rocznie, przy czym 85% tych zgonów notuje się wśród dzieci poniżej 5 roku życia w południowo-wschodniej Azji oraz Afryce) wprowadzono na całym świecie szczepienia ochronne; i np. od końca 2005 roku obniżyły one liczbę przypadków śmiertelnych w Afryce o 75%.
Zawsze znajdą się jednak ludzie, którym wydaje się, że lepiej szczepień nie stosować. Zawsze się zastanawiam, czy byliby tak samo stanowczy, gdyby choroba dotyczyła ich głównie, a nie ich dzieci? Co zresztą pięknie świadczy o nich, jako o rodzicach… Jest więc np. taka grupa światopoglądowa w Holandii, kierująca się przekonanami antropozoficznymi, która nie uznaje szczepień. Największa epidemia odry, właśnie głównie wśród członków tej grupy miała miejsce w latach 1999-2000, kiedy zachorowało ponad 3200 dzieci, a troje zmarło. To jednak, jak rozumiem, nie zachęciło członków wspólnoty do zmiany zdania na temat szczepień (w końcu, co to jest trójka zmarłych dzieci, zrobimy sobie następne), no i w tej chwili mówi się o kolejnej epidemii. Na razie przypadków zachorowań jest stosunkowo niewiele, ale znowu dotyczą one dzieci należących do tej wspólnoty.
Ciekawe, że o epidemii odry mówi się także w Kanadzie, w okolicach Toronto, i jest ona spowodowana tym samym genotypem wirusa, co ta w Holandii. A ponieważ istnieją częste kontakty między członkami wspomnianej wspólnoty i w Kanadzie i w Holandii, to, aczkolwiek nie ma potwierdzenia w postaci badań epidemiologicznych, wygląda na to, że członkowie grupy jeżdżą sobie po świecie i zarażają tych, którzy są podatni. Szczęśliwie, większość normalnych rodziców chce, żeby ich dzieci były zdrowe, w ten więc sposób odra zbiera swoje żniwo tylko (tylko? tylko???) wśród dzieciaków antropozofów albo, niestety również, wśród osób niezaszczepionych z innych powodów.
Coraz więcej przypadków odry notuje sie również w innych krajach, w ciągu ostatnich kilku lat epidemie opisywano w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Hiszpanii i Szwajcarii. Wygląda również na to, że od maja tego roku jesteśmy świadkami największej od ponad dziesięciu lat epidemii odry w USA, z przypadkami choroby opisywanymi w 15 stanach. W wymienionych powyżej krajach rodzice odmawiają szczepień głównie ze względu na strach przed powikłaniami poszczepiennymi, a zwłaszcza autyzmem, choć liczne badania pokazały, że takiego związku przyczynowego nie ma. Co więc kieruje tymi ludźmi? Brak rozumu po prostu? Czy egoizm pod tytułem: mnie to nie dotyczy, ja już na odrę chorowałem/chorowałam, mnie nie było łatwo, niech mój dzieciak tez pocierpi?
I nikt nie twierdzi, że szczepionki nie mają w ogóle żadnych niekorzystnych działań ubocznych. Pewnie, że mogą je mieć. Jak wszystkie leki i w ogóle pewnie wszystko w życiu. Tyle, że w przypadku szczepionek, tych wprowadzonych już jakiś czas temu i przebadanych na wszystkie strony, plusów jest znaaaacznie więcej niż minusów.
Jeszcze jedna ciekawostka, też niewesoła – przy okazji tej epidemii odry w Holandii, przypomniano, że w latach 1978-1979 wśród członków antropozoficznej wspólnoty w tym kraju, miała miejsce epidemia poliomyelitis (odmawiamy szczepień, bla, bla, bla). W tym samym czasie opisano epidemię polio także w Kanadzie. Po tych wypadkach odpowiednie służby dotarły do członków wspólnoty w obu krajach i zaproponowały szczepienia. Przywódcy wspólnoty w Kanadzie zgodzili się, w części, ale zawsze, na zaszczepienie dzieci. W Holandii odmówili niemal bezapelacyjnie. A warto zauważyć, że poliomyelitis również dotyczy głównie dzieci…