moja Ameryka

Wakacje – dzień ósmy

Znowu są upały. Wydawało nam się więc, że wyjazd „do lasu”, czyli na wyspę Roosevelta (o której już pisałam) będzie w sam raz – drzewa, schowamy się przed słońcem i w ten sposób gorąco nas nie zmęczy.

Ale i tak upał był męczący. Co prawda, poszliśmy także obejrzeć pomnik Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych (The United States Marine Corps War Memorial) znany także jako Iwo Jima Memorial oraz stojący nieopodal carillon (The Netherlands Carillon), dar Holendrów wdzięcznych za pomoc, jaką otrzymali od USA w trakcie i po II Wojnie Światowej. A te obiekty bynajmniej nie były w cieniu, sami więc jesteśmy sobie winni :-) .

moja Ameryka

Wakacje – dzień siódmy

Bazylika Niepokalanego Poczęcia w Waszyngtonie jest największym rzymsko-katolickim kościołem w Ameryce Północnej. Jest rzeczywiście potwornie wielka. I kiczowata, pełna pseudobizantyjskiego przepychu, który wyłazi z każdego kąta. M. mówi, że więcej ozdóbek jest w Licheniu, rozum nie jest więc w stanie tego ogarnąć (jak mawiał król Dezmod), jak musi wyglądać licheńska bazylika. Brr. Nie ciągnie mnie więc tam specjalnie, wystarczy mi w zupełności ta oglądana w niedzielę.

Bazylika jest więc wielka i bardzo zimna. I bardzo nowa. Nie ma w niej tego charakterystycznego dla starych kościołów ciepła, promieniującego z murów i podłóg, wytartych, wydotykanych przez pokolenia modlących się. W tak nowym kościele, jak Bazylika Niepokalanego Poczęcia, wszystko jest czyste, sterylne, ostre, nie widać śladów ludzi, jakby nikt do niego nigdy jeszcze nie przychodził.
Ludzi było jednak sporo, zwiedzających i tych, którzy zostali, tak jak my, na mszy. A potem, w dolnym kościele (który był nieco mniej kiczowaty, niz ten główny), wysłuchaliśmy jeszcze koncertu organowego. Ż. i M. się podobało, mnie nie bardzo.