Znowu mnie naszło na pisanie o szczepionkach przeciw HPV, zwanych też szczepionkami przeciw rakowi szyjki macicy. Może w tym jest problem, w tej drugiej nazwie? Do tego za chwilę wrócę, bo tak naprawdę to miałam tak ogólnie napisać, że szczepienie przeciw HPV jest sensowne. Chociaż ostatnio pojawiły się doniesienia, że szczepionka ma parę niemiłych efektów ubocznych. Ale FDA i CDC twierdzą, że jest bezpieczna. Trzeba więc się szczepić oraz dzieci swoje. Nawet reklamy w telewizji ciągle przekonują do tego. Wygląda więc, że wszystko jest dobrze, efekty uboczne bedą zawsze, bo wszystko ma efekty uboczne. I wady. Wadami tych szczepionek są, po pierwsze niewątpliwie ich cena, po drugie to, że trzeba przyjąć trzy dawki, a po trzecie, że wprowadzono je niedawno, więc nie ma danych na temat odległych skutków działania, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Jeszcze jedno jest bardzo ważne: szczepionka to nie wszystko. Nawet jeśli nie mówimy wyłącznie o tym, że chroni tylko przed 4 typami wirusa. Nawet jeśli mamy na uwadze tylko ryzyko raka szyjki – trzeba także robić cytologię, regularnie, zgodnie z wytycznymi dla odpowiedniego wieku, dla danej pacjentki. Zatem żeby chronić się przed tym rakiem potrzeba dwu czynników, szczepienia i regularnej cytologii?
Otóż jest jeszcze jeden ciekawy czynnik i to właśnie jest powód, dla ktorego ta notka wyglada inaczej niż planowałam. Pojawiła się właśnie w Sexually Transmitted Diseases (a raczej pojawi się dopiero w grudniu, taką ma datę) praca, która natchnęła mnie refleksją feministyczno-humanistyczną. Szczepionka przeciw HPV stosowana jest wyłącznie u kobiet. Logicznie, wydawałoby się. Mówi się o szczepieniach dziewcząt, są kłótnie o to, jak wpłynie to na rozwiązłość seksualną tychże dziewcząt i takie tam bzdety, nazywa się więc ten preparat szczepionką przeciw rakowi szyjki macicy. A co z mężczyznami? Oni też przecież mogą być zakażeni HPV. Pojawiają się nawet sensacyjne doniesienia, np. takie, że z grubsza jedna czwarta heteroseksualnych mężczyzn cierpi na zakażenie papillomawirusami odbytnicy i w ogóle okolicy okołoodbytniczej. (Oczywiście, najważniejsze pytanie, które się pojawia to: a skąd TO się TAM wzięło? Oj, ci naukowcy.) Poza tym, zakażenie u mężczyzn ma niewątpliwy wpływ na zakażenie u kobiet, biorąc pod uwagę główną drogę przenoszenia tegoż. Wielu specjalistów uważa, że dopiero szczepienie i kobiet i mężczyzn będzie najskuteczniejszym sposobem na zmniejszenie problemu HPV u ludzi. I rzeczywiście istnieją plany wprowadzenia szczepień także dla płci męskiej.
Co to ma wspólnego z pracą, o której wspominałam? Otóż, zrobiono badanie na grupie młodych mężczyzn, pytając ich między innymi o to, czy przyjęliby szczepionkę, jeśli miałoby to zmniejszyć ryzyko zapadnięcia na raka szyjki u ich partnerek seksualnych. Zapytano o to panów będących zarówno w luźniejszych, jak i trwalszych związkach. I zapytano przed poinformowaniem ich, jakie dobroczynne działanie miałaby szczepionka w odniesieniu do ich własnego zdrowia. Odpowiedź brzmiała: niespecjalnie. Niespecjalnie zainteresowałoby ich coś, co mogłoby zmniejszyć przynajmniej trochę ryzyko ciężkiej choroby u ich bliskich kobiet, a co musieliby zaaplikować samym sobie bez ponoszenia specjalnych kosztów zdrowotnych. Szokujące to, moim zdaniem. Praca mówi też o innych aspektach całego zagadnienia, między innymi o słabej wiedzy na temat HPV w społeczeństwie w ogóle, na temat chorób przenoszonych drogą płciową, itd., choć jednocześnie trzy czwarte badanych zdawało sobie sprawę, że może, nawet nieświadomie, być źródłem zakażenia dla partnerki, a ponad połowa słyszała, że coś takiego jak szczepionka istnieje. Dlaczego więc? Jak dla mnie, rozum nie jest w stanie tego ogarnąć, choć żarty jakoś tak się skończyły, królu Dezmodzie. Myślę sobie, że może to tylko taka grupa badana, tylko to jedno badanie… Może to wszystko przez dawanie do zrozumienia, że ta cała szczepionka to taka babska (czytaj: nieważna) sprawa. Może więc warto byłoby ją reklamować jednak jako szczepionkę przeciw HPV, a nie przeciw rakowi szyjki macicy, bo to implikuje, że zakażenie jako takie dotyczy tylko płci żeńskiej. W takim razie będziemy reklamować szczepionkę mężczyznom mówiąc im, że to ich zdrowie jest zagrożone. W sumie, nic w tym złego, tylko że po lekturze wyżej opisywanej pracy jakiś niesmak pozostaje. Czarno widzę, szczerze mówiąc, te szczepienia u panów. Czas pokaże, jak to będzie wyglądało.
Zastanawiam się jeszcze, czy na pewno była to kwestia pod tytułem: nie interesują mnie babskie sprawy, bo ja jestem prawdziwy maczo. Nie badano mężczyzn homo- i biseksualnych. Ciekawe, czy potencjalna ochrona męskiego partnera seksualnego cieszyłaby się większym zainteresowaniem panów. A może była to raczej kwestia egocentryczna: co się będę szczepił, mnie to nie dotyczy. Warto pamiętać, choć to nie do końca to samo, że szczepimy dziewczęta przeciw różyczce nie dlatego, żeby same nie chorowały, ale żeby uchronić ich potencjalne dzieci przed zakażeniem w okresie płodowym. Zresztą, w ogóle szczepiąc się przeciw czemukolwiek zabezpieczamy siebie, ale i w pewien sposób całkiem spory kawałek populacji – ludzi z naszego otoczenia.
Refleksja osobista: czy ja dałabym się zaszczepić przeciw czemuś, co mogłabym sprzedać mojemu partnerowi, a sama nawet nie byłabym w żaden sposób narażona na chorobę? Dla mnie odpowiedź jest oczywista.
Notka daje do myślenia również na inny temat.
Zwykle mówiło się, że nie ma antykoncepcji chemicznej/hormonalnej dla mężczyzn, bo dużo trudniej wymyśleć metode skutecznego okiełznania milionów plemników niż pojedynczych jajeczek.
Opisana opinia panów na temat szczepionek przeciw HPV każe myśleć, że równie (a może bardziej) istotnym powodem jest przewidywana niechęć potencjalnych użytkowników do łykania czegoś, co kogo innego – nie ich przecież – uchroni przed ciążą.
Nikt nie jest głupi by pakować kasę w prowadzić badania nad specyfikiem, który mało kto kupi.
W tym badaniu jest link do innej ankiety, z której wyszło, że 95% młodych mężczyzn w przypadku zdiagnozowania u siebie HPV zaczęłoby używać kondomów, by nie zarazić partnerki.
Natomiast z badania, które omawiasz wynika, że akceptacja szczepionki zależy od postrzeganych korzyści szczepienia. Zatem mężczyźni wzięli pod uwagę własne zdrowie, zdrowie partnerek i tak można chronić w inny sposób.
Problem w tym, że prezerwatywy nie są najlepszym sposobem na zapobieganie transmisji HPV od partnera do partnera. Cytując CDC: A lesser degree of protection is provided for genital ulcer diseases or HPV because these infections also may be transmitted by exposure to areas (e.g., infected skin or mucosal surfaces) that are not covered or protected by the condom.
Że już nie skomentuję, iż założenie gumki to nie jest znowu jakąś szczególną łaską ze strony faceta.
Tak ogólnie rzecz biorąc.
A szczególnie w tym przypadku – intencje, które im przyświecały mogły teoretycznie, owszem, być dobre. Ale biorąc pod uwagę postawę tych panów w obliczu szczepionki (która dla kobiet jest jednak „cenniejsza”) sądzę, że jakoś wątpię. Mam wrażenie, że po prostu mieli w nosie ” postrzegane korzyści szczepienia” (które nb. ktoś im zapewne dokładnie wytłumaczył). Bo to ich aż tak bardzo nie dotyczy.
Optymistycznie dodam, że może zresztą, gdyby dziś zrobić takie badania, wyniki byłyby inne.
Intencją tej pracy było zbadanie czy dodanie informacji o skutkach zakażenia wirusem mężczyzny dla jego zdrowia ma wpływ na gotowość poddaniu się szczepieniu. Badani otrzymali informację, że Gardasil jest dostępny dla kobiet. Myślę, że ta informacja prawdopodobnie spowodowała, że mężczyźni nie brali pod uwagę zarażenia partnerki jako powód dla poddania się samemu szczepieniu.
Informacja o skutkach dla samych mężczyzn widocznie okazała się niewystarczająco przekonująca, by skłonić ich do poddaniu się szczepieniu.
Pewnie tak, skoro to było ponad rok temu, a i później ukazywały się badania, które poddawały w wątpliwość zasadność szczepień chłopców.
To mnie więc nie dziwi. Nieprzyjemnie zaskoczyło mnie co innego –
No i to właśnie wydało i wydaje mi się takie wstrętne.
Jeśli kobieta jest zaszczepiona na HPV to szczepienie mężczyzny nie ma chyba żadnego znaczenia dla jej zdrowia. Zachowanie badanych było po prostu reakcją na treść informacji jaką otrzymali – nie wiem co dokładnie im powiedziano, a to jest kluczowe w całej sprawie. W każdym razie 83% badanych już przed przeczytaniem informacji miało jakąś wiedzę na temat HPV i szczepień kobiet – być może część z badanych mężczyzn była w związku z już zaszczepioną dziewczyną (próba badawcza to studenci w wieku 18 – 20 lat z Florydy). W kwestionariuszu były też pytania o to co zniechęca do poddania się szczepieniu i pojawiał się jako opcja wysoki koszt. Sądzę więc, że te wszystkie informacje zasugerowały taką, a nie inną odpowiedź.
Nie można stąd wnioskować, że mężczyzn nie obchodzi zdrowie partnerek – odpowiedzi z innej ankiety na temat tych kondomów na to nie wskazują, nawet jeśli tamto pytanie było trywialne. Wygląda mi na to, że badanie wykonano błędnie i nastąpił efekt zgadywania przez badanego hipotezy badacza. Poza tym próba absolutnie niereprezentatywna. Nie psułbym sobie nastroju tym badaniem. :)
Toteż ja sobie nie psuję nastroju :-), tym bardziej, że to było tak dawno. Ja tylko oceniam postawę, która mi się nie podoba. Nie podoba mi się, że można odrzucać coś, co daje dobre skutki u partnera, u szczepiącego potencjalnie też, a w dodatku nie wiąże się z jakimś specjalnym ryzykiem. Nie wiem, i nie chce mi się sprawdzać, co do czego badani mieli świadomość, co im coś tam zasugerowało, z kim być może byli związani w danej chwili, czy partnerka była szczepiona, i tak dalej. To nieszczególnie zmienia mój odbiór tych badań. Ale powtarzam, optymistycznie zakładam, że przynajmniej część badanych miała dobre intencje, poza tym sporo mogło się od tego czasu zdarzyć.
Dodam tylko:
„Być może”? Być może, a może i nie. I dwa niesłychanie ważne słowa w tej sytuacji – herd immunity. I to, że szczepionka nie jest nigdy skuteczna w 100%.
Herd immunity ponownie. Jedna partnerka mogła być zaszczepiona, kolejna nie.
Jeszcze zastanawia mnie to, co piszesz, że ci mężczyźni nie mieli gdzieś zdrowia partnerek, bo kondomy. Hmm…, wydaje mi się, że deklaracja, iż będę używał prezerwatywy w tej sytuacji jest nieco kuriozalna (a nie świadcząca koniecznie o trosce). Primo, człowiek świadomy powinien wiedzieć, że akurat w przypadku HPV nie to jest najważniejsze. Secundo, świadomy facet zawsze powinien używać prezerwatyw, jeśli nie jest w stałym związku. Chroni w ten sposób także siebie przecież, przed innymi STI na przykład. Jak napisałam, łaski więc nie robi, że deklaruje, bo to jest oczywistość. I piszesz, że „95% młodych mężczyzn w przypadku zdiagnozowania u siebie HPV zaczęłoby używać kondomów, by nie zarazić partnerki. ” Zaczęłoby? Dopiero wtedy? I 95%, a nie sto?
Podtrzymuję więc moją nienajpochlebniejszą opinię o panach z badania. Bo zauważę, że oceniam to konkretne badanie (próba była, jaka była, nie chce mi się oceniać statystyki tej pracy, jeśli opublikowano ją w przyzwoitym czasopiśmie, to statystyka powinna także być OK), a nie wysnuwam wnioski, że mężczyzn w ogóle nie obchodzi zdrowie partnerek. I ponieważ znam panów podchodzących trochę inaczej do problemu, tym bardziej nie mam powodu do psucia sobie nastroju :-)
Co do badania, które omawiasz herd immunity może i ładnie brzmi, ale dlaczego panie spełniają obowiązek herd immunity za darmo, a panowie mają za to samo płacić i to całkiem sporo? Badacze powiedzieli badanym, że koszt szczepienia dla mężczyzn jest wysoki. Taka sugestia w ankiecie mogła zadecydować o takim, a nie innym wyniku. Nie ma więc podstaw negatywnego oceniania postaw mężczyzn z tego konkretnego badania, jeśli chodzi o zdrowie kobiet.
Też uważam, że to jest niesprawiedliwe. Szczepionka powinna być dostępna i refundowana dla wszystkich. No i weź pod uwagę, że w wielu miejscach panie również płacą. Koszt szczepionki jest nadal bardzo wysoki – dla wszystkich.
Twoim zdaniem. Bo dla mnie są podstawy (o czym pisałam powyżej). I tak to właśnie oceniam.
I jeśli chodzi o kasę, to tym gorzej. Zrozumiałabym ewentualnie inne rzeczy (co nie znaczy, żeby mi się spodobały), ale nie ochronić bliskiej osoby, bo jest drogo (ale znowu nie tak potwornie drogo) – taka postawa jest bardzo fuj.
Przed czym chronić? Pamiętaj, że to choroba weneryczna, a pytano 18 – 20 latków. Badani sądzili że prawdopodobieństwo złapania tego wirusa jest małe i zależy od zachowania seksualnego. W badaniu zresztą wyszło, że akceptacja szczepienia jest większa u młodzieży która miała więcej partnerek seksualnych (część grupy badanej prawdopodobnie w ogóle nie współżyła seksualnie). U mnie w liceum zachęcano do szczepienia przeciw WZW B i bardzo niewiele osób się na nie zdecydowało (i nie zależało to od płci). A przecież to potencjalnie śmiertelna choroba i też możemy narażać zdrowie partnerów seksualnych. Podejrzewam, że z badanymi młodymi mężczyznami mogło być podobnie.
Jak to – przed czym chronić? Młodzież w tym wieku powinna wiedzieć bardzo dużo o STIs, bo to jest ten wiek, kiedy najwięcej z nich się zaraża właśnie tymi schorzeniami. To jest tragedia i epidemie w wielu krajach.
Myślący ludzie powinni wiedzieć, wiedza nie szkodzi, a wprost przeciwnie. Niewiedza nie usprawiedliwia. No i sam pisałeś, że ponad 80% miało pojęcie o HPV jeszcze przed badaniem, co im powiedziano przy badaniu – nie wiesz. Nie mówiąc już o tym, że prawdopodobienstwo złapania tego wirusa nie jest takie małe.
Tak więc – trochę niespójna ta Twoja obrona tych mężczyzn. Wysuwasz różne, nie przekonujące mnie zupełnie, argumenty, w postaci a to kasy, a to tego, że partnerka może była szczepiona. Piszesz, że mieli jakieś pojęcie o HPV i że nawet skłonni byliby założyć gumki, a teraz, że może byli zbyt młodzi (co jest kompletnie absurdalne, moim zdaniem). Jakoś chyba musieli wiedzieć, co co w tym wszystkim chodzi. Albo powinni. I nawet jeśli było to przed rozpoczęciem współżycia (w co niespecjalnie wierzę, dane mówią, że wiekszość młodzieży w USA rozpoczyna w wieku 17 lat) – nawet jeśli, to chyba można sobie co nieco wyobrazić. Na przykład, że partnerka umiera na raka szyjki, a ja ją zaraziłem.
Moją intencją nie było przekonanie kogokolwiek moją notką, a przedstawienie opinii. Każdy ma swoje zdanie. Ty, jak widzę, masz inne niż ja. Ale ja przy moim pozostanę, po dyskusji z Tobą nawet tym bardziej . Nie znajduję po prostu niczego, co mogłoby zmienić moje zdanie: „Nie podoba mi się, że można odrzucać coś, co daje dobre skutki u partnera, u szczepiącego potencjalnie też, a w dodatku nie wiąże się z jakimś specjalnym ryzykiem.”, że tak się zacytuję, a o kasie już nie wspomnę, bo to jest naprawdę brzydkie.
Rozumiem, że Ty masz ochotę podyskutować :-). Ale ta dyskusja jest mocno jałowa. Zarzucasz coś, ja odpowiadam, Ty wymyślasz coś nowego. Oczywiście, można się tak długo bawić, ale ja nie widzę specjalnego celu tej zabawy. Ty mnie nie przekonasz, a ja przekonywać kogokolwiek nie mam zamiaru.
No i nie było to zbyt mądre. Z tym, że zależy to od tego, czy osoby te nie były szczepione już uprzednio.
1. Powinni albo nie powinni to twój osąd moralny i nie każdy musi go podzielać. Jeśli nie ma jakiś programów edukacyjnych to trudno tu oczekiwać wiedzy.
2. 17 to wiek średni, wielu rozpoczyna później.
3. Badanie wykazało, że wiedza na temat HPV była mała i wiele informacji, które im przedstawiono było nieznanych wcześniej.
4. Badanie wykazało, że młodych mężczyzn średnio interesuje ryzyko zapadnięcia na choroby takie jak rak penisa, czy brodawki i to jest zastanawiające. Skoro nie obchodzi ich własne zdrowie, to nie dziwi mnie też to, że nie obchodzi ich zdrowie kobiet.
Ja nie bronię tych mężczyzn tylko objaśniam możliwe przyczyny takiej sytuacji. Chęć świadomego narażenia partnerki życiowej na zarażenie rakiem szyjki macicy jest najmniej prawdopodobnym scenariuszem. To raczej kwestia braku świadomości ryzyka złapania wirusa.
ad klasa liceum. Uprzednio szczepione były o ile dobrze pamiętam najwyżej 2 osoby. Po wysłuchaniu horror story na temat WZW z 28 nieszczepionych osób chęć szczepienia wyraziło 6 może 7 osób. W innych klasach podobnie. Po prostu ludzie w tym wieku nieszczególnie się przejmują tego typu sprawami.
Nie mówiłam, że dyskusja jest jałowa? Przez powtarzanie różnych rzeczy na pewno. Ale powtórzę raz jeszcze, bo chyba nie doczytałeś – ja nikogo nie chcę przekonywać. Ja przedstawiam własne zdanie i, w istocie, nie każdy musi je podzielać. Sama to napisałam parę minut temu.
Co wszystko razem nie zmienia faktu, że uważam, że młodzież, która ma małe pojęcie o STIs robi bardzo głupio. Ale to ich wybór.
Skąd pomysł, że nie ma? Akurat o tej szczepionce w Stanach nie sposób nie wiedzieć (patrz niżej).
I co z tego? Przecież mają kolegów, filmy, internet. Trzeba się bardzo starać, aby się z wiedzą na ten temat w ogóle nie zetknąć.
Nie wiem, jaka była. Ty pisałeś, że jakąś mieli. A nawet jeśli była zbyt mała – powinni się dokształcić, dla swojego własnego dobra. To jest elementarna wiedza o epidemiologii chorób zakaźnych przenoszonych zwłaszcza drogą płciową. Że nie wspomnę o tym, że tu, w Stanach akurat, bardzo dużo trąbiło się o tej szczepionce, w środkach masowego przekazu, i trzeba było być bardzo odpornym na wiedzę, żeby tego nie załapać. No i niewiedza naprawdę niczego nie usprawiedliwia. Jak się czegoś nie wie, można się dopytać, dokształcić.
Obojętność na własne zdrowie – głupota, obojętność na zdrowie bliskich – głupota + obrzydliwość.
I widzę, że sam przyznajesz, że ich nie obchodziło. To mnie właśnie zniesmaczyło. Niezależnie od przyczyn.
Na moje oko wyglądało to jak obrona. Ale nawet jeśli to było tylko objaśnianie – to naprawdę nie musisz. Ja nawet pewne kwestie poruszane przez tych mężczyzn rozumiem czy zrozumiałabym (o czym także pisałam). Problem w tym, że te ewentualne argumenty nic nie zmieniają. Moim zdaniem, jeśli to w tym była obojętność to to już jest obrzydliwe. I czy chęć była świadoma czy tylko niewyrażona, czy w ogóle nieświadoma (choć w to trudno mi uwierzyć po różnych akcjach uświadamiających) to także niczego nie zmienia. Wiedzieli (tyle przynajmniej wiedzieli), że można zapobiec strasznej chorobie dziewczyny czy partnerki, że sami mogą coś w tym kierunku zrobić. A nie chcieli. Sprawa jest jasna. Dla mnie.
Dodatkowo, mam poważne wątpliwości do dwu ostatnich zdań. Po pierwsze, dodaj, że dla Ciebie jest najmniej prawdopodobnym scenariuszem. Bo jak widać, wcale nie dla każdego. A po drugie – nie mieli świadomości, że one mogą złapać wirusa? I że oni mogą je zarazić? To dlaczego deklarowali używanie prezerwatyw w tej sytuacji? Wniosek dla mnie jest prosty – wiedzieli, a nie chcieli nic sensownego z tym zrobić.
O, nie zauważyłam tego dodatkowego komentarza.
Jeśli opisywani przez Ciebie ludzie w tym wieku nieszczególnie przejmują się tego typu sprawami, to bardzo głupio postępują.
I nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że „ludzie w tym wieku ogółem”- nie wszyscy tak mają. To są Twoje doświadczenia, ja mam trochę inne.
Zacznę od końca. Grupa pytana o prezerwatywy to byla inna grupa – tez młodych mężczyzn którym zadano pytanie, czy gdyby mieli stałą partnerkę i złapali HPV (nie wnikano kiedy i w jaki sposób) to staraliby się jakoś chronić partnerkę? Wyszło, że staraliby się i nawet jeśli jest to sprawa głupia i trywialna, a metoda nie jest w 100% skuteczna (o czym mało kto wie) to wskazuje jednak, że nie jest prawda stwierdzenie jakoby ludzie chcieli świadomie narażać partnera na zakażenie wirusem.
W drugim badaniu natomiast masz grupę, która miała blade pojęcie o HPV – co wskazał test wiedzy wykonany przed badaniem, której dano do przeczytania pewne informacje części tylko o skutkach u mężczyzn, części o skutkach u mężczyzn i kobiet. Następnie przeprowadzono test. Wyszło im, że chęć szczepienia jest umiarkowana. Jak to wytłumaczyć?
Po pierwsze wiek grupy badanej. Po drugiej pewne sugestie zawarte w samej ankiecie. Ja rozumiem, że dla ciebie dywagowanie o koszcie jest bee, ale dla autorów badania już nie. Dlatego zawarli taką sugestię w ankiecie. Jeśli spodziewasz się, że 18-latkowie będą bardzo chętni wydać 400$ na szczepienie zamiast na np. wyjazd na snowboard z kumplami to jesteś optymistyczna. Mieszkasz w kraju w którym 15% populacji nie ma ubezpieczenia medycznego – głupota, nie? Ale taka jest na razie ekonomiczna rzeczywistość.
Czy nastolatkowie przejmują się chorobami wenerycznymi? Ależ tak. Czy chętnie zgłaszają się na szczepienia – nie bardo. Moim zdaniem decyduje brak świadomości, że można coś złapać i narazić partnera na zakażenie. Nawet jeśli się opowie ludziom horror story to i tak mają tendencję do myślenia „mnie się to nie zdarzy, ja nie zachoruję”. Pewnych informacji czasem po prostu ludzie nie przyjmują do wiadomości.
Tu masz inne badanie na temat gotowości mężczyzn do szczepienia na HPV: http://journals.lww.com/jlgtd/Abstract/2008/10000/Men_s_Attitudes_Toward_Receiving_the_Human.4.aspx
Wychodzi, że 33% chce, 40% niezdecydowanych, 27% nie chce.
Odpowiem raz jeszcze, choć po raz kolejny podkreślę, że dyskusja jest jałowa i kręci się w kółko, bo a. ciągle powtarzamy to samo, b. wyciągasz od nowa te same, już poruszane argumenty, c. nikt nikogo nie przekona, d. rozumiem, że masz swoje zdanie, ale e. i ja mam swoje i go nie zmienię, bo argumenty są dla mnie mało przekonujące i to, że je powtarzasz tego nie zmienia. e. zgodnie z ostatnim zdaniem zdaniem Twojego komentarza – przyjmij to do wiadomości, że ktoś może mieć inną opinię niż Ty. f. zadajesz jakieś pytanie – ja naprawdę, powtórzę to chyba po raz trzeci, nie chcę tu nikogo do niczego przekonywać czy wyjaśniać, nie to było moim celem. Zgadzasz się z notką, nie zgadzasz się – Twoja sprawa.
Ponadto uwaga ogólna – bardzo trudno dyskutuje się z kimś, kto po pierwsze pisze w sposób „to jest lub nie jest prawda”, „to jest jakiś tam scenariusz”. To jest wyłącznie Twoje zdanie.
Po drugie – to przestaje nawet być dyskusją, jeśli Ty piszesz np. że powód postępowania był jakiś – np. brak wiedzy, ja odpisuję, dlaczego uważam, że delikwent powinien wiedzieć, Ty wówczas przerzucasz się na argument „kasa”. Mnie argument „kasa” nie przekonuje, tłumaczę dlaczego. Ty wracasz do argumentu „wiedza”. Ja więc o „wiedzy”. Następnie Ty znowu o „kasie”. Naprawdę można tak w kółko, ale mnie jakoś „dyskusja” na takim poziomie nie ciekawi zupełnie.
I serio, serio, nie musisz powtarzać wszystkiego od początku. Ja rozumiem Twoje podejście, ono po prostu mnie nie przekonuje. Zostanę przy swojej opinii. Zaakceptuj to.
Ale uff, dodam jeszcze jak najzwięźlej, choć myślę, że dyskusja przestała tak naprawdę być dyskusją: 1. argumenty niektóre widzę, rozumiem, ale mnie nie przekonują. 2. kasa – zdaję sobie sprawę, że 18-20 latek woli wydać ją na coś innego. Jeśli np. na rozrywki, to moim zdaniem niedobrze to o nim w tym wypadku świadczy. 2. Brak ubezpieczenia jest faktem, faktem jest także to, że wielu studentów ma pieniądze (albo mają ich rodzice – opłaty za studia) albo ubezpieczenia. Nie mnie decydować, na co wydają te pieniądze – to ich sprawa, ja za to mogę sobie ich decyzje pooceniać.
3. Czy nie chcieli świadomie – sprawa jest dyskusyjna. Ty uważasz, że chcą chronić, bo deklarują użycie gumek. Ja uważam, że skoro człowiek odrzuca dobrą metodę, a stosuje kiepską (w dodatku taką, którą i tak powinien stosować, więc ta deklaracja jest żałosna) to ja tej troski zanadto nie widzę.
Nie jest więc tak, że nie jest prawdą, bo to nie jest żadna prawda, tylko kwestia do interpretacji, a jak widzisz, przynajmniej jedna osoba interpretuje to inaczej.
4. Co do nie przyjmowania do wiadomości – ja naprawdę rozumiem, że są ludzie, którzy nie myślą (czasem lub często przynajmniej). Wystarczy się rozejrzeć. Ale informuje Cię, że istnieją również ludzie myślący, którzy przyjmują. Że nie wszyscy – cóż, taki lajf.
I widzę kolejny komentarz od Ciebie. Nie zaglądając do tego tekstu, skomentuję tylko to, co napisałeś. Moim zdaniem 33% chętnych to jest tylko 33%. Ale nie wnikam w intencje, nie oceniam, bo nie czytałam. Optymistycznie mogę tylko założyć, że tych sporo niezdecydowanych może kiedyś zechce się zaszczepić.
W związku z tym wszystkim, co napisałam powyżej (i wcześniej także nie raz), o tym czym stała się ta dyskusja, o kręceniu się w kółko, o jałowości i o tym, że pozostanę przy swoim zdaniu, a Ty najprawdopodobniej przy swoim – z mojej strony EOT.