moja Ameryka

Mandaty

Dość długo udało nam sie przeżyć w Stanach bez żadnego mandatu. Mandaty jednak chodzą parami, choć twierdzić, że są nieszczęściami byłoby stanowczo dużą przesadą, i akurat w czasie tegorocznych wakacji udało nam się dostać dwa.

Pierwszy był za zaparkowanie w niedozwolonym miejscu w DC. Nasza culpa, więc Ż., nie kłócąc się specjalnie, zwrócił się z prośbą do DMV Dystryktu, żeby byli uprzejmi rozważyć choć zmniejszenie, jeśli nie anulowanie. Uprzejmi nie byli, to znaczy byli i nawet w bardzo uprzejmy sposób odpowiedzieli, że nie ma mowy. DC potrzebuje pieniędzy, a te parę dolarów piechotą nie chodzi. Porzućcie więc wszelką nadzieję wy, którzy parkujecie w sposób niedozwolony na ulicach stolicy USA, niestety.

Z drugim sprawa jest bardziej skomplikowana. Dostaliśmy go za przekroczenie prędkości na pięknej, dużej drodze w pobliżu jednej z baz wojskowych, których w pobliżu Waszyngtonu trochę jest. Wręczył go nam zresztą żołnierz, a nie policjant. Co do speedingu, to rację miał. Problem w tym, że sama ulica w żaden sposób nie wskazywała, że limit prędkości zostanie aż tak obniżony, nie było znaku (a Ż. hamować zaczął jak tylko ten znak zobaczył), a szanowne wojsko czaiło się ewidentnie jeszcze przed znakiem. Ż. mandat przyjął i nawet chciał zapłacić, ale po analizie topograficznej drogi, którą był przeprowadził wnikliwie tudzież licznych korespondencjach z wydziałami ruchu drogowego stanu Virginia, doszedł do wniosku, że może warto pryncypialnie powalczyć, bo mandat nie był wystawiony do końca prawidłowo. W USA istnieją dokumenty, przyjęte przez wszystkie stany (przez niektóre z zastrzeżeniami), o pewnych wspólnych zasadach ustawiania znaków ograniczeń prędkości. Ciekawostką jest fakt, że biegnąca obok bazy ulica, na której dostaliśmy mandat, jest pod jurysdykcją wojska, a wojsko zwyczajnie nie chce się zastosować do powyższych uzgodnień, mimo wielokrotnych ponagleń ze strony wydziału ruchu drogowego czy nawet policji. Może wojsko zbiera na papierosy? Świerszczyki? Karabiny ? Czy też inne zabawki, którymi wojsko lubi się bawić? :-)

W tym wszystkim Ż. budzi mój głęboki podziw, bo raz, że wymienia tę korespondencję i czyta prawniczo-drogowe dokumenty, a dwa, że wybiera się do sądu pokazać, że ten akurat mandat dostał niesłusznie. Ja na jego miejscu pewnie zapłaciłabym, głównie dlatego, że w sądzie zapomniałabym, jak się mówi dzień dobry po angielsku ;-) . Kibicuję mu więc bardzo mocno!