moja Ameryka, okołonaukowo

Jak to się robi w Ameryce

Nauka amerykańska dostanie wreszcie porządne dofinansowanie, za co bardzo lubimy Obamowego stimulusa :-). Nie chodzi wyłącznie o komórki macierzyste, ale o przekazanie sporej kasy na badania w ogóle. NIH ma otrzymać dodatkowe 10 miliardów w ciągu kolejnych dwóch lat. Wszyscy się cieszymy, bo akurat piszemy jakieś projekty i może urodzi się z tego więcej, niż się spodziewaliśmy.

Przy okazji tych dodatkowych pieniędzy, paru naukowców pomyślało, że może warto byłoby zlikwidować w NIH Instytut Medycyny Alternatywnej. Nie bardzo wypada przecież, żeby w tak znamienitym naukowo ośrodku funkcjonowało coś, czego wartość naukowa jest prawie zerowa. Zgłoszono więc ten pomysł o likwidacji, argumentowano o wadze tego, jak wydawane są pieniądze podatników, druga strona natomiast broniła się, twierdząc, że jakieś badania jednak w tym NCCAM prowadzono. Czytam ten artykuł i widzę, że nikt nikogo specjalnie nie atakuje personalnie, wszyscy się szanują (a przynajmniej udają, żeby lepiej wyglądało), a i bardzo ważny jest też fakt, że przez lata udowadniano, właśnie w tym instytucie, że różne homeopatie, akupunktury, reiki i inne pomysły woo medicine nie działają. Instytut przydał się więc na coś, choć może nie do końca zgodnie z zamysłem jego pomysłodawców (a przy okazji naukowcy w nim pracujący pokazali, że parę rzeczy jakoś tam jednak działa, choć dziwacznie dość, jak wynika z artykułu).

Czyli można walczyć z pseudonauką w sposób kulturalny i merytoryczny zarazem, bez histerycznych anty-wróżkowych akcji, w stylu niektórych luminarzy nauki polskiej (MSPANC).

5 myśli w temacie “Jak to się robi w Ameryce”

  1. Ja bym tam wszystkie go od razu do kosza z napisem „nie dziala” nie wyrzucala.
    Moja matka po wypadku samochodowym miala problemy z kolanem, towarzyszyl jej nieustajacy bol.
    Lekarze szpitalni (a byla u wielu) nic nie umieli poradzic oprocz karmienia jej ogolnymi srodkami przeciwbolowymi, ktorych notabene nie brala i ja jej sie nie dziwilam.

    W koncu kolezanka namowila ja na akupunkture. Pare sesji i bol przeszedl. Nie byl to efekt placebo, bo matka nigdy w medycyne alternatywna nie wierzyla.

    Nie mowie, ze nalezy wierzyc w ich wyjasnienia, ale w wielu wypadkach jest robione cos, co przynosi wymierne efekty. Podobnie w przeszlosci, mimo ze pare tysiecy lat temu ludzie nie mieli pojecia o bakteriach, to jednak na rany przykladano rozne mikstury o wlasciwosciach bakteriobojczych. Uzasadniano to bajkami o dzialaniu zlych duchow itp. ale mimo wszystko to dzialalo. Tutaj moze byc podobnie.

  2. Futrzak: fakt, że jednej osobie przeszło, świadczy dokładnie o niczym. Być może po takim samym czasie przeszło by jej samo.

    Twój przykład z obkładaniem ran pajęczyną itp jest nietrafiony. Nie jesteśmy kilka tysięcy lat temu, tylko teraz, kiedy mamy wypracowane spójne i skuteczne metody oceny skuteczności terapii.

    Żeby ocenić terapię, musisz u odpowiednio dużej grupy osób ze schorzeniem zastosować terapię badaną (powiedzmy akupunkturę) i u grupy osób z tym samym schorzeniem jej nie stosować (dać placebo, albo sprawdzoną, skuteczną terapię). Jeśli opowiednio więcej (ile – od wyliczenia są metody statystyczne) osób stosujących akupunkturę niż osób stosujących placebo poczuje się lepiej, wtedy można o czymś mówić. Podobnie można porównać jak często osoby po akupunkturze czują się lepiej niż po tradycyjnej terapii. Są tu dodatkowe czynniki utrudniające – trudno jest zrobić placebo równoważne akupunturze, nie tak jak tabletkę nie zawierającą leku (przy testowaniu leków).

    Ale tak czy owak, wrażenia jednej osoby świadczą o niczym jeśli chodzi o skuteczność metody.

    A w badaniach systematycznych zdaje się akupunktura wychodzi blisko zera, na tyle blisko, że albo wcale nie pomaga, albo pomaga tak rzadko, że w sumie po co tracić na nią czas i pieniądze.

  3. Futrzak, ja cytowałam to, co napisano w artykule – że parę rzeczy działa, a inne nie działają. Ważne jest to, że to wszystko zbadano: dobrymi, uczciwymi, naukowymi metodami. W przypadku Twojej mamy i akupunktury mogła być tylko korelacja, a nie związek przyczynowo-skutkowy. I, ponieważ mama nie miała próby kontrolnej, nie wiesz, czy noga nie przestałaby jej sama boleć bez tych zabiegów.
    I mówisz, że mama nie wierzyła – na niejednego pacjenta dobrze może działać sama obecność lekarza i zastosowany dowolny zabieg. Kwestia psychiki i nastawienia ma znaczenie, co nie znaczy, że tak będzie u innych pacjentów. I, jak pisze Miskidomleka, z odczuć jednej osoby nie wnioskuje się o skuteczności leczenia.
    Co do mikstur o właściwościach bakteriobójczych – one nie były placebo, tylko ludzie wówczas nie wiedzieli, co w nich jest. Teraz wiemy np., że w korze wierzbowej jest kwas acetylosalicylowy, a na pajęczynach mogła siedzieć pleśń, wytwarzająca naturalne antybiotyki. Związki te działały zgodnie z swoim mechanizmem działania, nie wpływało nań to, czy ludzie wierzą przy tym w opowieści o duchach.

  4. miski: ja wiem jak wyglada procedura oceny/terapii i tak dalej. nie chodzilo mi o to. Co w wypadku mojej matki zadzialalo nie wiem, ale jednak COS POZA klasyczna medycyna.

    Chodzi mi tylko i wylacznie o to, ze wiele zjawisk chociaz nie ma w tej chwili naukowego wyjasnienia wcale nie musi byc kompletna bajka.

  5. Proszę usunąć mój komentarz o Futrzaku, uniosłam się niepotrzebnie na brak myślenia u tej osóbki, ale wcale nie chcę jej obrażać. Przepraszam i proszę o usunięcie, z góry dziękuję.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s