Prezydent Obama był dzisiaj gościem na moim Uniwersytecie. Mówił podobno głównie o ekonomii, także o reformie służby zdrowia – piszę podobno, bo niestety nie udało mi się wylosować biletów na jego wykład. A próbowałam :-) . Wystąpienie było tylko dla pracowników i studentów Georgetown University, wszystkich zawiadomiono wczoraj (pewnie ze względów bezpieczeństwa), a losowanie odbywało się online. Oczywiście, po drodze zawalił się cały system, niektórych poinformowano o wygranej, kiedy tej wygranej nie było; teoretycznie całe przemówienie było transmitowane przez Uniwersytet, ale jeszcze przed wizytą dostaliśmy informację, że i to się pewnie zawiesi. USA w pigułce ;-) . Jeśli jednak ktoś sobie życzył, mógł wystąpienie prezydenta obejrzeć na przykład w CNN (a przeczytać o nim można między innymi tu i tu).
Sam kampus uniwersytecki wyglądał dzisiaj prawie zwyczajnie. Była oczywiście policja, parę zamkniętych uliczek, nie udało nam się jednak zobaczyć snajperów na dachach – może się dobrze chowali :-) . No i nie mogliśmy rano znaleźć miejsca na parkingu, co dobitnie świadczy o tym, po co ludzie przyjeżdżają do pracy :-) .
Obama przemawiał w Healy Hall. Długo.
Przyjechał oczywiście smartem ;-)
Demonstranci antyaborcyjni, pro-choice’owi i inni demonstrowali oczywiście, bo cóż mieli robić innego:
(kolejne zdjęcie jest drastyczne nieco, jeśli ktoś chce je obejrzeć, proszę kliknąć)
A my mieliśmy okazję zobaczyć Obamę przez sekundę, kiedy wyjeżdżał. Policja przeganiała obserwatorów,
groźnie spoglądał pan agent, składający się głównie ze szczęki i rzęs ;-)
„Jedzie, jedzie!”…
i macha ręką, czego, rzecz jasna, za dobrze nie widać za przyciemnioną szybą.
Wreszcie pojechał i wszyscy leniwie rozeszli się do swoich obowiązków: