Przeczytałam ostatnio „fascynujące” informacje o rozwodzie Mela Gibsona. Fascynujące piszę w bardzo dużym cudzysłowie, bo Mel Gibson ani mnie grzębi ani zieje, a w dodatku w rankingu „najbardziej seksowny aktor” plasuje się u mnie na miejscu dalej niż ostatnim, razem zresztą, tak na marginesie, z innymi łamaczami kobiecych serc, Seanem Connery i Harrisonem Fordem. Jest to grupa aktorów, których stanowczo kijem bym nie dotknęła, nawet długim. A ponieważ zwykłam tak utylitarnie podchodzić do gwiazd rozmaitych, aktorów i innych takich, że nie czytam o tych, na których nie zawiesiłabym oka, nie chciało mi się szukać w różnych serwisach informacji o Gibsonie, poprzestałam tylko na artykuliku w Rzeczpospolitej.
[…] To wielki cios dla wartości rodzinnych – mówią działacze religijni […]
Słabe widać musiały być te wartości rodzinne, skoro rozwód jednego aktora zadał im aż taki cios. No, ale skoro w USA były tylko trzy gwiazdy (trzy, zanim Mel się zbiesił), które pozostawały […] wierne zasadom chrześcijańskim […] (jakimkolwiek?) to cios był chyba rzeczywiście imponujący (z półobrotu?). Ciekawa jestem swoją drogą, czy Mel odczuwa teraz schadenfreude i cieszy się: ale im zadałem bobu (to musi być irytujące, takie bycie żywą ikoną czegokolwiek)? I czy ma na myśli obrońców wartości rodzinnych czy raczej Stephena Baldwina i Chucka Norrisa?
[…] Zapowiada się zacięta walka nie tylko o szacowaną na 900 milionów dolarów fortunę Mela, ale również o prawo do opieki nad dziesięcioletnim Tomem, najmłodszym dzieckiem pary. […]
Robyn […] postanowiła się zemścić, odbierając mu połowę fortuny.[…]
Zemścić? No chyba nie leżała do góry brzuchem przez lata małżeństwa, tylko jakiś wkład miała w te 900 milionów? Pewnie nie pracowała zawodowo, ale wychowywała siedmioro dzieci, prowadziła dom i była oparciem, a nawet skałą gibraltarską dla męża. Nie wiem, jakie dokładnie jest prawo federalne, czy może raczej kalifornijskie stanowe w tym wypadku, ale takiej żonie coś się jednak należy po latach współ-budowania związku i majątku tego związku. Nawet jeśli to mąż zarabiał. Nie mówiąc już o tym, że coś się zapewne należy także dzieciom.
[…] Jako tradycyjny katolik przywiązany do rytu trydenckiego często żartował, że jego żona jako anglikanka nie ma szansy na zbawienie. […]
Bardzo brzydki, drogi Melu, powód do żartów. Stanowczo wolę Pomponię Grecynę, która (przynajmniej według Sienkiewicza) całe życie płakała, że nie spotka po śmierci swojego ukochanego Aulusa Plaucjusza, i modliła się o jego nawrócenie. Wydawałoby mi się, że jak się kogoś kocha, to chce się (po cichutku albo otwarcie) dla niego/niej tego, co najlepsze, nawet jak ta druga strona tego najlepszego nie uznaje.
No chyba, że Mela podniecała wizja kar piekielnych, którym będzie poddawana jego żona. Sama jednak, będąc poniekąd w podobnej sytuacji, zdecydowanie wolałabym szanownego mojego męża dręczyć ręcznie, poniewierać, smagać, kłuć o s o b i ś c i e, a nie pozwalać, żeby go diabli wzięli ;-) .
Wówczas On do Cię:
„Katuj!
Tratuj!
Ja przebaczę wszystko ci jak bratu.
Męcz mnie!
Dręcz mnie
Ręcznie!
Smagaj, poniewieraj, steraj, truj!
Ech, butem,
Knutem,
Znęcaj się nad ciałem mem zepsutem!
Za cię,
Dla cię
W szmacie
Ja
pójdę na kraj świata,
Kacie mój! ”
I Ty:
Zabiło serce bolesnym łomotem,
Zabiło serce, a ciało zadrżało,
Wiedziało, że się stało to,
Co stać się miało.
A teraz w noce raniące gwiazdami
Na jego ciała spoglądasz aksamit
I ślady razów rachując ze łzami
Do fotografii jego szepczesz słowa te:
Katuj… ”
:-)
Proszę się nie czepiać Mela bo on taki mel(ancholijno) ślicznie reflekcyjny (po Pasji tekst z Kabaretu Starszych Panów jak ulał.)
„postanowila sie zemscic” – z checia kopnelabym w dupe tego kretyna dziennikarza.
W Kalifornii prawo rozwodowe stanowi, ze cala wlasnosc, ktora zostala nabyta PO slubie (a nie bylo rozdzielnosci majatkowej podpisanej) podlega podzialowi na POL.
I bardzo dobrze. W ten sposob kobieta, ktora przez lata nie pracowala zawodowo bo zajmowala sie rodzeniem i wychowywaniem dzieci tez cos dostaje.
Z prawem opieki do dzieci jest podobnie – defaultowo rodzice maja dzielic czas spedzony z dziecmi po polowie.
Oczywiscie w trakcie rozwodu roznie to wyglada, zaczynaja ie negocjacje, oczernianie i tak dalej, ale prawo jest jakie jest.
Aha, w przypadku malzenstw i rozwodow stosuje sie prawo stanowe. Przed wzieciem slubu warto sie zorientowac jak to prawo wyglada w stanie gdzie bedziemy sie slubic badz rozwodzic. Nie wszedzie jest takie samo.
Futrzaku, dzięki za informacje. Ta ‚zemsta’ mocno mi zgrzytnęła. A, i jeśli już chcesz kopać, to zwróć uwagę na płeć osoby piszącej, niestety.
sporothrix: tym bardziej sie naleza kopy, bo to baba :)
Dla mnie to jest zadziwiajace: jak malzenstwo to niby wszystko wspolne i tak dalej, dzielimy sie obowiazkami, rozliczamy wspolnie z podatku – a jak przychodzi do rozwodu to nagle sie okazuje ze co, wszystko ma wziac ta strona, co pracowala?
No więc właśnie :-)
Mnie też dziwi takie podejście do rozliczania majątku małżeństwa. A jeszcze bardziej nazywanie zemstą tego, że ktoś chce podejść do tych rozliczeń rozsądnie.