czepiam się, moja Ameryka i inne kraje, okołonaukowo

Schabowy z grypą w sosie panikarskim

Trudno mi się jakoś przejąć doniesieniami na temat świńskiej grypy w Stanach. Może myślałabym inaczej, mieszkając w Kalifornii czy Teksasie na przykład? Nie wiem, tym bardziej, że CDC potwierdziło, że ósemka studentów z Nowego Jorku też jest zakażona tym samym wirusem, który stwierdzono w Meksyku i w paru innych miejscach w USA. W tej chwili pisze się o 20 amerykańskich przypadkach, wirus więc z wolna lezie sobie coraz dalej i dalej. Kiedyś dotrze więc i do nas.

Panikowanie jednak nie bardzo mi pasuje. Oczywiście, dziennikarze muszą straszyć, bo dzięki temu gazety im się sprzedają. Poza tym, może dzięki temu straszeniu ktoś na przykład pójdzie z objawami grypy do lekarza, zamiast do pracy, gdzie zakazi kolejnych siedemnastu współpracowników. Albo nauczy się, czym różni się grypa od zakażeń niby-grypowych. Albo zacznie się szczepić od przyszłego roku.

Widać, że przynajmniej na początku pisano o tej grypie co komu ślina na klawiaturę przyniosła – po to, żeby koniecznie pogłębić dramatyzm sytuacji. Na przykład, że wirus świńskiej grypy to ten sam wirus, który spowodował epidemię hiszpanki. Tu H1N1, tam H1N1, kto by się nad tym skupiał – swoją drogą wirusolodzy mogliby pomyśleć o jakimś sensowniejszym nazewnictwie. Pisano też, że amantadyna i rymantadyna nie są skuteczne, natomiast zaledwie wygląda na to, że nowe leki są OK – jakby nie było najważniejsze, że leki działają, i to te dobre w dodatku. Informowano, jakaż to panika panuje w Nowym Jorku, zanim oczywiście CDC potwierdziło cokolwiek; jak to odkaża się tę uczelnię, której studenci spędzali spring break w Cancun – co nie przeszkodziło tej samej uczelni zorganizować wielkiego balu absolwentów w tym samym czasie.

Mam wrażenie, że teraz jest już lepiej. Wiadomości, owszem, są, ale bardziej wyważone. Kładzie się nacisk na to, jak się ustrzec zachorowania. Uspokaja się, że rząd wie, co robi :-) , oraz że przypadki amerykańskiej grypy są łagodne w swoim przebiegu. Co też, nawiasem mówiąc, jakoś nie trzyma się czegokolwiek – dlaczego ten sam wirus powoduje inne objawy po przekroczeniu granicy? Inne odżywienie pacjentów, inna odporność, inny dostęp do leków? A może rzeczywiście panika wzięła się stąd, że początkowo nie liczono przypadków łagodniejszych postaci grypy, więc sumaryczna liczba chorych się zmniejszyła, więc i śmiertelność zrobiła się większa? Nikt na razie nie wie. Agent Mulder mógłby pozastanawiać się w tym momencie, cóż takiego chce ukryć przed społeczeństwem rząd amerykański, że aż stosuje grypę (którą sam to społeczeństwo zaraził, rzecz jasna) jako kamuflaż.

Po pierwsze więc mało tych zakażeń, po drugie jakoś się nie trzymają kupy, a po trzecie – ta pogoda! W okolicach DC jest w tej chwili lato i dziki upał – 36 stopni C. W nocy o północy było 27. Jak w takich warunkach martwić się grypą?

Przy okazji rozśmieszyła mnie wiadomość, że polskie Ministerstwo Zdrowia jest przygotowane na pojawienie się wirusa w Polsce. […] Jesteśmy przygotowani na ewentualność przywiezienia do kraju wirusa meksykańskiej grypy przez osobę przyjeżdżającą do Polski […]. Hy, hy, hy. Może na jedną osobę tak. Można ją zamknąć w tej kwarantannie, co to była na Okęciu parę lat temu, kiedy było głośno o SARS. Ile tam było łóżek – jedno, dwa? Co stanie się jednak w wypadku, kiedy pojawi się takich osób dziesięć, sto, więcej? Ile pieniędzy przeznaczył rząd polski na mobilizację odpowiednych służb medycznych? Nie zapomnę, jak właśnie przy okazji wspomnianej epidemii SARS, również słyszeliśmy zapewnienia, że jesteśmy przygotowani na ewentualność.  A kilka dni później, na jednej z konferencji naukowych poświęconych problemowi, wystąpił miły pan doktor, który zawiadomił nas wszystkich, że naprawdę  nie musimy się obawiać – instytuty odpowiedzialne za ewentualną walkę z epidemią dysponują kolosalną kwotą, jeśli dobrze pamiętam, około ośmiu tysięcy złotych polskich, przeznaczoną na tę walkę. Osiem tysięcy. Co za to można kupić – waciki, pardon – maseczki? I coś mi mówi, że obecna mobilizacja w Polsce wygląda tak samo. Z przyjemnością odszczekałabym jednak, gdybym się myliła.

A czytając o wystąpieniu pani Kopacz stwierdziłam, że wyważone informacje to tylko w Stanach. Gazeta.pl straszy świńską grypą już w Europie, mimo, że niczego nie udowodniono. Co zresztą artykuł przyznaje, ale tytuł trzeba dać chwytliwy i przerażający, naturalnie. I jeszcze: […] Doktor Keiji Fukuda ze Światowej Organizacji Zdrowia powiedział, że jest całkiem możliwe, że wirus będzie mutował do bardziej niebezpiecznego szczepu. Przedstawiciel WHO podkreślił, że kiedy wirus będzie ewoluował, stanie się jeszcze bardziej niebezpieczny.[…] Coś takiego! Wirus będzie się zmieniał i stawał bardziej niebezpieczny, a więc po zmianie będzie bardziej niebezpieczny. Niewiarygodne.

A może jednak, zamiast się nabijać, powinnam zacząć się bać? Kupić sobie przynajmniej gustowną maseczkę. I wydębić pozwolenie od lekarza na jej noszenie, bo, jak wiadomo, noszenie publiczne takich maseczek jest poważnym przestępstwem w stanie Virginia. I może uda mi się wtedy uniknąć zakażenia. Jakoś. Jeśli natomiast moja nieobecność na tym blogu zacznie się przedłużać – cóż, wiadomo, co trzeba będzie zrobić: usypać kurhanik i zasadzić na nim orchidee.