… odwalony. W wyborach zagłosowaliśmy dziś wieczorem – w zupełnie pustym punkcie wyborczym. Może byliśmy nawet ostatnimi głosującymi, a szanowna komisja nie spodziewała się, że komuś będzie się chciało jeszcze przyleźć o tak niesamowicie późnej porze, czyli jakąś godzinę przed zakończeniem głosowania. Ambasada, jak pisałam, puściutka, zamknięta – trzeba było dzwonić dzwonkiem przy bramie, żeby się dostać do środka, z nudzącymi się wyraźnie panami z komisji wyborczej.
Miło było się jednak wybrać tam w tak ładny wieczór, jak dzisiaj, w końcu to pierwszy dzień naszego urlopu :-) . Ponownie doceniłam urodę Waszyngtonu – stylowych domów, zieleni i kwiatów – szczególnie w okolicach Adams Morgan, Kalorama Heights i Dupont Circle. Widzieliśmy też po drodze trzy śluby, jeden bardzo poważny wypadek oraz Hillary i Billa Clintonów udających się na jakieś przyjęcie w towarzystwie elegancko ubranych pań i panów, których nie udało nam się rozpoznać. Nie udało nam się również rozjechać jednego z ochroniarzy, ale było bardzo blisko :-) .
Początek urlopu uważam więc za udany :-) , oby tak dalej.