czepiam się, okołoreligijnie

Taktowny ksiądz?

 […] Sugeruję jednak delikatność i wrażliwość w tej materii i nieużywanie ostrych sformułowań, aby nie odnieść skutku odwrotnego do zamierzonego, czyli oddalenia się osoby o skłonnościach homoseksualnych od Kościoła. Homoseksualista nie jest większym grzesznikiem niż np. złodziej. I jak każdy ma szansę na zbawienie, jeśli będzie wierzył w Boga.[…]

W seminariach duchownych zdecydowanie przydałyby się zajęcia z kultury osobistej. Oraz taktu.

Jakoś rzadko zdarza się ksiądz, który rozumie, że pewne rzeczy, nawet jeśli się w nie wierzy, można wyrazić inaczej. Powiedzieć tak, żeby, mimo dobrych intencji, nie sprawić komuś przykrości. Czy nie odepchnąć tego kogoś od Kościoła, co w naiwności swojej uważałabym za ważny dla księży czynnik. Ja sama miałam przyjemność spotkać w Polsce jednego takiego – zdolnego do autorefleksji pod tym kątem – księdza. Był to chyba jednak wyjątek.

A ten powyżej zacytowany fragment nieodmiennie kojarzy mi się z historią, opisaną przez Utę Ranke-Heinemann:

[…] Dla utrzymania właściwego dystansu wobec kobiet, pomocna okazała się celibatariuszom świadomość własnej duchowej wyższości. Gdy czasem nieoczekiwanie zniżają się do wyrażenia kobiecie jakiegoś komplementu, używają sformułowań, których śmieszność potrafi wytrącić z równowagi bardziej niż okazywane na co dzień lekceważenie. Jeśli idzie o klerykalną arogancję, to lekceważenie kobiet przez celibatariuszy przewyższa szacunek, jaki czasem im jeszcze okazują. Oto komplement, jaki kiedyś (11.5.1964 r.) spotkał mnie ze strony biskupa Essen: „Cieszę się, że Pani jako żona i matka potrafi być jeszcze tak czynna umysłowo.” […] (Eunuchy do raju. Kościół katolicki a seksualizm)