Wiadomo było, że sprawa Polańskiego nie ucichnie. Cały czas pojawiają się komentarze do tego, co zrobił, czego nie zrobił, co zrobił sędzia, a co matka dziewczyny. Komentarze te nie są już tak głupie, jak te na początku, które zresztą dobitnie udowadniały tezę prof. Burszty, jakoby padł mit o tym, że […] wszyscy znani artyści to jednocześnie intelektualiści, autorytety.[…]. Oj tak. Jeśli ten mit w ogóle istniał i funkcjonował. Faktycznie jednak to co mówili intelektualne nie było. Oczywiście nadal pojawiają się wstrętne sugestie, klasyczne rozważania na temat prowadzenia się ofiary, czy szukanie innych winnych dookoła. O, to mi się na przykład spodobało: […] Minęło 1/3 wieku odkąd Roman Polański zapragnął pobawić się seksualnie z trzynastoletnią dziewczynką. […] Pobawić się seksualnie, jak słodko. To taka laleczka była. Dmuchana. I ładne sformułowanie, nic a nic nie chce się rzygać.
Whatever. Tymi się zajmować nie mam ochoty, bo mało to przyjemne, za to chciałabym napisać coś na temat tych nowszych komentarzy. Tych nieco bardziej inteligentnych, wydawałoby się, że na poziomie, próbujących rozważać zagadnienie ze wszystkich stron.
[…] Bo jak na razie w tej dyskusji z jednej strony są twardzi uniwersaliści, którzy odwołują się właściwie do jednego argumentu – „wyobraźcie sobie, że to jest wasza córka”, a z drugiej relatywiści, którzy sugerują, że ta dziewczynka nie jest bez winy, jak Daniel Olbrychski w programie Moniki Olejnik.[…]
[…] Kukiełki w maskach rozgrzeszaczy uważają, że wielkość artysty neutralizuje, a nawet unicestwia małość człowieka, że talent ma moc rozgrzeszania. Kukiełki w maskach potępiaczy płyną na coraz wyższej fali moralnego wzmożenia i etycznej jednoznaczności, przybijając potwora i pedofila szczególnie dobitnym słowem „odbyt”.[…]
Czyli z jednej strony mamy rozgrzeszaczy czy też relatywistów, a drugiej uniwersalistów, zwanych też potępiaczami. I nic pomiędzy. Wszystko albo czarne albo białe. Tymczasem może być trochę inaczej. Przy czym zakładam, że i jedni powyżsi i drudzy istnieją, ale są na pewno i tacy, którzy widzą tę całą sytuację w sposób następujący.
Facet zrobił coś bardzo złego. Zwięźle podsumował to Bill Maher w swoim talk-show: […] He gave a 13 a quaalude and fucked her in the ass […]. Nieważne, czy jej matka była stręczycielką. Nieważne, że dziewczyna sama chciała. Nieważne, z kim to wcześniej robiła. Facet w tym wieku powinien wiedzieć, kiedy i z kim może (albo powinien) pójść na całość, a kiedy nie. W tej sytuacji należało ją po prostu wywalić z łóżka, skoro tam sama wlazła. Ale nie, on widać z tych, którzy korzystają z nadarzającej się okazji. I – jeśli tak naprawdę wlazła. Zauważyć warto może, czego nie poruszył żaden z polskich komentatorów, a przynajmniej ja podobnej informacji nie znalazłam, że metakwalon jest i był używany również jako afrodyzjak. […] Metaqualone is referred to as „the love drug” or „heroin for lovers’. This drug has acquired the street reputation of having aphrodisiac properties, which has increased its popularity in past 15-20 years. It is reported to increase libido, lower sexual inhibitions, and prolong sexual excitement. Metaqualone produces painless pleasant ataxia with feelings of indectructibility and euphoria.[…] (Za: Comprehensive handbook od drug and alcohol addiction. Norman S. Miller. 1991). Pigułka gwałtu to to nie jest, ale zawsze. Dziewczyna chętna więc czy niechętna, trzeba ją jednak było trochę popodkręcać. A takie coś już robi się świadomie. Tak jak i wykorzystuje się kogoś, kto czuje się źle, co także mnie bardzo nieprzyjemnie uderzyło.
Bo nie uderza mnie, że mogła mieć chęć, jeśli miała. Nawet mnie to specjalnie nie dziwi. Sławny człowiek, popularny, może droga do kariery – to raz. A drugie – dziewczynki miewają włochate myśli w tym wieku. Może nie wszystkie, ale są i takie. Co nie znaczy, że to tłumaczy kogokolwiek, kto te chęci wykorzystuje. I za takie wykorzystywanie powinno się jakoś odpowiedzieć. Tu znowu popolemizuję z moralistami Gazety, wymachującymi Kościołem, miłosierdziem, wiekiem Polańskiego. Co to wszystko ma do rzeczy? Nie jesteśmy przy konfesjonale. Jeśli pani Geimer mu wybaczyła – pięknie to o niej świadczy. Ale to nie zmienia faktu, że przed trybunałem ludzkim Polański powinien stanąć. Fakt, że stanął. I sędzia był stronniczy i niechętny. Polański więc, zamiast zapłacić wspaniałym prawnikom, co to wszystko są w stanie udowodnić i kota ogonem powykręcać w dowolną stronę, wolał uciec. Rozumiem go poniekąd, wiadomo, co czasem działo się z amerykańskim systemem sprawiedliwości (vide proces OJ Simpsona). Ale Polański mógł to rozwiązać później. Powiedzmy wówczas, kiedy zmarł ten sędzia, a i cała sytuacja też się zmieniła trochę. Nakręcił mnóstwo filmów, stał się prawdziwym celebrity, a Amerykanie kochają sławnych ludzi. Była ugoda z Geimer. Zapłacone pieniądze. Wszystko to świadczyłoby o dobrej woli reżysera, o chęci zadośćuczynienia ofierze. A potem był jeszcze Oskar. I wtedy Polański, gdyby miał trochę odwagi cywilnej oraz odrobinę wyrzutów sumienia pojechałby do USA. Powiedziałby: ‚oto jestem, sam, z własnej woli staję przed sądem. Ale rozważcie wszystko, co starałem się w tej sprawie zrobić.’ Mógłby wziąć sąd czy ławników pod włos. Pojechać po litości, nawet w stosunku do swojego wieku czy przeżyć wojennych. I założę się, że uczuciowi i prostoduszni Amerykanie (tu ja z kolei polecę stereotypem) uniewinniliby go.
To jest to, czego mu życzę teraz. Nie jestem potępiaczem. Nie mam krwiożerczych pragnień, żeby go skazano. Chyba że na coś takiego, jak chociażby wpłata pieniędzy na ośrodki prowadzące pomoc dla ofiar gwałtu. Wolałabym, żeby karą raczej było przemówienie sędziego. Piętnujące podobne praktyki i postępki z młodymi osobami. Przemówienie dobitne i głośne. Oskarżające także wszystkie złe słowa, które powiedziano o ofierze, w wielu zresztą krajach. Piękny, przejmujący, otwierający serca spicz. A Polańskiemu, oprócz początkowego upokorzenia, przynoszący wreszcie spokój i przynajmniej w części zdejmujący z niego piętno przestępcy, uciekiniera i tchórza.
Tak jak w prawdziwym amerykańskim hollywoodzkim filmie :-)
(Na marginesie – po pierwsze nie rozumiem, dlaczego słowo „odbyt” miałoby być szczególnie dobijające? Po drugie – odwoływanie się do argumentu „wyobraźcie sobie, że to jest wasza córka” jest głupie. Bo nie robi na nikim wrażenia. Co innego – „wyobraź sobie, że to ciebie ktoś gwałci”. To może ewentualnie zyskałoby jakiś oddźwięk i zaowocowałoby jakąś refleksją. Ale córka? Młoda dziewczyna? Inna kobieta? Phi, któż by się nią przejmował.
A tak w ogóle ta notka miała być o mojej wizji talentu i jego mocy rozgrzeszania. Ale z powodu goniosłowomatyzmu jak zwykle mi nie wyszło. Jeśli wszystko pójdzie, eee, dobrze – będzie następną razą :-) ).