W obłędzie dzisiejszych czasów, szale upadku autorytetów, huku spadających z piedestału wzorców oraz zamachów na uświęcone tradycje mamy jeden punkt stały. Małżeństwo niewolnicze biblijne. Oto doskonałość. Cel i wzorzec (heteroseksualny ;-) ), do którego winniśmy wszyscy (!) dążyć.
[…]1928 – Kościół katolicki w Polsce zmienił przysięgę ślubną dla kobiet, usuwając fragment zobowiazujący kobietę do posłuszeństwa mężowi. Jako protestant funkcjonujący w kościele, gdzie kobiety nadal ślubują posłuszeństwo swojemu mężowi ośmielę się poruszyć tę – w moim odczuciu – totalnie nierozumianą kwestię.[…]
Jako katoliczka funkcjonująca w tym głupim Kościele, który usunął z przysięgi ślubnej dla kobiet ślubowanie posłuszeństwa (oburzające!), postaram się wytłumaczyć, dlaczegóż krok ten był taki głupi. Jest to zaiste kwestia totalnie nierozumiana, zwłaszcza przez głupie baby. Może jednak, jeśli wytłumaczymy im to powoli i głośno, coś tam zrozumieją. A jak nie, cóż, zawsze możemy skrócić im łańcuch.
[…] Większość czytelniczek podniesie brwi ze zdumienia, że w XXI wieku są jeszcze ludzie, którzy kwestionują tak postępowy krok wywalczony przez międzywojenny ruch emancypacji kobiet.[…]
No właśnie, nie mówiłam, że głupie baby, brwiami rzucają, a potem będą podnosić. Postępowy krok? Jaki postępowy krok? To wszystko sprowadziło same nieszczęścia. Na kobiety zwłaszcza. Nie mogą już chodzić na łańcuchu, tracąc w ten sposób wszelki punkt podparcia i oparcia (patrz dalej).
A mogę zatrzymać chociaż obrożę? Mooogęęę…?
[…] W związku z tym mamy dwa podstawowe problemy: 1. Niezrozumienie co to znaczy „przywództwo” męża w małżeństwie (i w rodzinie) oraz 2. nadużycia tej przywódczej roli.[…]
Nierozumienie, co to znaczy przywództwo? No skąd. Wiadomo, że chodzi o to, że cztyr grzywien za chąźbę jest stanowczo ceną wziętą z księżyca. Dzieci biorą się z nadmagnezjanu chlorku potasu. 23 grudnia 1560 pierwsza kula armatnia odrywa ostatnią nogę admirała Teleginsa. I czy syn mój, który podczas wypadku samochodowego stracił wszystkie zęby trzonowe – może być na tej zasadzie zwolniony od wojska?
[…] To co piszę pewnie nie będzie miało większego sensu dla osób sparzonych w więzi z drugim człowiekiem i dlatego dążących do niezależności, autonomii i „walki o swoje prawa” (jak sporo kobiet w ruchu feministycznym).[…]
To jasne. Feministki to takie kobiety, które się sparzyły w więzi. Zapewne, jeśli się używa podgrzewanych kajdanek, to może się to tak skończyć, dziewczynko!
[…] To, że takie dążenia nie dają głębokiej satysfakcji – prędzej czy później dziewczyny te same się o tym przekonją.[…]
Głęboka satysfakcja… hmmmm… i kajdanki…, pejczyk… Dobrze, już dobrze, już przestaję. Głęboko ukryte, homoerotyczne marzenia prawdziwych religijnych mężczyzn udowadniają mi, że o głębokiej satysfakcji może mówić wyłącznie mężczyzna.
[…] Ryzykując, że przez część czytelniczek będę niezrozumiany, mimo wszystko chcę sprawę pokrótce nakreślić i tym samym zachęcić Was do poważnego przemyślenia tematu.[…]
Ja za to nie rozumiem, dlaczego to akurat czytelniczki mają nie rozumieć. Przecież legalne niewolnictwo małżeństwo biblijne przynosi kobietom same korzyści. Oraz kajdanki i obroże gratis. Bezproblemowo. Żeby być stroną aktywną w BDSM to dopiero trzeba się napracować, ho, ho.
[…] Ideałem, o który walczą współczesne kobiety jest tzw. małżeństwo partnerskie. „Nie ma mowy o uległości – jesteśmy równi i razem podejmujemy decyzje” – taka jest w przybliżeniu dewiza tych związków. W praktyce problem z małżeństwem partnerskim jast taki…, że ono nie działa. Oczywiście nie w sensie, że jakoś nie funkcjonuje;[…]
Funkcjonuje, ale nie działa. To jakaś męska logika jest, prawda? Wymyka się to nieco mojej małej niewieściej główce. Za długi łańcuch?
[…] jest bowiem wiele takich małżeństw, ale nie są one w stanie dać małżonkom głębokiego poczucia spełnienia i wolności[…]
Poczucie spełnienia można mieć i w inny sposób, BDSM nie jest wymagane. Choć zapewne jak ktoś się rozsmakuje, to potem trudno obalić ten tak naturalny porządek.
[…]Istotą zaś nawrócenia się do Boga i stania chrześcijaninem jest poddanie (czyli uległość) Chrystusowi, jako swojemu Panu i Zbawicielowi. Bez tego nie możemy mówić o małżeństwie chrześcijańskim.[…]
To Chrystusowi czy mężowi, bo coś mi się myli. A, rozumiem. W szpitalach z nieszczęśliwymi ludźmi dużo jest takich osób, którzy mówią o sobie: „jestem Jezus Chrystus”, albo: „jestem Napoleon Bonaparte”. Niechrześcijańskim jest takie się z nich wyśmiewanie. Za to myślę, że pan mąż, dla własnego zdrowia psychicznego, powinien raczej wyobrażać sobie, że jest w tej chwili właścicielem największego i najtwardszego…
…bochenka chleba. I jak zaraz ta głupia kobieta nie pójdzie do piekarni po świeży, to skróci jej łańcuch.
[…] Mąż miłuje żonę jak Chrystus umiłował Kościól i wydał zań samego siebie. (Ef 5,25) – mamy tu miłość pełną poświęcenia. Kobieta zaś jest uległa mężowi swojemu jak Panu…(Ef 5,22) i …poważa swego męża. (Ef 5,33).[…] A ponieważ mamy ulegać sobie nawzajem (Ef 5,21) to uleganie męża swojej żonie wyraża się właśnie w tym, że on ją kocha miłością na wzór tej jaką Chrystus kocha Kościół. Wyrazem zaś uległości żony Chrystusowi jest jej chęć do bycia uległą mężowi;[…]
Więc tak. Eee, tego… Mamy ulegać sobie nawzajem, co w oczywisty sposób znaczy, że żona ulega, a mąż nie. Chyba czegoś nie kumam, zdecydowanie mąż założył mi dziś za ciasną obrożę. A, już wiem. Mąż ulega w ten sposób, że się poświęca i wydaje pieniądze na pejczyk. A żona? Żona w obroży ulega mężowi. Robi się coraz goręcej. Fajne te małżeństwa biblijne.
[…] Niezwykle istotne w takim układzie, w normalnej sytuacji, jest to, że przez ustanowienie jednoosobowego przywództwa wyeliminowany został wewnętrzny czynnik konfliktujący małżonków. Mąż jest odpowiedzialny za podejmowane decyzje, ale przez pełną poświęcenia miłość do żony słucha jej argumentów i zawsze je w taki czy inny sposób uwzględnia. Z kolei żona nie ma poczucia odpowiedzialności za kierunek rodziny, jest pod parasolem przywództwa męża. Czuje się bezpieczna i doceniona, gdy mąż chętnie korzysta z jej rady.[…]
No pewnie. Mąż mówi do żony – „idąc do sklepu skręć na najbliższej przecznicy w lewo, bo skrócę ci łańcuch i przypieprzę parasolem”. Żona na to – „parasol jest kiepskim pomysłem. Wolę dildo. Zwłaszcza jeśli mówimy o pieprzeniu”. Mąż – „no dobra, słucham twoich argumentów z pełną poświęcenia miłością. Jak duże ma być to dildo?” Żona – „czuję się bezpieczna i doceniona, że skorzystasz z mojej rady i kupisz największe.”
[…] (mąż wydoskonala się w pełnej poświęcenia miłości do żony i w odpowiedzialnym przywództwie, a żona wydoskonala się w posłuszeństwie i szanowaniu – byciu wsparciem – dla swojego męża.)[…]
Mąż wydoskonala się w operowaniu kajdankami, obrożą, łańcuchem i pejczem.
A żona…? Żona też, mniam, mniam.
[…]Żona nie musi ciągle walczyć z sobą, czy i w tym mam mu ulec – raz na zawsze zdecydowała – jestem uległa […]Mąż zaś nie może umywać rąk i mówić „to przecież twoje dzieci…”, albo „to twoja wina, zrób jak uważąsz”, bo raz na zawsze wziął na siebie odpowiedzialność za swoją rodzinę.[…]
No, i nie mowiłam, że głupie baby nie rozumieją, że to wszystko dla ich dobra. Mogą spokojnie powiedzieć do męża – „to przecież twoje dzieci, nakarm je więc, opierz i odrób z nimi lekcje”. Feministyczny ideał!
[…] Któraś z Was może powiedzieć: „może tobie się taki związek podoba, lecz ja nie wyobrażam sobie bycia uległą mężowi, znacznie bardziej wolę partnerstwo.”Odpowiedz mi zatem proszę na kilka pytań. Jak wyobrażasz sobie podjęcie decyzji w sytuacji, gdy macie skrajnie przeciwne zapatrywania na sprawę? Może głosowanie?[…]
Eee, a żyłam naiwnymi złudzeniami, że może decyzję podejmuje ta osoba, która akurat ma rację na dany temat. Bo zna się na czymś trochę lepiej, niż partner/partnerka. Nie nie nie. To niemożliwe jednak. Przecież baba nie zna się na niczym, poza tym […] nie ma poczucia odpowiedzialności za kierunek rodziny[…] Nie rozumiem w związku z tym, po co komu taka żona. Chyba po ten łańcuch i pejczyk li i jedynie…
[…] Oczywiście negocjacje, dialog są dobre, a jeśli nie ma na to czasu i decyzję trzeba podjąć już zaraz? Kobiety ze związków partnerskich powiedzą Ci czym się to kończy – kłótnią lub też porządną awanturą.[…]
Negocjacje i dialog są dobre, owszem, najlepsze wówczas, kiedy jedno gada, a drugie słucha. To taki ideał negocjacji, że proszę siadać.
[…]Powiesz, „ale dzięki temu przynajmniej w niektórych kwestiach postawię na swoim, a jak będe stale ulegała, to zostanę zepchnięta w domu do roli jakiegoś popychła”. Jednak czy na pewno tak dużo wywalczysz? Kiedy dwoje ludzi zaczyna się ze sobą ścierać, to powstaje w nich naturalna chęć stawiania na swoim już przy każdej okazji (przez zwykłą przekorę) i to w kwestiach, które w innych okolicznościach spokojnie by sobie odpuścili. Dziewczyny z małżeństw partnerskich, które mają za sobą ze sto utarczek z mężami mogą zrobić uczciwy bilans: może i wywalczyły, postawiły na swoim, ale koszt jaki przyszło zapłacić – te wszystkie kłótnie, czyni te zwycięstwa raaczej pyrrusowymi. A na dodatek z perspektywy przyznacie, że o wiel z tych spraw nie warto się było wogóle wykłócać. Co więcej z taką postawą nieuchronnie czujecie, jak się od swoich mężów emocjonalnie odsuwacie. Wkrótce z przeciwników przeradzają się oni w Waszych wrogów.[…]
Zawsze mnie zastanawia, dlaczego prawdziwi religijni mężczyźni, publikujący swoje, ekhm, przemyślenia w necie, mają takie militarystyczne ciągoty. Walka. Ścieranie się. Utarczki. Pyrrusowe zwycięstwa. Przeciwnicy i wrogowie. Czy to nie jest aby kompleks porucznika Scheisskopfa, który pewnego wieczoru odczuł potrzebę żywego modela i kazał żonie maszerować po pokoju, a ona zapytała, czy nago (z nadzieją w głosie)? Jednakowoż, jak wiadomo, porucznik nie chciał chłostać swojej żony, choć był geniuszem wojskowym. Z drugiej strony, porucznik Bemis znakomicie biczował swą żonę przy każdym stosunku, a na defiladach niewart był złamanego szeląga. Nobody’s perfect.
Zaraz, zaraz. Może i nobody’s niby perfect, ale religijni mężowie w natchnionym zapale dążą do bycia ideałami. Myląc wprawdzie nieco pole bitwy z własnym domem. Ale to wszystko dla dobra żon. (I ku ich radości).
[…]Dziewczyny ze związków partnerskich, które niepewnie patrzą w przyszłość stojąc na gruncie kruchego kompromisu nie mają pojęcia o pokoju i pociągającej w stronę męża miłości, jakich doświadcza kobieta, gdy świadomie decyduje się na powierzenie samej siebie mężowi. Z kolei faceci, którzy ciągle prowadzą grę ze swoimi żonami, aby manipulować nimi i starać się postawić na swoim, nie mają pojęcia o radości i satysfakcji jaką przeżywa mężczyzna, który na wzór Chrystusa przyjmuje odpowiedzialność za kobietę, którą Bóg daje mu jako bezcenny dar, aby się nią opiekował i o nią troszczył. To się nazywa szczęście w małżeństwie.[…]
Szczęście w małżeństwie jeszcze raz: kompromis – kruchy i nędzny, łańcuch – mocny i wspaniały (smycz już taka pewnie nie jest, ale smycz jest dla mięczaków). Do zapamiętania. I ci mężowie, osiągający tajemniczą satysfakcję bez gier i, ekhm, stawiania – wszystko godne podziwu i naśladowania.
[…]Od ponad jedenastu lat jestem w takim związku i przyznaję, ze jest to jedna z najbardziej wspaniałych i spełniających rzeczy, które tu na ziemi przeżywam. Moja żona nie jest stłamszona ani zdepresjonowana – przeciwnie, podobnie jak ja – szczęśliwa.[…]
Nie no, jak AŻ od jedenastu, to nie mam pytań. Autor z taaakim doświadczeniem, pamiętający niemal czasy proroka Jeremiasza, musi wiedzieć, o czym mówi. A czy żona ewentualnie dałaby głos, żeby poświadczyć, że również jest szczęśliwa? Czy zajęta jest raczej w tej chwili przynoszeniem mężowi kapci w zębach?
[…] Wiem, wiem, zaraz możecie przytoczyć mi sporo przykładów cioć, kumpli i znajomych, którzy żyją w związkach partnerskich a są bardzo szczęśliwi. Ośmielę się zauważyć że jest różnica między „szczęśćkiem” braku poważnych konfliktów (lub dobrania charakterologicznego minimalizującego prawdopodobieństwo powstania spięć w małżeństwie) a głębokim szczęściem osób wypełniających wzór Twórcy małżeństwa. Jest to różnica na wzór poczucia wolności ryby w akwarium i ryby pławiącej się w oceanie.[…]
Tak, tak, wszyscy wiemy, że ciocie, kumple i znajomi zwyczajnie kłamią. Jak te ryby w akwarium, nie przymierzając.
[…] Pomyśl: czy jesteś wierząca, czy nie – Twój związek małżeński głosi więź Chrystus – Kościół, i głosi albo prawdę – gdy jesteś uległą mężowi, albo kłamstwo, gdy z nim walczysz o włądzę.[…]
Pomyśl, dziewczynko. Pomyśl. Hmmm, mnie jakoś trudno idzie dzisiaj myślenie. Chyba muszę poprosić męża, żeby mnie oćwiczył, ekhm, poćwiczył ze mną moje zdolności. Umysłowe oczywiście. Rozwiązywanie krzyżówek miałam na myśli, no.
(Złote myśli pana protestanta na temat szczęśliwego małżeństwa znalazłam tutaj)
Tak na halloween, pasuje do pana protestanta idealnie:)
http://halloween.ivona.com/N3c0mQ
A może ten miły autor naczytał się o planecie Gor i stąd czerpie wzorce związków?
Zachwyca mnie rozdział prawdziwego głębokiego szczęścia opartego na submisji (no po prostu subspace, jak w pysk dał) od szczęścia podrabianego, bo opartego na negocjacjach, rozmowach i docieraniu się. Fuj, demokracja.
Swoją drogą, czy przy takim podejściu do szczęścia można być szczęśliwym z przyjaciółmi? Albo z rodzeństwem? Jeszcze, uchowaj Panie, trzeba się będzie (gasp) dogadywać i dochodzić wspólnych kwestii, a to takie niechrześcijańsko niehierarchiczne.
Proponuję autorowi tekstu wysłać śliczną flagę BDSM-owców, tę czarno-granatową z różowym serduszkiem. A w załączniku informację, że nawet w BDSM najpierw się ustala kontrakt (partnersko i negocjacyjnie), gdzie określa się granice i warunki. Straszne, prawda?
@ lja_ljewna
Heh, heh. Tez o tym pomyslalam!
Heh, heh. „I talked to my house boy, and he said he doesn’t feel discriminated against.”
Heh heh. W sumie, nie mam nic przeciwko fanom BDSM, ale wow, self-hating much? Musi tak bardzo szukac wymowek, ze siega az po BO BOG MI KAZAL ZOMG? Okeeeeeeej! Osobiscie, uwazam „bo kreca mnie pejcze, chodzmy po to dildo” byloby bardziej praktyczne i bardziej zachecajace >.>
@ Ija-Ijewna i Sendaianonymous
Nie sądzicie, że autor raczej uciekłby od czegoś takiego z okrzykiem „apage satanas!”? Chociaż faktycznie, może lubi sobie poczytać po kryjomu i czerpie inspirację…?
No niezły odlot, ale to w sumie dość bliskie temu, co ten mędrzec Maciej Giertych wypisuje o rolach płci. Na pewno czytałaś — jeśli nie, poszukam, teraz nie chce mi się grzebać w tych jego wypocinach.
@Ztrewq
Wiesz, nie wiem. Pewnie kiedyś czytałam, ale może nie chciałam sobie zaśmiecać głowy i zapomniałam :-)
Jak Ci się nie chce grzebać, to oczywiście nie grzeb. Może najwyżej przy okazji poszukasz…? Ładnie proszę :-)
re: Maciej Giertych
To nie bylo trudne. Nawet pdf jest!
ZOMD, spasowalam na stronie 17. Nasuwaja sie tylko dwa pytania:
1) zomd, gdzie moj traktor?
2)oj, czemu mnie sila wypchneli na uniwerek, ja nieboga, oh oh oh, no czemu?
w zasadzie trzy pytania:
3) kto i dlaczego upuscil macieja giertycha na glowe, kiedy byl maly?
@Sendai
Dzięks :-) . Nie chciało mi się samej szukać.
Teraz muszę przeczytac te wypociny i odpowiedzieć na Twoje pytania ;-)
Przeczytałam. Jak dla mnie, to on za bardzo przejął się tym, że kobiety są lepsze od mężczyzn (jak z uporem twierdzi) i z związku z tym strasznie te kobiety znienawidził. Mizoginia w czystej postaci, podlana pseudonaukowym sosem i obsesjami na temat seksu. Klasyka. Nie on jeden tak ma.
„kobiety lepsze od mezczyzn”
typowy chwyt retoryczny w dyskursie szalonych seksistow z piana na ustach.
„podlana pseudonaukowym sosem”
kreacjoniiiiizm ;__;
„nie on jeden tak ma”
niestety :(
@Sendaianonymous
No. Szczególnie okołokościelnych seksistów. Trzeba im przyznać, że fantazję mają sporą. Legitymizować dyskryminację kobiet przez twierdzenie, że tak naprawdę to mężczyźni są na różnych polach dyskryminowani, a kobiety mają tak fajnie, to jest coś.
Kreacjonizm też. Ale pisałam głównie o teorii, jakoby przez hormonalne środki antykoncepcyjne ginęły ryby, żaby zmieniały płeć, raki odlatywały na księżyc, a cała w ogóle przyroda pogrążała się w czarnej rozpaczy. Tymczasem znacznie więcej szkody (ilościowo) robią hormony i inne środki dodawane do pasz zwierzęcych. Anaboliki, hormony męskie, żeby było śmieszniej. Wydalane z moczem metabolity pigułek to (dosłownie) małe piwo. W dodatku wszystko to razem nie jest do końca pewne. Ale oczywiście winę należy zwalić na baby, w dodatku te, które – o zgrozo – nie chcą się rozmnażać.
Niestety, niestety. Myślę, że naprawdę wielu facetów (kobiet może dużo też) tak myśli.
Obejrzałam kiedyś film o „biblijnych rodzicach”.Napisałam notkę,ale niezabawną,bo byłam w szoku(poznać po literówkach),przygnębili mnie.http://entropiagalopujaca.blox.pl/2009/06/biblijni-rodzice.html
Kasjo, dzięki za namiary. Przeczytałam. Faktycznie przygnębiająco to wygląda.