Ftalany winne są tego, że chłopcy stają się mniej męscy.
I tak dobrze, że nie tabletki antykoncepcyjne tym razem. Ale tabletki są zapewne nudne już nieco – wszyscy wiedzą, że pigułki powodują, iż morskie stworzenia stają się babami, raki zimują na księżycu, a żabom odbija i niczego nie kumają. Żadna nowość – wszystko przez te baby.
Tym razem jednak naukowcy z pewnego zespołu, który z uporem bada wpływ ftalanów na rozwój płciowy także ludzi (nic dziwnego, rozumiem ich, mają grant, trzeba popracować), opublikowali dane, jak to niektóre ftalany, z jakimi kontakt miała matka w ciąży, wpływają na męskie i kobiece zachowania już trochę podrośniętych jej dzieci.
Nie mam zastrzeżeń do pracy, że w ogóle przedstawia wpływ związków chemicznych na ciążę. Takie badania są ważne i potrzebne. Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że pięknie wpasowuje się w od pewnego czasu notowany mniej lub bardziej subtelny nacisk na matki, żeby działały zgodnie z naturą. A to dziwnie wiąże się z uziemieniem matki dłużej i intensywniej w domu, z dzieckiem (i przy okazji dyskretnie nie wspomina się o ojcu). Nie dawajmy dzieciom gotowych jedzonek, tylko same uprawiajmy w doniczce marchewkę i owies. Nie używajmy pampersów, bo toksyczne, za to pranie dziennie 50 pieluch tetrowych to sama przyjemność i budowanie więzi z maluchem. W ciąży i potem nie jedzmy nic poza buraczkami, bo wszystko inne powoduje alergie u potomka. Nie rodźmy ze znieczuleniem (a cesarka to już samo ZUO), bo „w bólach rodzić będziesz”, no i po porodzie zostańmy z dzieciakiem w domu jakieś małe dziesięć lat, bo przecież mleko matki jest najzdrowsze, w dodatku wyłącznie matka ma związane z płcią geny, pozwalające jej odróżniać rodzaje dziecięcego płaczu.
Wracając do artykułu – naukowcy ocenili, jak ftalany (metabolitów których szukali w moczu ciężarnych) wpływały na zabawy dziecięce. Zabawy te podzielono na „męskie” i „kobiece”. Rodzice dostawali kwestionariusz i odpowiadali na pytania, jak i czym się dziecko bawi. I tu jest pierwsze kuriozum tej pracy. Pytania mianowicie były na przykład takie: „jak często dziecko bawiło się ostatnio biżuterią?” (o, zaiste wszyscy chłopcy z biżuterią wygladają szalenie zniewieściale, przykładem jest pan Bryan „Birdman” Williams – zdjęcie można obejrzeć na przykład tutaj. Wstydź się birdmanowa mamusiu – masz synka, który wygląda jak dziewczynka. Oj, oj, za dużo ftalanów w ciąży.)
Inne pytanie brzmiało „jak dziecko reaguje na pająki, węże i owady?” Rozumiem, że dziewczynki piszczą, a chłopcy zjadają. Na surowo. No i nieśmiertelne: „czym się dzieci częściej bawią – ciężarówkami czy lalkami?” Chodziło tu o obiekty z kółkami versus te bez. A ja mam tu skromne pytanie – kto stwierdzał, które zachowanie jest męskie, a które żeńskie? Bo z biżuterią dali ciała, tak jak i z tymi pająkami. Że nie wspomnę już, że karabiny, zdaniem autorów pracy, były bardziej męskie od mieczy, a miecze z karabinami razem – od samochodów, samolotów i pociągów. A pociąg wjeżdający do tunelu, że zapytam niewinnie? W ten sposób to wszystko można udowodnić. Pokazać, że chłopcy bawią się w bardziej chłopięce zabawy, jeśli zabawy którymi może w przeszłości częściej bawili się niektórzy chłopcy (niektóre dziewczęta też, ale to oczywiście nie ma znaczenia) nazwiemy chłopięcymi. Ogólnie – bełkot.
Ale on jeszcze nie do końca dyskwalifikuje pracę. Dyskwalifikuje ją po pierwsze, wyrzucenie z analizy pytań o „podejmowanie większego ryzyka” i „większą ciekawość świata”. Są to cechy, które od zawsze przypisujemy chłopcom, czyż nie? Otóż w pracy, o czym milczą dyskretnie media, a i sami autorzy tego nie podkreślają, nie było różnicy między dziećmi pod tym względem. Dziewczynki i chłopcy są równie ciekawi świata i podejmują ryzyko w rozmaitych sytuacjach. Ale po co o tym wspominać. Przecież wiadomo, że najpiękniejsze są te słodkie różnice między nami. A i prasa chętniej napisze o różnicach, niż o podobieństwach, są bowiem ciekawsze i utwierdzają stereotypy. Zwłaszcza stereotypy płciowe, służące bardzo, nie tylko ostatnio, do dyscyplinowania kobiet.
Tym, co także dyskwalifikuje pracę, jest nieuwzględnienie kilku ważnych czynników. Na przykład tego, jaki był wiek ojca (wiek matki autorzy podają) – a może ojciec to stary piernik, który w ogóle nie wyobraża sobie, że jego słodka córeczka bawi się czołgiem, a synek – lalką? Tym bardziej, że autorzy zauważają, że statystycznie chłopcy nie są zniechęcani do zabawy różnymi zabawkami, natomiast dziewczynki – tak. Może więc część z badanych dzieci płci żeńskiej miała ochotę częściej pobawić się karabinem, ale jak parę razy usłyszała mniej lub bardziej wyraźnie, że to księżniczce nie wypada, to po prostu zrezygnowała. Nie zbadano także wpływu ftalanów na rodzicielską politykę „zachęcania/zniechęcania” dzieci do niektórych zabawek. Byłoby to ciekawe, bo może znacznie silniejszy byłby wpływ tych związków na stereotypowe myślenie osób dorosłych, niż na zabawy dziecięce? A w ogóle to nikt nie pomyślał o tym, czym mianowicie bawili się chłopcy 200 lat temu? Kiedy nie mieli ciężarówek? Lalki wówczas były i może bawiły się nimi wszystkie dzieci, niezależnie od płci? I może ftalany w XXI w. działają dobroczynnie, bo przywracają („powrót do natury”) chorobliwe zainteresowania chłopców do normy?
Nabijam sie już tutaj, wysnuwajac takie wnioski. Ale autorzy zasłużyli na to. Zasłużyli ukrytym seksizmem swego artykułu. I nawet nie chodzi mi wyłącznie o to, co napisałam powyżej, choć także. Chodzi mi o zupełnie kuriozalne i idiotyczne stwierdzenie, które pada we wstępie. Otóż autorzy tłumaczą, jak to w życiu płodowym ten wspaniały męski mocarny testosteron kształtuje neurony tak, że stają się „męskie”. I OK, tak jest. Ale potem dodają, że u gryzoni, O BIOLOGICZNA IRONIO, dzięki aromatazie testosteron przekształcany zostaje w estradiol i ten dopiero odwala robotę. Biologiczna ironia? WTF? Nie ma czegoś takiego. Jeśli autorom nie podoba się, że męski facet powstaje dzięki czemuś tak marnemu, głupiemu i babskiemu, jak estradiol, to jest to wyłącznie ich problem. Zasugeruję tylko, że takie uprzedzenia również mogą być ciekawym tematem badawczym. Oraz że można próbować się ich pozbyć. Jakaś terapia chociażby?
I chciałam nawet początkowo napisać, że to, jak odebrano artykuł w prasie popularnej (że tragedia, sodomia i gonorea, z chłopców robią dziewczynki albo i gejów, o zgrozo) nie jest winą autorów pracy. Wydaje mi się jednak, że troszeczkę jest. Bo publikacja miała być o konkretnym wpływie określonych związkach chemicznych na coś tam, a wyszła obleśnie pełna stereotypów, a nawet je w popularnym odbiorze utwierdzająca.
Na przyszłość, do kolejnych testów, polecam autorom następującą zabawkę (zdjęcie poniżej). Chyba, że obawiają się pewnego dysonansu poznawczego u badanych dzieci, w związku z jej męsko/żeńską klasyfikacją. Mam wrażenie jednak, że to raczej sami badacze będą mieli dysonans, sądząc z tego, co nawyczyniali w swej obecnej publikacji.
(Ilustracja z „Cyberiady” Lema autorstwa Daniela Mroza.
http://www3.interscience.wiley.com/cgi-bin/fulltext/122685135/PDFSTART
http://health.usnews.com/blogs/on-men/2009/11/17/phthalates-threat-less-boy-more-girl.html)