czepiam się, okołoreligijnie, wkurza mnie

A u was księży biją, czyli – kto molestował?

Wydawało mi się, że pisanie o skandalu dręczenia, także seksualnego, dzieci w Irlandii nie mogło być zbyt trudne. No, oczywiście, w sensie emocjonalnym na pewno było, ze względu na okropności poruszanego tematu. Ale poza tym miałam wrażenie (i nadzieję), że dla każdego człowieka, dysponującego choćby minimum empatii, to, co robili tamtejsi księża katoliccy i zakonnicy, a także osoby świeckie związane z Kościołem, jest potwornością i horrorem, i właściwie trudno tu wymyslić coś nowego i odkrywczego. Teraz to wszystko jakby nieco przycichło, sprawy się zapewne toczą swoim torem, prasa natomiast nie wspomina o wszystkim, bo albo są nowe, ciekawsze rzeczy do poruszania, albo może publicyści i dziennikarze wychodzą z założenia – co tu jeszcze pisać właściwie, skoro wszystko jest jasne.

Czasem jednak pojawiają się ładne kwiatki. Jakiś czas temu Katolicka Agencja Informacyjna wysmażyła artykuł, opisujący jakoś tam fakty i zdarzenia, nie pozbawiony jednak specyficznego i poniżej krytyki komentarza odautorskiego. Czy komentarz ten charakterystyczny jest dla całej, lub większosci, polskiej prasy katolickiej? Obawiam się, że może być, mając nadzieję, że się mylę.

Najgłośniejsze przypadki [seksualnego zwłaszcza znęcania się nad dziećmi] stwierdzono w USA. Pierwsze tego rodzaju afery zaczęły się tam pojawiać na początku lat osiemdziesiątych, ale na ogół załatwiano je na drodze porozumień między sprawcami (których najczęściej reprezentowały władze miejscowych diecezji) a ofiarami. Dopiero w latach 1992-93 amerykańskie środki przekazu „odkryły” temat i zaczęły masowo o tym pisać.
Ujawnianiu i opisywaniu kolejnych spraw towarzyszyły procesy, wytaczane przez ofiary, ich rodziny bądź pełnomocników przeciw zarówno konkretnym kapłanom, jak i władzom kościelnym (diecezjom), które – według nich – kryły sprawców. Sprawy te, umiejętnie rozgrywane przez odpowiednio przeszkolonych i doświadczonych prawników, doprowadziły do zasądzenia na rzecz ofiar ogromnych, idących w setki milionów dolarów, odszkodowań.

Aha, więc było tak – na początku coś tam się działo, ale zostawało umiejętnie zamiatane pod dywan. Wszyscy byli z tego zadowoleni (poza ofiarami, ale któżby je o zdanie pytał), dopiero kiedy niegrzeczna prasa odkryła te historie, za sprawę zabrali się prawnicy. Te hieny i piranie, którym w głowie tylko kasa i pognębienie Kościoła katolickiego.

Kościół na ogół ani nie protestował przeciw samym sprawom, ani nie podważał wysokości wypłat, uznając swą winę i przepraszając ofiary, choć prawdopodobnie w wielu wypadkach suma odszkodowań wielokrotnie przewyższała rzeczywiste – trudne zresztą do dokładnego oszacowania – rozmiary szkód moralnych i psychicznych wyrządzonych poszkodowanym.

KAI jakoś tak oślizgle chwali postawę tychże hierarchów, że „płacili”, jakby to była ich wielka zasługa. A to zasługą było, owszem, ale właśnie tych hienowatych odpowiednio przeszkolonych i doświadczonych prawników. Gdyby nie oni, to szanowni hierachowie czterech liter nie ruszyliby, żeby cały horror zatrzymać. Owszem, ruszyliby może, jak to mieli w zwyczaju, żeby poprzenosić księży dopuszczających się przestępstw w inne miejsca, coby im świeżego mięska dostarczyć. 

I oczywiście – szkody trudne były do oszacowania, ale odszkodowania na pewno za wysokie.

W 2004 episkopat amerykański ogłosił raport w tej sprawie, który mówił o ok. 11 tys. oskarżeń o molestowanie nieletnich i o oskarżeniu za te czyny blisko 4,4 tys. księży, z których jednak znaczna część już nie żyje. Takie czy inne sankcje dotknęły 252 kapłanów, z tego stu trafiło do więzień. W ciągu 5 lat, jakie upłynęły od ogłoszenia raportu, doszło jednak do nowych oskarżeń i procesów tak, iż dziś liczba skazanych prawdopodobnie przekracza 300.

No, to faktycznie dużo to jest. Całych trzystu z ponad czterech tysięcy (nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że niektóre oskarżenia nie zostały udowodnione).

[Papież Jan Paweł II] W przemówieniu wygłoszonym do nich 23 kwietnia tegoż roku wyraził solidarność w bólu ze swymi gośćmi z powodu godnych ubolewania postaw części tamtejszego duchowieństwa oraz szkód, jakie wyrządziły one całemu Kościołowi. Wyraził mu przy tym uznanie za „wielkie dobro duchowe, ludzkie i społeczne, które większość księży i osób zakonnych w Stanach Zjednoczonych pełniło i nadal pełni”.

Jak miło, że tak się bili w piersi. Nie omieszkawszy zauważyć, że ogólnie to jest cacy.

Papież podkreślił jednocześnie, że „nadużycia wobec młodych są poważną oznaką kryzysu, dotykającego nie tylko Kościół ale także całe społeczeństwo. Jest to kryzys moralności seksualnej o głębokich korzeniach, kryzys stosunków międzyludzkich, a jego głównymi ofiarami są rodzina i młodzi”.

Ofkors. Nie księża są winni, tylko całe społeczeństwo. Rozpasane seksualnie, wszystko przez tę rewolucję seksualną, feministki i pigułki zapewne. Jest tylko jeden drobiazg – dane o molestowaniach i znęcaniu się nad dziećmi mówią, że trwało to długie lata, raport Ryana opisuje okres od 1936 do 1990. Jakoś tak wcześnie te feministki-rewolucjonistki zaczęły demoralizować niewinne społeczeństwa.

Jednym z najgłośniejszych i najdrastyczniejszych przypadków była sprawa zakonnika, norbertanina o. Brendana Smytha, którego w 1994 sąd w Belfaście skazał za przestępstwa seksualne wobec 17 dzieci; ale już w 3 lata później sąd w Dublinie dołożył mu następną karę, gdy okazało się, że duchowny jest winien podobnych czynów wobec 74 nieletnich. Wszystkich tych przestępstw dopuścił się w latach 1945-90 i mogło ich być nawet jeszcze więcej

No. W 1945 roku feministyczno-pigułkowe bojówki działały w najlepsze.

biskupi i księża są całkowicie zaangażowani na rzecz pełni prawdy katolickiej w sprawach dotyczących moralności seksualnej, podstawowej prawdy dla odnowy zarówno kapłaństwa i biskupstwa, jak i małżeństwa i życia rodzinnego.

I ta prawda katolicka to jest ścisły związek między ohydnymi przestępstwami a moralnością seksualną i małżeństwem, skoro o wszystkim mówi się tak jednym tchem? Obrzydzenie bierze.

Rok wcześniej, 18 maja 2001 ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Joseph Ratzinger (obecny papież Benedykt XVI) skierował w imieniu tego urzędu list do wszystkich biskupów katolickich, zatytułowany „De delictis gravioribus” (O najcięższych zbrodniach). Zarządził w nim, że wszelkie dochodzenia w tych najpoważniejszych sprawach (dotyczyło to zresztą nie tylko nadużyć seksualnych, ale także ciężkich grzechów przeciw dyscyplinie kościelnej), przeprowadzane w Kościele, objęte są tajemnicą papieską i nie należy ich przesyłać do miejscowych wymiarów sprawiedliwości pod groźbą ściągnięcia na siebie ekskomuniki.
List ten, skądinąd bardzo ważny i otwarty na podejmowanie najcięższych nawet grzechów i zbrodni, stał się dla wielu środowisk i mediów świeckich, zwłaszcza tych wrogich Kościołowi, argumentem, jakoby Kongregacja i osobiście jej szef zamykali usta tym ludziom w Kościele, którzy chcieli ujawniać istniejące w nim zło. Tymczasem główną intencją tego dokumentu była chęć zachowania tajemnicy spowiedzi i niemieszanie świeckich procedur prawnych do kościelnej praktyki kanonicznej.

Oczywiście, nikomu nie chcieli zamykać ust, skąd znowu. To wyłącznie ci wrodzy Kościołowi dopatrują się nie wiadomo czego. 

Zresztą w kilka lat później – 15 kwietnia 2008 tenże J. Ratzinger już jako Benedykt XVI, lecąc z wizytą duszpasterską do USA, odpowiadając na jedno z pytań dziennikarzy na pokładzie samolotu, który wiózł ich wszystkich, zapowiedział „wykluczanie pedofilów z szeregów duchowieństwa”.

I mamy winnych wszystkiego – pedofile. A przyszło papieżowi i jego ekspertom do głowy, że nie wszyscy sprawcy musieli być pedofilami? Nawet jeśli wykorzystywali seksualnie dzieci i młodzież? Niektórzy bili i dręczyli – to też jest pedofilia? Nie mówiąc już o tym, że można wykorzystywać seksualnie dziecko nie dlatego, że jest się pedofilem, ale dlatego, że dziecko jest słabsze, zależne, nikt się za nim nie ujmie, bo sierota, wreszcie – bo nie ma nikogo innego pod ręką, a w ten sposób zaspokajamy swoją chorą żadzę władzy i upokorzenia drugiego człowieka.

W Tanzanii w 2006 skazano 38-letniego wówczas ks. Sixtusa Kimaro za uprawianie seksu z 17-latkiem na 30 lat więzienia i wypłacenie mu wysokiego odszkodowania.

No wlaśnie – pedofil? Z siedemnastolatkiem?

Szczególnie wiele takich przypadków odnotowano w Irlandii. Tam również sprawa wypłynęła na światło dzienne na początku lat dziewięćdziesiątych, przy czym zarzutami objęto nie tylko zwykłych księży, ale także biskupów. Na przykład emerytowany obecnie biskup diecezji Galway i Kilmacduagh – Eamon Casey (ur. w 1927) musiał 6 maja 1992 ustąpić z urzędu w atmosferze skandalu, gdy okazało się, że przez wiele lat utrzymywał bliskie stosunki z kobietą, z którą miał dziecko i które utrzymywał z pieniędzy diecezjalnych.

I rozmywamy wszystko coraz bardziej, do grupy znęcających się nad dziećmi bydlaków dołączając kogoś, kto był w związku, w dodatku utrzymywał dziecko z tego związku z pieniędzy kościelnych. Zaiste, zbrodnia równa gwałtowi na nieletnim.

Problem księży-pedofilów i innych ludzi Kościoła, dopuszczających się przestępstw na tle seksualnym wobec innych, zwłaszcza nieletnich, ma różne wymiary: moralny, kryminalny, duszpasterski i inne. Jest grzechem ciężkim w świetle nauczania Kościoła Katolickiego, stanowi wielkie zgorszenie dla wiernych i osłabia jego świadectwo przed światem, przede wszystkim zaś powoduje głębokie uraz fizyczne, a zwłaszcza psychiczne w ofiarach, będących na ogół w bardzo młodym wieku, a więc dopiero wchodzących w życie. Jako taka sprawa ta wymaga natychmiastowego ujawniania i jednoznacznego potępienia przez urząd nauczycielski Kościoła.
Jednocześnie należy pamiętać, że ujawnione i udokumentowane przypadki pedofilii i nadużyć seksualnych wśród kapłanów dotyczą ułamka procentu ogółu duchowieństwa i – według ocen różnych niezależnych specjalistów – prawdopodobnie nie odbiegają rozmiarami od innych środowisk (np. nauczycieli, lekarzy) oraz innych wyznań i religii, a może nawet są niższe od nich. Ale niewiele mówi się o takich zdarzeniach np. wśród duchownych protestanckich czy prawosławnych a tym bardziej wśród wyznawców judaizmu czy islamu.

Zaczyna się pięknie – pokazujemy, jak podłe i szkodliwe pod różnymi względami było postępowanie tych duchownych. Ale nie powstrzymamy się przed dodaniem, że to tylko ułamek. I że w innych środowiskach prawdopodobnie jest tak samo – co prawda takich badań się nie prowadziło, ale co z tego. My i tak wiemy swoje.

Poza tym trudno uznać za dochodzenie sprawiedliwości ujawnianie przypadków molestowania czy pedofilii po 40, 50 a nawet 60 latach – w takim wypadku większość sprawców takich czynów i ich ofiar już nie żyje, toteż mówienie o tych przypadkach (np. w raportach) może mieć znaczenie wyłącznie symboliczne i służyć co najwyżej pokazaniu, że problem ma dawne korzenie.

No tak, darujmy sobie. W końcu było to dawno i nieprawda.

Oddzielną sprawą są procesy wytaczane przez ofiary nadużyć seksualnych ich sprawcom, a zwłaszcza zasądzane tym pierwszym odszkodowania. Trudno oprzeć się przeświadczeniu, że na całej sprawie najlepsze interesy, szczególnie za oceanem, robią przede wszystkim prawnicy, którzy w razie uzyskania wysokich wypłat dla ofiar sami otrzymują spory ich odsetek, zgodnie zresztą z istniejącymi przepisami. W końcu zapłaci za to Kościół katolicki, który i tak dla wielu środowisk na Zachodzie jest wrogiem nr 1 za obronę podstawowych wartości chrześcijańskich.

Tym bardziej, że wszystko przez te piranie-prawników, które nie myślą o niczym innym, tylko jak pognębić Kościół.

Podsumowując – w krajach takich jak Irlandia czy Stany przedstawiciele duchowieństwa KK zachowali się, tak jak powinni byli w tej sytuacji (i tak, jak zapewne nie mieli wyboru). Musieli przełknąć gorzką pigułkę i zapłacili za to. Niektórzy przeprosili, choć nie wiem, czy miało to znaczenie dla żyjących ofiar. Ale język, jakim opisują te wydarzenia niektóre katolickie media, jest po prostu obrzydliwy. Wiadomo, niby piszemy o wszystkim, niby potępiamy, ale przy okazji przemycamy informację, że to tak naprawdę całe społeczeństwo jest winne, i prawnicy, i prasa, że to odkryła, a w ogóle to wszystko dlatego, że Kościół broni wartości chrześcijańskich, więc każdy chce mu dogryźć.

W innym artykule na tym samym portalu dodatkowo napisano:

W sąsiedniej Wielkiej Brytanii też krzywdzono dzieci. Od 1618 roku 150 tysięcy z nich – jak podaje The Canadian Press – wysłano do byłych brytyjskich kolonii. Do Australii, Kanady. Nie były to tylko sieroty, ale czasem dzieci z biednych rodzin. Za oceanem miały znaleźć lepsze życie. Na miejscu okazywało się, że często były wykorzystywane.
Za krzywdy wyrządzone dzieciom przeprosiła Australia, zamierza – w przyszłym roku – przeprosić Wielka Brytania, ale nikogo nie zamierza przepraszać Kanada, do której – wedle danych podanych przez The Canadian Press – trafiło aż 100 tysięcy dzieci. I co? Nie ma większego problemu.
Nie zamierzam ludzi Kościoła w Irlandii usprawiedliwiać. Warto jednak zauważyć, że nadużycia w irlandzkich placówkach wychowawczych wobec dzieci były elementem dawnej mentalności – dziś już podobno niezrozumiałej  – kiedy z opinią dzieci nikt się specjalnie nie liczył.
Jak byśmy z dzisiejszej perspektywy tamtego podejścia nie oceniali trzeba pamiętać, że Irlandia nie była wyspą skazańców na morzu dziecięcej szczęśliwości. Kilkadziesiąt lat temu o czymś takim jak prawa dzieci po prostu nie mówiono.

Nie no, pewnie, w latach dziewiędziesiątych, które były oczywiście w taaak zamierzchłej przeszłości, także obowiązywała ta tajemnicza dawna mentalność, nakazująca krzywdzić dzieci? Ciekawe.

I jeszcze jedno: Irlandia dziś bije się w piersi. Kanadyjczycy uważają, że nie ma problemu. Zapewne byłby to ciekawy przyczynek do dyskusji na temat win prawdziwych, urojonych, dobrego samopoczucia i i pokazywania palcem innych. Ale to już zostawmy na inna okazję.

A u was Murzynów też bili, no nie? Może by tak pomyśleć i pod swoim adresem wystosować tę mądrą sugestię, że nie należy palcem wskazywać na innych, tylko przyjąć na klatę rzeczywistość. Bez idiotycznych usprawiedliwień i oglądania się na kogoś tam?

Swoją drogą irytuje mnie pisanie ogólnie i całościowo o „Kościele” w tego typu artykułach. To sugeruje, że cały Kościół był i jest w tej samej sytuacji. A nie przyszło przypadkiem nikomu do głowy, że część z tych pokrzywdzonych dzieciaków być może także była katolikami, np. w Irlandii? (oczywiście to, czy byli czy też nie, w żaden sposób nie zmienia kwalifikacji czynu). W związku z tym oni także byli i są – jeśli nadal chcą – Kościołem. Bo Kościół to nie tylko duchowni. I w opisywanej sytuacji to nie cały „Kościół” był winny, tylko wiele konkretnych osób – hierarchowie, duchowni, niektórzy wysoko postawieni zwłaszcza. I to nie prasa i prawnicy atakowali i atakują, jak zdają się sugerować te artykuły, tylko bandyci w sutannach zaatakowali tenże Kościół już dawno temu.