Czy naprawdę człowiek musi się pocieszać, że niektórzy księża katoliccy nie mają monopolu na wygadywanie głupot, a kroku godnie dotrzymuje im na przykład pastor kalwiński (też niektóry)? Tym bardziej, że to żadne pocieszenie. Ale za to i w jednej i w drugiej grupie znajdą się tacy, co to kiedy czyta się ich wypociny, to szczęka z wdziękiem opada na podłogę i nie chce się z niej podnieść. Oto Kilka myśli nt. feminizmu niejakiego Pawła Bartosika, pastora i doktoranta. MYŚLI – podkreślam.
Wiele feministek z powodów światopoglądowych nie chce przejmować nazwiska męża. Nie zdają jednak sobie sprawy, że postępując w ten sposób decydują się zachować nazwisko ojca. Tym samym nie są w stanie uciec od symboliki przejmowania nazwiska po mężczyźnie, którego Bóg ustanowił przymierzową głową. Kobieta zachowująca po ślubie nazwisko ojca informuje w symboliczny sposób, że wciąż chce pozostać pod jego (nie zaś męża) przywództwem i opieką.
Ależ głupie te baby, no. Nie zdają sobie sprawy, że nazwisko mają po ojcu (często, ale nie zawsze i nie wszędzie). Pewnie sądziły, że wzięte z sufitu. Dzięki ci, pastorze Pawle, za uświadomienie. Co do mnie, to zostawiłam sobie nazwisko panieńskie, bo uznałam, że idiotyzmem jest zmieniać coś, co mam od urodzenia, i co jest poniekąd częścią mnie. W dodatku dla faceta, nawet jeśli ten facet jest jedyny i ukochany. I nie informowałam w ten sposób, nawet symbolicznie, że chcę zostać pod opieką ojca, bo tenże cudowny człowiek złapałby się za głowę słysząc podobne głupoty, a tak to tylko mógł się w grobie poprzewracać.
Skąd w ogóle wiadomo, że Bóg ustanowił mężczyznę głową, w dodatku przymierzową? A z myśli inaczej Bartosika, które obficie umieszcza na swoim blogu (zaglądać tam należy wyłącznie na własne ryzyko, bo mózg się nieco wzdraga przed fajerwerkami tychże myśli, z których większość nie jest nawet zabawna, dekalog antyparytetowy też nie, buu):
„1 Mojżeszowa. 5:1
To jest księga potomków Adama: Kiedy Bóg stworzył człowieka, na podobieństwo Boże uczynił go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich oraz błogosławił im i nazwał ich ludźmi, gdy zostali stworzeni.”
Słowo przetłumaczone w 2 wersecie jako ludzie to hebr. „ADAM”. Czyli Bóg uczynił Adama i Ewę mężem i żoną i błogosławił ich i nazwał ADAMEM. Fragment ten mówi, że przyjęcie kobiety przez Adama i nadanie jej imienia ADAM ma być wzorem dla wszystkich pozostałych małżeństw. A więc Bóg nazwał pierwszych rodziców imieniem mężczyzny. Słowo „Adam” opisuje człowieka czy też ludzkość tak jak ang. man.
Czasami dziwimy się, że Bóg nazywa męża i żonę tym samym imieniem – imieniem męża. Dziś wyrazem jego jest przyjmowanie nazwiska męża przez żonę. Oczywiście wiele feministek sprzeciwia się temu zwyczajowi woląc zachować nazwisko ojca niż męża. Faktem jest jednak, że zachowują nazwisko przymierzowej Głowy.
No, czyż nie logiczne? Wprost zapierające dech w piersiach. Bóg nazwał pierwszych rodziców imieniem mężczyzny, no. I wszystko jasne. Kto tu jest głową też.
Zwyczaj przejmowania nazwiska po ojcu (lub mężu) wyraża prawdę, że osoba je otrzymująca jest chroniona i reprezentowana przez przymierzową głowę rodziny. Dążenia feministek do uniezależnienia się od przymierzowego przywództwa męża w rodzinie (a nie wszystkich mężczyzn) w istocie nie pomogły „wyzwolonym” żonom lecz naraziły je na więcej niebezpieczeństw. Feminizm spodował, że wielu mężczyzn przestało respektować przymierzowe przywództwo ojców oraz mężów i zaczęli traktować kobiety w przedmiotowy sposób, jako obiekt pożądania, nie licząc się z ustalonymi przez Boga strukturami w rodzinie.
Oj, no bo przecież wiadomo, że feminizm to najgorzej robi kobietom. Powyżej bardzo logicznie przedstawione jest wynikanie: przez feminizm mężczyźni tracą panowanie nad kobietami, z czego wypływa zupełnie naturalny wniosek, że zaczynają je traktować przedmiotowo. Rozumiem, że w sytuacji odwrotnej, kiedy ma się nad czymś władzę, nie traktuje się tego czegos przedmiotowo, bo skąd?
I co jest złego w byciu traktowaną przez męża jako obiekt pożądania, do licha? Spróbowałby pastor, zachęcam. Może nawet by się spodobało? Że już nie wspomnę o ewentualnym zadowoleniu żony.
Mężczyzna, który zrzeka się władzy nad żoną (kapitulując wobec powszechnego feminizmu) jest sabellianinem – heretykiem, który nie widzi żadnych różnic (prócz imion) pomiędzy osobami Trójcy. (…)
No właśnie. Nie wiedziałeś, drogi mężczyzno – który żonę swoją traktujesz normalnie, jak człowieka i partnera, a nie jak swoją podwładną – że jesteś sabelianinem? To się właśnie dowiedziałeś. Przy okazji dowiedziałeś się także, że fakt normalnego traktowania przez ciebie żony wynika bezpośrednio z twojej osobistej wiary – że trzy Osoby Boskie tak naprawdę nie są trzema Osobami Boskimi, tylko różnymi aspektami jednego Boga. Fajne. Czy to gdzieś uczą takiej logiki inaczej, czy trzeba palić coś specjalnego, żeby takie konstrukcje myślowe (również inaczej) budować i do takich wniosków dochodzić? Bo ja też tak chcę koniecznie!
I nie tylko chcę. Mam także nadzieję, że może po odpowiednim treningu (ew. paleniu) będę zdolna nawet pisać takie fajne książki, jak „Głowa rodziny” Douglasa Wilsona, z której pochodzi powyższy cytat o sabelianinie. Albo przynajmniej podobne do innej pozycji tego samego autora („Reformowanie małżeństwa”). W końcu zdanie eksperta na temat współczesnego zagrożenia feminizmem (czy jakoś tak) na pewno sprzedaje się świetnie: Feminizm zaatakował przymierzowy charakter małżeństwa i popełnił tym samym okrutny błąd. Jednak suwerenny Bóg używa ludzkich błędów aby zmusić kościół do zdefiniowania i porzucenia tego, co odstępcze i przynoszące nieszczęście.
O.