Raisin’ hell in Austin just after sundown
When the Hoosegow police decided to come ’round they said
„Boy what’s the matter with you, what you trying to do?”
I looked at the man and I said
„I’m blind in Texas, I’m blind in Texas
I’m blind in Texas, the lone star is hot tonight”
I’m blind in Texas, the cowboys have taken my eyes
My eyes, my eyes”*
Aż tak wesoło w Austin nie jest, jednak ten stary jak świat kawałek jakoś nie chce się ode mnie odczepić. Chociaż właściwie to owszem, wesoło bywa wieczorami i nocami, bo określenie Austin jako „światowej stolicy muzyki na żywo” zobowiązuje. Ale w ciągu dnia słychać głównie młoty pneumatyczne, bo panowie robotnicy rozwalają ulice, celem wyremontowania tychże; a młoty te pracują w bardzo wielu miejscach. Nawet hotel nasz się od tych robót lekko kiwa.
Poza tym – rozczarowana jestem, bo nikt nie pozdrawia mnie słowem „howdy!”, że nawet nie wspomnę o używaniu „giddy up„. Nie ma panów – przynajmniej w rozsądnej liczbie – w kapeluszach i o numer za obcisłych jeansach. Ani w tych takich fajnych skórzanych butach do kolan, z czubami. Konie widziałam tylko przy dorożkach. No i gdzie te teksaskie stereotypy, pytam :-P
Ludzie są na ogół mili i uśmiechnięci (podobno słowo „Texas” pochodzi od indiańskiego „Tejas”, czyli „przyjaciel”). Niewielu czarnych. Niektórzy znają angielski słabiej ode mnie (za to hiszpański lepiej). Sporo jest bezdomnych, zaniedbanych, pijanych lub narkomanów na ulicach, którzy proszą o pieniądze albo grzebią w śmietnikach.
Austin jest niebrzydkie, poza tymi remontami, pod którymi czasem trudno dojrzeć coś oprócz pyłu i rozkopu. Niezbyt duże. Brak w nim korków na ulicach. Jest bardzo ładny różowy budynek Kapitolu, parę zaskakujących pomników i rzeźb oraz całkiem ciekawe, jak na Stany, muzea. Nietoperzy nie udało nam się pooglądać – a w Austin jest ich największa miejska kolonia w Ameryce Północnej, licząca około półtora miliona osobników – bo poleciały sobie na zimę do Meksyku.
No i prawdą jest, że Teksańczycy są obłędnie dumni z tego, że są Teksańczykami, ze swojej historii i tradycji. Flag Teksasu jest tu więcej, niż amerykańskich. A lone star jest taka „lone”, że oczopląsu od niej można dostać. Gwiazdy, gwiazdki, gwiazdeczki i gwiaździska są absolutnie wszędzie i na wszystkim, a podczas oglądania niektórych budynków człowiek ma wrażenie, że znalazł się nagle w Związku Radzieckim ;-)
Zdjęcia będą, jak się ugotują i przyprawią.
(* „Blind in Texas” W.A.S.P.)
„Brak w nim korków na ulicach” – hehe widac, ze ze wschodniego wybrzeza przyjechalas, bo wedlug nas korki w austin sa koszmarne!
moja siostra jak pierwszy raz przyleciala do teksasu (w odwiedziny) myslala, ze peknie ze smiechu jak slyszala teksanski akcent i howdy i ya’ll, bo przypominal jej sie king of the hill.
czekam na zdjecia.
Korki koszmarne??? To ja bardzo proszę takie korki – codziennie, kiedy jeżdżę do pracy :-). Nawet przed chwilą, kiedy wracaliśmy do hotelu około 5 po południu (a DC korkuje się o tej porze zupełnie), samochody spokojnie sobie jeździły po uliczkach.
myslala, ze peknie ze smiechu jak slyszala teksanski akcent i howdy i ya’ll,
No właśnie, ja też się nastawiłam, a ci ludzie nic, buuu ;-)