moja Ameryka

Niech się mury pną do góry…

Tak na pierwszy rzut oka, to downtown w Austin z twarzy jest podobne zupełnie do każdego innego downtown. Może tylko wieżowce są nieco niższe i jest ich mniej? Zdziwiło mnie tylko to, że ten najwyższy to budowany właśnie apartamentowiec, a nie biurowiec. A zdjęcie robione jest z Congress Avenue Bridge, pod którym zwykle mieszkają nietoperze.

Jednak jak przyjrzeć się bliżej, to parę ładnych budynków z ciekawymi detalami da się znaleźć. I różne są bardzo.

St. David’s Church o zachodzie słońca:

St. Mary’s Cathedral:

Wszechobecne place budowy. I te straszne korki oczywiście :-P :

Detale, troszkę niedomyte czasem:

Widok z tarasu hotelu Driskill na skrzyżowanie Szóstej i Brazos. To Szósta właśnie jest ulubioną ulicą tych, którzy lubią zakupy oraz knajpki z muzyką na żywo. I korki :-P

A Driskill Hotel też jest miejscem wartym odwiedzenia. Najstarszy działający hotel w Austin, zbudowany przez bogatego hodowcę bydła (jakżeby inaczej), pułkownika Driskilla. Niestety, historii o tym, jak to za dobę płacono tu dwa i pół, a nawet pięć dolarów (to były czasy…), kiedy w innych hotelach żądano 50 centów, albo jak pułkownik przegrał hotel w pokera, albo o tym, jak prezydent Johnson poznał tu swoją przyszłą żonę, nie udało nam się wysłuchać, gdyż wycieczki z przewodnikiem organizowane są tylko w soboty. A w sobotę już nas w Austin nie było. Za to przyznać trzeba, że restaurację mają tam znakomitą,

a także nieco specyficzny wystrój, o zupełnie niezaskakującej tematyce :-)