czepiam się, okołofeminizmowo

Wszystkie kobiety są nasze

Międzynarodowy Dzień Bez Stanika. Ciekawe:

Męska część redakcji chciała, żeby zaproponować Wam z tej okazji tradycyjną zabawę – czyli ”czekamy na Wasze zdjęcia”. Ale po zastanowieniu zrezygnowaliśmy z pomysłu (z obawy przed zalewem zdjęć półnagich piękności).

No jasne. Ha, ha.

I pytamy, w jaki sposób obchodzicie to intrygujące święto?

To intrygujące święto obchodzimy dumając nad faktem, że geny neandertalczyka faktycznie są w nas. Przynajmniej w niektórych. Takich czternastoletnich erotomanach gawędziarzach – niezależnie od wieku.  I nie obrażając neandertalczyka.

Pani jest jak groch przy drodze
Skubię, wielekroć przechodzę.

Bo przecież kochamy wszystkie kobiety i wszystkie kobiety są nasze. A zwłaszcza ich milutkie części ciała, którymi tak lubimy się bawić.

Gry może i są dla dzieci. Ale bawią się nimi dorośli. Zupełnie jak z kobiecymi piersiami…

Zastanawiam się, czy nie można by tu wrzucić innego porównania. Na przykład, że gry są jak penisy. Bo przecież te są dla (płodzenia) dzieci (no i innych czynności fizjologicznych), a bawią się nimi dorośli (płci dowolnej, orientacji także). Byłoby nawet uniwersalniej. Ha, ha.

Uderzająco nieprzyjemna jest ta nagonka na kobiecą zewnętrzność. Może zresztą i zawsze była, tyle że albo człowiek przestawał ją zauważać i uodpornił się, albo i patrzy inaczej teraz. Pewnie z racji wieku, braku urody i niedopchnięcia rzecz jasna. 

Nie to, że mam coś przeciwko zauważaniu fizyczności drugiej osoby – to jest normalne i naturalne, a i ewentualne spontaniczne wybuchy entuzjazmu także są normalne. Oraz są miłe, jak są miłe. Nienormalnym wydaje mi się za to dowalanie kobietom z grubej rury, w chamski i bezpardonowy sposób, w dodatku w sposób często zorganizowany, w ramach jakiejś kampanii – po to, żeby produkt się sprzedał (reklama ma wszak być skuteczna, a nie inteligentna i nieobraźliwa). Wszystko z silnym podtekstem (który robi się niemal nadtekstem) – macie być takie, a nie inne, bo to się podoba mężczyznom. Bo to jest erotyczne. Bo jak nie jesteś atrakcyjna seksualnie, to spadaj, kaszalocie. Bo jak nie będziesz o siebie dbała, czyli nie spędzała pięciu godzin dziennie w łazience i przed lustrem, to nikt cię nie będzie chciał. Bo wszystkie kobiety nasze są i nam się mają podobać.

Piersi moich pracownic badam sam.

Kocham wszystkie moje pracownice. Ha, ha. I szukam sposobu, aby do nich dotrzeć. Co mi się udało. Maczugą może i byłoby poręczniej, ale ta pieprzona polityczna poprawność…

Co czwarta respondentka twierdzi też, że w ogóle nie używa specjalnych preparatów do higieny intymnej. To z kolei grozi grzybicą pochwy i łatwiejszym zarażaniem się brodawczakami czy chorobami przenoszonymi drogą płciową.

No oczywiście. Epidemiologię chorób zakaźnych wywalamy do kosza, a epidemiologów zatrudniamy w charakterze dawców narządów. Mózgu szczególnie, bo przeszczep taki przydałby się niewątpliwie autorom powyższych rewelacji.

Nasuwa się też skromne pytanie, dlaczegóż to panów nie poucza się w takim razie o konieczności używania płynów do higieny intymnej? Zatrzymajmy się bowiem chwilę nad tym celnym (brawo TVN24) spostrzeżeniem, że choroby przenoszone drogą płciową przenoszą się, niespodzianka, niespodzianka, drogą płciową. No właśnie. A i rynek wszakże spory, firmie opłaciłoby się przecież? 

Wreszcie depilacja: co prawda prawie jedna trzecia (29 procent) deklaruje, że depiluje się przynajmniej 2 razy w tygodniu, ale żadnej formy depilacji nie stosuje nawet więcej (31 proc.) badanych.

Brudasy, świnie i flejtuchy z tych kobiet. No i o siebie w ogóle nie dbają. Nawet depilacji se nie zrobią, no, no, a to przecież najpodstawowsiejszy zabieg higieniczny, od czasów Piasta Kołodzieja i Rzepichy Depiluchy obecny w naszej rdzennej kulturze. I pozwalający na zapobieganie gruźlicy, kołowaciźnie oraz licznym chorobom przenoszonym drogą płciową naturalnie. A próchnicę zębów leczy w stu procentach.

Myjcie się, dziewczyny,
Nie znacie dnia, ani godziny.

Chłopaki, wy nie musita.

Kolejna urocza kampania. Szczególnie pod hasłami „wiara” i „nauka” ;-) . Tylko dlaczego te spodnie wyłącznie „na cenzurowanym”? Zakaz zrobić, zakaz. Dla dobra kobiet. Bo przecież żadna o niczym innym nie myśli, jak tylko o tym, co zaszkodzi jej atrakcyjności, i że, o mamuniu, będzie nieatrakcyjna. W spodniach tym razem.

Przyznam, że tymi spodniami to się akurat specjalnie nie przejmuję, bo jako rasowa feministka posiadam zarost na klacie, nóżki jak sarenka, nos jak haczyk, kurzą nogę i krogulcze mam paznokcie, a zęby przednie popsute już od dawna. Tylne też. Od braku depilacji niechybnie. I zewsząd wylewają mi się tłuste brzuchy, z kolan i pięt przede wszystkim. Poza tym łażę w barchanowych gaciach na głowie, a na uszach mam podkolanówki antygwałty (to taka kolejna śliczna i słodka nazwa jednej z części kobiecej garderoby, ha, ha). Myślę jednak, że mimo wszystko spodobałabym się autorowi poniżej cytowanych zdań, gdyż pod moją zgrzebną roboczą odzieżą nie ukrywam ładnej figury. Gdyż przy tej monstrualnie tłustej figurze byłaby to ciężka orka na ugorze. A nawet cały kaszalot. Hurra więc, spełniam więc moje biologiczne zadanie, powołanie i rolę w społeczeństwie. Podobam się, o radości, szczególnie tak taktownemu i eleganckiemu panu (wnosi się z tego, jak pięknie i subtelnie zwraca on na pewne sprawy uwagę – w dziale Moda i savoir-vivre):

Dziewczęta i młode kobiety pokazują zatem to, co powinny ukrywać ( np. swoje tłuste od chipsów brzuchy), a ukrywają pod zgrzebną, wyglądającą często jakby była „robocza”, odzieżą to czym mogłyby się pochwalić (np. ładną figurą).

Jest więc moda dla dziewcząt i bardzo młodych kobiet. […] Młoda kobieta bowiem nie dośpi i nie doje, a modny ciuch sobie kupi. […] Kupują je zatem bezmyślnie kobiety, które już nie powinny ubierać się jak podlotki. Niektóre z dojrzałych kobiet zakładają takie ubrania świadomie i chętnie, by się odmłodzić, nie zwracając uwagi na to, że to niestosowne, a często śmieszne.

Z dystansem do mody podchodzi też, co prawda, Monika Olejnik. […] Dla niej po prostu, jak wszystko na to wskazuje, wygląd nie ma znaczenia. W swoim telewizyjnym programie przyjmuje zatem często pozycję dojarki (szeroko rozstawione nogi), włosami „potarganymi przez wiosenną burzę” zasłania oczy (żeby, zapewne, goście programu ich nie widzieli – stara technika służb specjalnych i ochroniarzy) i ubiera się w byle co i byle jak. Być może pozuje w ten sposób na lewicową intelektualistkę.

Choć tak naprawdę, to przecież nie jej, Moniki „służby specjalne” Olejnik, wina. To wszystko przez „rączkę” zniewieściałych „panów” dyktatorów mody, którzy:

Piszę „na szczęście”, bo dyktatorzy mody, to bardzo często „praktykujący” i fanatyczni homoseksualiści, którzy mężczyzn ubrali by jak swoich „partnerów”, a kobiet nie lubią i robią wszystko, by wyglądały jak najgorzej.

Ufff. Spoko więc. Winy kobiet nie ma tu wcale, to przez tych brzydkich homoseksualitów (e, nie bardzo odkrywcza ta myśl, w końcu wiadomo to od zawsze). Ale poza tym, poza tym – wszystkie kobiety są nasze, więc jeździmy po nich, jak po łysych kobyłach, wyłącznie dla ich własnego dobra. Wszak chcą one nam się podobać, gdyż z czego innego dzieci nie będzie. A jeśli protestują? Jeśli mówią, że to nie tak? Eee, to głupie są i nie wiedzą, co mówią.

Czasem się właśnie mówi: „Nie”
Kiedy się bardzo czegoś chce.

A wracając do Dnia Bez Stanika. Właściwie – to niezły pomysł. I mam jeszcze jeden. Skoro wszystkie kobiety nasze są, a i wszystkie dzieci nasze są, proponuję któryś dzień czerwca ogłosić Dniem Bez Majteczek. Dotyczyłby dzieci od lat pięciu do piętnastu. Płci obojga. Rodzice obowiązani są przysyłać zdjęcia swoich pociech wesoło hasających po ulicach, a redakcja uprzejmie i bez krępacji odpowiada na pytanie, w jaki sposób obchodzić to intrygujące święto.

(Fraszki Jana Sztaudyngera z Raptularza zakochanych)