Nieduża praca ukazała się ostatnio, pokazująca, jak w tej chwili w Stanach Zjednoczonych wygląda sytuacja ze szczepieniami przeciwko wirusom brodawczaka. W zeszłym roku w USA zdiagnozowano ponad 11 tysięcy przypadków raka szyjki macicy (tego raka, który wywoływany jest przede wszystkim (70%) przez dwa typy wirusa brodawczaka, czyli papillomawirusy typu 16 i 18, przeciw którym skonstruowana została szczepionka), i szacuje się, że około 4 tysiące z tych kobiet umrze z powodu tego nowotworu. Szczepionka, Gardasil, została zaaprobowana do użytku w 2006 roku, w tej chwili zaszczepieni być mogą i chłopcy i dziewczęta, zgodnie z rekomendacjami począwszy od 11 – 12 roku życia, a także nastolatki i ludzie dorośli do 26 lat.
Na pytania, dotyczące szczepień dziewczynek wieku od 13 do 17 lat odpowiadali rodzice, opiekunowie bądź jakaś osoba z rodziny. Badanie przeprowadzono na 1709 dziewczętach, z 274 hrabstw w sześciu stanach (Nowy Jork, Delaware, Teksas, Oklahoma, Zachodnia Wirginia i Pensylwania). Autorzy piszą, że te sześć stanów pod przynajmniej kilkoma względami (poziom bogactwa/ubóstwa, tereny miejskie/wiejskie, liczba osób o różnych kolorach skóry, itd.) z grubsza odzwierciedla to, co dzieje się w całym kraju. Zastrzegają jednak na końcu artykułu, że to jednak było tylko sześć stanów, i że na podstawie wyników ich pracy nie powinno się automatycznie mówić o całej populacji amerykańskich trzynasto-siedemnastolatek. Piszą także o innych ograniczeniach publikacji, na przykład tym, że pytani dorośli, niebędący najbliższymi osobami nastolatek, mogli udzielać niezbyt dokładnych odpowiedzi.
Z pracy wynika, że choć optymizmem napawa fakt, iż liczba zaszczepionych przeciw HPV dziewcząt wzrosła w stosunku do lat poprzednich, to ten poziom szczepień jest wciąż zbyt niski (zwłaszcza w obliczu faktu, że szczepienia są zalecane). Tylko 34.4% wszystkich badanych dziewczynek otrzymało przynajmniej jedną dawkę szczepionki. Różnie wyglądało to w różnych stanach, najlepiej wypadł Nowy Jork (50.4%), najgorzej – Teksas (20.6%). Chętniej szczepili ci rodzice, którzy mieli ubezpieczenie. Kolor skóry czy pochodzenie nie miały znaczenia dla poziomu szczepień (co zauważono z zadowoleniem, gdyż w populacjach dziewcząt czarnych czy pochodzenia latynoskiego problem z rakiem szyjki macicy jest bardziej nasilony, niż w populacji białej). Okazało się natomiast, że znaczenie miała kwestia ubóstwa/zamożności – na poziomie stanu wyglądało to tak, że im biedniej, tym gorzej ze szczepieniami. Za to sytuacja była odwrotna na poziomie hrabstwa: im biedniej, tym więcej szczepień. Autorzy tłumaczą te różnice korzystniejszą dystrybucją nakładów finansowych na szczepienia na poziomie hrabstw. I oczywiście niepokoi ich fakt, że w biedniejszych stanach – tych, które gorzej szczepią – notuje się wyższą zapadalność i śmiertelność związaną z rakiem szyjki macicy.
Podobnie jak zależność: szczepienie vs. dochody na poziomie hrabstw, wyglądały zależności na poziomie poszczególnych rodzin. Im mniejszy dochód w rodzinie, tym średnio większa ochota, aby zaszczepić córki, za to w zamożniejszych rodzinach dziewczynki szczepiono mniej chętnie. Z danych na temat innych szczepionek wieku dziecięcego wiadomo, że na ogół biedniejsi i gorzej wykształceni rodzice rzadziej szczepią swoje dzieci. Z drugiej jednak strony – zdarza się dość często, że ludzie bardzo zamożni i wykształceni nie szczepią swoich dzieci w ogóle (choć są i badania, które pokazują odwrotne zależności, szczególnie pod kątem wykształcenia). Patrząc ogólnie, istnieje odrobinę więcej opublikowanych badań pokazujących, że większa akceptacja szczepień występuje w rodzinach z niższymi dochodami i poziomem wykształcenia. Możliwe, twierdzą autorzy, że świadczy to o sukcesie przyjętych założeń w kampaniach zachęcających do szczepień przeciw HPV – czyli tego, że jeśli szczepionki dla tych, których na nie nie stać, są finansowane z funduszy publicznych, to biedniejsi rodzice chętniej zaszczepią wtedy własne dzieci.
A możliwe też, że spora część takich a nie innych reakcji rodziców opiera się na uprzedzeniach. Uprzedzeniach wobec tej konkretnej szczepionki („zachęta do uprawiania seksu”) wśród ludzi zamożnych i wykształconych, i braku tych uprzedzeń (lub po prostu wiedzy) wśród ludzi biedniejszych. Autorzy pracy dyskutują z tym wyjaśnieniem, pisząc, że wiedza na temat papillomawirusów jest w ogóle bardzo słaba w społeczeństwie amerykańskim, no i że w kampaniach reklamowych unikano świadomie poruszania kwestii przenoszenia się tych wirusów drogą płciową. Kto wie, może to wszystko ma jednak większe znaczenie, niż przypuszczają autorzy pracy?
Pruitt, S., & Schootman, M. (2010). Geographic Disparity, Area Poverty, and Human Papillomavirus Vaccination American Journal of Preventive Medicine, 38 (5), 525-533 DOI: 10.1016/j.amepre.2010.01.018