W nawiązaniu do notki Misekdomleka dodam trzy słowa.
Po pierwsze – telewizja z misją. Oprócz nieustannej obecności Macierewicza i całego tego panopcykum politycznego, mnie najbardziej podobał się pewien program rozrywkowy, pod hasłem Chore dzieci śpiewają. Inicjatywa jak najbardziej słuszna, występy nie tylko dzieci, ale i jakichś tam gwiazd i gwiazdeczek, rodziny się bawią – wtem wyskakuje na scenę przesympatyczna dziewczynka i zaczyna śpiewać piosenkę Renaty Przemyk. Tę, co to babę zesłał Bóg. Dociera do mnie oczywiście, że Przemyk śpiewała te słowa w określonym kontekście, że piosenka jak piosenka, i w ogóle – ale w ustach tego dzieciaka brzmiała szokująco. Zapewne dzieci nie należy chronić przed wszystkim, a i te niepełnosprawne z różnymi poglądami spotkają się w życiu, ale czy koniecznie trzeba je uczyć w ogóle – dziewczynki zwłaszcza – że Bóg też chłopem jest? To także jest misja? Pozytywne, rodzinne przesłanie?
Po drugie – jest gorąco.
Po drugie i pół – jak jeszcze raz wspomnę kiedyś, że nie lubię klimatyzacji, uprzejmie proszę kopnąć mnie w tyłek. Uwielbiam klimatyzację! Chłodna taksówka, którą jechaliśmy wczoraj do ambasady, chwilowo była najprzyjemniejszym miejscem w Warszawie. I uwielbiam też siatki na okno, względnie rozmaite moskitiery. Gdyż albowiem na razie jestem ogryziona przez komary tylko do kości. Jak będziemy wyjeżdżać stąd, to mnie już zupelnie nie będzie, i wszelakie problemy rozwiążą się automatycznie.
Po trzecie – jest upał.
Po czwarte – na razie Warszawa robi na mnie nienajgorsze wrażenie, poza koszmarem temperatury oczywiście. W ambasadzie udało nam się wszystko załatwić w 35 minut. Potem rozśmieszyła nas pewna pani, która – razem z nami wychodząc stamtąd – zapytała konspiracyjnym szeptem: wy też byliście po wizy? Kiedy przytaknęliśmy, nie mniej konspiracyjnie zapytała raz jeszcze: a dajom? Na tak skomplikowane pytanie nie byliśmy w stanie odpowiedzieć i zostawiliśmy panią z jej dylematem.
Po piąte – miłe wrażenie zrobił na nas pewien pan – pan typu jadę na Pragie, załatwię wszystko, a piwko pite w tramwaju najlepsze jest na upał – który sam zaproponował pewnemu tatusiowi, że pomoże mu wytaszczyć wózek z dzieckiem z tegoż tramwaju. Jeśli weźmie się pod uwagę, że tatuś był czarny, a mamusia obok biała, cóż, można było spodziewać się innej zgoła reakcji. Było natomiast tak ślicznie i sielsko, tatuś uśmiechał się pod wąsem do siebie, pan pomagający robił zabawne miny do dziecka, a w końcu wysiedli razem w doskonałęj komitywie.
A po któreś tam, bo nie umiem już liczyć i mózg mi wysiada od tej temperatury, poza tym jet-lag ciągle doskwiera – jest super. Biegamy, załatwiamy, a co bardzo ważne – spotykamy się na wspaniałych pogaduszkach ze znajomymi, przyjaciółmi i rodziną. I przed nami jeszcze mnóstwo takich spotkań. Kochani, nie mogę się doczekać :-)
A w Łodzi leje. I wieje. I jest nawet jakby chłodnawo. Boję się, że to sen i zaraz obudzę się znowu w gorącej zupie :]
Aha, to pewnie dlatego nie mogę się o mikroskopy dopytać :-)
Jesli jeszcze jestescie w Warszawie, to pozdrowcie ode mnie moje miasto rodzinne :-) I oczywiscie, ze kochasz klimatyzacje, moja droga. Ja ja uwielbiam i wiem o tym od dawna. Moje doswiadczenie z ubieglego roku wskazuje, ze poziom obslugi w amerykanskiej ambasadzie sie poprawil. Wreszcie! No i mam nadzieje, ze dajom.
Nic się nie martw, niektórzy właśnie wyjeżdżają na urlop, to zaraz się pogoda w całej Polsce poprawi. Na gorsze.
Ciekawe jest to Wasze spojrzenie na partyjną telewizję. Ciekawe dla mnie, bo nie wiem, nikt z moich znajomych nie ogląda. No, może co poniektórzy „m jak miłość” – ale nawet nie jestem pewien, czy to na państwówce leci.
Pozostaje życzyć miłego pobytu – i jako rodowity warszawiak – zdecydowanie rekomenduję wizytę na wrocławskim rynku :-)
Argh, „babę zesłał Bóg”. Ale największy WTF to przeżyłem słysząc podczas pewnego bodaj „Od przedszkola do Opola” występ pięcio- czy sześiolatka, który śpiewał „I tylko mi ciebie brak” Rudiego Schuberta. Na końcu zamienił „och, Stefan” na „och, mamo”. Dawno to było i nie pamiętam już, jakie były inne interwencje cenzury, ale przecież musiały być, by biedny chłopiec nie śpiewał do mamusi, że „kaloryfer nie zastąpi ud gorących pożądania” i nie wyglądał czasu, „kiedy szczupłe twoje nóżki oplotą mnie żądne wrażeń” :>
@ Riffe
O, ale masz dobrze :-)
@ Gammon
Nie rozumiem. Jeśli jestem Ci do czegoś potrzebna, to pisz na maila.
@ Kakofonia
No uwielbiam się okazuje. I pozdrowię, tak jak pozdrawiam Waszyngton od Ciebie :-). A czy dajom – to się zobaczy, jak przyjdą. Serio mówiąc, właściwie już dali, dla nas to była niemal formalność.
@ Black Ops
Dzięki i za życzenia i za rekomendacje :-). U mnie w domu telewizja, i to ta państwowa, chodzi non-stop. Niestety. Horror to jest. Ale różne fajne rzeczy można zobaczyć i w innych, niepaństwowych :-)
@ Rudy013
Przebiłeś zdecydowanie babę tymi udami. To jest po prostu wstrętne, że dzieciom daje się takie rzeczy do śpiewania.
@sporothrix
Posłałem.
Wize dali mi z mety, acz z wizyty w Ambasadzie mile wspominam jedynie rozmowe z przeuroczym panem konsulem i sympatycznych ludkow od odciskow (same pobieranie wspominam jako koszmar, bo dzien wczesniej rozcielam palec i musialam odklejac plasterek).
Nieco upokarzajace bylo za to stanie w przeszklonym, rozpalonym korytarzyku i wydzierajaca sie na nas polska biurwa.
Mimo wszystko nie zaluje godziny poswieconej na zdobycie wizy – wycieczka za Wielka Wode byla tego warta. :)
@ Shigella
A gdzie byłaś w Stanach?
Nasza pani konsul też była miła, okazało się zresztą, że robiła magisterkę na naszym uniwersytecie, dwa slowa więc zamieniliśmy na ten temat :-). W korytarzyku w ogóle nie staliśmy (pracownicy ambasady zadbali, żeby nikt tam nie stał, bo gorąco i duszno), nikt się też nie wydzierał. W ogóle mało było osób. A z wizą nam akurat było bardzo łatwo, bo już wcześniej mieliśmy odpowiednie papiery i zgody od odpowiednich urzędów amerykańskich. Dlatego pisałam, że prawie formalność.
Bylam niestety bardzo krotko, bo tylko dwa tygodnie.
Zwiedzilam niechcacy hotel i lotnisko w Atlancie; celem podrozy bylo Little Rock (i miescina pod czyli Conway) – siedziby matki-korporacji.
Jako ze firma miala dzien dobroci, oplacili mi opozniony powrot z delegacji, wiec w ramach wakacji zwiedzilam (ponownie niechcacy) lotnisko w Chattanooga i w Atlancie – celem byly Boston i Nowy Jork.
W moim przypadku wiza tez byla formalnoscia, wystarczylo, ze pracuje w filii amerykanskiego pracodawcy jako informatyk.
Problemem w ambasadzie byla organizacja, niby umawiano nas na rozne godziny, ale czekalo sie bardzo dlugo. Moze po skargach cos zmieniono, a moze ja mialam pecha – lecialam w lipcu, a o wize wystepowalam przed szczytem wakacyjnym.
W tym miejscu chce tez podziekowac tatusiowi, ktory bywajac w Stanach nie podpadl Immigration Office. :)
@sporothrix:
Te uda i tak dalej to tekst oryginalny, który na 99% został zmieniony, zanim dano to chłopczykowi do śpiewania. Nie pamiętam jak. Ale nie zmienia to faktu, że widownia usłyszawszy i rozpoznawszy CO chłopiec śpiewa, wyglądała na totalnie zamarzniętą z zażenowania.
Pozdrowienia z Pragi (nadwiślańskiej ;))
@ Rudy013
No tak. Ale masz rację, że wystarczyło samo rozpoznanie, nawet jeśli na pewno zmieniono tekst.
Pozdrawiam z tej samej Pragi :-)