Na Zachodzie kefir to marzenie ściętej głowy, normy sanitarne nie dopuszczają takich produktów, nikt by ich nie kupował.
Wprawdzie nie wiem, czy dziki kraj amerykański należy do Zachodu, ale oczywiście. A to wszystko poniżej to fatamorgana ściętej głowy.
– W Ameryce ogórki pewnie w ogóle by nie skisły, a mleko by się nie zsiadło – podejrzewa dr Drywień. – Oni od 60 lat wszystko sterylizują, wybili całą mikroflorę – w powietrzu, na roślinach, na rękach, na zwierzętach.
Naturalnie. Te podejrzenia są jak najbardziej słuszne. W ogóle w Ameryce nie znajdzie się dobrego chleba (bo zły to jest), dobrego mleka (bo takie z wybitą mikroflorą to jest), dobrych warzyw (bo nikt nie wie, z czym to jeść), dobrych owoców (bo nic o nich nie wiadomo), dobrych jajek (czyli brązowych, bo białe to są), dobrego… W ogóle niczego dobrego tu nie ma. Są tylko białe niedźwiedzie biegające po preriach, zapijające pornograficzną coca-colę (kopirajt: Siesicka) ze starymi śpiworami w paszczach (kopirajt: miś uszatek). A niedługo niczego w ogóle nie będzie (kopirajt: Kononowicz).
Poniżej – mleko pasteryzowane. Nie UHT, choć i takie można tu oczywiście kupić. Z obserwacji jednak poczynionych w mojej wsi wynika, że trudniej jednak niż w Polsce. No, ale przecież to w Stanach wszystko doszczętnie wybito, nawet w niewinnym mleku.
Więcej fajnych kwiatków tutaj.