W nawiązaniu do jednej z poprzednich notek – jest kolejna ofiara krztuśca w Kalifornii. Malutki dzieciak, który w swoim życiu miał prawdopodobnie po prostu pecha, że trafił na tak wspaniałych rodziców. Prawdopodobnie, gdyż w kontekście epidemii krztuśca w Kalifornii (i nie tylko) wspomina się, że brak szczepień u dzieci to nie kwestia niewiedzy rodziców czy ich ubóstwa. A przynajmniej nie tylko. Coraz częściej bowiem nie szczepią w Stanach rodzice zamożni, biali, dobrze wykształceni. Jak widać, znakomicie wykształceni na tyle, żeby powiedzieć – a po co szczepienia? Przecież niemożliwe, żeby choroby wieku dziecięcego były aż tak groźne. To tylko zua bigpharma chce nam wmówić niebezpieczeństwo, narazić nas na koszta przyjmowania tej niesłychanie ogromnej liczby szczepień, otruć tiomersalem, zarazić autyzmem, a w dodatku, zapewne w porozumieniu z rządem, powszczepiać nam jakieś czipy, kontrolujące nasze zachowanie. Nie damy się. Niech lepiej umrą nasze dzieci. Co tam, dziecko rzecz nabyta, zrobimy sobie kolejne. Ale nie odpuścimy. W końcu wiemy lepiej.
Na szczęście czasem idą po rozum do głowy. Straszne tylko, że zanim to nastąpi, za ich szaleństwa płacą dzieci.
Update z 17.01.2011 – neverending krztusiec story