Na początku będzie disklajmer – na otwarciu Centrum Nauki Kopernik nie byłam. Czepiam się więc radośnie i żołądkuję wyłącznie na podstawie obejrzanych i przeczytanych relacji, zdjęć oraz nagrań. Czepianie to może być zatem zanadto czepialskie i niesprawiedliwe. Ale co se bede żałować.
Centrum Nauki Kopernik otworzyło swe podwoje dla spragnionych wiedzy. Otworzyło z fajerwerkami, wzruszeniem kierownictwa oraz spektaklem przygotowanym przez znane nazwiska.
Nauka w wydaniu szkolnym jest prezentowana jak katechizm, zbiór prawd wiecznych i niezmiennych. Nic bardziej mylnego. Przecież kolejne wielkie odkrycia potrafią wszystko wywrócić do góry nogami.– mówi pan dyrektor Centrum.
Nie no, jasne, że trzeba mówić o nowych odkryciach. Tylko czy koniecznie tak, że przecież prawdalerzyposrodku, NO PRZECIEŻ? Pokażemy więc siedem teorii powstania świata, co siem bendziem szczypać. Jedna naukowa, sześć – hmmm… No też chyba naukowe, skoro to Centrum Nauki Kopernik jest. Co nie? W końcu najlepszym sposobem nauczenia ludzi czegoś jest pokazanie tego czegoś w połączeniu i w bałaganie z innymi rzeczami. Niezależnie, czy to wszystko razem ma wartość naukową, czy nie. Wolność, wolność! Tu bogowie mieszają w czymś tam, tam smoki coś ten tego, gdzieś indziej zwierzęta wraz z ludźmi wychodzą z wielkiego dołu (Jaszczurów nie widać?), a nad tym wszystkim panuje subtelny duch kreacjonizmu. Najs. Konsultantowi naukowemu i radzie naukowej Centrum gratulujemy.
Opowieść, której narratorką była hologramowa, łysa dziewczynka o imieniu Suzan, prowadziła przez wszystkie mity wyjaśniające nasze pochodzenie, od chińskiego smoka wyklutego z jaja, przez nowozelandzki romans Nocy ze Wszechświatem i historię z Księgi Genesis, na teorii wielkiego wybuchu skończywszy.
Romans, smoki, a przy tym wszystkim plączą się jakieś oddziaływania jądrowe, fale czy jakaś materia. I kul. Obserwator sam se wybierze, co bardziej lubi. Wolność, wolność, kreatywność! A że tłumok jeden (=obserwator) nie załapał, że tylko jedno to jest nauka, a reszta to jakieś fascynujące skądinąd mity – cóż, nie każdy musi (i może) być kreatywnym. Uważać było trza! A może by jakoś to ułatwić jednak temu tłumokowi? Na przykład prezentując nie sześć, a sześćdziesiąt sześć mitów, podań i bajań (jak na Centrum Nauki przystało). Ten ilościowy stosunek spowoduje, że wybór będzie jeszcze łatwiejszy. I naukowo będzie bardziej, bo przecież należy prezentować wszystkie hipotezy. A i ktoś zarobi na takiej prezentacji wiency. Oraz na koń-sultacji naukowej, ofkors.
W Koperniku przekonujemy, że nauka jest fascynująca, to sfera kreatywności i wolności.
Otóż to. Kreatywność ta spowodowała super rewolucyjne podejście do kwestii naukowych – takich chociażby, jak opisywane powyżej. Można było również dowiedzieć się, że istnieje pierwiastek silver. Dotychczas zdawało mi się, że nosi on nazwę srebro, ale widać byłam w błędzie. Po cóż nam jednak polskie nazwy czegokolwiek w nauce? A po to na przykład – nasze uniwersytety tak świetnie radzą sobie na świecie, na tak znakomitych pozycjach plasują się w rankingach, a publikacje – ach, aż wstyd się tak chwalić… Powiedzmy więc sobie szczerze – nie aspirujemy już do poziomu naukowego w niektórych innych krajach, my już dawno te kraje prześcignęliśmy, pobiliśmy i zwyciężyliśmy. Niech więc znają pana – zrobimy im łachę i będziemy stosować angielskie nazewnictwo naukowe tam, gdzie MA TO OCZYWIŚCIE SENS. Chociażby na otwarciu Centrum Nauki – o ileż ładniej tekniszjem brzmi od technetu, nieprawdaż? (Nasi bosi plajają na stricie, a powód jest równie (bez)sensowny, jak każdy inny).
Pewnie, że o nauce (nawet w połączeniu z kulturą i codziennością) nie wolno mówić nudno, trudnym językiem i bez polotu. Ale należy mówić naukowo. A nie łączyć naukę z pseudonakowym bajaniem, i jeszcze z jakimś takim językowym bezsensem, i to jeszcze na oficjalnym i głośnym otwarciu. Tym bardziej, że takie połączenie jest szalenie efektowne, i to będzie właśnie to, co ludzie wyniosą z tego interesu. Czy naprawdę o take-polske-nauke walczymy?
– Jestem przekonany, że wszyscy, którzy będą wychodzić z tego budynku, będą mieli nowe wielkie idee – mówił na otwarciu Centrum Nauki Kopernik jego pomysłodawca prof. Łukasz Turski. Uroczystość rozpoczął „Wielki Wybuch”, czyli multimedialny spektakl o początkach Wszechświata i historii nauki w reżyserii Petera Greenawaya i Saskii Boddeke.
Niom. To właśnie te wielkie, atrakcyjne i efektowne idee ludzie wynieśli z otwarcia. A ci, co nie wynieśli, dowiedzieli się o wszystkim z prasy. Łapę w łapę idącej z luminarzami polskiej nauki (Centrumowej) w popularyzacji nauki w społeczeństwie.
Sześć mitów i jedna teoria naukowa, tłumaczące powstanie wszechświata na różnych obszarach Ziemi – tak w wielkim skrócie można opisać „Wielki Wybuch”. Były to historie m.in. z Grecji, Izraela, Chin, a nawet Nowej Zelandii, gdzie króluje mit „Zakochanej pary”. Dowiadujemy się z niego, że niebo i ziemia były splecione w miłosnym uścisku tak mocno, że brakowało między nimi miejsca na światło i czas. Kochankowie spłodzili setkę dzieci, ale dopiero najstarszemu synowi udało się rozdzielić rodziców. Zrobił to jednak z tak ogromną siłą, że ojciec stał się niebem, które znamy, a matka – ziemią. W ten sposób znalazło się też miejsce dla światła i czasu.
Ta, jak i inne historie opowiedziane były przy wykorzystaniu najnowszej technologii, m.in. efektów świetlnych, dźwiękowych i animacji.
Super, znakomicie, świetnie – z siedmiu teorii opisujących powstanie wszechświata, portal wybiera jedną. I słusznie, skoro był wybór, a ta brzmi tak seksownie (dodatkowo tytuł tego prasowego doniesienia brzmi: Zbliżenie kochanków – tak powstał świat). Mam nadzieję, że kiedyś, kiedy powstanie jakieś Centrum od biologii bardziej, to obok wiedzy o szczepieniach i antybiotykach poznamy też alternatywne sposoby leczenia (izopatia, homełko, klawiterapia czekają). Oraz oprócz wiedzy o jajeczkach i plemnikach, pouczymy się nieco o bocianach i kapuście. Prawda leży pośrodku wszak. A jeśliś, tłumoku, nie załapał – co jest czym i z czym się je – toś tłumok.
– Na początku nie było absolutnie nic – ogłosił lektor. – A po trzech minutach istniało już wszystko.
Ja nie.
……………………………………………………………….
Koniec czepiania się. Być może wszystko to wyglądało (i wyglądać będzie) lepiej w rzeczywistości, niż w relacjach. Być może to tylko kwestia przegięcia z artystycznym otwarciem, a sama działalność Centrum będzie sensowna. Oby. Prawdopodobnie i intencje, stojące za takim a nie innym otwarciem, były dobre – choć szefostwo Centrum powinno zastanowić się, jak spektakl zostanie odebrany. Ale po przeczytaniu i obejrzeniu tychże relacji jedna myśl uparcie powraca i nie pozwala się odgonić – czy w moim ulubionym kraju coś, co w zamyśle ma być tak wspaniałą inicjatywą popularyzującą naukę, koniecznie musi być realizowane (i/albo prezentowane) od dupy strony?