moja Ameryka, osobiste

Łączność duchowa

W pomieszczeniach Wiedzy Absolutnej były pootwierane wszystkie lufciki – przesączał się tutaj zapach śledziowych łebków profesora Wybiegałły. Na parapetach widniały górki śniegu, pod kaloryferami ciemniały kałuże wody. Pozamykałem lufciki i przeszedłem się między dziewiczo czystymi biurkami pracowników działu. Na biurkach stały nowiutkie przybory do pisania, nieznające atramentu, z kałamarzy wystawały niedopałki. Dziwny to był dział. Jego hasło brzmiało: „Poznanie nieskończoności wymaga nieskończonej ilości czasu”, z czym jeszcze bym się zgodził, ale oni wyciągali z tego hasła zaskakujący wniosek: to znaczy, że czy się pracuje, czy nie, to i tak wszystko jedno – i żeby nie powiększać entropii wszechświata, nie pracowali. A w każdym razie większość z nich. An mass, jak wyraziłby się Wybiegałło. Generalnie ich zadanie polegało na analizie krzywej poznania względnego w dziedzinie jej asymptotycznego zbliżenia do prawdy absolutnej. Dlatego też jedni pracownicy nie robili nic innego poza dzieleniem na kalkulatorach zera przez zero, a inni wyjeżdżali służbowo w nieskończoność. Z wyjazdów wracali rześcy, odkarmieni i natychmiast brali urlop zdrowotny.* 

Jakoś o tej porze roku dużą łączność duchową z nimi czuję, a i wyciągany wniosek budzi mój entuzjazm. Tutejsza pogoda także postanowiła się dostosować, i – chociaż śledziowych łebków ani śladu – to górki śniegu widać dość obficie. Odpowiednie służby nie dały się wprawdzie zimie zaskoczyć, syparki piasku i soli od rana czekały na większych drogach,

ale przynajmniej część Waszyngtonu doszła do wniosku, że to i tak wszystko jedno, czy się pracuje, czy nie, i uciekła do domów sporo wcześniej niż zwykle. I dobrze, bo ludek amerykański karny jest i słucha słowa pisanego, więc skoro pogodynki ogłaszały, że

…rapidly deteriorating conditions through the evening rush hour… the period of heavy snow will coincide with the rush hour commute… the heavy snow will reduce visibilities below a quarter mile with snowfall acumulation rates at times of 2 inches per hour… this will produce dangerous travel conditions during rush hour…

jazda do domu w tej chwili więc (czyli w normalnych godzinach powrotu z pracy) polega na staniu w potwornym korku i podziwianiu śniegu przez okna. Gdzieniegdzie śniegu z błyskawicami nawet. 

Mogłaby ta milutka zima zostać tak chociaż do jutra.

Wtedy można by było spokojnie popodziwiać oblepione mokrym śniegiem drzewka. Przez okna domu tym razem. Oraz delektując się Strugackimi* podzielić parę razy zero przez zero.