… późnej starości dożyjesz, jak mawia stare przysłowie. Choć może nie przysłowie, ale sennik egipski. Przynajmniej zdaniem Bąbelka i Kudłaczka.
W związku z tym wybraliśmy się na romantyczne walentynki. Chcieliśmy mianowicie pooglądać aligatory (aligator też w końcu poniekąd krokodylem jest, a o ileż ładniejszym niż cokolwiek). A Park Narodowy Everglades (a dokładniej Shark Valley) zupełnie nas nie zawiódł. Fakt, że szepczących sobie o miłości aligatorów nie widzieliśmy, ale podobno, kiedy dobierają się w pary, naprawdę zachowują się słodko – „gadają” do siebie, robią różne sztuczki, widać, iż się lubią po prostu, zupełnie nie jak przystało zimnokrwistym stworom. Jak twierdził pan przewodnik – kiedy pan Gator powie pani Gator „kocham cię”, mamy prawdziwy romans w Everglades. Czyli maleńka odrobina walentynkowego romantyzmu czaiła się gdzieś tam nieśmiało w powietrzu.
Poza tym, mimo że nie widzieliśmy samych aligatorowych zalotów (może zresztą nieco na to za wcześnie, ewentualnie właśnie się zaczyna ten sezon), mieliśmy okazję oglądać wiele innych evergladesowych cudów: ptaszyska najróżniejsze – czaple różnych gatunków, ibisy, bekaśnice, najpiękniejsze na świecie wężówki (na zdjęcia można klikać celem powiększenia):
Niektórzy wprawdzie nie byli zachwyceni widownią i patrzyli groźnym ptasim spojrzeniem,
a niektórzy się wręcz obrazili za podglądanie,
ale większość miała raczej w nosie i w ogóle się nie przejmowała widzami:
Pewnie dlatego, że mało kto jednak wpada na głupi pomysł i chce zaczepiać dużego aligatora,
więc niedenerwowane aligatory czują się błogo jak w niebie. I tak powinno być :-)
Echhh, szkoda, że ten weekend tak szybko się skończył. Zawsze jednak można wrócić, nieprawdaż. Obecność rozmaitych fajnych dzikich stworzeń, bezkres (no prawie), river of grass (turzyc tak naprawdę) – wszystko to tworzy taką atmosferę, że bardzo chce się wracać… już.
No i co tu komentować? Mokradła to po prostu świetne miejsce.
Tak, jak najbardziej, trudno się nie zgodzić.
jednym słowem bagna wciągają ;-)
Pewnie i tak można powiedzieć, zwłaszcza z aligatorami :-).
Dodam też, że istnieją pewne ciekawostki definicyjne w kontekście tego, czym dokładnie jest Shark Valley. Przewodnicy mówią o tym, co tam jest, per „rzeka” (bardzo wolno płynąca i bardzo rozległa), a nie „bagno”, ale w sumie – eee tam (dokładniej można przeczytać o tym w linku do wikipedii). Ważne, że fajnie tam jest.
Ładnie udokumentowana wycieczka, tylko zazdrościć. A komary były?
Dziękuję, było naprawdę ekstra :-)
A z komarami i innymi gryzącymi owadami jest szczęśliwie tak, że w porze suchej (grudzień do kwietnia) na większości terenów Parku praktycznie nie występują. Dlatego teraz warto odwiedzać Everglades (choć oczywiście tłumy ludzi też są większe).
Bagna naprawdę wciągają. Np. wciągnęły ten wpis z fotką aligatora na wortal http://www.bagna.pl Dokładniej zaś: http://bagna.pl/CMS/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=131&Itemid=165
Twój wpis został fundamentem nowego działu naszego serwisu. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Nie, oczywiście. Bardzo mi miło.
Gady robią wrażenie, nie? W Everglades nie byłam, niestety, ale widziałam je w Teksasie. Fajny urlop.
Oj robią, robią. Zwłaszcza jak są takie duże :-).
A Everglades gorąco polecam. Nie żeby gdzie indziej nie było warto pojechać, ale tam jest naprawdę cudownie.
ach, az sie lezka w oku zakrecila. ja tez zawsze lubilam te poludniowe bagna i mokradla z aligatorami i ptaszorami. ale moim zdaniem zalotow aligatorow nie mozna nazwac slodkim gadaniem. to jest bardziej ryk traktora, ktorego mozna sie wystraszyc jesli sie nie wie czego sie spodziewac ;)