moja Ameryka

Jak dzieci we mgle

Na Górę Waszyngtona można wdrapać się na różne sposoby. Można wejść piechotą, i normalni turyści tak robią, choć bywa to niebezpieczne. Zginęło na niej sporo ludzi, a to ze względu na bardzo zmienny i ciężki klimat, z silnymi wiatrami, oraz ze względu na niedostateczne wyekwipowanie turystów i ich niezdolność do właściwej oceny pogody.

Można więc też leniwie wjechać samochodem, ale można też – i to chyba jest najzabawniejsze – wjechać pociągiem. A dokładnie specjalną koleją zębatą, pozwalającą dostać się na sam szczyt góry. Najstarszą tego typu na świecie, zbudowaną w XIX wieku i funkcjonujacą do dziś, choć oczywiście modernizowaną. O, na przykład stara ciuchcia parowa jeszcze jeździ, mozolnie wpychając wagony pod górkę,

ale taka parowa lokomotywa jest już tylko jedna (wbrew temu, co podaje wiki), działa natomiast kilka lokomotyw zasilanych biopaliwem.

Droga jest bardzo stroma, a cała podróż w tę i z powrotem, wraz ze zwiedzaniem nudnego muzeum na szczycie, trwa mniej więcej trzy godziny.

Ponieważ pogoda jest zmienna, nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. Na dole może być całkiem ładne lato, a na górze późna zimna jesień. Zdarza się, naturalnie, że ma się szczęście: wieje tylko lekki wietrzyk, chmur brak, a widoczność jest taka, że z tarasu obserwacyjnego na szczycie można oglądać Atlantyk. My oczywiście takiego szczęścia nie mieliśmy, ale i tak było nieźle (a może właśnie dlatego). Jedziemy więc.

Po drodze mijamy wielki zbiornik z wodą dla lokomotywy parowej.

W dole widać jeszcze miejsce, z którego ruszaliśmy,

ale powoli wjeżdżamy w chmury. I zastanawiamy się nad różnicą między chmurą a mgłą.

Nachylenie jest rzeczywiście spore, aż trudno stać w wagoniku. No i zmysł wzroku głupieje, bo nie wie, co tak naprawdę jest poziomo, a co pod kątem. Na zdjęciu poniżej – mgła była, więc wszystko jest mokre – widać kawałek ściany budyneczku, w oknie którego odbija się nasz żółty wagonik. I wyraźnie wydaje się, że odbicie, a więc i wagonik, są idealnie poziome. Tymczasem prawdziwy poziom wskazuje napis przybity na ścianie budynku. Nachylenie torów w niektórych miejscach trasy wynosi nawet ponad 37% (średnio 25%).

Po drodze mijamy pociąg jadący w drugą stronę. Mgła skrapla się na oknach.

A potem pociąg wjeżdża na szczyt, dramatycznie wyłaniając się z nicości i pustki.

Na górze panuje prawdziwie letnia aura (dzięki Amerykanom za to, że oprócz muzeum znajduje się tam także miejsce, gdzie można napić się i zjeść coś gorącego). Dobrze pamiętać o odpowiednim ubraniu przed przejażdżką.

A oto taras widokowy, nawet z lornetką. Oraz z widokiem na Atlantyk i pięć różnych stanów. Podobno.

Zachwyceni widokami prawie nie pamiętamy, że czas się zbierać i że to już koniec wycieczki. Jakoś udaje się nam znaleźć ciuchcię powrotną – oraz siebie nawzajem – choć błądzimy jak dzieci we mgle.

3 myśli w temacie “Jak dzieci we mgle”

  1. Pewnie. Też byśmy mogli napisać, że dużo kamieni i zero widoków, tyle że przynajmniej nóg nie zmęczyliśmy :). No i chyba było jednak trochę cieplej.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s