okołonaukowo, osobiste

Koronki

Uwaga na początek – notka będzie i osobista, i ładna (choć smutna) obecnością pewnego sympatycznego blond stworzenia, ale i będzie zawierała parę kolorowych, choć niezalecanych przy posiłkach ilustracji. Metaforycznie więc wyszarpujemy metaforyczne flaki, a wszystko z muzycznym podkładem.

Jak można wspominać nieżyjącego ukochanego artystę? Jak cenić twórczość, kochać, uwielbiać muzykę, doceniać kompozycje, padać na kolana przed wirtuozerią?

Wskazane – nieco pompatyczne oraz wzruszające – byłoby zapewne coś takiego:

„Koronki. Koronki są na chwile uroczyste – na twoje zwycięstwa, na wyjątkowe wschody słońca, na jakieś udane blond dzieło naszego Stwórcy,
NLN_Jeff_Hanneman_02
na nocną rozmowę z kimś, kto rozumie. Koronki szare lub srebrzyste, bardzo ażurowe. Koronki z najcieńszych nitek, delikatne, jasne i świetliste. Koronki z grubej bawełny, kremowe, puszyste. Koronki mokre od łez, splecione Postmortem. Koronki robione na cztery ręce z Kerrym, kakofonia wspólnych koronek. Koronki przycięte, obrębione na brzegach – do związania włosów Toma. Czasami trochę zmięte, ale widać, że to nie zwykła wstążka. Anioł Śmierci także powstał z koronek. Boże, dzięki za klocki i nici. Reszta to już Jeff.” *

Można też pisać z szacunkiem, kłaniając się głęboko, głębiej i jeszcze głębiej.
Można też nadać imię, jeśli gdzieś się napatoczy jakieś rondo.

A mając na przykład mikrobiologiczne zboczenie, można ocalać od zapomnienia nie tylko twórczość, ale i to, co zdarzyło się kilka lat temu. W wielkim skrócie:
Pobyt u znajomych, relaks w jacuzzi. Nagłe ukłucie w ramię, pewnie jakiś pająk czy coś takiego. Powrót do domu. „Kochanie, nie chcę cię martwić, ale musisz coś zobaczyć”. Przerażona żona widzi ramię – spuchnięte na całej długości, trzy razy większe niż normalnie, obolałe, zaczerwienione, twarde w dotyku. Jechać na ostry dyżur? E tam. Kto by zwracał uwagę na jakieś ugryzienie jakiegoś robala. No i jak tu dyskutować z kimś nie za bardzo trzeźwym?
Następnego dnia żona upiera się jednak. Ból nie do wytrzymania. Szpital. Tam reagują podejrzanie poważnie. Martwicze zapalenie powięzi. „Proszę pożegnać się z mężem, jest bardzo prawdopodobne, że nie wyjdzie z tego.” Lekarz rozpoznaje pacjenta. „Panie Hanneman, najpierw zajmiemy się ratowaniem pańskiego życia, potem ręki, a na końcu kariery.”

**********************************************************

ResearchBlogging.org

Martwicze zapalenie powięzi to rzadka na szczęście, ale bardzo poważna choroba. Opisywana od bardzo dawna (już Hipokrates w V wieku p.n.e., i tak dalej) popularność zyskała w latach 90. zeszłego wieku, gdyż od tego czasu prasa z lubością opisywała przypadki zakażeń bakteriami pożerającymi ciało (flesh-eating bacteria). O chorobie i jej ogromnej śmiertelności wspominali lekarze wojskowi w XIX wieku, Fournier opisywał malownicze, acz pewnie mało radujące pacjentów, objawy szczególnej postaci martwiczego zapalenia powięzi dotyczącej obszarów genitalnych (tzw. zgorzel Fourniera – lepiej nawet nie zaglądać), a w połowie XX wieku przyjęto nazwę dla schorzenia. Martwicze zapalenie powięzi zaczęło oficjalnie oznaczać zapalenie podskórnej tkanki tłuszczowej i błon łącznotkankowych tworzących powięzie, z towarzyszącym temu niszczeniem mięśni.

Choroba zaczyna się często niewinnie, od ukąszenia jakiegoś owada, przy okazji przecięcia, a nawet otarcia skóry, oparzenia, naciągnięcia mieśni, może pojawić się także jako powikłanie ospy wietrznej (ospa-party naprawdę nie są dobrym pomysłem). Opisano także przypadek pana, który sam ugryzł się w górną wargę, po czym rozwinęło się u niego to właśnie zakażenie,

Clipboard-2
Fotki z pierwszej cytowanej publikacji

a także nastolatka, który zmarł niedługo po zabiegu dentystycznym.

Po takim właśnie niepozornym uszkodzeniu skóra staje się głównym miejscem wtargnięcia różnorakich gatunków agresywnych, produkujących różne toksyny drobnoustrojów (patrz tabela niżej), które nie muszą dłużej martwić się pokonywaniem tej mocnej, a normalnie nienaruszonej, bariery.

Clipboard-1
Tabela z drugiej cytowanej publikacji

Obecnie przyjmuje się, że zwykle nie jeden, a mieszanka kilku drobnoustrojów odpowiedzialna jest za infekcję. Z tego względu także martwicze zapalenie powięzi dzieli się na trzy typy. Typ 1 stanowi 80-90% wszystkich przypadków, a jest wynikiem działania paciorkowców grupy nie-A wraz z towarzyszącymi bezwzględnymi i względnymi beztlenowcami. Typ ten związany jest z powikłaniami pooperacyjnymi w obrębie jamy brzusznej i w okolicach genitaliów, występuje też u chorych z immunosupresją. Typ 2 z kolei to typowe zakażenie bakteriami pożerającymi ciało: główną rolę gra Streptococcus pyogenes, który lubi atakować zdrowych ludzi i wybitnie agresywnie produkuje mnóstwo umożliwiających mu inwazję czynników zjadliwości. Przy tym wszystkim uznany jest za jeden z niewielu drobnoustrojów, które spowodować mogą zakażenie rany, skóry i tkanki podskórnej i zapalenie powięzi w ciągu 24 godzin od zabiegu operacyjnego. Typ 3 natomiast związany jest z zakażeniem żyjącymi w słonej wodzie przecinkowcami, zatem do infekcji dojść może przez uszkodzoną w wodzie skórę.

Chociaż wymienia się często rozmaite czynniki ryzyka martwiczego zapalenia powięzi (cukrzyca, niedożywienie, choroby układu krążenia, alkoholizm, i wiele innych), wiele przypadków występuje u osób ogólnie zdrowych i z silnymi organizmami.

Martwicze zapalenie powięzi zaczyna się, jak wspomniałam wyżej, niewinnie, od niewielkiego zaczerwienienia skóry, po czym nagle i niespodziewanie następuje gwałtowne pogorszenie stanu pacjenta, z zakażeniem posuwającym się w sposób piorunujący i z ogólnoustrojową toksemią. Wczesna diagnostyka jest utrudniona, infekcja przypomina cellulitis, i to jest zresztą przyczyna dużej śmiertelności. Cellulitis leczy się bowiem antybiotykami, co jest niewystarczające w przypadkach martwiczego zapalenia powięzi. W wypadkach tych koniecznej antybiotykoterapii musi towarzyszyć dokładne i obszerne oczyszczenie rany.

Zakażenie rozprzestrzenia się szybko i można wówczas obserwować klasyczne objawy: powstawanie pęcherzy, wykwitów i krwiaków na skórze,

Clipboard-3
Fotka z trzeciej cytowanej publikacji

z sączącym się z nich płynem, a także zaczerwienienie i w ogóle zmiany koloru skóry,

Clipboard-5
Fotka z drugiej cytowanej publikacji
Clipboard-4
Fotka z czwartej cytowanej publikacji

opuchliznę, słyszalną obecność wytwarzanego w tkankach gazu, oraz wszechobecny ból – wszystko to nieproporcjonalnie duże w swoim nasileniu. Pojawia się martwica tkanek podskórnych z charakterystycznym nieprzyjemnym zapachem, niszczone są nerwy obwodowe, w naczyniach powstają zakrzepy, w tkankach duża ilość ropy, współpracy odmawiają narządy wewnętrzne, a stan pacjenta pogarsza się błyskawicznie, aż do zgonu. Śmiertelność może dochodzić nawet do 75%.

Uratować chorego może szybka interwencja chirurgiczna, czyli po prostu wycięcie całej niszczonej tkanki, ile się da. Jest to jedyna udowodniona metoda zwiększająca szanse pacjentów na przeżycie. Towarzyszyć jej powinny: antybiotykoterapia o szerokim spektrum działania oraz wspomaganie oddychania i odpowiednie odżywianie organizmu, ze względu na gwałtowną utratę płynów, elektrolitów i składników odżywczych, podobnie jak u pacjentów po oparzeniach. Ważna jest także odpowiednia terapia bólu, a także zabiegi obejmujące chirurgię rekonstrukcyjną i plastyczną.

*************************************************************

I wracając do blond stworzenia, o którym myślałam pisząc notkę – tak właśnie było w jego przypadku: śpiączka farmakologiczna, operacje (liczba mnoga), oczyszczanie rany, przeszczepy skóry. Udało się, fizycznie, choć ramię i przedramię sprawiały wstrząsające wrażenie.
jeff hannemanA psychicznie? Depresja, ciągnąca się jeszcze od śmierci ojca. Zapalenie stawów i trudności z graniem. Wreszcie Big 4 Tour i ten cholerny zespół pieprzonych przyjaciół, którzy chyba zawsze patrzyli głównie na czubki własnych nosów, a teraz w ogóle przestali się przejmować. Alkohol. Marskość wątroby. Śmierć.

Pozostaje tylko okropnie tęsknić. I żałować, że w szczególności solówki nigdy nie będą już tak piękne, a świat i życie stracą mocno na urodzie w ogólności. Ale to już zupełnie inna historia.

************************************************************

Literatura:
1. Lee, J., Hsiao, H., & Tzeng, S. (2011). Facial Necrotizing Fasciitis Secondary to Accidental Bite of the Upper Lip The Journal of Emergency Medicine, 41 (1) DOI: 10.1016/j.jemermed.2007.11.043
2. Bellapianta JM, Ljungquist K, Tobin E, & Uhl R (2009). Necrotizing fasciitis. The Journal of the American Academy of Orthopaedic Surgeons, 17 (3), 174-82 PMID: 19264710
3.Uzel, A., Steinmann, G., Bertino, R., & Korsaga, A. (2009). Dermohypodermite bactérienne et phlegmon du membre supérieur par morsure de scolopendre : à propos de deux cas Chirurgie de la Main, 28 (5), 322-325 DOI: 10.1016/j.main.2009.05.001
4. Fernando, D., Kaluarachchi, C., & Ratnatunga, C. (2013). Necrotizing Fasciitis and Death Following an Insect Bite The American Journal of Forensic Medicine and Pathology, 34 (3), 234-236 DOI: 10.1097/PAF.0b013e3182a18b0b

* (Przepraszam nieznaną mi panią Martę, autorkę Koronek, przerobionych przeze mnie. Koronkowy tekst ukazał się nieprawdopodobnie dawno temu, dotyczył kogo innego, więc jeśli autorka to przypadkiem czyta i kontekst budzi w niej żywiołowy sprzeciw – proszę się odezwać, skasuję.)