okołonaukowo

Odurzenie podróżą, czyli warto pamiętać o szczepieniach

Czytelnicy tego bloga, jeżeli jacyś się tu i ówdzie jeszcze uchowali, wiedzą, że nieraz zdarzało mi się gościć tu przemiłych antywacków. Którzy czasem, jako ten diabeł z pudełka, wyskakiwali z zarzutem, iż jestem zwyczajnie drogowskazem, który, owszem, wskazuje drogę, ale sam najprawdopodobniej drogą tą nie chce ruszyć. Jakby to miało jakieś znaczenie, i jakby faktycznie czekali tylko, aż powiem, że tak, tak, tak, szczepię się na wszystko jak leci, sumiennie każdego dnia tygodnia, a w soboty to nawet dwa razy, a oni wówczas pognaliby galopem do pierwszego z brzegu punktu szczepień i z radością zrobiliby to samo. Zatem zazwyczaj milczałam, jak to drogowskazy przydrożne mają w zwyczaju…, choć nie, raz, pamiętam, wyliczyłam z grubsza, na co ostatnio się szczepiłam. Pytający delikwent nie poleciał jednak natychmiast powtarzać mojego doświadczenia, zapytał za to, czy mam w związku z powyższym czas w życiu na cokolwiek innego, pragnąc zapewne zaprosić mnie na oglądanie jego kolekcji znaczków. Do znaczków jednakowoż niestety nie doszło, gdyż albowiem, jak przypuszczam, wystraszył się ilości toksyn, które właśnie w siebie władowałam. I bądź tu, człowieku, aktywnym drogowskazem.

Tym razem więc, licząc naiwnie na, ale człowiek się starzeje i może nie mieć kolejnej okazji na oglądanie jakiegoś ciekawego zbioru etykiet zapałczanych czy kapsli, czy co tam dzisiejsza młodzież kolekcjonuje, zwierzę się wam, jakież to szczepionki ostatnio przyjęłam, po co mi one były, ze szczególnym uwzględnieniem NOPów, które mnie po tym szczepieniu spotkały.

Panorama

Otóż i te szczepionki. Z tym, że bardzo zachęcam do zaglądania na fachowe strony (np. tutaj, czy tutaj), aby dowiedzieć się, jaka profilaktyka zalecana jest przed wyjazdem do jakiego kraju. Zależy to bowiem od warunków epidemiologicznych na danym terenie, ważna jest także profilaktyka nie w postaci szczepień (czyli leki na przykład, czy też wskazówki, co można, a czego nie należy jeść i pić, i tak dalej), a także to, jakie szczepienia już się przyjęło. To powyżej to nie jest pełna lista! Pełna lista zawierałaby także te szczepienia, które są obowiązkowe (bądź polecane) i tak, i jeśli człowiek ma na nie kwity, no to oczywiście już nie musi ich powtarzać.

O japońskim zapaleniu mózgu oraz o zapaleniu wątroby typu A pisałam, więc nie będę się powtarzać. W tej notce skupię się na durze brzusznym.

Dur? Dur brzuszny? – zapytać możecie – czy to przypadkiem nie jest coś, co dawno i nieprawda? Otóż niekoniecznie.

Dur przede wszystkim ma prawo mylić się z tyfusem. Polska nazwa odnosi się do charakterystycznego objawu – stanu odurzenia (z majaczeniami, omamami i innymi zaburzeniami świadomości), przy okazji wskazując też na nazwę odgrecką – czyli tyfus. Co zresztą jest poniekąd mylące, bo nazwa tyfus określa zgoła inną chorobę zakaźną niż dur, mianowicie tyfus plamisty. A dur to w nazewnictwie anglojęzycznym typhoid, czy też typhoid fever, czyli coś tyfusopodobnego. Cała ta komplikacja z nazewnictwem unaocznia, że obie choroby – dur brzuszny i tyfus plamisty – mogą mieć dość podobne objawy. Za to powodowane są przez zakażenia zupełnie innymi drobnoustrojami, inne jest ich przenoszenie, a także w różnym stopniu zagrażają obecnie ludziom.

Dur brzuszny wywoływany jest przez bakterie Salmonella Typhi. Pełna nazwa tegoż wariantu serologicznego jest znacznie dłuższa, bo specjaliści od nomenklatury bakterii z rodzaju Salmonella gorsi są od botaników, ważne jest jednak, że pałeczki te można z grubsza podzielić na dwie grupy: durowe i niezwiązane z durem brzusznym. To te drugie zwykle kojarzą się z bakteriami Salmonella, bowiem to za ich przyczyną występują salmonellozy.  Te pierwsze natomiast (głównie właśnie S. Typhi, a także Paratyphi) powodują schorzenia durowe u ludzi (w odróżnieniu przy okazji od tyfusu plamistego, wspomnianego wyżej, a wywoływanego przez riketsje).

16877_lores
Piękna komputerowa Salmonella Typhi. Zauważcie cudne fimbrie (to to włochate) oraz wici. Źródło: CDC/James Archer

Salmonella Typhi przenosi się przez zanieczyszczony kałem ludzkim pokarm i wodę. Atakuje błonę śluzową jelit, przy okazji chowając się przed układem immunologicznym (tu rolę odgrywa typowy dla S. Typhi czynnik zjadliwości – polisacharyd otoczkowy Vi), co pozwala bakterii na wstępne rozprzestrzenienie się drogą krwi po organizmie (drobnoustrój podróżuje sobie wewnątrz makrofagów, może się w nich także namnażać). S. Typhi, w odróżnieniu od przypadków salmonelloz, nie wywołuje na tym etapie stanu zapalnego w jelitach i nie powoduje biegunki.

Nie czuł się ani silniejszy, ani zdrowszy. Tak jak przedtem bolała go głowa, członki, zbity był i odurzony. Rozejrzał się błędnie.
— Czy ja długo spałem?
— Trzy doby. Doktor aż się zląkł.
— Osioł. Spałbym drugie tyle.
Nadrabiając energią chłopiec się porwał, zlał głowę wodą, trochę się przebrał i ruszył. Nogi mu ciążyły jak ołowiane, zataczał się i choć szedł wolno, dyszał ze zmęczenia. Coś się z nim działo niedobrego, z czym się szamotał z całej siły. Krew hulała po pulsach, trzęsła nim gorączka, a zarazem ogarniała członki ogromna martwota, jak rozbitka, co bez sił już i nadziei opuszcza ramiona, czekając śmierci. *

Objawy zakażenia, jak widać, obejmują bardzo wysoką gorączkę i ogólne wyczerpanie. Następnie, w okresie pełnego rozwoju choroby, gorączka nie ustępuje, a u pacjenta notuje się objawy neuropsychiatryczne (odurzenie, pobudzenie, omamy), pojawić się mogą także wymioty, wysypka (tzw. różyczka durowa), bóle głowy, bóle brzucha, kaszel, ogólne osłabienie.

PHIL_2215_lores
Wysypka u pacjenta z durem. Źrodło: CDC/ Armed Forces Institute of Pathology, Charles N. Farmer

Majaczył w strasznej gorączce, nie poznawał nikogo, bredził, zrywał się, przeklinał życie, wołał matki.
— Tyfus i zapalenie mózgu — rzekł spokojnie doktor, kładąc lodowe okłady.
— Ale wychodzi się z tego? — spytał niespokojnie naczelnik.
— Jeden na stu czasem.
Dziad Polikarp nie pytał, nie odzywał się, nie wtrącał do rady i pomocy. Siadł ciężko na łóżku, nie spuszczał oczu z wyniszczonej twarzy chorego.
Straszne było to bredzenie w głuchej nocy. Śmierć wyciągała kościste ramię i w oczach starca wydzierała mu jego skarb, a on był jak dziecko bezsilny! On, pyszny jak szatan i taki możny!… *

Komplikacje duru brzusznego obejmować mogą perforację jelit, uszkodzenia innych narządów, jak mięsień sercowy czy wątroba, zapalenie opon mózgowych i mózgu, a także objawy neurologiczne. Śmiertelność u nieleczonych osób wynosi 10%, przy zastosowaniu antybiotyków – poniżej 2%. Charakterystyczną cechą choroby jest także stan nosicielstwa. Występuje on u około 2 do 5 % pacjentów po przebyciu duru. Bakterie wykazują ścisłe powinowactwo do pęcherzyka żółciowego i trakcie rozprzestrzeniania się po organizmie osiedlają się tam, tworząc biofilm, który chroni je przed antybiotykami. Kolonizacja pęcherzyka żółciowego oraz następujące po niej periodyczne wydalanie bakterii z kałem uważa się za główny i podstawowy problem z durem brzusznym – nosiciele stanowią rezerwuar drobnoustrojów oraz źródło zakażenia dla ludzi z ich otoczenia. Historycznym przykładem takiego nosicielstwa była Mary Mallon – „Tyfusowa Mary” – kucharka, która swego czasu zaraziła durem dziesiątki osób.

stones
Biofilm na kamieniach żółciowych u nosiciela S. Typhi (z prawej; z lewej brak biofilmu). Źródło: publikacja #2

Przy leczeniu duru brzusznego konieczne są antybiotyki. Problemem jest narastająca oporność S. Typhi na terapię z ich użyciem (wielolekooporne szczepy), a także fakt, że sama antybiotykoterapia nie jest w stanie zlikwidować stanu nosicielstwa. W tych wypadkach polecane jest kombinacja: antybiotyki plus usunięcie pęcherzyka żółciowego (sama cholecystektomia też nie pomoże – bakterie mogą ukryć się w wątrobie czy drogach żółciowych).

Dur brzuszny to nie byle co, choć faktycznie szczęśliwie ludzie mieszkający w Europie Zachodniej czy USA są generalnie bezpieczni. Globalnie choruje nań ponad 20 milionów ludzi rocznie (może nawet powyżej 30 mln), a ponad 200 tysięcy umiera (inne dane mówią o nawet 500 tysiącach), ze szczególnym uwzględnieniem dzieci.

Clipboard-10
Dur brzuszny na świecie. Źródło: publikacja #3

Dlatego właśnie, nawet przy ogromnej ekscytacji podróżą w jakieś piękne, egzotyczne miejsca, warto pomyśleć o szczepieniach. Dostępne są różne szczepionki przeciw durowi brzusznemu, mogą one zawierać całe bakterie, bądź też wspomniany wyżej oczyszczony polisacharyd otoczkowy Vi. Ponieważ szczepionka nie działa stuprocentowo, warto pamiętać także o innych zdroworozsądkowych zasadach przy okazji wyjazdu. Taką cenną zasadą, którą poczęstowano mnie podczas wstrzykiwania straszliwej trucizny w postaci antygenu Vi (z żalem informuję przy okazji, iż nie doświadczyłam żadnych okropnych NOPów, poza siniakiem na ramieniu, ale możliwe, że to z powodu przyjmowania trzech szczepionek naraz), jest: boil it, peel it, cook it, wash it or forget it!

ResearchBlogging.org
Literatura:
1. Dougan, G., & Baker, S. (2014). Salmonella enterica Serovar Typhi and the Pathogenesis of Typhoid Fever
Annual Review of Microbiology, 68 (1), 317-336 DOI: 10.1146/annurev-micro-091313-103739

2. Gunn, J., Marshall, J., Baker, S., Dongol, S., Charles, R., & Ryan, E. (2014). Salmonella chronic carriage: epidemiology, diagnosis, and gallbladder persistence Trends in Microbiology, 22 (11), 648-655 DOI: 10.1016/j.tim.2014.06.007
3. Crump JA, Luby SP, Mintz ED. The global burden of typhoid fever. Bulletin of the World Health Organization 2004; 82: 346-353.
4. http://www.microbiologybook.org/
5. http://www.szczepienia.pzh.gov.pl/main.php
6. * Fragmenty: „Straszny dziadunio” Maria Rodziewiczówna