okołonaukowo

Nie daj się wkręcać szarlatanom

Książkę polecają:
Rada Upowszechniania Nauki PAN:
„Polecamy lektury. Tę książkę trzeba przeczytać, i dać ją do czytania bardziej oddalonym od nauki znajomym i krewnym.” (shorturl.at/jAHPT)

A także:
„W dzisiejszych czasach trudno znać się na wszystkim, co dotyczy naszego zdrowia Wykorzystuje się to do zarzucania nas lawiną fałszywych informacji o różnych „cudownych” terapiach i wydumanych zagrożeniach. Książka pozwala poznać prawdę, jednocześnie obalając najpopularniejsze mity.
Autorzy w prosty sposób rozprawiają się z wieloma popularnymi mitami i tłumaczą, co jest prawdą, a co całkowitą bzdurą.
Bardzo polecam!”
[Prof. dr hab. Ewa Bartnik, członkini RUN PAN,
Instytut Genetyki i Biotechnologii,
Wydział Biologii, Uniwersytet Warszawski]

„Rzetelna wiedza medyczna, podparta autentycznymi i współczesnymi badaniami naukowymi. To światło nauki w wszechobecnym zalewie szkodliwej pseudonauki i podstępnej szarlatanerii. Może uratować Twoje zdrowie, życie i portfel i do tego świetnie się ją czyta.
Polecam!”
[Dr Paweł M. Boguszewski,
Instytut Nenckiego]

Dostępna:

https://ksiegarnia.pwn.pl/Nie-daj-sie-wkrecac-szarlatanom.-Posluchaj-co-o-zdrowiu-mowi-nauka,798990431,p.html

https://www.empik.com/nie-daj-sie-wkrecac-szarlatanom-posluchaj-co-o-zdrowiu-mowi-nauka-krawczyk-ewa-weiner-january-belowski-jacek,p1234745077,ebooki-i-mp3-p

okołonaukowo

Nie daj się wkręcać szarlatanom. Posłuchaj, co o zdrowiu mówi nauka!

Zdrowie jest zbyt cenne, żeby z nim eksperymentować!
Nie dajmy się wkręcać szarlatanom, którzy wbrew nauce przekonują nas do niezwykłych suplementów, cudownych leków czy niekonwencjonalnych terapii. Nie słuchajmy fałszywych i groźnych dla nas informacji powtarzanych przez media i znajomych. Ale też nie ufajmy bezgranicznie powierzchownym diagnozom przepracowanych lekarzy.
– Czy przewlekła borelioza istnieje?
– Czy wapno pomaga na uczulenia?
– Jakie skutki uboczne mają antybiotyki?
– Czy można przeziębić się w przeciągu?
– Czy słodycze powodują, że dzieci są niegrzeczne?
– Czy od wieczornych posiłków się tyje?
– Czy badanie kropli żywej krwi ma sens?
– Czy da się strukturyzować wodę?
– Co ze szczepieniami?
Na te i wiele innych pytań odpowiedzi szukają niezależni eksperci, naukowcy i lekarze: Ewa Krawczyk, January Weiner 3. i Jacek Belowski.

https://ksiegarnia.pwn.pl/Nie-daj-sie-wkrecac-szarlatanom.-Posluchaj-co-o-zdrowiu-mowi-nauka,798990431,p.html

https://www.swiatksiazki.pl/ksiazki-ksiazki-3799/nie-daj-sie-wkrecac-szarlatanom-posluchaj-co-o-zdrowiu-mowi-nauka-6582199-ksiazka.html

https://www.empik.com/nie-daj-sie-wkrecac-szarlatanom-posluchaj-co-o-zdrowiu-mowi-nauka-krawczyk-ewa-weiner-january-belowski-jacek,p1234745077,ebooki-i-mp3-p

https://www.ceneo.pl/85445538

 

okołonaukowo

Odra – katastrofa jest coraz bliżej

The Measles are more to be dreaded than the Small-Pox, except in the eye
[Abū Bakr Muḥammad ibn Zakarīyā Rāzī, czyli Rhazes, autor pracy al-Judari wa al-Hasbah opisującej ospę prawdziwą i odrę – publikacja nr 1]

Cała notka o odrze znajduje się tutaj: Odra – katastrofa jest coraz bliżej

Przed wprowadzeniem szczepień odra była jedną z najważniejszych przyczyn zachorowań i zgonów dzieci na całym świecie, odpowiedzialną za ponad 2 miliony zgonów rocznie. Dzięki wprowadzonym na globalną skalę programom szczepień liczba śmiertelnych przypadków odry spadła znacząco, jednak choroba nadal pozostaje niebezpieczną. Każdego roku powoduje, że umiera około 100 tysięcy ludzi, a samo jej przechorowanie również nie należy do łagodnych, obarczone jest bowiem nie tylko nieprzyjemnymi objawami, ale i bardzo groźnymi powikłaniami. W dodatku kiedy już wydawało się, że możemy mieć odrę z głowy, kiedy pojawiały się optymistyczne doniesienia, że istnieją kraje, w których udało się powstrzymać odrę występującą endemicznie, ruchy antyszczepionkowe zrobiły wszystko, aby choroba mogła triumfalnie powrócić. WHO ogłosiła niedawno nie tylko to, że rok 2018 był rekordowym pod względem liczby przypadków odry, ale również że tendencja wzrostowa była i jest nadal widoczna. Plany zupełnej eliminacji odry, ustalone zgodnie z Global Vaccine Action Plan na 2020 rok, nie wydają się więc obecnie możliwe do zrealizowania. Za co możemy podziękować antyszczepionkowcom.

[…]

Wbrew temu, o czym kłamał Wakefield (tu, i tu, i tu), szczepionka MMR (measles, mumps, rubella, przeciw odrze, śwince i różyczce – taką skojarzoną szczepionkę stosujemy m.in. w Polsce) jest świetnym preparatem, znakomicie i wielokrotnie przebadanym, wysoce skutecznym oraz bezpiecznym. Dzięki niej w wielu krajach znacząco spadła liczba zachorowań i zgonów z powodu odry, a także liczba ciężkich powikłań. Ponadto dzięki MMR populacja uzyskuje tzw. odporność zbiorową. Szczepionka nie tylko chroni przed chorobą osoby zaszczepione, ale także obniża ryzyko rozprzestrzeniania wirusów (i w konsekwencji ryzyko infekcji) na osoby, które pozostają wrażliwe (bo z różnych powodów nie mogły być zaszczepione). Odporność zbiorowa zależy od liczby zaszczepionych osób – liczba ta musi przekroczyć tzw. próg odporności zbiorowej, czyli taki procent odpornych osób, który wystarczy, aby spadła zapadalność na daną chorobę. Dla infekcji bardziej zaraźliwych próg ten jest wysoki (dla odry wynosi 95%). Co oznacza, że aby zachować odporność zbiorową w przypadku odry, wszyscy powinni zostać zaszczepieni (jeśli tylko nie ma medycznych przeciwwskazań), a ponadto, że każdy głupi i zbrodniczy pomysł, który ma na celu zniechęcanie ludzi do szczepień, szybko powoduje zmniejszenie liczby szczepiących się osób, a w rezultacie zwiększenie liczby chorujących, aż do wybuchu epidemii. Co obecnie zaczynamy niestety obserwować coraz częściej.

Szczepionka przeciw odrze działa doskonale! Wykres z: “Immunisation against infectious disease – The Green Book”, wydanej przez brytyjski Department of Health. Zmodyfikowany za zgodą właściciela praw autorskich i opublikowany w: Krawczyk E. Szczepienia – wspaniałe osiągnięcie nauki i medycyny. Wszechświat, tom 112, 07-08-09.2011. Źródło: publikacja nr 4.

Literatura:

    1. A Treatise on the small-pox and measles. Abū Bakr Muḥammad ibn Zakarīyā Rāzī. January 1, 1848, Sydenham Society.
    2. Moss WJ. Measles. Lancet 2017; 390: 2490–502
    3. Krawczyk E. ODRA. CZY POWINNIŚMY BAĆ SIĘ EPIDEMII? Krytyka Polityczna, 20.09.2018 https://krytykapolityczna.pl/nauka/odra-czy-powinnismy-bac-sie-epidemii/
    4. Krawczyk E. Szczepienia – wspaniałe osiągnięcie nauki i medycyny. Wszechświat – Pismo Polskiego Towarzystwa Przyrodników im. Kopernika, Tom 112, 07-08-09.2011 https://sporothrix.files.wordpress.com/2012/01/krawczyk-wszechswiat.pdf
okołonaukowo

K. Mięsak Kaposiego – pocałunek anioła śmierci

Fragment Angels in America w ramach “National Theatre: 50 Years on Stage”, emisja TV: 14.02.2014. Bohater grany przez Andrew Scotta (z prawej) pokazuje obecną na wewnętrznej stronie ramienia charakterystyczną zmianę skórną właściwą dla mięsaka Kaposiego u chorego zakażonego wirusem HIV.

Notka o mięsaku Kaposiego znajduje się tutaj, zapraszam:

Mięsak Kaposiego – pocałunek anioła śmierci

okołonaukowo

J. Wirus JC – czyli co wspólnego mają koktajl, feminizm i mikroskop elektronowy

Pełen tekst notki znajduje się tutaj: Co wspólnego mają koktajl, feminizm i mikroskop elektronowy? Kilka słów o wirusie JC

Postępująca wieloogniskowa leukoencefalopatia jest chorobą demielinizacyjną, co oznacza, że wirus JC niszczy oligodendrocyty (komórki gleju odpowiedzialnej za tworzenie osłonek mielinowych w ośrodkowym układzie nerwowym), co w konsekwencji powoduje uszkodzenie i rozpad osłonek mielinowych w mózgu. Osłonka mielinowa odgrywa istotną rolę w przewodzeniu bodźców nerwowych, zatem przy jej uszkodzeniu dochodzi do objawów ubytkowych. Ogniska demielinizacji w mózgu odpowiedzialne są za objawy kliniczne PML: zaburzenia funkcji motorycznych, upośledzenie widzenia i zaburzenia mowy, zaburzenia poznawcze, a także porażenie mięśni. Często opisywanymi problemami u pacjentów są: niezdarność, niemożność utrzymania równowagi, narastające osłabienie mięśni (często z jednej tylko strony ciała), podwójne lub zamglone widzenie, utrata czucia, bóle głowy, a także zmiany w zachowaniu, dezorientacja czy zmiany osobowości. Jeżeli zniszczenia dokonywane przez wirusy dotyczą płatów ciemieniowych lub potylicznych, PML może być również przyczyną tzw. zespołu obcej ręki.

„Stukam na maszynie prawą ręką. Lewą musiałem przywiązać do poręczy fotela, bo była przeciwna. Wyrywała papier z maszyny, nie dała się udobruchać żadnymi argumentami, a przy krępowaniu podbiła mi oko. Jest to skutek podwojenia. Każdy ma w głowie dwie półkule mózgu połączone wielkim spoidłem. Po łacinie corpus callosum. Dwieście milionów białych włókien nerwowych łączy mózg, żeby mógł zebrać myśli, ale już nie u mnie. Ciach i po wszystkim. I nawet nie było żadnego ciachnięcia, tylko ten poligon, na którym księżycowe roboty wypróbowywały nową broń. Napatoczyłem się tam zupełnie przypadkowo.” [Stanisław Lem, Pokój na Ziemi]

 

Z lewej: piękne zdjęcie jądra oligodendrocytu, pochodzące z publikacji Zu Rhein i Chou, Science, 1965 (zacytowana, nr 1). Strzałki pokazują błonę jądrową, VP to „cząstki przypominające papowawirusy”, C – resztki chromatyny. Powiększenie około 56100 razy. Z prawej: schemat zakażenia wirusem JC. Wirusy wnikają do jamy ustnej człowieka, wędrują (najprawdopodobniej drogą krwi) do narządów takich jak nerki, a także do mózgu. Kiedy w organizmie dochodzi do immunosupresji, wirus ulega zmianom powodującym, że może namnażać się w istocie białej mózgu, co prowadzi do rozwoju postępującej wieloogniskowej leukoencefalopatii (schemat pochodzi z zacytowanej publikacji nr 2).

 

Literatura:
1. Gabriele M. Zu Rhein and Shi-Ming Chou. Particles Resembling Papova Viruses in Human Cerebral Demyelinating Disease. Science 1965; 148: 1477-1479
2. Pietropaolo V et al. John Cunningham virus: an overview on biology and disease of the etiological agent of the progressive multifocal leukoencephalopathy. New Microbiologica 2018; 41: 179-186
3. Hassan A, Josephs KA. Alien Hand Syndrome. Curr Neurol Neurosci Rep 2016; 16: 73

okołonaukowo

I. Immitis znaczy “srogi”

Po drugie, Coccidioides immitis lubi suszę. Wyobraźcie sobie westernowe klimaty, z kompletnie wysuszoną ziemią, z rosnącymi tu i ówdzie kaktusami i krzewami kreozotowymi, gdzie co jakiś czas wiatr gna tumany piasku i pyłu, czasem nawet powodując powstawanie burz piaskowych. Albo tereny, gdzie grunt bywa wstrząsany dzięki trzęsieniom ziemi. Albo nawet rozległe pola uprawne, gdzie maszyny rolnicze czy samochody wzbudzają chmury kurzu. W takich warunkach właśnie żyje grzyb Coccidioides immitis. Mikroorganizm preferuje gleby zasadowe, piaszczyste, w klimacie zbliżonym do półpustynnego, gdzie temperatury dochodzą do 45°C, a krótkie okresy deszczowe stymulują produkcję zarodników. Zazwyczaj bytuje na powierzchni gruntu, a w szczególnie gorących okresach schodzi na głębokość 20 centymetrów.

A o tym, co Coccidioides immitis wyprawia w Kalifornii, przeczytacie w pełnym tekście notki, który znajduje się tutaj: Immitis znaczy „srogi”

 

Coccidioides immitis. Z lewej: podzielone strzępki C. immitis z powstającymi artrokonidiami. Z prawej: barwienie PAS ukazujące sferulę z rozwijającymi się wewnątrz endosporami (źródło: CDC/ Dr. Lucille K. Georg, domena publiczna)
okołonaukowo

H. Haemophilus influenzae i zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych

Ryc 1. Występowanie inwazyjnych zakażeń spowodowanych przez Haemophilus influenzae typu b (Hib) w USA, w latach 1980-2012, u dzieci poniżej 5. roku życia. Wpływ szczepień na występowanie tych zakażeń jest niezaprzeczalny. W prostokątach zawarte są informacje, kiedy zarejestrowano do stosowania: pierwszą polisacharydową szczepionkę przeciw Hib dla dzieci w wieku 18 miesięcy i starszych (w górnym); pierwszą szczepionkę skoniugowaną dla dzieci w tym samym wieku (w środkowym); oraz pierwsze szczepionki przeciw Hib dla niemowląt od 2. miesiąca życia (w dolnym). (Źródło: CDC, z: Briere EC et al. Prevention and Control of Haemophilus influenzae Type b Disease. Recommendations of the Advisory Committee on Immunization Practices (ACIP). CDC MMWR 2014; 63 (1))

Cała notka na temat Haemophilus influenzae znajduje się tutaj: H. Haemophilus influenzae i zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych

okołonaukowo

G. Gruźlica

„Pan zapewne od razu czuł się oszołomiony — ciągnął dalej radca Behrens. — To są jady rozpuszczalne, wytwarzane przez bakterie, i one to działają oszałamiająco na centralny układ nerwowy, rozumie pan, od tego właśnie dostaje się wypieków na twarzy.” [Tomasz Mann, Czarodziejska góra]

Gruźlicze zakażenie układu nerwowego to niestety nie tylko wypieki na twarzy. Jest to przede wszystkim bardzo niebezpieczna, wyniszczająca, potencjalnie śmiertelna choroba, stanowiąca 1% wszystkich przypadków gruźlicy, a między 5 a 10% przypadków gruźlicy pozapłucnej. Wczesne rozpoznanie i włączenie terapii (zwykle trwającej przynajmniej 10 miesięcy) jest konieczne dla uniknięcia wysokiej śmiertelności. Połowa pacjentów, u których leczenie rozpoczęto zbyt późno, umrze. Czynnikami ryzyka rozwinięcia gruźliczej infekcji układu nerwowego są przede wszystkim współistniejące zakażenie wirusem HIV, ale także młody wiek pacjentów (dzieci, szczególnie poniżej 5. roku roku życia, są podatne na tę formę choroby).

Prątki gruźlicy dostają się do układu nerwowego zwykle drogą krwi, stąd powiązanie zakażenia w tym miejscu z gruźlicą prosówkową. W zależności od tego, jak głęboko przenikną i jak będzie przebiegała ich penetracja w głąb kolejnych części układu nerwowego – objawy ataku mogą być bardzo różne. Zwykle gruźlica układu nerwowego objawia się jako: zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, gruźlicze encefalopatie, gruźlicze waskulopatie (zmiany w naczyniach), utworzenie gruźliczaka (tuberculoma) lub licznych gruźliczaków, a także powstanie ropnia mózgu; zajęty może zostać także rdzeń kręgowy i opony rdzeniowe.

Gruźlicza infekcja układu nerwowego zwykle zaczyna się niespecyficznie, bólami głowy, gorączką, wymiotami. Następnie dojść może do: zaburzeń świadomości, porażeń nerwów czaszkowych, korowych objawów ogniskowych, dobrze wyrażonych objawów oponowych, drgawek, zaburzeń psychicznych, zaburzeń widzenia, kłopotów z mową, porażeń kończyn, wodogłowia. Pojawić się mogą procesy zapalne w obrębie naczyń, zakrzepy, udary niedokrwienne i krwotoczne, neuropatie, a także zaburzenia oddychania, wyniszczenie i śpiączka. Nawet po zastosowaniu optymalnej terapii i wyleczeniu (nie tylko z użyciem odpowiednich antybiotyków, ale i innych leków, a także z wykorzystaniem interwencji chirurgicznych) notuje się deficyty neurologiczne, deficyty procesów poznawczych i zmiany w układzie nerwowym pacjentów.

Dlatego też, ze względu właśnie na te tak groźne postaci gruźlicy, jak gruźlicze zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i gruźlicę prosówkową, stosuje się szczepienia. Szczepionka BCG (Bacillus Calmette–Guérin), szczepionka zawiarająca żywe, pozbawione zjadliwości prątki bydlęce Mycobacterium bovis, nie ma najwyższej skuteczności w ogóle i słabo chroni przed gruźlicą płuc. Natomiast skutecznie zabezpiecza właśnie przed gruźlicą prosówkową oraz gruźliczym zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych. To jest główna przyczyna, dla której szczepionkę BCG nadal stosuje się w wielu krajach i nie kwestionuje jej wartości. Istotne jest to również dlatego, że gruźlica prosówkowa i gruźlicze zapalenie opon zagrażają szczególnie pacjentom poniżej 5. roku życia i w tej grupie wiekowej obarczone są dużym ryzykiem zgonu. W Polsce, według Kalendarza Szczepień na rok 2019, dzieci po urodzeniu szczepi się jedną dawką przed wypisaniem ich z oddziału neonatologicznego. Szczepionka BCG jest bezpieczna. Ewentualne niepożądane efekty poszczepienne zdarzają się, ale są na ogół łagodne, i zwykle wynikają z nieprawidłowego podania szczepionki. Ważna jest też poprawna kwalifikacja dziecka do szczepienia.

Według specjalistów, z masowych szczepień BCG można zrezygnować, jeśli zapadalność na gruźlicę płuc wynosi w danym kraju poniżej 5 przypadków na 100 000 ludzi. Polska nie spełnia tego kryterium, w 2017 zapadalność ta wynosiła 15 na 100 000 osób. Kiedy wyżej wymieniony wskaźnik uda się osiągnąć, będzie można rozważyć odstąpienie od masowych szczepień z użyciem szczepionki BCG. Być może będzie wówczas dostępna nowa, lepsza szczepionka.

 

Ryc. 1. Pajączysko symbolizujące gruźlicę łapie ludzkość w swą złowrogą sieć. Plakat włoskiego Czerwonego Krzyża, litografia, autor: Basilio Cascella, około 1920 roku (Źródło: Wikimedia Commons, Creative Commons Attribution 4.0 International).

Cała notka o gruźlicy znajduje się tutaj: G. Gruźlica

Literatura:

  1. Taheri MS et al. Central Nervous System Tuberculosis: An Imaging-Focused Review of a Reemerging Disease. Radiology Research and Practice 2015; Article ID 202806
  2. Cherian A, Thomas SV. Central nervous system tuberculosis. African Health Sciences 2011; 11: 116-127
  3. Bloom BR et al. Tuberculosis. In: Holmes KK, Bertozzi S, Bloom BR, Jha P, editors. Major Infectious Diseases. 3rd edition. Washington DC, 2017

 

okołonaukowo

F. Dookoła świata z flawiwirusami

W dzisiejszej notce na literę „F”, przy okazji podróży po świecie i poznawania różnych flawiwirusów, parę słów o jednym z nich:

Choroba lasu Kyasanur

Najpierw zaczęły chorować małpy. Śmiertelne żniwo, zbierane szczególnie wśród hulmanów Semnopithecus entellus i makaków czepkowych (Macaca radiata) na terenach stanu Karnataka w pobliżu Shivamogga w Indiach w 1956 roku, zainteresowało naukowców, co doprowadziło do odkrycia i opisania nowego wirusa – wirusa choroby lasu Kyasanur (KFDV, Kyasanur Forest Disease Virus). W kolejnym roku wirusy te rozprzestrzeniły się na okoliczne wsie i zaczęli także chorować ludzie. Od tej pory co roku notuje się kilkaset zachorowań, szczególnie narażeni są myśliwi, osoby pracujące w lesie, a także rolnicy z okolicznych terenów. A wirusy nadal się rozprzestrzeniają – według danych z 2012 roku wirusy KFDV  stwierdzono również w stanach graniczących ze stanem Karnataka (Tamil Nadu, Kerala, Goa). Ponadto bardzo blisko spokrewniony z KFDV wirus (a być może po prostu jego odmianę), mianowicie wirus gorączki krwotocznej Alkhurma (Alkhurma Hemorrhagic Fever Virus) opisano w Arabii Saudyjskiej i w Egipcie. Wirusy KFDV powodują także nawracające i przebiegające z dużą śmiertelnością epizoocje (epidemie u zwierząt) wśród małp.

Do zakażenia wirusami KFDV dochodzi poprzez ukąszenie zarażonego kleszcza (najważniejszym gatunkiem jest tu Haemaphysalis spinigera), które to kleszcze przenoszą chorobę na ludzi od zakażonych zwierząt – w szczególności małp, ale także osłów, owiec czy kóz. Bezpośrednie zarażenie człowieka od takich dużych ssaków jest rzadkie, nie notowano dotąd zakażenia przez picie ich mleka, nie ma również dowodów na to, że można się zarazić od drugiego człowieka.

Krążenie wirusów choroby lasu Kyasanur w środowisku według CDC. Rezerwuarem i wektorem wirusów są kleszcze z gatunku Haemophysalis spinigera, które przenoszą chorobę między małpami i dużymi zwierzętami gospodarskimi a ludźmi. Ludzie mieszkający i pracujący w pobliżu lasów w południowych i południowo-wschodnich Indiach narażeni są na infekcje. Zakażenia wirusami KFDV mają charakter sezonowy – występują częściej w porze suchej.

Choroba lasu Kyasanur może mieć przebieg dwufazowy. W pierwszej fazie, po kilkudniowym okresie inkubacji, pacjenci odczuwają takie objawy, jak: gorączka, dreszcze, bóle głowy i całego ciała – kończyn, pleców, karku, a także zapalenie spojówek. Do tego u większości pacjentów dochodzą zaburzenia funkcjonowania układu pokarmowego: biegunki, wymioty, bóle brzucha, a po 3-4 dniach od wystąpienia pierwszych symptomów choroby – także objawy krwotoczne: krwawienia z nosa, gardła, układu pokarmowego oraz wymiotowanie krwią. Ciśnienie krwi jest obniżone, zmniejsza się też liczba krwinek. Większość pacjentów zdrowieje po takim epizodzie w ciągu dwóch tygodni.

Jednak u 20% z nich rozwija się druga faza choroby – faza neurologiczna. Objawy trwają około 14 dni i obejmują zaburzenia świadomości i przytomności, senność, dezorientację, silne bóle głowy, kłopoty z widzeniem, a rzadziej – całkowitą utratę przytomności czy drgawki. Objaw Kerniga jest dodatni, a odruch ze ścięgna Achillesa nieprawidłowy. Wielu pacjentów spokojnie wraca do zdrowia po epizodzie choroby, acz powrót ten może być utrudniony u osób z przedłużającymi się krwotokami (dlatego też tak ważna jest odpowiednia opieka i postępowanie z pacjentami z krwotokami, szczególnie że specyficzna terapia przeciwwirusowa przeciw KFDV nie istnieje). Śmiertelność choroby lasu Kyasanur szacuje się na 2 – 10%; większa może być na terenach nie-endemicznych, gdzie wirus wcześniej nie był notowany, ze względu na brak doświadczenia w diagnozowaniu zakażenia, a także na brak stosowanej profilaktyki. Profilaktyka bowiem istnieje, jest to szczepionka. Jej skuteczność po zastosowaniu standardowych dwu dawek plus dawki przypominającej wynosi ponad 80%. Dawki przypominające powinno stosować się co pięć lat na terenach endemicznych. Inne środki zaradcze obejmują stosowanie repelentów i odpowiedniej odzieży w celu uniknięcia ukąszeń przez kleszcze. Wreszcie, nieco bardziej na większą skalę, niezwykle istotne jest myślenie ekologiczne. Uważa się bowiem, że głównym czynnikiem wpływającym na ekologię wirusów (zakażane zwierzęta, rezerwuary, wektory) i epidemiologię zakażeń jest postępujące wylesianie i przenoszenie na te tereny ludzkich siedzib i gospodarstw.

 

Informacje o innych flawiwirusach – bohaterach dzisiejszej notki – zawarte są tutaj: F. Dookoła świata z flawiwirusami
Ale i na tym lista się oczywiście nie kończy. Jeśli macie ochotę poczytać trochę o jeszcze innych wirusach z tej grupy, zwłaszcza o tych neurotropowych, występujących na przykład w Polsce, choć nie tylko, zapraszam do tekstów o: wirusie kleszczowego zapalenia mózgu, wirusie japońskiego zapalenia mózgu, oraz do notki o żółtej gorączce.

Literatura:

  1. Munivenkatappa A et al. Clinical & epidemiological significance of Kyasanur forest disease. Indian J Med Res 148, 2018, pp 145-150
czepiam się, okołonaukowo, osobiste

There is no short cut

Trzeba ciągle kontrolować swoje ciało, pilnować treningu i tego, żeby się nie przetrenować, dbać o to, żeby samopoczucie było optymalne. Ciągle trzeba coś korygować, ulepszać. To jest niesamowity wysiłek. Nykaenen raczej wysiłku nie podejmował. On nie był Supermanem. Latał pięknie, ale nie odmawiał sobie niczego.

[…] mimo że bardziej niż skocznie przyciągały go dyskoteki, […]

Powtórzmy jeszcze raz: Nykaenen raczej wysiłku nie podejmował. Bardziej niż skocznie przyciągało go co innego.

And there is one who proves everyone wrong and – that is what is seems like – just jumps and wins. 

Ja to stara jestem, ale pamięć mam jeszcze jakoś tam czasem działającą. I takie teksty, że Matti Nykänen skakał ot tak sobie bez wysiłku, że nie trenował, że tylko balował, że bardziej niż skocznie przyciągały go dyskoteki i bójki, słyszałam ponad 30 lat temu, przy okazji Sarajewa czy Calgary, i żywo stoją mi w pamięci, gdy słyszę je i teraz. Kiedy byłam dziewczynką wpatrzoną maślanym wzrokiem w szczupłą sylwetkę ślicznego fińskiego skoczka, byłam nawet w stanie w nie uwierzyć. W końcu mówili o tym w telewizorze sami fachowcy, a i zawodnik wydawał się wtedy taki super i w ogóle. Lecz kiedy słyszę i czytam to samo i dziś, przy okazji jego śmierci, to wszystkie ręce mi opadają. Nie podejmował wysiłku? Nie kontrolował ciała? Nie korygował? Serio? Serio mowa o tym samym człowieku? Jednym z największych – i najbardziej pracowitych – sportowców wszech czasów, niezależnie od dyscypliny? Który, co zupełnie nie zaprzecza temu, iż miał przeogromny talent, okrutnie ciężką pracą doszedł do tego, do czego doszedł? Który posunął ten sport naprzód jak nikt inny? Którego talent, determinacja i mordercze treningi (tak!) zaprowadziły na sam szczyt, gdzie sprawiał wrażenie, że – cóż, wszyscy inni skoczkowie skaczą i spadają, posłuszni prawom fizyki i biologii ludzkiego organizmu – on sprawiał wrażenie, że lata, a ląduje wówczas, kiedy sam zdecyduje, że wystarczy tego dobrego.

Matti Nykänen trenował ciężej i więcej niż jakikolwiek inny skoczek (do jego czasów;  obecnie treningi zawodników są zapewnie bardziej wymagające niż kiedyś, cały zresztą sport wygląda mocno inaczej). Od momentu, kiedy po raz pierwszy założył narty i wykonał pierwszy skok, trenował całymi dniami. Skakał (poza oczywistym treningiem siłowym, bieganiem, itd.). Skakał. Wracał na skocznię i skakał. I skakał. W kółko na okrągło. Pogoda czy niepogoda. Kiedy był zdrowy i kiedy chorował. Skakał z rozwalonymi i wiecznie obolałymi kolanami (bo taką krzywdę wielka ambicja, obciążające treningi i lądowanie telemarkiem robią nogom), skakał na lekach przeciwbólowych i przeciwzapalnych, nie zawsze skutecznych. Kiedy skocznia była nieodśnieżona, sam ją odśnieżał – rzeźbiąc w śniegu trasę za pomocą własnych nart na rozbiegu. Był opętany skakaniem, a dokładniej – skakaniem jak najlepiej. Oddaniem perfekcyjnego skoku. Trenował dla skakania, nie dla zawodów jako takich. Nie trenował dlatego, że „o, zbliżają się Igrzyska, zwołajmy trenerów, ustalmy strategię treningów”. Chciał zwyciężać, ale chciał zwyciężać perfekcyjnie, jak prawdziwy mistrz. To nie „co innego” przyciągało go mocniej niż skocznie. To skocznie przyciągały go najmocniej ze wszystkiego. Matti Nykänen w swojej karierze oddał plus minus dwa razy więcej – dwa razy więcej! – skoków, niż jakikolwiek inny skoczek w tamtych czasach.

To, rozumiem, nazywa się „niepodejmowaniem wysiłku”?

Oczywiście miał przeogromny talent. Ale sam talent nie wystarcza, jeśli nie ma przy tym ciężkiej pracy. Naturalnie, że współpracował z trenerami i z naukowcami. Oni badali, analizowali, poznawali mechanizmy i fizykę skoku, a następnie musieli przetłumaczyć to z naukowego na sportowe. Ale to była współpraca. To zawodnik musiał to wszystko wypróbować. Zrobić, wdrożyć. Nauczyć swoje ciało reagować tak, jak powinno. Wyrobić odpowiednie zachowania i ruchy mięśni. Wyrobić reakcje. A takie rzeczy wyrabia się wyłącznie własnym wysiłkiem. Co z tego, że sportowiec rozumowo wie, iż w tej chwili musi ugiąć kolano, a w tamtej unieść lekko tułów? Teoria jest łatwa. Gorzej ze zmuszeniem organizmu, żeby się tego nauczył, żeby umiał to zrobić automatycznie, w odpowiednim momencie. To przychodzi wyłącznie z mozolnym treningiem. Z metodą prób i błędów. Próbowaniem, powtarzaniem, zmianami stylu, analizowaniem błędów i żmudnym ich poprawianiem. „Jeśli ten próg byłby o 20 cm dłuższy, rozbiłbym sobie twarz” mówił do trenera na treningu. Matti Pulli, trener oraz naukowiec od sportu, uśmiechał się: „To znaczy, że odległości są w sam raz”.

Mottem Nykänena było: „There is no short cut on the way to the top.” Nikt nie nauczył go tyle, co on sam siebie. Trenerzy pomagali ogromnie, tak. Sesje z psychologami, w tym trening mentalny. Wskazówki. „Nie waż się nigdy przytyć powyżej 58 kilogramów!” mówił Pulli do Nykänena (skoczek ważył 57 kg i miał 177 centymetrów wzrostu – idealne proporcje dla zawodnika tego rodzaju sportu). Lekki skoczek lata lepiej. Z drugiej strony na rozbiegu przydaje się szybkość, zatem masa ma znaczenie. I mięśnie. W czasach najlepszych występów Nykänen na treningach mógł konkurować ze skoczkami wzwyż – kicanie niczym zajączek celem pokonania jednym ciągiem kilku przeszkód o wysokości 140 cm za pomocą przeskoków obunóż nie sprawiało mu żadnego problemu.

Dla skoczka narciarskiego niezłym trickiem jest również „przekonanie” własnego ciała za pomocą obciążeń, że jest cięższe niż naprawdę; przynosi to korzyść później na skoczni, kiedy skacze się bez tychże obciążeń. Matti Nykänen przez całą swoją karierę nosił pod ubraniem specjalną kamizelkę – nosił dzień w dzień, latami, a zdejmował tylko do snu. Kamizelka zrobiona była z ołowianych pasów połączonych ze sobą, a jarzmo to sumie ważyło od 6 do 14 kilogramów. Nie żeby inni sportowcy ich nie stosowali, owszem, ale nikt nie czynił tego tak obowiązkowo jak on, a większość jego kolegów z reprezentacji zdecydowanie wolała te lżejsze modele.

Zatem: nie ulepszał? Nie korygował? Nie kontrolował ciała, nie dbał o treningi? Serio?

Czego więc nauczył się Matti Nykänen podczas swoich treningów? Co jest kluczowe w skoku narciarskim? Kombinacja następujących czynników: szybkość na zjeździe (szybszy skoczek poleci dalej) i idealne przejście w pozycję do lotu, z jak najmniejszą utratą prędkości przy zmianie. Naukowcy (początkowo rzeczywiście tylko fińscy, potem także pracujący w naukowych instytutach Japonii i Austrii) przeanalizowali parametry skoków Nykänena, a także innych skoczków, i udało im się wykazać, czym różnią się od siebie poszczególni sportowcy. Każdy skoczek ma w czasie oddawania skoku plus minus jedną trzecią sekundy na przejście z pozycji na rozbiegu do pozycji do lotu. W zależności od skoku: pokonuje w tym czasie kilka (około 6) metrów skoczni, opuszcza rozbieg, prostuje nogi, ustawia narty w odpowiedniej pozycji (obecnie V, kiedyś równolegle), a także odpowiednio sytuuje górną część ciała względem nart. Wszystko to powinno być zrobione w ten sposób, aby utracić jak najmniej prędkości (należy więc pracować tak, aby opór powietrza był jak najdłużej możliwie najmniejszy), a także przemieścić środek ciężkości tak, aby krzywa lotu była optymalna. Jedną z zauważalnych różnic między Nykänenem a innymi skoczkami był czas wyjścia z progu. Można to robić „za późno”, kiedy to ustawianie nart zachodzi wcześniej, a tułowia odrobinę później. Można to robić „za wcześnie”, co oznacza, że górna część ciała skoczka wylatuje nad progiem, a nogi z nartami „pociągane” są za nią. Matti Nykänen prawie zawsze skakał „za wcześnie” – kiedy trenował na nieodśnieżonych skoczniach i niejako odśnieżał je swoimi nartami, jak zostało wspomniane wyżej, trenerzy zauważyli po jakimś czasie, że ślad nart na rozbiegu urywa się jakieś półtora metra przed progiem: Matti był już wówczas w powietrzu. Podobnie działo się na zawodach. Ale nie w sensie, że jeden z elementów skoku opóźniony był w stosunku do drugiego, a raczej w sensie całości. Generalnie, wykonując skok Matti Nykänen leciał już, zanim skończył się próg. Co oznacza, że przyjmował pozycję do lotu wcześniej, niż inni zawodnicy.

Ale to nie wszystko. Większość skoczków zaczyna prostować nogi przy wybijaniu się z progu. Nykänen nie. Jego nogi były praktycznie w tej samej pozycji przez cały najazd. Zmieniało się natomiast ustawienie tułowia – skoczek znacząco unosił wówczas swój punkt ciężkości. Jednak nie robił tego za pomocą rozprostowania nóg w kolanach. Czynił to za pomocą ruchu bioder, wypychając niejako tułów do góry nad wciąż ugiętymi nogami (starając się nadal utrzymać ciało tak, aby opór powietrza był jak najmniejszy zważywszy na okoliczności). W momencie tym był w stanie przyspieszyć swoje ciało dzięki zmianie położenia środka ciężkości. Ruch ten, bardzo dynamiczny, pozwalał Nykänenowi, mimo że jego prędkość na rozbiegu mogła być stosunkowo nieduża, uzyskać przy wybiciu się do lotu lepsze prędkości (i poziomą, i w pionie), niż wszystkim jego rywalom. Asem w rękawie fińskiego skoczka była zatem technika skoku. Nykänen „skakał biodrami, nie nogami”. Nogi nie katapultowały go, to nie one napędzały ruch. Czynił to tułów, a prostujące się nogi były przy tym „ciągnięte” w górę.

Wybitny talent Nykänena pozwolił mu opanować tę technikę podczas treningów w bardzo niedługim czasie. Być może jeszcze bardziej interesujące jest to, że jego technika nie wyróżniała się specjalnie w trakcie pierwszej fazy wyjścia z progu (czyli w ciągu pierwszych, wspomnianych wyżej, trzech metrów na skoczni). Naukowcy analizujący skoki narciarskie twierdzili, że różnice widoczne były dopiero w drugiej fazie. Co oznacza, że Nykänen miał jeszcze mniej czasu na zrobienie tych swoich sztuczek, i nadal robił je szybciej od swoich rywali. Kluczowe dla jego sukcesów były: umiejętność uzyskania optymalnego przyspieszenia na skoczni, plus idealne przyjęcie pozycji do lotu, z jak najmniejszą stratą prędkości, w jak najkrótszym czasie. Zwyczajnie mówiąc, Matti Nykänen oddawał skoki bardziej precyzyjnie, szybciej i dynamiczniej niż jakikolwiek inny skoczek za jego czasów.

Tak sobie myślę… Ja doskonale rozumiem, że można mieć innych faworytów i kochać innych sportowców. Co prawda w wypadku niektórych jednostek (przykład: Matti Nykänen) różnica klas między nimi a rywalami jest tak ogromna, charyzma tak wielka, magia tak zniewalająca (w czasie pokazów są w stanie, poza wykonywaniem odpowiednich sportowych czynności, trzymać mocno bijące serca wszystkich widzów w dłoni i bawić się nimi, jak chcą), że wydawałoby się, że jest to widoczne i oczywiste dla wszystkich. Najwyraźniej nie jest, i to też jest zrozumiałe (nie każdy w końcu ma tak dobry wzrok i gust jak ja ;)). Rozumiem również zazdrość – tyle medali, tyle sukcesów, tyle tytułów. Rozumiem nawet ten mechanizm, ten dysonans poznawczy, który tak mocno wyłazi ze słów, że Nykänen nie podejmował wysiłku, a skoki nie były dlań ważne. Łatwiej bowiem powiedzieć, że rywal ma, owszem, wielki talent, że nikt nie doskoczy, ale to przecież niczyja wina, bo na talent nie poradzisz. Trudniej przyznać, że talent trzeba rozwijać, a w tym celu najbliższymi towarzyszami sportowca stają się praca, wysiłek, ból i trud. Rozumiem również krytykę, nawet najbardziej zauroczeni wielbiciele Nykänena przyznają, że za uszami miał bardzo dużo, i krytyka bardzo mu się należała, za różne zresztą rzeczy. Ale krytyka powinna mieć trochę sensu, mieć coś wspólnego z rzeczywistością. Teksty, że Matti Nykänen robił wszystko tak od niechcenia, między jedną dyskoteką a drugą, ot, raz przechodził z tragarzami koło jakiejś skoczni, pomyślał „a, skoczę sobie, w końcu mam talent”, a potem tylko skakał i wygrywał (just jumps and wins), doprawdy sensu nie mają. Są za to nieprofesjonalne. I niesportowe. Dobry sportowiec umie bowiem przegrywać, szanuje (nie deprecjonuje) rywala i potrafi uznać wyższość mistrza.

A już szczególnie tego najlepszego, mistrza wszech czasów, mistrza nad mistrze, czarodzieja skoczni, skoczka najwspanialszego.

Lepää rauhassa, Matti.

 

Przy pisaniu garściami czerpałam z biografii: „Matti. The biography of Matti Nykänen” autorstwa Egona Theinera (Egoth, 2006). Fotka wyżej pochodzi z tej książki.
Oraz zaglądałam do:
1. Virmavirta M et al. Take-off analysis of the Olympic ski jumping competition (HS-106m). J Biomech 2009; 42(8):1095-101
2. Virmavirta M et al. Characteristics of the early flight phase in the Olympic ski jumping competition. J Biomech 2005; 38(11):2157-63
3. Virmavirta M et al. Take-off aerodynamics in ski jumping. J Biomech 2001; 34(4):465-70
4. Schmölzer B, Müller W. Individual flight styles in ski jumping: results obtained during Olympic Games competitions. J Biomech 2005; 38(5):1055-65
5. Krzysztof Ernst. Fizyka sportu (PWN, 1992)
6. https://www.skokinarciarskie.pl/etapy-skoku-narciarskiego
I do artykułu, który mnie nieco zirytował: https://bit.ly/2RRMgqa