kretynizmy

Krzemiennym odkurzaczem radionuklidy usuwać – półnagi łuk eterycznego robala inicjować będziesz

Medycyna alternatywna jest niezbędna. W zasadzie to nic nowego tutaj dziś może nie będzie, ale warto tę wiedzę wybitną usystematyzować. Medycyna alternatywna jest niezbędna więc. Homeopaci i inni naciągacze mają, jak wiadomo, doskonale rozwinięte social skills i świetnie sobie radzą z pacjentami. Kojący głos, miły uśmiech, dużo poświęconego pacjentowi czasu – i wszystko działa. Jest to zresztą dowodem na fakt, że altmed opiera się na robieniu sobie i innym dobrze. Zalet innych specjalnie nie ma, co najwyżej wady, ale ta zaleta jest doprawdy niebagatelna. Kiedy pacjent dostanie orgazmu po włożeniu sobie czegoś w tyłek, wbiciu gwoździków w genitalia (no jasne), czy posmyraniu się tu i ówdzie wydłużonymi przedmiotami, wtedy widać wyraźnie wyższość medycyny niekonwencjonalnej nad konwencjonalną. Gratulując altmedowi należy spełnić toast wybornym trunkiem za jego uparte (i jakże przyjemne) trwanie w świadomości ludzkiej.

Podobnie jest w ogóle z pseudonauką. Ona także w całości służy do tego, zeby robić sobie dobrze. Owszem, jej przyrodzoną cechą jest specyficzny nibynaukowy bełkot, który ukryć ma zdrożne pragnienie przeżycia chwili rozkoszy za pomocą miski z  brudną wodą na przykład, ale chodzi naprawdę tylko o jedno. I to samo. (A swoją drogą, bełkot może również być pociągający i działać pozytywnie na co bardziej geekowskich użytkowników/klientów/pacjentów. Szczególnie kiedy słyszą o pobudzeniach i wibracjach w zgodnych fazach oraz o miękkich i elastycznych tkankach.)

Chore komórki tym różnią się od zdrowych, że wytwarzają na zewnętrznej błonie kryształy. Będące ciałami stałymi kryształy posiadają unikalne częstotliwości rezonansowe, które pobudzone przez drgania będące w zgodnej fazie często powodują pęknięcie otoczki i w konsekwencji jej rozpad.

Ponieważ światło łuku węglowego ma ogromną moc i zawiera w sobie pełną 49. oktawę energetyczną, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zawiera harmoniczną jakiejś częstotliwości, która będzie rezonować z formacjami kryształów znajdujących się na różnych chorych komórkach. Jest więc prawdopodobne, że wystawienie się na działanie wibracyjnej energii świetlnej lampy z łukiem węglowym może zniszczyć wiele chorobotwórczych mikrobów bez uszkadzania sąsiedniej zdrowej tkanki (która jest miękka i elastyczna i nie posiada własnych formacji kryształów).

W pewnej chwili, naturalnie, ten bełkot kończy się, żeby brutalnie (S/M, nieprawdaż) przejść w surową rzeczywistość. Przy okazji do głosu dochodzą ekstraordynaryjne upodobania pacjentów – jak na przykład zafiksowanie na fazie analnej i co-z-tego-wynikło, choć z drugiej strony – nie muszą być one wcale aż tak rzadkie. Naturalizm i turpizm (kolorowy, ale zawsze) w seksie? Czemu nie?

W zależności od przewodliwości organizmu naświetlanej osoby, może ona odczuwać skutki w postaci pewnego dyskomfortu, który może przemieszczać się w obszarze brzucha. W okresie od sześciu do dwunastu godzin ciało tasiemca zostanie wydalone w postaci półpłynnego stolca. Kał często ma kolor niebieski lub zielony, co jest spowodowane nadmiarem żółci wydzielanej przez wątrobę i woreczek żółciowy. Nie jest to kolor tasiemca, ale kolor żółci, która nie zdążyła wejść w proces przetwarzania pokarmu, który zmienia kolor kału na czerwonobrązowy. Kolejne wypróżnienia mogą mieć jasny, a nawet biały kolor, i taki stan może utrzymywać się przez kilka dni. Nie należy z tego powodu wpadać w panikę, ponieważ wytwarzanie żółci wróci do normy i stolec znowu będzie miał normalny kolor.

Z trzeciej strony, altmed musi utrzymywać, że to nie o żadne szczególne upodobanie do grzebania się w cudzych i swoich odbytach chodzi, ale o działanie lecznicze i prozdrowotne. Czyli na przyklad o zapobieganie nadmiernemu rozwojowi skorupiaków w ekosystemie ludzkiego organizmu (czy jakoś tak). Bardzo ekologicznie, to też bywa seksi (inaczej).

Jeśli jednak jelita są utrzymywane we właściwym stanie przy pomocy tych okresowych oczyszczeń, zabójcze raki będą rzadko powstawać.

Witamina D, która jest wytwarzana w skórze z egosterolu, odgrywa zasadniczą rolę w ograniczaniu raka

Ale zaraz wracamy do kolejnych fantazji seksualnych. Tym razem takich bardziej romantycznych i nostalgicznych, i subtelniejszych nieco… Jak na przykład bieganie półnago w młodszym wieku, bukoliczne zgoła – można było to robić, bo w tamtych czasach skorupiaków człowiek faktycznie nie uświadczył na ulicy. Tych które umiały filtrować światło w szczególności się nie uświadczało, a teraz spotykamy je na każdym kroku.

Kiedy dorastała nasza generacja wyżu demograficznego, nikt nie słyszał o niedorzecznym założeniu, że światło słoneczne jest dla nas szkodliwe. Biegaliśmy na wpół nadzy i bez żadnych olejków na skórze słońce, które nie miały wówczas własności filtrowania światła. Czy przypominacie sobie kogoś chorującego na raka skóry? Albo w ogóle na jakiegokolwiek raka?

Z filtrującymi skorupiakami przechodzimy na wyższy poziom abstrakcji i naukowości – czyli co to są ślepe próby i dlaczego Lenin. Popelnił błąd.

To kolejny obszar, w którym nauka medyczna szarogęsi się bez prowadzenia swoich ukochanych „prób na ślepo”. Tak się składa, że te badania nie mogą być „ślepe”, albowiem badacze i badani mogą w większości przypadków z łatwością rozpoznać w czasie badania, czy stosowane metody dają jakieś wyniki. Publikowane spostrzeżenia są często sprzeczne z wynikami badań za sprawą czyiś interesów, które miały na nie wpływ. Jak dotąd nie ma badań, które dowiodłyby, że Bóg popełnił błąd. Za to człowiek…

Za to człowiek zabiera się za majsterkowanie. Innymi słowy – prężymy muskuły i zaczynamy typowo męskie zachowania godowe. Z podstawowym akcesorium, znaczy się patelnią. Niemal jak Ludwiku, do rondla, czyli feministycznie pochwalamy. Wszystko żeby zrobić dobrze partnerce/partnerowi.

Prostą i niedrogą lampę leczniczą z elektrycznym łukiem węglowym można zbudować za niespełna 20 dolarów.

Wszystko, co jest konieczne do budowy lampy łukowej, to para cegieł z otworami (dziurawek), miernik, od 2 do 4 metrów wytrzymałego przewodu elektrycznego, duże zaciski typu krokodylek i urządzenie oporowe w rodzaju piecyka elektrycznego, żelazka, elektrycznej patelni, opiekacza lub elektrycznego rondla, no i oczywiście para węglowych prętów.

Po prężeniu muskułów, nie wspominając o innych częściach ciała, bierzemy się do dzieła. Tym razem będą to realizacje fantazji o podnoszeniu temperatury poniżej pępka, wyginaniu się w łuk, z latającymi na wszystkie strony iskrami, płomieniami, z rozsuwaniem eee… prętów, i wkładaniem między nie eee… śrubokrętu. A wszystko to razem w odpowiednich otworach. I nie zapominamy o mokrej szmacie do ochłodzenia i ochłonięcia.

Aparaturę   należy   umieścić na izolowanym stole, tak by powierzchnia poniżej pępka była najbardziej wystawiona na napromieniowanie. Pod dwiema cegłami należy umieścić mokrą szmatę lub coś innego odpornego na płomienie lub padające z prętów węglowych iskry.

Cegły powinny stać naprzeciw siebie. Pręty węglowe należy wsunąć w otwory w cegłach i ustawić je tak, by dotykały się końcami.
Umieszczony na powierzchni cegły po przeciwnej stronie prętów duży ścisk typu „C” lub ścisk meblowy pozwoli na regulowanie odległości między elektrodami, w czasie gdy będą się one spalały. Krokodylkowe zaciski na prętach węglowych należy umieścić jak najdalej od stykających się końców, po czym pręty należy rozsunąć na odległość około 1,5 mm.

Przesuwamy końcówką izolowanego śrubokrętu między pręty, aby zainicjować łuk.

Dopiero teraz się rozbieramy do rękawiczek i szpilek (ewentualnie innego codziennego obuwia domowego na gumowej podeszwie). Po czym zmysłowo obracamy podbrzuszami.

Następnie należy stanąć nago w tenisówkach i gumowych rękawicach na izolowanej powierzchni, na przykład na kilku warstwach starego dywanu, gazet lub gumowych dywaników z samochodu, aby odizolować się od podłogi.

Brzuch należy umieścić w odległości 10 – 15 cm od łuku i powoli nim obracać, tak by cały był równomiernie naświetlany. Naświetlanie przerwać po 30 sekundach, oddalając się od łuku, a następnie wyjąć wtyczkę z gniazdka.

A po tych ekscytujących doznaniach należałoby wreszcie odpocząć i zregenerować siły do następnego razu. Mogą pomóc w tym krzemykowe kamyki. Wprawdzie zwykle używa się kuleczek, w dodatku silikonowych albo jakichś takich, ale i takie fajnie nieregularne zapewne się nadadzą. Nawet w zacnym dziele ćwiczenia mięśni Kegla. Poza tym jakież cuda czynią. I takie gustowne są, czarne.

Krzem poprawi przemianę materii, zmniejsza poziom cukru we krwi, pomaga w leczeniu anginy i innych chorób.

Anginy szczególnie, bo to leczenie homeopatyczne jest. Paciorkowce zwalczaj paciorkami, skutecznie! (miało być o wyższości altmedu nad medycyną no przecież).

Dawniej ludzie często wykładali krzemieniem dna studni, ponieważ znali jego właściwości oczyszczające, zdrowotne i poprawiające smak wody. Woda krzemowa wykazuje podobne jak woda srebrowa właściwości przeciwwirusowe i przeciwbakteryjne. Udowodniono, że woda z dużą zawartością krzemu neutralizuje niebezpieczne domieszki, a nawet pomaga organizmowi w wydalaniu radionuklidów.

Tja, oferta Zrembu bardzo na czasie, w niektórych środowiskach…

Choć i tak naprawdę wiadomo, że chodzi o zrobienie sobie dobrze, poprzez utrzymanie  urody oraz sprężystości różnych części ciała. Tych koniecznie, które służą do rytmicznego wymachiwania przed lampą i wyginania w seksowny łuk. W nich oczywiście znajduje się dużo krzemu, dzięki czemu nabywają wspaniałej twardości i jędrności. Bardzo pożytecznie moment przed następnym razem.

Regularne używanie wody krzemowej pomaga utrzymać w organizmie prawidłową zawartość krzemu i w ten sposób polepsza stan ludzi w przypadku chorób żołądka, naczyń krwionośnych, serca. Sprzyja również zachowaniu pięknego wyglądu skóry oraz zdrowia torebek stawów, ścięgien i innych elastycznych części ciała, w których znajduje się dużo krzemu

A na ten następny raz polecamy produkt rozreklamowany przez jednego z amerykańskich prezydentów, pod hasłem – Aaaa…kupunkturę przeprowadzę za pomocą cygara. Wtykanego oczywiście w meridiany, czymkolwiek by one były.

Moksoterapia to rozwinięcie tradycyjnego zabiegu akupunktury poprzez wykorzystanie cygar z moxy.

W trakcie zabiegu pacjent powinien odczuwać wrażenie przyjemnego ciepła rozchodzącego się wzdłuż meridianu.

A podczas takiego cygarowego seansu snujemy fantazje o: obmacywaniu dziewcząt niewidzialnymi łapskami (dziewczęta na to łamią obcasy), betonowych skorupach okrywających seksowne ludzkie mięso, na które dybią eteryczne robale (mięso na to rozumie coś przeciwnego), zapaździałych butach (o przepraszam – bytach) ze skostniałymi genami, betoniarkach ze szlachetnymi, kolorowymi tynkami (bo one przecież świadczą o udanym seksie), oraz o szarpaniu partnera haczykami na drucikach (partner na to ma ochotę założyć sobie na główkę rurę od odkurzacza). Wszystkie te fantazje (patrz niżej) kończą się zbiorowym robieniem sobie dobrze. Łączymy przy tym przyjemne (buty z przyssawkami od Jimmy’ego Choo) z pożytecznym (odkurzająca betoniarka), od czego dzieci się rodzą na krzemieniu, ludności w Polsce przyrasta i wszystkim żyje się dostatniej (a nie to, co teraz). Mamy pożądane, prozdrowotne, proekologiczne i patriotyczne działanie pseudonauki? Mamy. CBDO.

Jeszcze inni zamiast AURY mają coś w rodzaju betonowej, 15-cm skorupy przylegającej do ciała – są to ludzie opętani przez pewnego rodzaju złośliwe obce byty, które wywodzą się z dalekiej przestrzeni, lecz są na naszej planecie od dawna. 

Energię psychiczną i emocjonalną ludzi siedzących w pobliżu chłoną niczym odkurzacze. Jednocześnie telepatycznie narzucają chwiejnym psychicznie ludziom fałszywy obraz rzeczywistości, tak, żeby zrozumieli coś zupełnie odwrotnego lub by nie zrozumieli nic. 

Kandydatami na tego rodzaju zombi są ludzie, którzy już wcześniej mieli w swojej AURZE różnego rodzaju „skostniałe struktury”, zapaździali w całym swym życiu w nienawiści, agresji, ironicznej złośliwości, bezwzględności, chytrości, pazerności, nie liczący się ze zdaniem innych ludzi. Wszyscy na pewno spotkaliśmy takich osobników w niedalekim otoczeniu, mają te cechy w swoich genach.

Pamiętaj, że fascynacja dla nieznanych energii, czy kosmicznych bytów, może otwierać wrota do opętania przez różnego rodzaju wrogie istoty na poziomie niewidocznym dla ogółu. Żaden kosmita nie przybędzie, by odwalać za ciebie jakąś robotę, czy pomagać, ale chętnie wykorzysta twoje mięso.   Niejednokrotnie można zaobserwować, że ten, czy ów miłośnik kontaktów z kosmicznymi inteligencjami ma wczepionego w kark eterycznego robala , który wciska się do środka i opętuje delikwenta.

U ludzi rozwijających się duchowo betoniarka zwalnia bieg, a miejsce błotnistej mazi zajmują bardziej szlachetne tynki.

Autor często widzi na ulicy takie oto scenki: stoi sobie grupka młodych mężczyzn i niewidzialnymi łapskami obmacuje z pewnej odległości ciała zatrzymujących się dziewczyn, które odczuwając, co się dzieje rzucają się do ucieczki, często łamiąc przy tym obcasy i jeszcze długo czują się zmieszane lub wręcz zbrukane.

Osoby agresywne, chciwe i bezwzględne wysuwają często smugi zakończone haczykami, by przytrzymywać lub pokaleczyć ofiarę. Na pewno nie raz odczułeś, że ktoś wbijał w ciebie niewidzialne haczyki, a ty miałeś ochotę opuścić to miejsce. W niektórych miejscach łatwiej jest zobaczyć takie smugi, np. na zabawie w lokalu rozrywkowym, gdzie przesiadują tzw. swojaki. Gdy wchodzi ktoś obcy, wówczas z wielu stron wysuwają się ku niemu liczne smugi o długości nawet kilkunastu metrów z przyssawkami i haczykami i zaczynają badać i szarpać intruza z kilku stron.

kretynizmy

Strzelając do patogena atomem, czyli dildo na poduszce lekiem od uderzenia pioruna

Chodzi o przyjemność. W medycynie alternatywnej. Nie o jakieś leczenie pacjenta, nie o tę ponurą i zuą medycynę normalną, która truje i zabija pacjentów bez przerwy, nawet nie o pieniądze, o których, naturalnie, w altemedzie nie ma mowy. Bo wszystkie firmy produkujące homeopatię czy aparaty do wbijania sobie czegoś w coś tam, pracują wyłacznie charytatywnie i absolutnie nie brudzą swaich rączek żadnym zyskiem.

Chodzi więc o odrobinę przyjemności. W końcu jaki głupek wbijałby sobie gwoździki w mosznę, gdyby nie miał z tego tej odrobiny? „Jesteś tego warta”, no nie?

Dzisiaj dwa kolejne urocze przykłady jakże skutecznych (choć nie o to przecież chodzi) zastosowań medycyny niekonwencjonalnej. Jak pisze autor tej milutkiej zresztą i interesującej strony (w rozdziale o leczeniu opryszczki):

Wirus opryszczki towarzyszy ludziom od niepamiętnych czasów. Prawdopodobnie zakażona jest nim większość populacji, wirus Herpex Simplex pasożytuje w komórkach nerwowych, często długo się nie ujawniając. Obniżenie odporności, stess itp. pozwala mu na atak. Mamy dwa typy wirusa:1 – twarzy, i 2 – genitalii. Sporo ludzi męczy się bardzo opryszczką, która potrafi ich zaatakować nawet kilka razy w roku.

Jest bardzo prosta metoda na powstrzymanie tego wirusa, oparta na wykorzystaniu napięcia kilkuwoltowej bateryjki. Nawet żadnych generatorów.

Zanim zaczniecie się śmiać, zapoznajcie się z poniższym materiałem. Generalnie, jest sporo patentów na likwidowanie róznorakich mikrobów prądem elektrycznym, czy też elekromagnetyzmem. Wymienię choćby ich część: nr 5,139,684, i 5,188,738, i 5,133,352.

I siedem, i piętnaście, i adin, dwa, tri… Zanim zaczniecie się śmiać, wyobraźcie sobie tę bateryjkę przykładaną do rozmaitych miłych części ciała. Niekoniecznie swoich własnych. I kopiącą lekko prądem. To lepsze niż wibrator i inne tam takie razem wzięte.

Ale do rzeczy. Najprościej, potrzebując awaryjnie pomocy, nabywamy małą bateryjkę płaską 9V typu 6F22 i dotykamy jej elektrodami okolic, gdzie czujemy że coś się zaczyna rozwijać.
Kto ma częściej kłopoty z opryszczką (Herpes), może zainteresować się naprawdę prostym urządzeniem, jakie prezentuję poniżej…. Mój pomysł sprowadza zsadniczo do wykorzystania bateryjki 12V stosowanej do alarmów samochodowych. Zastosowałem też opornik 5-10 kiloomów, diodę LED i wyłącznik – wszystko włączone w szereg z baterią. Ponieważ pobór prądu jest bardzo minimalny, bateryjka powinna pracować rok lub dwa. Urządzonko jest bardzo małe i poręczne.

Niestety, na stronie znajdują się wyłącznie zdjęcia samego urządzonka oraz słodziutkej młodziutkiej blondyneczki przykładającej sobie bateryjkę do ust. Autor strony podaje w innym miejscu (rozdział o generatorze srebra koloidalnego), że

praktycznie każdy meżczyzna dysponujący prawą ręką ;) może swobodnie sobie takie „urządzenie” wykonać.

Wprawdzie pisze tu akurat o generatorze srebra koloidalnego, które

Działa także na wirusy, dopadając je, mówiąc poetycko, jak srebrny pocisk wampira :).
Unieszkodliwia ono wszystkie bakterie (i wirusy). A ile bakterii przeciętnie unieszkodliwia antybiotyk? Sześć do ośmiu (a jest ich setki).

ale. I podoba mi się stanowcze oraz poetyckie wyrażenie opinii o wyższości srebra nad antybiotykami, dopadającymi tylko sześciu – ośmiu bakterii.

Jak widać przy okazji, stronka jest wielce męskocentryczna. Osobiście dysponuję reką prawą, a nawet i lewą, a chyba mi jednak czegoś brakuje. Czegoś, co powoduje, że nie jestem w stanie zbudować takiego urządzonka, jak autor cytowanej strony. Ani chybi musi to jest penis. To czego mi brakuje znaczy. Penis z powpinanymi, kopiącymi prozdrowotnie elektrodami. Ach, gdybyż zamiast blondyneczki pokazano na zdjęciu jakiegoś słodziutkiego  blondyneczka, który przykłada sobie bateryjkę do tych miejsc, gdzie także grasować może wirus o nazwie herpes 2 genitalii, to może bym się skusiła. Na urządzonko terapeutyczne ofkors.

Widoczne metelowe zakończenia należy przykryć swego rodzaju „koszulkami”” sporządzonymi z bawełny. Podczas użycia koszulki te muszą być zwilżone w słonej wodzie.

I organizujemy konkurs mokrego koszulka dla wszystkich meteli. Tych blond przede wszystkim.

Zalecana sól – morska bez domieszek. Metal, jeśli goły, to dopuszczalny tylko jeśli jest to cynk lub srebro, ale należy uważać, gduż potrafi „usczypnąć”, ogólnie zaleca się wspomniane powyżej koszulki.

Bo jak się ubrać w ten mokry koszulek, to już nikt nikogo nie usczypnie? Chyba wprost przeciwnie.

A oto jak to działa… Prąd elektryczny o niskim amperażu, (ułamki miliampera) penetruje proteinową osłonę wirusa, porażając następnie jego polipeptydową strukturę. Obserwuje się intensyfikację funkcji mitochondriów zaatakowanych komórek, co, poprzez zwiększenie pojemności membran komórek przywraca w końcowym rezultacie ich odporność. […] Wyniki, jak to można przeczytać, są naprawdę spektakularne.

Ja sama jestem spektakularnie porażona tą wiedzą o wysokim amperażu. Nawet obraz blondynka ze srebrną bateryjką w mokrym koszulku ze srebrnym wampirem jakoś zbladł w mej pamięci, mówiąc poetycko.

Zarażenie wirusem opryszczki jest sprawą dość poważną. Przedstawiony powyżej sposób jest jedynie doraźnym rozwiązaniem. Problem opryszczki uważany jest za nierozwiązywalny… w co ja nie wierzę.

Kto by tam wierzył. Ale przecież nie o problem, opryszczkę i leczenie chodzi.

Potem autor strony znacznie energiczniej puszcza się poręczy, co nieco zaburza konstruowane mojej tezy, że z tą medycyną alternatywną to chodzi tylko o to, żeby zrobić sobie dobrze. Z drugiej strony jednak, czyż dreszcz, który odczuwam, nie jest aby dreszczem zakazanej i mhrocznej przyjemności? Nie? To może i lepiej. Chociaż czasem bywa wesoło (w rozdziale o elektonicznym usuwaniu patogenów), to czasem zgoła nie jest.

Historycznie rzecz biorąc, ludzie niejeden już raz odkrywali iż prąd elektryczny pomaga uwolnić się od niektórych chorób. Używano nawet elektrycznych węgorzy. Notowano przypadki ludzi ktorzy przeżyli nie bezpośrednie uderzenie pioruna. Ludzie tacy doznawali np. kompletnego pozbycia się trapiących ich od lat chorób, czy też odzyskiwali włosy.

To ja, to ja! *podskakuje podekscytowana* To ja przeżyłam uderzenie pioruna, który przed chwilą walnął w Pernambuco. I włosy też mam *maca się po głowie*, można więc założyć bez nieuprzejmego pytania o stan sprzed pioruna, że je właśnie odzyskałam. O radości.

[…] zappowanie wirusa AIDS niskonapięciowym prądem elektrycznym może niemal wyeliminować jego zdolność do infekowania ludzkich białych ciałek w warunkach laboratoryjnych. Odkrywcy tej metody, dr W. Lyman i dr S. Kaali […] ujmują [że], prąd elektryczny (50-100 mikroamperów) nie niszczy bezpośrednio wirusów. On upośledza otoczkę proteinową wirusa w taki sposób iż uniemożliwia to wirusowi wytwarzanie reverse transcriptase (nie wiem jak to powiedzieć po polsku) który jest mu niezbędny do do wniknięcia do wnętrza ludzkiej komórki. I tak biedny wirus oddany zostaje na pastwę naszego systemu odpornościowego.

Jakoś to tak trochę na bakier z rzeczywistością, ale brzmi bardzo intriguing (nie wiem jak to powiedzieć po polsku)

Dr Kaali wraz z prawnikiem Peterem Schwolsky wystąpili o… patent na metodę czyszczenia krwi z zastosowaniem implantu (w oryginale implantable electrifying device, ale przyznać trzeba iż dziwnie brzmi wyrażenie elektryfikacja krwi, więc nazwałem to czyszczeniem… choć może jednak przyjmie sie elektryfikacja?). Otrzymali go szybko, a na temat tego odkrycia ukazały się w sumie trzy artykuły: oprócz wspomnianego Science News zamieszczono artykuły w Longevity (14 grudnia 1992) i The Houston Post (20 marca 1991). A wydawałoby się iż czołówki gazet powinny być pełne relacji nt. wspaniałego, udokumentowanego odkrycia. W końcu, znaleziono skuteczną metodę zwalczania HIV! I, jak się szybko okazało, wszelkich innych patogenów.

No właśnie. A tu nawet nothing to, jak mawiał pan Michał.

Niestety jednak, to co nastąpiło potem to … cisza, nic. No nothing jak mówią niektórzy. Brak reakcji establiszmentu medycznego, a przecież chodziło ni mniej ni więcej jak o udowodnioną metodę powstrzymania AIDS… Proszę wpisać 5139684 (jest to numer patentu na metodę którą właśnie krótko omówiłem) w wyszukiwarce Google, otrzymacie Państwo masę informacji, niestety raczej nie w języku polskim, na temat omawianego odkrycia (i milczenia jakie po nim nastąpiło),

I tak urodził się zapper.

Można też znaleźć wzmianki iż zappowanie wytwarza w naszym ciele śladowe ilości wody utlenionej. Ta łatwo uwalnia tlen w organiźmie. Jest to zbawienne dla zdrowia, ale w ogóle nie znane. A jak działają przeciwciała? M. in. strzelając do patogena atomem tlenu. Bakterie pożyteczne dla naszego ustroju tymczasem są tlenolubne, czyli tlen im nie szkodzi. Leczenie ozonem i wodą utlenioną (np. dożylnie…) to raczej nieznane kuracje. Spotyka się informacje że ozon jest niezwykle szkodliwy… zapomniano dodać że tylko wdychany i to w nieco większych ilościach. Natomiast np. doustnie jest zbawieniem dla organizmu. Trójatomowa cząsteczka tlenu ozonu rozpada się w organiźmie na dwuatomową normalnączęsteczkę i tlen jednoatomowy, pracowity i aktywny. Ten dokonuje cudów w organiźmie. Ozonem można łatwo nasączać takie ośrodki, jak wodę czy oliwę z oliwek. Ozonowany olej z oliwek można trzymać nawet i rok (lodówka), i używać do skutecznego leczenia np. chorób skóry. Jest w internecie wiele dobrych informacji na tematy leczenia tlenem. Czy ktoś słyszał o dr Warburgu który przed II Wojną dostał dwie nagrody Nobla za skuteczne leczenie raka tlenem? Czy ktoś słyszał o błyskawicznym leczeniu miażdżycy zastrzykami donaczyniowymi wody utlenionej? Lub o blisko 80% wyleczeniach z gangreny pacjentów za zgorzelą zastrzykami dotętniczymi z wody utlenionej gdy penicylina była niedostępna? O wyciąganiu ludzi z ataku serca zastrzykiem z wody utlenionej? To nieznane kuracje.

W tym miejscu właśnie przeszedł mię ten powyżej nadmieniony dreszcz, który jakoś nie miał ochoty mieć czegokolwiek wspólnego z blondynami w mokrych koszulkach, z poprzypinaną bezpośrednio do ciała srebrną biżuterią. Na szczęście pan autor wyjaśnił, że tu tak naprawdę to chodzi o wibracje, dobry poślizg i stymulację stref erogennych, eee…, akupunkturowych. Uff.

Niektórzy sądzą też iż wibracje pradu elektrycznego ślizgając się po powierzchni ciała stymulują punkty akupunkturowe.

Dzięki temu mogłam, w poszukiwaniu straconych przez medycynę konwencjonalną wzruszeń erotycznych naukowych, udać się z wizytą do ulubionego portalu. A  konkretnie do tego artykułu, reklamowanego – seksownie, a jakże – na stronie głównej jakiś czas temu. W ten sposób:

No więc. Hit, w dodatku z seksowną Maryś Monroł, która oczyszczała sobie to i owo, plus ładny brzuszek?  Naprawdę musi to być hit. I przyznać trzeba, że artykuł napisany jest szalenie przekonująco, i zmysłowo przedstawia rozmaite atrakcje związane z hydrokolonoterapią – wprowadzanie urządzenia (a nawet rurki!) do wnętrza ciała czy pobudzenie w pozycji leżącej. Wprawdzie autor(ka) nie był(a) zbyt dokładna, opisując tylko parę ze wskazań* do macania się (lub kogoś) po odbytnicy od wewnątrz, ale i tak jest nieźle. No i skorzystał(a) z pomocy znakomitego eksperta, drugiego takiego to ze świecą szukać.

Myślę, że warto czasem zajrzeć sobie do różnych medyczno-historycznych artykułów **, które potrafią z wdziękiem opisywać, co właściwie stoi i stało za człowieczym upodobaniem do majstrowania sobie przy tyłku. Wygląda na to, że od starożytności aż do dzisiaj – w tym miejscu serdeczne podziękowania mkną do Sendai_a, która była uprzejma podzielić się ze mną odrobiną swojej wiedzy w zakresie hieroglificzno-starożytno-historyczno-bajkopisarskim, i pokazać, że sprawy nie zawsze są tym, czym się wydają – a więc,  od starożytności aż do dzisiaj ludzie po prostu lubią przyglądać się tej okolicy swojego ciała. I dłubać przy niej. A że trochę ich ona niepokoi (no bo żeby coś tak śmierdzącego, co z człowieka wyłazi, siedziało w człowieku?), wymyślali sobie od zawsze sposoby na powiedzmy że oczyszczenie jelit, a inwencja ich nie znała granic.

Przy okazji, naturalnie, nie zwracano uwagi na takie drobiazgi, jak to, że hydrokolonoterapia może szkodzić, między innymi dlatego, że narusza naturalną florę jelitową ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie zwracano uwagi na to, co zazwyczaj zarzuca się medycynie konwencjonalnej: ogromną reklamę, ogromne pieniądze w tym biznesie, a także mnóstwo nieprawdziwych danych, brak dowodów działania oraz pomijanie efektów ubocznych. Nie zwracano uwagi na to, że sam zabieg nie pomaga w niczym, niczego nie leczy, i tak naprawdę do niczego nie jest potrzebny (z wyjątkiem nielicznych wskazań medycznych).

Dlaczego więc był i jest nadal popularny? Ano zapewne dlatego, dlaczego popularne stało się urządzenie wymyślone przez Charlesa Tyrella (oba zdjęcia poniżej pochodzą z tego bloga), natomiast w niepamięć odeszło znacznie skuteczniejsze i definitywne oczyszczanie organizmu ze złogów, czyli wycięcie jelita grubego, praktykowane przez Williama Lane’a. Może dlatego, że lewatywa jest stosunkowo niegroźna, zwłaszcza jeśli nie wykonuje się jej zbyt często i agresywnie, a zwłaszcza kiedy porówna się ją z operacją usunięcia sporego kawałka jelit?

Może po prostu dlatego, że przecież chodzi o zrobienie sobie dobrze? Może dlatego, że ileż przyjemności może dać taka fajna ciepła lewatywa?

Jak widać na zdjęciach, J.B.L (Joy, Beauty, Life) Cascade Tyrella to przyjemnie wyglądająca poduszka, mogąca pomieścić około 5 litrów płynu. Tę wystającą część wkładało się sobie w tyłek, a nacisk ciała użytkownika powodował napływ płynu do okrężnicy. Użytkownicy byli zachwyceni:

No doctors, drugs or dope for me; ‚Twas Tyrrell’s ‚Cascade’ made me free.
I believe you [and the Cascade] are making more healthy, happy Christians than all the modern theologians on the American Continent.

Otóż to. Nie ma lepszego sposobu na uszczęśliwienie chrześcijanina.

Why doesn’t everybody throw physic to the dogs and syringes to the junk man and use the ‚J.B.L. Cascade’?

. . . a little over a year ago my house took fire in the middle of the night, and my wife, without as much as putting on her clothes, took the ‚Cascade’ under her arm the first thing, and started to leave the house without stopping to gather her clothes or valuables. I had the laugh on her later for it, but she said she valued the ‚Cascade’ more than anything she had.

Nic dziwnego, skoro:

Whether socially sanctioned or not, women were especially inquisitive about demystifying their bodies and constituted a ready audience for health advice and products. Indeed, the use of an enema could have offered a private sexual (or sensual) release in an age when sexual occurrences were supposedly limited to procreative intentions.

A inni autorzy sądzą, że:

The survival througout the centuries suggests a deep-rooted existence in the human psyche, for which Freudian psychology supplies a plausible explanation. According to Freud, most infants find pleasure in moving their bowels (anal eroticism) (41). This pleasure is curbed during childhood when toilet training takes precedence and evaluations are performed according to schedule. A conflict arises between the child and parent over the control of defecation, and the idea is generated that soiled feces are dirty and contaminating. The practice of toilet training assigns a positive value to the mastery of defecation and a negative one to the contents of the colon. The merits and pleasure of bowel movements and the corresponding evil of retention are carried over in the adult mind.

Josh Billings, dziewiętnastowieczny satyryk, powiedział kiedyś ładnie:

I have finally come to the conclusion that a good reliable set of bowels is worth more to a man than any quantity of wisdom.

Nie miał chyba jednak do końca racji. Bo nie o mądrość tu chodzi, i nawet nie o te nieszczęsne jelita, tylko – jak widać powyżej – po raz kolejny zwyczajnie o sprawienie sobie przyjemności medycyną alternatywną. Altmed to jedna wielka fantazja seksualna. Po to ona jest. I już.

A portalowi gazeta.pl gratulujemy doskonałej reklamy i jeszcze lepszych ekspertów.

*  Tu nieco obfitsza lista wskazań do oczyszczania jelita grubego: Today’s list of indications for colon therapy is impressive: alcoholism, allergies, arthritis, asthma, backache, bad breath, bloating, coated tongue, colitis, constipation, damage caused by nicotine or other environmental factors, fatigue, gas, headache, hypercholesterolemia, hypertension, indigestion, insomnia, joint problems, liver insufficiency, loss of concentration, mental disorders, parasite infestation, proneness to infections, rheumatoid arthritis, sinus congestion, skin problems, and ulcerative colitis. (ze złośliwej pracy: Ernst E. Colonic Irrigation and the Theory of Autointoxication: A Triumph of Ignorance over Science. J Clin Gastroenterol. 1997; 24: 196-198)

** I dwa inne fajne artykuły:

Sullivan-Fowler M. Doubtful Theories, Drastic Therapies: Autointoxication and Faddism in the Late Nineteenth and Early Twentieth Centuries. J Hist Med Allied Sci. 1995; 50: 364-90.
Chen TS, Chen PS. Intestinal autointoxication: a medical leitmotif. J Clin Gastroenterol. 1989; 11: 434-41 (cytaty po angielsku pochodzą z tych publikacji)

kretynizmy, moja Ameryka, osobiste

Medycyna holistyczna – freudowska zazdrość o wiadomo co, czyli zbijanie gorączki witrażem

Dzisiejsza notka nie będzie nadmiernie przyzwoita (jednakowoż zaiste pouczająca), a więc wszystkie niewinne dziateczki takoż proszę won, znaczy – proszę skromnie odwrócić oczęta.

Slider – Goose, whose butt did you kiss to get in here anyway?
Goose – The list is long, but distinguished.
Slider – Yeah, well so is my Johnson.*

Najpierw wtręt osobisty. Ta tytułowa zazdrość to u mnie. Tak, tak. Wszystko przez oglądanie wczoraj, po raz setny, jednego z najbardziej gejowskich filmów popularnych. Czyli Top Gun. To znaczy – wcale nie był on oglądany koniecznie celem poszukiwania gejowskich filmów. Ani nawet celem poprzyglądania się ładnym chłopcom, odzianym od czasu do czasu jedynie w skromne minióweczki z ręcznika. Ani po to, żeby uświadomić sobie rozmaite frojdowskie zazdrości. Nie, nie, skądże. Film był akurat po coś innego.

Bo filmy w ogóle są fajnym źródłem stymulacji. Turystycznej mam na myśli, rzecz jasna. Innymi słowy, czasem warto je oglądać po to , żeby poszukać sobie potencjalnie ciekawych miejsc do zwiedzania. Bardzo przyzwoicie i grzecznie. Gdyż niebawem lecimy do południowej Kalifornii, i ponieważ ja osobiście jadę tam wyłącznie w celach leniwych i obijawczych, pomyślałam sobie, że warto może byłoby zobaczyć bazę Miramar. Choć z daleka. Tak, tak, wiem, że szkółka TOPGUN wyprowadziła się z niej jakiś czas temu, po ładnych chłopcach śladu nie ma, ale marines w końcu jakieś base tours mają, więc niech i to chociaż.

No ale. Nie o te samoloty w końcu chodzi, choć takie długie i ładne. Chodzi o to, że czasem coś się człowiekowi skojarzy. Zajrzy następnie do internetu i pomyśli – ach, jak to fajnie byłoby mieć coś takiego, z czym można robić takie fajne rzeczy. I nie, nie mam na myśli stronek typu: potencja24, erekcja24 czy xtremelabs. Nie, mam na myśli strony niezwykle fachowe, mówiące dużo o znakomitych metodach leczenia (homeopatia, gryczane łuski, masaż w rytmie serca płodu, te sprawy) i o zdrowiu duszy i ciała – przy okazji w jakże słusznym gniewie opluwające medycynę tradycyjną, że taka mało seksowna (bo domaga się jakichś faktów, badań naukowych i tym podobnych mało podniecających rzeczy).

No i na takiej właśnie fascynującej stronie, w dziale Medycyna holistyczna, opisane są urocze zabawy penisem dla dużych chłopców. Zaczynające się od zdania, że

Niektórzy panowie są zdania, że rozmiar członka zależy od marki samochodu.

W pierwszej chwili przeczytałam oczywiście, że od marki samolotu (mówiłam, że wszystko przez Top Gun). Ale to nic. Dalej pada kwestia, jak to panowie przez wieki nie byli zadowoleni ze swoich rozmiarów, ale – naturalnie dawno, dawno temu, gdzieś w zabitych dechami Chinach – nie załamywali rąk, ale brali sprawy w swoje, ekhm, ręce. A w dzisiejszych czasach każdy to może zrobić, chyba, że nie dysponuje penisem, ekhm – rękoma.

Jak powiększyć i wydłużyć penisa?

Trzy środkowe palce lewej ręki przyciśnij do miejsca pomiędzy odbytem a moszną. Prawą dłonią zacznij ćwiczenia członkiem. Wyciągaj go i kurcz łagodnymi, rytmicznymi ruchami 36 razy. Następnie pomasuj kciukiem żołądź. Powinno to doprowadzić do wzwodu. Jeżeli erekcja nie następuje, wyciągaj dalej i pocieraj żołądź do skutku.

¡Olé! I tak 36 razy. Nie 35, nie 37. Trzydzieści sześć jest tą liczbą i trzydzieści sześć razy wyciągał go będziesz…

Prawą dłonią obejmij członek przy nasadzie i nie rozluźniając uchwytu, przesuń ją ok. 2,5 cm do przodu.

Ekhm.

Wyciągnij członek w prawo i obracaj nim 36 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara i 36 razy w stronę przeciwną. Następnie wyciągnij go w lewo i znowu obracaj 36 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara i tyleż samo w przeciwną.

Ekhm, ekhm…

Lekko uderzaj 36 razy w wewnętrzną część prawego uda, potem 36 razy w wewnętrzną część lewego uda.

Po roku będziesz mógł uderzać w kostki. Jeśli nie w pięty. Stojąc, ekhm.

Po zakończeniu ćwiczenia zanurz członka na minutę w ciepłej wodzie.

Ewentualnie we wrzątku na dziesięć sekund.

Na efekty nie będziesz długo czekać. Niektórzy wytrwali panowie twierdzą, że po 1–2 miesiącach systematycznych codziennych ćwiczeń członek może wydłużyć się nawet o 2,5 cm.

No, nie mówiłam, że dojdzie w końcu i do pięt?

Wolfman – This gives me a hard on.
Hollywood – Don’t tease me.*

Ufff. Po takich opisach każdy nieposiadacz pewnego narządu pozadrościłby tym, którzy go posiadają. Podejrzewam, że zwłaszcza ta pani, która twierdzi, że pijawki dały jej dziecko. Jak widać, niektórym pewne sprawy kojarzą się z samolotami, innym – z pijawkami.

Za nami był rok usilnych starań. Bocian ciągle nas omijał.[…] Okazało się, że mam torbiele na jajnikach oraz zaburzenia hormonalne – mówi Monika.[…] Pomiędzy nią a Marcinem przestało się układać. Coraz częściej się kłócili.[…] Mimo pesymistycznych myśli i zwątpienia Monika do końca się nie poddawała. Przecież została jej jeszcze medycyna niekonwencjonalna. Zaczęła kombinować.

Już pierwsza wizyta u bioterapeutki mocno zaskoczyła Monikę. Kobieta zdiagnozowała ją przy pomocy wahadełka. Potwierdziła, że ma problemy z jajnikami. I zaproponowała… kurację pijawkami, która – jak zapewniała – jest niezwykle skuteczna w kobiecych dolegliwościach. […]
Dlaczego to działa? W ślinie pijawek znajduje się około 200 leczących substancji czynnych, z których najważniejsza jest hirudyna działająca przeciwzakrzepowo i przeciwzapalnie. To naturalny lek na różne choroby niemający żadnych skutków ubocznych. Jego działanie jest bardzo silne, w wielu wypadkach natychmiastowe: torbiele się wchłaniają, rany dotknięte gangreną goją, krwiaki znikają…

Odcięte nogi odrastają, bruzdy mózgu łagodnie wygładzają się, a żyły wodne przestają notorycznie rozwiązywać ludziom sznurowadła…

Jednak Monikę hirudoterapia (łac. hirudo – pijawka) na początku nie przekonywała wcale. Sam widok czarnego, wijącego się stworzenia wzbudzał w niej wstręt.

Czarne i wijące się stworzenie, i od razu wstręt? Nieładnie, pani Moniko.

Prawdą jest, że pijawki wypijają „złą krew”. Nie wiem, jak to wytłumaczyć: zabierają chorobę, wyciągają złą energię?

No jasne.

Po trzech zabiegach Małgosia poszła do ginekologa. Po skończonym badaniu ze zdumieniem w oczach lekarz zakomunikował jej tylko dwie rzeczy: torbiele w tajemniczy sposób się wchłonęły, a pacjentka jest w ciąży.

Zdumiewające. I w międzyczasie zmieniła imię. O, zaprawdę hirudoterapia skutecznie działa na jajniki.

Ale pani Monika/Małgosia sama jest sobie winna. Nie zastosowała na sobie uprzednio terapii witrażami – gdyby to zrobiła, zaszłaby w ciążę z Marcinem, a pijawki nie musiałyby niczego w nią wlewać, ekhm.

Oddziaływanie witraży na organizm człowieka było wielokrotnie badane pod kątem energetyczno-uzdrawiającym. […] Witraż poprzez energię swego koloru i znaku emituje określone duchowe wartości: miłość, wyciszenie, skupienie i ochronę, które dosłownie wlewają się w nasze pole energetyczne, promieniują na nas i wewnętrznie wzmacniają. Pod wpływem światła przenikającego przez kolorowe szkło zachodzą więc w nas pozytywne zmiany.

Ponadto prawdopodobnie dokuczały jej wcześniej rozmaite dolegliwości. Gdyby się ich pozbyła, to ho ho… Skuteczna jest na przykład technika su-dżok, obniżąjąca temperaturę ciała za pomocą malowania palców flamastrami.

Pomaluj na czarno (np. flamastrem) wszystkie koniuszki palców u rąk i stóp. Jeżeli jest taka możliwość, dodatkowo obłóż je lodem. Możesz również zamoczyć je w zimnej wodzie na 30–90 sekund. Malując, myśl o potrzebie zbicia temperatury. Po 30–40 minutach temperatura spadnie o 1–1,5 stopnia.

Albo terapia cebulą, która chroniła nawet przed epidemią hiszpanki. Nie tak jednak, jak myślicie. Nie trzeba było koniecznie jej wcinać.

W 1919 roku grypa hiszpanka zabiła na świecie co najmniej 40 milionów ludzi. Tymczasem pewien lekarz, który w trakcie jej trwania codziennie odwiedzał dziesiątki pacjentów złożonych tą straszną chorobą, któregoś dnia zetknął się ze zdumiewającym zjawiskiem. Oto gdy zawitał do niepozornej chłopskiej chaty, zastał wszystkich domowników w doskonałym zdrowiu!
Gdy spytał gospodynię, jakim cudem jej rodzina nie leży pokotem w pościeli jak wszyscy, usłyszał, że to dzięki cebuli. Jednak, co najdziwniejsze, wcale nie chodziło o to że ją jedli! Tylko o to że w całym domu gospodyni porozstawiała misy pełne nieobranej cebuli…
Lekarz nie mógł w to uwierzyć. Poprosił o jedną taką cebulę, by obejrzeć ją pod mikroskopem. I co się okazało? Znalazł w niej wirusa hiszpanki! Wyglądało na to że cebula – niczym gąbka – wchłonęła wirusy, oczyszczając z nich powietrze, co pozwoliło owej rodzinie uchronić się przed chorobą.

Tyle opowieść z internetu. Ale chyba rzeczywiście coś w tym musi być, bo podobną historię usłyszałam od pewnej fryzjerki w Arizonie. Kilka lat temu wielu jej pracowników zachorowało na grypę, podobnie zresztą jak liczni jej klienci. Zanim zaczął się następny sezon na grypę, napełniła więc miski cebulą zakupioną w pobliskim sklepie. Ku jej zdziwieniu żaden z pracowników nie zachorował.

I to już jest DOWÓD. Nie jakaś tam opowieść z internetu, tylko historia od fryzjerki w Arizonie. Hmmm, Arizonę też musimy więc odwiedzić którymś razem. Ale nie teraz. Tym razem skupimy się jedynie na kawałku Kalifornii, dowodząc przy okazji, że mamy w istocie do czynienia z medycyną holistyczną. Obejmującą wszystko od początku do końca: od Top Gun i zazdrości o posiadanie penisa do wirusów w cebuli pod mikroskopem. Czy coś. Holizm jak się patrzy. I jaki seksowny.

Capt. Ross – Strong witnesses.
Kaffee – And handsome too, don’t you think?**

* Pamiętliwe cycaty (memorable quotes) z Top Gun
**Pamiętliwa cycata z A Few Good Men

kretynizmy

Gwoździem w mosznę, czyli jak wyleczyć się z łupieżu

Okazuje się, że przy pomocy klawiterapii można wyleczyć się z łupieżu. Oraz z plaki i neuropaji włókna nerwowego.  Zacznijmy jednak od początku.

Klawiterapia to:

metoda odruchowa – biocybernetyczna (nieinwazyjna), skórno – wewnętrzna w resocjalizacji i rehabilitacji psychologicznej i neurofizjologicznej. […] Reguluje prądowe potencjały własne i wzbudza utracone przewodnictwo sygnałów nerwowych, stanowiące z zaburzoną morfologicznie, hormonalnie i chemicznie krwią, przyczynę podatności a nawet zapaści enzymatyczno – metabolicznej na poziomie endogennym – subkomórkowym. Klawiterapia działa odtruwająco i oczyszczająco w organizmie człowieka. Klawiterapia reguluje w kilka dni układy: nerwowy, trawienny, wegetatywny, enzymatyczny i hormonalny dla pełnej odbudowy krwi, którą wywołuje się samozdrowienie w holistycznym usprawnianiu cierpiącego i niepełnosprawnego człowieka. Zabiegi wykonuje się klawikami (klavus – gwóźdź) lub znanymi patyczkami do szaszłyków i wykałaczkami (mają atest Zakładu Higieny).

Och, jak pięknie. I to utracone przewodnictwo, i zaburzona krew, i odtruwanie, a w dodatku szaszłyki i wykałaczki. Choć prawdą jest, że najlepiej robić to po prostu gwoździkami. Specjalnymi gwoździkami, którymi nakłuwa się człowieka tu i ówdzie (a zwłaszcza wszędzie), lecząc go z łupieżu, który jest oznaką poważnej choroby nerwowej. Nieinwazyjnie oczywiście.

Jak wiemy ludzkość na przestrzeni wielu setek tysięcy lat w procesie antropologicznego formułowania się, pod wpływem w/w doświadczeń warunkowała się psychogennie a powtarzające się owe doznania wykształciły także bardzo precyzyjne „mechanizmy” molekularne czynniki endogenne i submolekularne sterowniki biocybernetyczne w fizjologicznej odporności swoistej, immunologicznej w samo naprawie zaburzeń psychologicznych, nerwicowych psychosomatycznych, infekcyjnych, także zakaźnych.

Nie wiem o co tu biega, ale mądrze brzmi. Chyba chodzi o to, że ta ludzkość na przestrzeni lat odkryła jakieś sposoby radzenia sobie z czymś. Jednym z tych sposobów było drapanie się. Do krwi, żeby było weselej skuteczniej. A potem drapano się już nawzajem. I czochrano po śledzionach (oraz lizano, ekhm, po migdałkach), żeby zaktywować układ chłonny. Wszystko przez ciężkie warunki egzystencjonalne.

Jeśli ludzie w procesie formułowania się na przestrzeni setek tysięcy lat mieli bardzo trudne warunki egzystencjonalne i występowały np. jakieś swędzenia to odczuwali nieodpartą potrzebę drapania się a nawet czochrania, wówczas człowiek wywoływał bardzo staranne dokrwienie, aktywował wszystkie rodzaje receptorów, układ nerwowy, wiele punktów akupunkturowych biologiczne czynnych, aż po aktywację na poziomie submolekularnym. Aktywował także układ chłonny.

Co doprowadziło twórcę klawiterapii do wykombinowania, że brutalniejsze czochranie będzie skuteczniejsze (no pewnie).

W drodze dalszych dociekań, badań i eksperymentów empirycznych doszedłem do wniosku, że jeśli będę stymulował, podrażniał powierzchnię skóry cierpiącego lub niepełnosprawnego człowieka odpowiednio dostosowanymi narzędziami nad włóknami nerwowymi i na skórze głowy oraz nad narządami objętymi dysfunkcją to wywołam bardzo staranne przekrwienie nie tylko poziomu endogennego dermatomu, skóry i tkanki łącznej.

O właśnie. Stymulacja oraz drażnienie, których skutkiem jest staranne przekrwienie? Każdy byłby za.

Uzasadnienie naukowe klawiterapii jest bardzo naukowe:

Obecnie nauka przy pomocy najnowszego mikroskopu elektronowego i przystawek elektronicznych w biologii submolekularnej uzyskuje obraz w spektrum subkomórkowym powiększony do 3.000.000 razy. To pozwoliło zliczyć i ustalić, że we wszystkich poziomach endogennych poprzez sterowanie programowe DNA i RNA produkowanych jest 3.000.000 czynników endogennych, stanowiących o wysokiej holistycznej sprawności fizjologicznej organizmu, a w tym optymalnej odporności swoistej, immunologicznej człowieka (badania prowadzono na bardzo zdrowych organizmach,  sportowcach i kandydatach do lotów kosmicznych). To jest fascynujące, że w bardzo zdrowym organizmie w krwi obwodowej krąży 3.000.000 różnych czynników endogennych, a w tym niespełna 90.000 różnych rodzajów przeciwciał, którymi można szybko i skutecznie zwalczać różne infekcje, także zakaźne (wirusy, bakterie, mikroby, grzyby, markery – białka karcerowe). Ponadto ustalono z wysokim wskaźnikiem prawdopodobieństwa w analizie submolekularnej rozmazu krwi, że we wszystkich poziomach endogennych, DNA i RNA w każdej komórce steruje także programowo produkcją różnych przekaźników neurochemicznych i neurotransmiterów, a doliczono się ich około 10.000.000, przeznaczonych dla poszczególnych rodzajów czynników endogennych w biocybernetyce. Natomiast nauka medyczna w praktyce klinicznej na co dzień posługuje się wiedzą około 300 czynników endogennych takich jak: interferon, cytokiny, dopełniacze, endorfiny, itp. – Wiadomym jest, że np. mielina, mówiąc językiem potocznym izolacja włókna nerwowego i mózgu jest budowana m. in. z interferonu (mediatora) i dwoch lipidów. Jeżeli przez dłuższy czas wystepuje z jakiegoś powodu niedokrwienność w określonej strefie mózgu lub w okolicach nerwowych włókien obwodowych, to nie ma bieżącej pełnej agregacji w/w czynników endogennych regenerujących mielinę. I wówczas w miejscach ubytku mielinowego przez osłabioną izolację następuje częściowa ucieczka nerwowych sygnałów w chemie morfologiczną.

A wtedy taki klawiterapeuta chwyta gwoździkiem niegrzeczną uciekającą w chemię morfologiczną mielinę, przybija ją młoteczkiem submolekularnym do nerwów, nie powstają wówczas plaki i ten sposób leczy się pacjenta z łupieżu, który jest tylko symptomem czegoś znacznie straszniejszego.

A gdy w określonym miejscu w mózgu utrzymuje się długotrwałe niedokrwienie, to bywa całkowity ubytek mieliny z powodu braku agregacji interferonu i lipidów, a sygnały z konkretnego ośrodka w mózgu uciekają hiperintensywnie, co jest mierzalne diagnostycznie MRI w formie plak (fr. plaque). Na przykład: jeśli plaki są w paśmie motorycznym wzdłuż bruzd bocznych mózgu, nad ośrodkiem odpowiedzialnym za układ piramidowy kończyny dolnej to oczywistym jest, że latencja końcowa nerwowych potencjałów własnych będzie wyraźnie osłabiona lub nawet całkowicie wyłączona, w stanie bez możliwości wykonania ruchu. Wówczas nad miejscem plaki na skórze głowy, gdzie uciekają hiperintensywne sygnały obkurczające naczynia włośniczkowe, pojawia się zapaść enzymatyczno-metaboliczna, a z czasem powstaje martwa tkanka skórna i punktowo ujawni się intensywny łupież bez infekcji skóry. Nad plaką w dermatomie nastąpi z powodu ucieczki sygnałów z konkretnego ośrodka w mózgu całkowita zapaść enzymatyczno-metaboliczna, martwa skóra ze złuszczającym się łupieżem.

Klawiterapia nie ogranicza się oczywiście do leczenia z łupieżu:

Warto także wiedzieć, że potrafię aktywować klawiterapia korę gruczołów nadnerczy w produkcji kortyzonu oraz opanowałem umiejętność biocybernetyczną aktywacji kortyzonu znajdującego się w krwi obwodowej, który jest najdoskonalszym hormonem dla przemiany materii na poziomie subkomórkowym.

Niestety, niektórzy podli lekarze nie doceniają wkładu klawiterapii we współczesną medycynę oraz terapię. Na pewno dlatego, że mają komercyjnie uzależnione kompleksy niedowartościowania osobowości. Oraz należą do tajnej inkwizycji bez nanoradiostacji biocybernetycznej.

Natomiast prymitywne złośliwości ośmieszające klawiterapię w WYKONANIU prof. Krzysztofa Selmaja, kierownika Katedry Neurologii na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, który raczył skompromitować się i napisał w internetowym Biuletynie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, cytuję …klawiterapia polega na tym, że kładzie się pacjenta chorego na stwardnienie rozsiane na łożu z gwoździami i uciska się. Żeby zorientować się na czym polega metoda klawiterapii wystarczy otworzyć w/w stronę internetową i tam jest wszystko opisane. – Boże chroń pacjentów i studentów przed takim nieuczciwym lekarzem, nauczycielem i wychowawca z kompleksami niedowartościowania osobowości.

Metody te są niedoceniane, często lekceważone, a nawet ośmieszane i bezwzględnie niszczone tajną inkwizycją, przez niektórych, KOMERCYJNIE UZALEŻNIONYCH, ZNANYCH I UTYTUOWANYCH AUTORYTETÓW(?), PSEUDO HUMANISTÓW MEDYCZNYCH, których generalną i intymną ideą jest drogie, mało skuteczne, często szkodliwe (skutki uboczne), ale bardzo dochodowe leczenie farmakologiczne najnowszą generacją leków, które z reguły są bardzo drogie i nie mają tropizmu molekularnego tzw. nanoradiostacji biocybernetycznej (są „ślepe”, nie są zdolne do samonaprowadzania się i agregacji w miejsca z zaburzoną funkcją w organizmie oczekujące pomocy, a ponad to pogłębiają niewydolność samoobrony immunologicznej organizmu).

I słusznie, należy piętnować takich pseudo humanistów medycznych z intymną ideą. Klawiterapia może być bardzo skuteczna, a jaka milutka w dodatku. Wiadomo – tylko mięczakom odrobina bólu jest straszna. A tak naprawdę chodzi o zdrowe SM (no przecież). Każdemu jego porno, nieprawdaż.

Wszystko to powoduje, że skuteczność klawiterapii jest nieporównanie większa od skuteczności akupunktury i pozostałych składowych refleksoterapii z osobna i razem wziętych. Istotne jest też totalne wykorzystanie w klawiterapii całej skóry – łącznie z moszną, która ma ścisły związek z korą mózgową, i prąciem mającym związek z workiem oponowym i rdzeniem (wg F. Barbasiewicza), a u kobiet z wargami sromowymi, wzgórkiem Wenery, projekcją na skórze podbrzusza nad jajnikami. W miejscach bardziej intymnych pacjenci sami wykonują zabieg.[…]Klawiterapia jest niezwykle skuteczna w chorobach układu nerwowego, np. stwardnieniu rozsianym, i niezwykle obiecująca w stwardnieniu bocznym zanikowym, niektórych chorobach nowotworowych, skoliozach, alergii, chorobach psychosomatycznych.

Ochh.

Chociaż właściwie to nic nowego, że moszna ma związek z korą mózgową. A już na pewno prącie z wargami sromowymi. Powszechnie wiadomo, że projekcja tego związku budzi silne przekrwienia, leczy zaburzenia submolekularne krwi oraz hiperintensywne sygnały zapaści metabolicznej. A i łupież znika. Nie mówiąc o skoliozie.

Śmichy-chichy jednak na bok. Jeśli ktoś jest zdrowy, może pomyśleć sobie – e tam, mnie to nie dotyczy. Jeśli chory – będzie gnał w uzbrojone w gwoździki objęcia klawiterapii celem uzyskania przekrwień w mosznie. Powiedzmy sobie jednak otwarcie – sprawa dotyczy nas wszystkich. Czy klawiterapia to tylko metoda lecznicza? Ależ skąd. To jest medycyna holistyczna, wszystko jest ze sobą powiązane. Bowiem:

Uwaga!!! W 2011 roku, przewiduje się burzę wiatru słonecznego o silniejszej skali od tej, która miała miejsce 1853 roku. […] Najnowsze badania i prognozy NASA (discawery) w tym zakresie przewidują, że wszystkie tranformatory przesyłowych lini energetycznych ulegną spaleniu a odbudowa ich zajmie czas nawet do 10 lat. […] Transformatory będą spalone potężną energią wiatru słonecznego. Zasoby energetyczne różnych agregatów pozwolą utrzymać zasilanie energetyczne na kilka dni. Dystrybutory paliw bedą nieczynne. …i co dalej jak nie będzie prądu elektycznego? Wrócimy na kilka lat do lampy nawtowej. W tym czasie nie będzie wody zdatnej do spożycia, albowiem woda w zbiornikach retencyjnh, z powodu braku dotlenienia ulegnie zainfekowaniu bakteriami. Nieczynne będą banki, poczta, chłodnie, lodówki, sklepy, kasy itp. Nie będzie gazu. Kanalizacja nie czynna. Nie bedzie wywozu śmieci. Nie będzie komunikacji drogowej, kolejowej, lotniczej i morskiej. W dzień tyko nad terytorium USA jest około 4.500 samolotów i helikopterów w jednym czasie w powietrzu. Natomiast nad Europą w o godzinie 12.00. jest około 4000. Razem na całym świecie w dzień jest w powietrzu około 17.ooo samolotów i helikopterów. Cała ta flotyla lotnicza będąca w powietrzu może mieć wyłączone silniki i może ulec awarii, spadnie. Będą unieruchomione windy. Całkowicie nieczynny bedzie internet i elektroniczne przetwarzanie danych. Zarządzanie stanem kryzysowym, kierowanie, dowodzenie będzie niemożliwe. Stanie produkcja i dystrybucja leków. Stanie wszelka produkcja w przemysle. Nie będzie operacji chirurgicznych. Nie czynne pogotowie ratunkowe. Straż, policja itp. Służby. Nie będzie prasy, radia i telewizji. Bród, smród, …sodoma i gomora. …i co wtedy biedny, kruchy i zarozumiały człowieku? …jak zadbasz o swoje zdrowie, gdy nie będzie przez kilka lat prądu elektrycznego?

No? Zarozumiały człowieku? Pseudo humanisto medyczny, tajna inkwizycjo bez nanoradiostacji? Co zrobisz, kiedy samoloty spadną ci na głowę, w zbiorniku zalęgną się bakterie, lampa nawtowa zacznie niepokojąco migotać, internet się skończy, a z brody swej skończysz zmywać brud? Trzeba wrócić, głupcze, do klawiterapii. Ona jest jedynym lekarstwem na wszystko. Bo te samoloty, lampy nawtowe, brody, brak kanalizacji oraz sodoma to jest po prostu neuropaja włókna nerwowego. A za nią idą porażające spustoszenia.

Uwaga!!! Warto wiedzieć, że w organiżmie ludzkim dzieją się równie porażające spustoszenia, gdy nastąpi neuropaja jakiegoś włókna nerwowego, zawiadującego bioprądem z mózgu jakiś narząd, funkcję lub dowolną strukturę morfologiczną w organizmie. […]

Regulację nerwowych potencjałów własnych i wzbudzenie utraconego przewodnictwa sygnałów nerwowych (bioprądów), możemy z łatwością odbudować metodą klawiterapii, a nawet wywołać regenerację, przywrócić sprawną funkcję i zlikwidować zmiany nowotworowe.

A odbudowujcie, likwidujcie i przywracajcie. Gwoździkiem w oko i gwoździk na drogę. May the neuropaja schwartz be with you.

Otóż jest i będzie książka klawiterapia i atlas klawiterapii, której wiatr słoneczny nie zniszczy, wykałaczki i patyczki do szaszłyków, którymi można będzie się ratować w profilaktyce zapobiegania chorobom i skutecznym leczeniu w zaburzeniach psychosomatycznych i infekcyjnych. W związku z powyższym pilnie proszę o pomoc w nowej edycji książek klawiterapia i atlas klawiterapii, w dystrybucji i szkoleniu ludzi na użytek własny w 1.100 jednostkach chorobowych, a także na jednostki chorobowe, na które nie ma jeszcze skutecznych leków, i to w stanach ekstremalnych, nadzwyczajnych wywołanych następstwami przewidywanej burzy wiatru słonecznego. 

kretynizmy

Materia składa się z niematerii, czyli wibrujące wibracje śmiercionośnych kolczyków

Czekało, czekało, aż się doczekało. Dzisiaj (dzięki miłej Czytelniczce) wszystkim zdrożonym, zacukanym i zafrasowanym przedstawiamy znakomite rozwiązanie wszelkich problemów (no nudne się to już robi, ale  dlaczego nie, skoro wszystkie te rozwiązania są coraz znakomitsze?). Nie tylko zresztą znakomite, a nawet zdumiewające – Energyzator Fioletową Energią (w skrócie VLE). Lecimy z tym koksem.

Rozwiązanie problemów wygląda zgoła niewinnie (jak wypisz wymaluj zwykła płytka z granitu czy innego kamienia, idealna do rytmicznego walenia się w główkę), ale wcale nie jest takie niewinne. Płytkę naładowano bowiem energią. Fioletową.

W wysokiej jakości granitowe płyty została wprowadzona specjalna Energia, która na fotografiach Kirilianowskich ma barwę fioletową.Energia ta jest Universalną Energią znajdującą się w całym Wszechświecie.

Czy ta fioletowa energia jest tak samo fioletowa jak fioletowy płomień? Dzięki któremu mistycy transformują się osobiście w złoto i jest z nimi spokój? (Dla mistyków Fioletowy Płomień jest marzeniem aby stransmutować ciało – magiczną alchemią – przemiany metalu w złoto w drodze osobistej transformacji).
A płomień ten jest również świetnym płynem do kąpieli oraz pod prysznic? (Fioletowy Płomień, który działa niczym mydło w czasie kąpieli usuwa substancje blokujące nasze cztery niższe ciała).
A także pali negatywną karmę oraz jest zasilaczem naszego układu immunologicznego?
No musi to być ten sam płomień, skoro: Fioletowy Płomień jest tym czynnikiem, który podnosi wibrację, wprowadza w komórki więcej światła. Płomień penetruje w strukturę atomową i ustawia bieguny między białym ogniem tego atomu, które jest negatywnym biegunem materii i białym ogniem Fioletowego Ognia – Duchem, który przyjmuje pozytywne pole. Polaryzacja atomu ognistego rdzenia Płomienia Fioletu stabilizuje i usuwa gęstą substancję pomiędzy elektronami atomu.

Wracając więc do fioletowych, tfu – granitowych płytek: są one naładowane tą niezwykłą fioletową energią.

Energia ta ma niebywale wysokie wibracje w skali Bovisa. Są one rzędu 530 000 jednostek w Płytce VLE oraz 850 000 jednostek w Krysztale Górskim VLE.

Co to jest skala Bovisa?

Francuski fizyk Antoine Bovis opracował swą skalę w latach 1930-tych podczas pracy nad Energiami w Piramidach Egipskich. Skala ta służy do pomiaru vibracji energii i ma zakres od zero do nieskończoności.Wibracje 6 500 uważane są za neutralne dla człowieka. Śmierć następuje około 4 000.

Fizyk? Hmmm… Ale co tam – nie bądźmy drobiazgowi. W końcu samo mierzenie skali Bovisa musi być ciekawe, a ile śmiechu przy tym (The unit of the Bovis scale has no known definition and isn’t in any way based on physics. The „measurement” consists of the dowser walking around the place with an object (like a pendulum, dubbed „biometer„) and declaring the Bovis number). Szczególnie chyba, kiedy coś wibruje z niskimi numerkami. No i pomiary na pewno pozytywnie wpływają na jelenia, który nabył kamienną płytkę (jedyne ponad dwieście coś złotych polskich, tanio jak barszcz).

Każda substancja wibruje w sposób dla siebie specyficzny. Np. czyste srebro ma wibracje 2 200, czyste złoto 8 800, czysty pallad 9 800.

W tych cyrkumstancjach padłam nagle martwym trupem. To moje śliczne (srebrne) kolczyki… I dalszej części notki nie będzie.

 
 
 
 
 
 

A może jednak będzie (porzućcie swe nadzieje), bo w końcu tu umarły tylko moje cztery niższe ciała (te, co to fiolotowy płomień je odblokowuje). Reszta ma się świetnie, a nawet – drogą osobistej transformacji – zaczynam wibrować i świecić. Jak złoto, eee, przykładem. Dobrym rzecz jasna.

Wszystko co istnieje we wszechświecie wibruje a to w jaki sposób wibruje powoduje w jaki sposób postrzegamy to naszymi zmysłami.

Najlepiej zmysłami postrzega się wibrowanie wibratora.

Zdrowy człowiek wibruje w zakresie 7 500 do 10 000. Ludzie uduchowieni od 40 000 do 250 000. Niektórzy nawet ponad 1 000 000.

Najlepszy dowód, że im wibratory niepotrzebne.

Już 100 lat temu fizyk kwantowy Max Plankt powiedział, iż materia składa się z niematerii. Jest to temat do głębszych przemyśleń.

A 200 lat temu znany ichtiolog Max Plankton powiedział, że wszystkie rybki śpią w jeziorze, tylko plankton spać nie może. Jest to temat do głębszych przemyśleń.

Nasza Dusza oraz wszystkie nasze inne ciała także wibrują. Im ktoś jest bardziej uduchowiony tym szybciej (wyżej) wibrują wszystkie jego ciała oraz Dusza. Wibracje te przenoszone są także na ciało fizyczne i mogą być zmierzone. Odzwierciedlają to zdjęcia Kirilianowskie Aury ludzkiej lub aury innych żyjących organizmów lub materii.

Ach, aura na zdjęciach kirlianowskich. Wreszcie jakiś dowód. 

Jak używamy Kamiennych Płytek VLE ?

Stawiamy mały kryształ górski , który znajduje się w komplecie w opakowaniu z Płytką , czubkiem do góry w dowolnym miejscu na Płytce VLE. Służy on do wzmocnienia wibracji Płytki VLE do ok. 850 000 gdyż on sam takie wibracje posiada. Możemy go także zabrać w podróż i wkładać pod talerz lub na talerz z jedzeniem w restauracji , itd. Możemy takze używać samej Płytki VLE ponieważ posiada ona identyczną Energię co kryształ i efekt jest ten sam.

Kładziemy surowy lub ugotowany pokarm na talerzu i talerz stawiamy na Płytce VLE na 1 lub 2 minuty przed jedzeniem. Pokarm taki możemy wstawić do lodówki a wibracje będą dalej podwyższone i nie znikną.

Używki takie jak papierosy , cygara , alkohol także kładziemy na parę minut na Płytce VLE i zaczną one inaczej wpływać na Nasz organizm. Prosze zobaczyć obok zdjęcie energii zwykłego papierosa i papierosa , który leżał na Płytce VLE przez 1 minutę.Widać wyraźnie ogromną różnicę. Papieros do tej pory bardzo dla nas negatywny (-10 w skali do + 10) zmienia się wręcz w pozytywny (nawet do +2)!

Głównym celem tej Energii jest zmiana wibracji substancji szkodliwych dla człowieka w taki sposób , że substancja szkodliwa dla człowieka staję się nieszkodliwą. Substancje takie jak papierosy , cygara , sól kamienna , żywność przetworzona , żywność stara i przeterminowana , alkohol mają mierzalną szkodliwość -10 w skali od -10 do + 10.

Np.Papieros z -10 przechodzi w +2 lub +3 ,sól z -10 przechodzi w +5 , podobnie cukier. Powyższe wyniki można potwierdzić w wieloraki sposób;badania radiestezyjne , biorezonans , osobiste doznania ludzi spożywających żywność z Płytek VLe przez 2 lub 3 tygodnie , zachowanie roślin podlewanych wodą , która stała na płytce VLE oraz fakt iż żywność zachowuje bardzo długo świeżość.

Brawo. Efekty są naprawdę rewelacyjne. Wrogie substancje przestają być wrogie i stają się przyjaznymi wibratorami (wszelkie bardzo nam wrogie substancje jak sól kuchenna , biały cukier , tytoń stają się przyjazne naszemu ciału wibrując inaczej), ludzie spożywający przeterminowaną żywność są zachwyceni (żywność przeterminowana nadal nadaje się do spożycia), rośliny – ach, tu efekt jest doprawdy zdumiewający (rośliny podlewane wodą z płytki VLE rosną gwałtownie), człowiek czuje się znakomicie (ciało potrzebuje mniej snu a sen jest bardziej treściwy; podczas ćwiczeń fizycznych nasze mięśnie pracują inaczej, lepiej, szybciej się regenerują), alergie mają się za to gorzej (alergie ulegają znacznemu zmniejszeniu lub likwidacji), a zwierzęta jedząc pokarm z płytki VLE stają się bardziej energiczne. Na końcu zaś, po trudach stukania się w głowę wibrującą płytką, można wreszcie wziąść kąpiel (wkładając mały kryształ górski do wanny na 20 minut przed kapielą energetyzujesz wodę w wannie aż do ok 500 000 bovis i mozesz wziąść niezwykle odświeżającą kąpiel). Należy tylko pamiętać o certyfikacie.

A jeśli, a jeśli komuś to za mało (chociaż oczywiście nie powinno być, bo nie ma jak granitowa płytka zastosowana jako wibrator, co każdemu powinno w zupełności wystarczyć) polecamy coś jeszcze innego. Dodatkowo. Niezawodny w użyciu masażer, który powoduje eksplozję endorfiny i poprawę zdolności myślenia, kiedy założy się go na przykład na kolano. W dodatku można nim masować inne części ciała, co wiąże się z przyjemnym mrowieniem na plecach. Same zalety. I jaki tani.

kretynizmy

Komórkowa sugestia informacji ze zjedzonej materii, czyli umyj gnijącą szyszynkę szamponem

Było kiedyś takie powiedzenie o facecie, który chciał odzwyczaić konia od jedzenia (i dobrze mu szło, tylko na trzeci dzień koń wziął i zdechł). To mniej więcej kojarzy mi się z jakże uroczą książeczką, dostępną tylko online, o inedii. Zwanej także bresarianizmem, choć pan autor uważa, że nazwa ta nie pasuje. Tak czy inaczej, jest to książeczka o niejedzeniu, o Stylu Życia Bez Jedzenia. W okropnie dużym skrócie:

Budulec komórek ciała inedyka tworzony jest ze Światła, którego źródłem jest JA (cząstka Świadomości) danej osoby. Zatem inedyk nie potrzebuje wkładać czegokolwiek do układu pokarmowego.

Potencjalnie każdy może żyć bez jedzenia, jednak potencjał nie oznacza automatycznie umiejętności, jako że tę każdy wypracowuje sobie.

No. Otóż to. I żeby nie było:

Wiedza, którą sobie zbudowałem i z której zaczerpnąłem informacje do zamieszczenia tutaj, jest ponadczasowa.

Najpierw są piękne pytania, na przykład:

Dlaczego prawie wszystko, co człowiek zjada, zostaje potem wydalone, np. w postaci kału, moczu, śluzu, łoju, gazów, krwi? Czy to znaczy, że to doskonałe ciało jest maszyną przerabiającą prawie wszystko co zjadło na wydzieliny?
Dlaczego tak wiele chorób (nie poddających się wieloletniemu leczeniu) zupełnie znika po odpowiednio długim poszczeniu?

Bo może po odpowiednio długim poszczeniu schodzą razem z pacjentem?

Potem następuje parę uroczych stron pseudofilozoficznego natchnionego bełkotu nt. świadomości (albo Świadomości), światła, miłości, sfer, intelektu i intuicji. A najlepsza jest bajka o rybce, która kończy się tak:

Opowiadano mi o umysłowej i emocjonalnej sferze życia rybki ale, no właśnie, to znowu były dla mnie tylko informacje. Ja postanowiłem doświadczyć tego wszystkiego, żeby wiedzieć a nie tylko mieć informacje. Miałem wyjście, wejść w ciało i umysł rybki, i zapomnieć, że nie jestem rybką, że to tylko zabawa.
Tak zrobiłem i przeżyłem całe życie rybki (nie wiedząc, że nie jestem rybką). Dopiero wtedy (jak okazało się)moje doświadczenie życia rybki stało się pełne. Dopiero obserwacja, czucie fizyczne i emocje stanowiły całość doświadczania. Dopiero po przejściu tego wszystkiego mogłem powiedzieć, że poznałem życie rybki (ponieważ doświadczyłem go).

I przechodzimy do konkretów (a nawet końkretów):

W przybliżeniu i uproszczeniu, rozważając to mechanicznie, energetycznie i chemicznie, można powiedzieć, że ciało człowieka zasilane jest jednocześnie przez co najmniej cztery systemy: trawienny, oddechowy, skórny i bezpośredni (szyszynkowy).
Gdybym miał zobrazować procentowy udział systemów w zasilaniu ciała statystycznego mieszkańca Ziemi (o ile jest to możliwe do określenia), to podałbym następujące ilości:
•około 20% trawienny
•około 45% oddechowy
•około 35% skórny
•około 1% bezpośredni
Sumarycznie daje to 101% dlatego, że to są ilości przybliżone (około). Poza tym zależy to też od osoby — proporcje te mogą znacznie różnić się od powyższych.
Powyższe dane procentowe możesz traktować jako szacunki, graficzne przedstawienie zależności zasilania od systemu; raczej nie traktuj tego jako dane naukowe.

Raczej nie będę. Za to powinnam pamiętać, że wartość kaloryczna pożywienia to zuo:

Gdyby większa ilość spożytego pokarmu dawała więcej energii życiowej, to osoby więcej jedzące powinny czuć się bardziej naenergetyzowane. Mówi się nawet o “wartości kalorycznej” pożywienia (skuteczne narzędzie manipulacji).

Dalej, co dzieje się ze zjedzoną materią. Jest ona rozkładana na różne związki chemiczne. Te dostaje się do krwi i krążą w całym ciele dochodząc do komórek. Każdy tak powstały związek chemiczny stanowi informację. Ta informacja wpływa na działanie komórki. Komórki ulegają sugestii informacji powstałych ze zjedzonej materii. Informacja to program, który oddziałuje na komórkę. Komórka pod wpływem tego programu może produkować to, co jest jej potrzebne do życia, np. białko, minerały, wodę.

Ciało człowieka do właściwego działania potrzebuje kilka tysięcy związków i pierwiastków chemicznych na dobę, każdy z nich we właściwej ilości i odpowiednim czasie. Jeżeli nie dostaje ich w ściśle określonym czasie i ilości, to zaczyna niewłaściwie działać — to nazywa się chorobą. To prowadzi do szybszego zużycia się (śmierci) ciała. Czy myślisz, że poprzez pożywienie możesz dostarczyć ciału te wszystkie substancje we właściwym czasie i proporcji? Prawda, że to praktycznie niewykonalne? Na szczęście ciało samo potrafi je syntezować bezpośrednio ze Światła (lub czegoś innego), pod jednym warunkiem, że mu w tym człowiek nie przeszkadza.

Teraz trochę o systemie płucnym:

Płuca mają jeszcze inne ważne zadanie, dostarczają ciału pranę. Praną można nazwać podstawowy budulec materii potrzebny do zmaterializowania życia nawet najdrobniejszej cząstki atomu. Według oryginalnej definicji prana jest tym samym co Światło, jednak w dokładniejszej analizie prana jest produktem Światła, jest pierwszą materią powstałą z zagęszczenia się Światła. Faktem jest, że prana jest wszędzie obecna i płuca wciągają ją do ciała po to, żeby człowiek mógł żyć. Bez prany człowiek nie przeżyłby (… chyba że, hm, to inny temat).

Hmmm…

I o skórnym:

Z powyższego można wywnioskować, że nakładanie kosmetyków (kremy, szampony, pomadki, pudry) na skórę powoduje wnikanie tych substancji do ciała człowieka. One wraz z krwią krążą i najczęściej zatruwają ciało, dając systemowi oczyszczania więcej do pracy. Często też osadzają się w ciele, co potem, po kilku, kilkunastu albo więcej latach objawia się w postaci schorzenia.

Jak się człowiek nie myje przez te lata, to pewnie tak.

Zatem, zanim nałożysz na swoje ciało kosmetyk, pomyśl o tym. Dla przykładu, jeżeli szampon, który chcesz użyć, możesz spokojnie wypić i nie spowoduje to niedomagań ciała, to prawdopodobnie nadaje się na umycie włosów. Podobnie z kremem, jeżeli nie nadaje się do zjedzenia, to nie nadaję się na skórę.

Został nam układ szyszynkowy:

Dla ciekawości podam, że jest to jedyny znany narząd w ciele człowieka, który nie choruje.

Aha.

Naturalna wielkość szyszynki (która nie uległa zanikowi) u dorosłego człowieka jest porównywalna wymiarami do piłki pingpongowej. Wtedy jest w pełni aktywna i daje człowiekowi wiele możliwości powszechnie uważanych za fantazję, np. telepatia, znacznie rozszerzony zakres percepcji zmysłowej, życie bez jedzenia, picia, oddychania i bez wpływu temperatury, przemieszczanie się między wymiarami, zmiana wyglądu i gęstości ciała.

Warto zwrócić uwagę na to, żeby fizycznie nie pobudzać szyszynki do rozwoju.

Nie myć szamponem, nie kopać z użyciem konia.

Jej rozwój powinien być związany z rozwojem przysadki mózgowej. Obydwa gruczoły uzupełniają się w swojej funkcjonalności i najlepiej jest, kiedy rozwijają się (rosną) razem. W idealnym przypadku, w stanie pełnego rozwoju, przysadka mózgowa i szyszynka tworzą jakby jedno ciało kształtem podobny do trójwymiarowego symbolu nieskończoności.
Podsumowując, wygląd i aktywność szyszynki wskazuje na to, na ile dana osoba może zasilać swoje ciało bezpośrednio, tworząc wszystkie jego atomy i energię życiową bezpośrednio ze Światła.

Podsumowując – dzięki szyszynce jak trójwymiarowy symbol nieskończoności można odzwyczaić konia od jedzenia.

Ale nie trzeba, autor wyraźnie to podkreśla. Inedia jest stylem życia, krokiem na drodze do całkowitej wolności. A jakaż to oszczędność, ile mniej śmieci się produkuje, ale też ile więcej energii ma człowiek w okresie niejedzenia. Nie jest to jednak droga dla wszystkich.

W Stylu Życia Bez Jedzenia (SŻBJ) chodzi nie o zmuszanie ciała do przystosowania się do życia bez pokarmów. Prawdziwy stan inedii (naturalna wolność od materialnego pokarmu) pojawia się samoistnie w wyniku rozszerzenia sfery Świadomości, w której dana osoba żyje. Mowa więc jest głównie o duchowym rozkwicie człowieka na ścieżce rozwoju. Niejedzenie to efekt uboczny, jeden z etapów albo jedna z umiejętności, które człowiek może zrealizować na swojej drodze rozwoju.

Autor dodaje również uczciwie:

Warto abyś pamiętał, że eksperymenty robione na sobie mogą być dla ciała niekorzystne, powodować choroby albo nawet śmierć. Osobom eksperymentującym zdarza się dojść tam, gdzie odwrócenie uszkodzenia ciała lub psychiki jest tak trudne, że wydaje się niemożliwe. Dlatego radzę nie naśladować mnie ani innych osób podobnie eksperymentujących.

Oraz opisuje, jak to zrobić. Wspominając oczywiście o znakomitych wzorach, np. o Jasmuheen (tej pani, co to jej DNA zmieniało się, aż osiągnęło 12 nici) oraz innych niejedzących.

Osoba stosująca ten sposób do osiągnięcia SŻBJ, stopniowo zmienia swoje nawyki żywieniowe. Celem tego działania jest dojście do diety, w której znajdują się pokarmy o „najwyższych wibracjach”.

Czyli najpierw rezygnujemy z potraw smażonych, potem mlecznych, potem słodkich, potem gotowanych.

ogólnie, mycie i dzielenie na kawałki to jedyne metody przetwarzania żywności stosowane przez powszechnie nam znane istoty na Ziemi z wyjątkiem człowieka. No bo kto inny np. gotuje pożywienie przed zjedzeniem go?

Fakt, nikt inny. Nawet koń nie. 

Faktem jest, że przetworzone pożywienie, np. ugotowane jajko, jest już substancją inną niż wyjściowa. Wyglądem przypomina jajko ale chemiczna analiza wykazuje inną substancję. Kuchnia to fabryczka głównie chemiczna

A chemia jest rzecz jasna fuj.

Potem jemy surowe warzywa, potem to, co goryle i szympansy, potem pijemy tylko soki, potem tylko wodę, a potem już nic.

Po czym następują urocze opisy, jak to człowiek przy okazji tego prozdrowotnego i proekologicznego działania może czuć się osłabiony, odwodniony, przestraszony, wycieńczony, może mieć zawroty głowy, halucynacje (ale nie wizje, bo te są korzystne – patrz niżej), mdłości, wymioty, może chudnąć (ciekawość dlaczego), mogą mu się poluzować zęby (o matko), pojawiać interesujące zmiany skórne, wypadać włosy, puchnąć stawy. Sama radość. Jednak:

Halucynacje wskazują na zachodzące w ciele nieprawidłowości i mogą być wskazówką, że proces przystosowania jest prowadzony zbyt intensywnie. Mogą to być też chwilowe stany umysłu wywołane reakcją na uwalniające się z ciała trucizny.
Jeżeli natomiast wizje są spowodowane uaktywnianiem się nadzmysłów, budzeniem się zdolności paranormalnych, wtedy nie są halucynacjami i nie wymagają leczenia. Wymagają nauki, jak prawidłowo z nich korzystać i jak je interpretować.

Większość symptomów można, po prostu, przeczekać, gdyż są spowodowane samooczyszczaniem się ciała. Ciało potrzebuje czasu, żeby wydalić to, co w nim zalegało, zatruwało go. Jednak cały czas warto mieć „oczy otwarte”, kierować się rozsądkiem i nie pozwalać strachowi zapanować.

Ciało „potrzebuje czasu” (hmm, a co z koniem, który wziął i zdechł?), ale nie mogło zabraknąć ulubionej w pewnych kręgach rozrywki, czyli oczyszczania jelita grubego. Opisy w książce są tak sugestywne i mięsiste, że aż wyraźnie świadczą o jakiejś przyjemnej fiksacji.

Lewatywa, na temat której napisano wiele prac naukowych i książek, o której wielu myśli z obrzydzeniem i nigdy jej nie robili, jest zbawienna dla zdrowia ciała. Tego tematu tutaj nie wyczerpię ale gdybym miał podsumować go tyko w jednym krótkim zdaniu, to powiedziałbym: Im głębiej i im częściej, tym lepiej (w granicach rozsądku, oczywiście).

Pozostałą, nie usuniętą treść jelitową i zaklejający kosmki jelitowe śluz, można usunąć wodą — metoda prosta a skuteczna. To w wielu przypadkach przywraca dobry stan zdrowia a nawet ratuje od śmierci (np. od zatrucia, nowotworu, pasożytów). Dlatego płukanie jelita grubego jest tak ważne. Z pewnością można powiedzieć, że jest zbawienne. W przypadku wielu chorób samo dokładne i głębokie płukanie jelita grubego powoduje usunięcie przyczyn choroby i wyleczenie.

Nowotworu szczególnie.

Mam w zwyczaju otwarcie mówić ludziom (szczególnie tym, którzy brzydzą się lewatywy) tę prawdę: Masz wybór, bo możesz, nie musisz płukać jelita grubego. Jednak jeżeli wypłukujesz jego zawartość, to wyrzucasz zgniliznę ze swojego ciała. Jeżeli zostawiasz ja tam, to gnijesz od środka.

Mniam.

Spróbuj wlewać najpierw ciepłą a potem zimną wodę, robić to na zmianę. Wodę wlewa się kilka do kilkanaście razy. Jednorazowo tyle wody, ile da się wytrzymać ale bez przesady. Im wolniejsze wlewanie, nawet z przerwami, tym więcej można wlać.
Jednorazowo do jelita wlewa się od pół do dwóch litrów (niektórzy mogą nawet więcej) wody.
Kiedy woda jest wlana, warto wykonać parę ruchów.
Dla przykładu, można brzuch wciągać i wypychać, wstrząsać nim na boki i w górę a także masować go. Można też unosić się na palcach (pięty do góry) i opuszczać, uderzając o podłogę (wstrząsy brzucha).
Niektórzy zamiast wodą płuczą jelito naparami z ziół, moczem, wywarem z kawy, wodą z dodatkiem soku cytryny lub czymś innym. To może być dobry pomysł w pewnych przypadkach, szczególnie wtedy, kiedy chce się wprowadzić do ciała substancje przeciwbólowe (kofeina), leczące (zioła), usuwające pasożyty, zmiękczające śluz.

Uff. Warto potem się umyć:

Prysznic naprzemienny oczyszcza (odtyka) włoskowate naczynia krwionośne i skórę. Z powodu dużych i szybkich różnic temperatury wody, naczynia włoskowate szybko rozszerzają się i kurczą. To powoduje, że od powierzchni ich ścianek wewnętrznych odrywa się zalegający tam nadmiar minerałów i innych substancji.
Te same szybkie zmiany temperatury wody powodują, że pory skóry, naprzemiennie rozszerzając się kurczą. Takie ruchy wypychają nadmiar łoju wraz z zanieczyszczeniami. Dzięki temu nie ma potrzeby stosowania mydła lub innych środków piorących skórę (czyli nie zatruwasz ciała ani natury).

Podsumowując autor ubolewa, że najgorzej do tych wszystkich światłych i naukowych teorii podchodzą osoby, dla których ważne są fakty (bleee). Jest jednak dla nich nadzieja. Dla koni takoż. Nieoficjalna.

W podejściu filozoficzno-intelektualnym dla osoby ważniejsze są fakty, badanie i analizowanie niż intuicyjne czucie. Z moich obserwacji wynika, że tym osobom najtrudniej jest pościć i zrealizować SŻBJ. Zauważyłem, że takie czysto intelektualne podejście do sprawy, której realizacja jest możliwa po dokonaniu pewnego rozwoju duchowego, stanowi poważną przeszkodę dla człowieka.

Mimo tego wierzę, że w przyszłości, używając metod tzw czysto naukowych, oficjalnie będzie można np. poddać się operacji albo kuracji odwykowej uniezależniającej człowieka od jedzenia. Naukowcy z dziedzin takich jak np. genetyka, neurologia, informatyka, fizyka kwantowa od dawna pracują nad tym; oczywiście nieoficjalnie.

kretynizmy

Wyrwanie kręgosłupa udrożnia żyły, czyli piramidka na zdrowie a odpromiennik na rozum

Bywają dni, że człowiek wygląda i czuje się tak:

Nie dość, że jak zombie, to w dodatku ciężar życia przygina go do ziemi. Nie pozostaje więc nic innego, jak udać się do jakiegoś wybitnego kręgarza – niektórzy bywają zwani nawet cudownymi lekami na kręgosłup. I są wybitni.

wybitny specjalista od manualnego zestawiania kręgosłupów.

Zestawia kręgosłup z klocków Lego od ręki i bezproblemowo.

Powtarza on swoim pacjentom, za specjalistami i lekarzami, że te wszystkie dolegliwości są zależne od niesprawnego lub uszkodzonego kręgosłupa.

Te wszystkie? Rak jajnika, rzeżączka i pląsawica Huntingtona też? A nie, inne naukowe źródło twierdzi, że tylko schorzenia wątroby, trzustki czy woreczka żółciowego.

Nieusunięcie tego źródła spowoduje z czasem wielkie schorzenie.

Fakt, proste a radykalne rozwiązania są zwykle najlepsze – usunąć kręgosłup i wszelkie problemy znikną w mgnieniu oka.

To prawda, że większość ludzi boi się iść do kręgarza.

Ale głupi ci ludzie. Bo przecież po zabiegu każdy pacjent jest zadowolony.

Każdy z nich jest zadowolony, a jednocześnie uświadomiony, jakie zagrożenia, w postaci lordozy, skoliozy dwustronnej, czy kipozy u ludzi prowadzących siedzący tryb życia, czyhają na nasze kręgosłupy.

Ja też martwię się moją lordozą szyjną. Nic to, że anatomia i medycyna kłamią unisono, iż jest to stan fizjologiczny. Podobnie jest z kifozą odcinka piersiowego. (Bo na pewno nie chodziło autorowi tego ambitnego tekstu o łukowate wygięcie jarmułki, nespa?). No i wiadomo, że te potworności czyhają na nasze wspólne kręgosłupy.

Kręgarze budzą więc zaufanie, choć wiodą życie tajemne i skryte.

Gdzie go szukać? Podaje się nam mgliste adresy, iż ktoś taki przyjmuje w Łapczycy lub pod Koninem albo w  Pajęczynie, że przyjeżdża do niego pół Polski, pod płotem jego domu ustawiają się tasiemcowe kolejki. Po takiej informacji długo szukamy terapeuty, wreszcie udaje się tam dotrzeć, stajemy do zabiegu i to, co mówili znajomi okazuje się najczystszą prawdą. Po kilku minutach pracy sprawnych dłoni prostujemy się, nasze dolegliwości mijają. Tak pracują kręgarze.

W Pajęczynie albo w Łapczycy, hmmm… Pod płotem… To jakieś hasło jest? A może na placu Pigalle Stirlitz karmił dzieci ukradkiem oraz kasztanami, a Zuzanna robiła to tylko wtedy, kiedy w zeszłym roku o tej porze padał deszcz*? W każdym razie – tak pracują kręgarze, rzeczywiście po kilku minutach pracy sprawnych dłoni może temu i owemu to i owo się prostować. Warto także zdawać sobie sprawę, że czasem wybitni kręgarze parają się bioenergoterapią (dla dobra pacjentów, naturalnie), no i że czasem nawet to nie wystarcza.

Niejednokrotnie pacjenci muszą się zaopatrzeć w poduszki, służące do rehabilitacyjnego leczenia bólów głowy i kręgosłupa. Poduszki te zaprojektowane są, wzorując się na uniwersalnych podgłówkach japońskich. Poduszki Theusa mogą zapobiegać postępowi choroby Alzheimera, zaś spanie i wykonywanie zalecanych ćwiczeń przez mistrza kręgarstwa, pozwala uwolnić się od ataków bezdechu nocnego oraz niebezpiecznego dla zdrowia, a uciążliwego dla rodziny chrapania.

Nawet Alzheimer, no no. Oraz bezdech i chrapanie. To i dla rzeżączki miejsce się znajdzie. Jak się w nią zaopatrzeć.

Przedstawione poniżej poduszki przeznaczone są do leczenia bólów głowy i dolegliwości kręgosłupa. Przy ich pomocy można wykonywać różne ćwiczenia, w tym bardzo pożyteczne ćwiczenia na nogi.

Na nogi? Wiadomo było, że moczenie (w cieczy) nogi leczy różne złogi, jak widać jednak można zanurzać nogi także w poduszce. I to pomaga na bóle głowy. Oraz, powiedzmy to sobie w tajemnicy, pozwala uniknąć hemoroidów i odzyskać męską sprawność.

Kręgarz opracował ćwiczenia, które powodują udrożnienie żył, przez co krew bez przeszkód dochodzi do głowy i mózgu. Dziesięć minut ćwiczeń dziennie przy pomocy tych poduszek sprawia że nasz organizm wolniej starzeje się.

Och. Ponieważ normalnie moja krew dochodzi do mózgu – żyłami! – z licznymi przeszkodami (a nawet przez płotki), to skuszę się na te poduszki. Nie dość, że będę się wolniej starzeć (nie z sekundy na sekundę, ale z godziny na godzinę), to przy okazji odzyskam moją męską sprawność. Może nawet zacznie mi się coś prostować w sprawnych dłoniach kręgarza.

Jednak, jeśli komuś to nie wystarcza (zupełnie nie wiedzieć czemu), zawsze może skorzystać jeszcze z dodatkowej metody leczenia pewnych schorzeń kręgosłupa. Polecane są szczególnie piramidki zdrowia i muszle szczęścia.

Piramidka zdrowia o wszechstronnym zastosowaniu:

  • Działa leczniczo, uśmierza bóle reumatyczne, głowy, kręgosłupa, mięśni; zapewnia zdrowy sen; działa bakteriobójczo; napromieniowuje folie aluminiową do samoleczenia.
  • Jako generator energii promieniuje bioenergią 88000 biowibracji wg skali Bovisa (człowiek ok. 6500 wibracji). W promieniowaniu jej działania powstaje biały kolor radiestezyjny taki jak w miejscach mocy (np. Wawel, Jasna Góra i inne).
  • Jako odpromiennik od żył wodnych zawiera w sobie 5 różnych odpromienników. Po jej zainstalowaniu napromieniowanie organizmu od żył wodnych nie rośnie lecz obniża się o ok. 15 – 20 stopni w ciągu roku.

No. Nie dość, że napromieniowuje folię aluminiową celem samoleczenia czyli żeby miała biały wawelski kolor coś tam coś tam biowibracji to jeszcze jest bakteriobójcza i uśmierza bóle z częstotliwością 15 – 20 wiorst na pacierz w skali Bovisa. Oraz na pewno pomaga na najgłówniejszy problem z żyłami wodnymi, czyli – jak powszechnie wiadomo – na niespodziewane i zupełnie znienacka rozwiązywanie się sznurówek na ulicy.

Prawie równie skuteczne może być działanie

muszli morskich, które oddają energię morza, czyli są naturalnym energetyzatorem, a ponadto likwidują szkodliwe promieniowanie, gdyż wbudowano w nie specjalny odpromiennik.

w dodatku, jak widać, działanie to opiera się na doskonale poznanych mechanizmach. Bardzo ściśle i naukowo.

* Deszcz ze śniegiem.
** Obrazki są skrinszotami z przeuroczej gry De-animator (również robi dobrze na rozmaite schorzenia)

kretynizmy

Afirmacja, Magnetoplag i auraskopia, czyli tajemnicze medyczne tajemnice

Ponieważ stęskniłam się za kolejnymi, skutecznymi oczywiście, metodami terapeutycznymi, leczącymi pacjentów ze wszystkich dolegliwości, a znudziło mi się już stosowanie detox-spa i wrzącego moczu, oto kolejna porcja mądrości medycyny niekonfesjonalnej, tfu – niekonwencjonalnej.

Za panią Elżbietą Cybulską i jej „Tajemnicami niekonwencjonalnej medycyny„:

Wszystko, cokolwiek dzieje się w naszym życiu, jest rezultatem mentalnych schematów myślowych, które kreują naszą rzeczywistość i są przyczyną naszych chorób. Oto co na ten temat pisze Luiza L. Hay w broszurze „Ulecz swoje ciało”; ” Jestem przekonana, że każda choroba może ulec cofnięciu się poprzez zmianę sposobu myślenia. Stwierdzono u mnie kiedyś raka pochwy. Kiedy miałam pięć lat, zgwałcono mnie, byłam dzieckiem często bitym, nie było więc nic dziwnego w tym, że rak pojawił się w pochwie. […] Każdy rak czy jakakolwiek inna choroba powraca, dzieje się to, bo chory nie poczynił żadnych zmian w sposobie myślenia. ” […]

Luiza L. Hay w swojej broszurze podaje mentalne przyczyny powstawania różnych chorób i propozycje nowych schematów myślowych. Oto kilka przykładów:

reumatyzm – prawdopodobna przyczyna: brak miłości, głęboka uraza, chroniczna zgorzkniałość i mściwość – nowy schemat myślowy: współczuję innym i sobie, akceptuję radosne uczucia.

rwa kulszowa: lęk przed przyszłością, lęk przed brakiem pieniędzy: wszystko idzie mi lepiej, wszędzie jest dobrze i bezpiecznie.

choroby weneryczne: poczucie winy z powodu seksu, przekonanie, że genitalia są brudne, nieczyste, grzeszne: z radością i miłością akceptuję moje życie płciowe i jego przejawy, nie ma w tym nic karalnego i nie ma żadnej winy.

Dobra więc, zmieniam mój schemat myślowy, z miłością śpiewam sobie: o mój reumatyzmie, rozwijaj zwijaj się, i przechodzę do kolejnej rewelacji, czyli czegoś, co nazywa się Magnetoplag. Nie jest to coś szczególnie nowego – jak i afirmacja zresztą – ale ponieważ reklamy tej znakomitej metody terapeutycznej widzę ostatnio w kochanej telewizji polskiej, z przyjemnością o niej wspomnę.

MAGNETOPLAG® Polfa-Łódź reguluje krążenie krwi w naczyniach w układzie żylnym dolnego odcinka jelita, zmniejsza dolegliwości bólowe oraz świąt w obrębie odbytu.

Świąt?

Magnesy wchodzące w skład kompletu MAGNETOPLAG® Polfa-Łódź są namagnesowane wielobiegunowo, ze zdefiniowanym rozmieszczeniem biegunów magnetycznych. Jeden magnes jest namagnesowany biegunami w kształcie pierścieni, drugi biegunami w kształcie linii podłużnych, dzięki czemu podczas terapii linie pola magnetycznego zamykają się, zapewniając równomierne oddziaływanie pola magnetycznego na okolicę odbytu.
Natężenie pola magnetycznego na powierzchni MAGNETOPLAG® Polfa-Łódź wynosi 30-40 mT (300 – 400 Gausów), co całkowicie mieści się w granicach zalecanych wartości natężenia stałego pola magnetycznego, zalecanych do stymulacji organizmu ludzkiego.

Pole magnetyczne, w zakresach terapeutycznych, wywiera wielokierunkowy, korzystny wpływ na tkanki organizmu ludzkiego:
– Poprawia oddychanie tkankowe
– Pobudza syntezę kolagenu (białka niezbędnego do regeneracji tkanek)
– Przyspiesza procesy regeneracyjne i naprawcze (synteza DNA)
– Zmniejsza odczuwanie bólu
– Pobudza rozwój naczyń krwionośnych (lepsze ukrwienie tkanek)
– Działa przeciwobrzękowo i przeciwzapalnie
– Stabilizuje błony komórkowe

– A tu piszą nawet, że chroni przed zakażeniami i bakteriami w okolicy odbytu, ha! Czyli wszystko fachowo i profesjonalnie niezwykle.

Magnetoplag jest oczywiście wnikliwie przebadany klinicznie; liczba i jakość publikacji na jego temat zapiera wprost dech w piersiach. Żal tylko, że

Wkładek nie wolno aplikować do pochwy.

skoro działania niepożądane obejmują:

Magnetoterapia może prowadzić do wzmożenia popędu płciowego, okresowego obniżenia ciśnienia tętniczego, a także przemijającej biegunki.

No, ale jeśli biegunka, to może warto się zastanowić.

Przy okazji, żeby zdiagnozować hemoroidy czy ewentualnie każdą istniejącą chorobę, możemy uciec się do auraskopii. Jest to (znowu według  „Tajemnic niekonwencjonalnej medycyny„) bardzo niekonwencjonalna metoda diagnostyczna, związana z analizowaniem rozmazów krwi.

Doktor H. Auras-Blank, prowadząc prywatny gabinet i wykonując jednocześnie badania krwi zauważyła, że we wszystkich rozmazach krwi chorego człowieka widziane są pewne kontury, które giną, gdy choroba zostanie wyleczona. Lekarkę zastanowił ten fakt i tak długo eksperymentowała, aż osiągnęła to, że początkowo widziane  tylko w zarysie, dziwne struktury dały się sfotografować i zidentifikować w wyschniętej warstewce krwi.

To, co pani doktor zobaczyła w 1250-krotnym powiększeniu przeszło wszelkie jej oczekiwania, bowiem nie mieściło się w żadnych pojęciach naukowych. Powiększona, cieniutka warstewka krwi przedstawiała odbicie wszystkich organów i narządów ludzkiego organizmu i to na dodatek we właściwej kolejności!

Alfabetycznej?

Inaczej mówiąc – była to dokładna mapa ciała ludzkiego z wszelkimi jego schorzeniami, gdyż pod mikroskopem niektóre z organów miały ślady uszkodzenia, co odpowiadało faktycznemu stanowi.

Co więcej, okazało się, że na podstawie samej analizy krwi można było dużo dokładniej określić stan zdrowia  chorego niż przy pomocy innych badań.

Szczególnie przydatna jest do wykrywania wczesnego stadium raka oraz skłonności do tej choroby. Polega to na obserwowaniu, czy w nałożonym pod mikroskopem rozmazie krwi występuje rozwarstwienie, czy też stanowi on zwartą masę. Krew nie mająca skłonności rakowych jest masą homogenną, a gdy występują te predyspozycje, to następuje lekki rozkład surowicy.

Odpowiednio powiększony obraz krwi wykazuje także stan naszej równowagi duchowej, nerwowe napięcia, stresy. Auraskopia jest w stanie również wykazać ciała obce w organiźmie.

Na przykład Magnetoplag?

Cóż, czas pokaże, czy auraskopia znajdzie swoje miejsce w świecie medycyny konwencjonalnej. Dla dobra nas wszystkich wskazane jest, aby stało się to jak najszybciej. A na zakończenie tego rozdziału chcę powiedzieć, że w jednej z polskich klinik młody lekarz, ponad dwadzieścia lat badając rozmazy krwi, doszedł do podobnych wniosków, co doktor Blank. Gdy podzielił się swoimi refleksjami z przełożonymi, został nie tylko wyśmiany, ale i „w nagrodę” przeniesiony na prowincję. No i słuch po nim zaginął…

I tym przykładem podłości konwencjonalnej medycyny ja z kolei zakończę tę notkę…

czepiam się, kretynizmy, moja Ameryka i inne kraje

Dziewice są jak lasy. W upał.

A wszystko przez ten upał. Upał czuję, o upale czytam, o upałach mówi mi rodzina w Polsce. Człowiek przywykł do dobrego, więc jak za chwilę będziemy w Warszawie, to zaczniemy pewnie narzekać na brak klimatyzacji. Bo nie wiem, jak bez niej dalibyśmy sobie radę tutaj. Chociaż, drugiej strony, ma się w Polsce ochłodzić. Ale za to nie będzie trzęsień ziemi, takich jak to niespodziewane, które nawiedziło nas wczoraj w nocy. To znaczy, nie bardzo nas – ku naszemu rozczarowaniu niczego nie czuliśmy, śpiąc nad ranem snem sprawiedliwego. Za to koledzy mieszkający w Maryland owszem, czuli co nieco. Niektórych obudziło w nocy, niektórych obudziły wyjące psy, ale przynajmniej mieli, podekscytowani, coś do opowiadania – trzęsienie ziemi w tej okolicy nie zdarza się zbyt często. Czyli, krótko mówiąc, pogoda oszalała. 

Ale dlaczego ja o tej pogodzie i upałach? Bo trzeba się jakoś ubrać. Albo rozebrać, jak kto woli. W Stanach, mam wrażenie, kwestię tę traktuje się nieco swobodniej – czyli każdy z grubsza łazi w tym, w czym mu wygodnie. W Polsce natomiast, jak zdarza mi się czytać na forach znanego portalu, dość często można liczyć na kogoś, kto skrzywi się albo i skomentuje czyjeś skarpetki do sandałków, rajstopy do butów bez palców, białe coś tam, za duże coś tam, oponki wyłażące skądś tam, czy w ogóle brak gustu noszącego. Co ważniejsze jednak, można także liczyć na takich, którzy oceniają ludzki ubiór z zupełnie innego punktu widzenia (dodam tutaj uczciwie, że zapewne w wielu innych krajach takie przyjemne opinie się zdarzają). Zachwyciło mnie na przykład zdanie tego pana, niewątpliwie wybitnego znawcy mody damskiej, głęboko przekonanego o swojej racji tudzież słusznej przewadze moralnej (dziwnie tak jakoś jest, że często w roli takich arbitrów elegancji występują panowie konserwatywni oraz bogobojni, co nadaje ich opiniom dodatkowego fajnego smaczku). Szczęśliwie, będąc brzydką jak noc oraz wiekową feministką („a pamiętasz, jak w dwudziestym dziewiątym goliło się nogi brzytwą?”), nie muszę przejmować się tym, co mówi ów arbiter. Uczulam jednak młodsze dziewczątka, bo, co oczywiste, dziewczątkom powinno zależeć na zdaniu takiego mądrego pana.

Jeżeli zbyt wiele uwagi przywiązuje się do własnego ciała, to potem rzecz zrozumiała, że chce się je eksponować. Ja akurat nie przepadam za dziewczynami paradującymi po mieście z gołymi brzuchami , udami w przeźroczystych sukienkach, czy szortach, które do złudzenia przypominają – przepraszam za słowo – majtki. Zaraz dokładnie wyjaśnię dlaczego.

Mimo mojego podeszłego wieku, chciałabym dowiedzieć się, dlaczegóż to przepraszam-za-słowo-majtki przypominają szorty. Czytajmy dalej.

Zapytacie pewnie, jakie uczucia wzbudzają we mnie dziewczyny ubierające się zgodnie z najnowszą modą, czyli takie bardziej rozebrane niż ubrane? Nieskromne dziewczyny prowokują u mnie – nie będę tego ukrywał – nieskromne myśli i dlatego staram się trzymać od nich z daleka. Nie jestem ani z drewna, ani z kamienia (i dobrze), ale z krwi i kości, niestety skażonych grzechem pierwotnym. Na szczęście z Bożą pomocą nauczyłem się radzić sobie z tymi reakcjami. Oczywiście zawsze wymaga to większego czy mniejszego wysiłku, w zależności od tego, jak bardzo modna (czytaj: rozebrana) jest dziewczyna, którą widzę, wewnętrzne zamieszanie spowodowane tym bodźcem muszę uporządkować. A więc zajmuję się tym porządkowaniem, aby doprowadzić siebie do naturalnego stanu ducha. W sumie jest tak: zamiast podziwiać i cieszyć się obecnością dziewczyny, muszę walczyć z samym sobą. I kiedy idę ulicą i co 100 metrów spotykam takiego golasa, to zaczynam się denerwować. Nie można spokojnie przejść! Ta moda jest agresorem!

Biedak. Ciężkie ma życie. Przez przepraszam-za-słowo-majtki musi się bez przerwy porządkować i doprowadzać. A przypominam, że mamy upały. Ratunek jest wyłącznie dla mężów z bogobojnymi żonami. Nawet (a może zwłaszcza) w zaciszu domowego (gorącego) ogniska.

Zastanawiasz się może, jak to będzie w takim razie po ślubie. Przecież żona nie będzie chodziła stale po domu z zapiętym ostatnim guzikiem pod szyją. Słusznie! Mam nadzieję, że będzie wprost przeciwnie! Ale też sytuacja będzie zupełnie inna.

No pewnie, że sytuacja będzie inna. Żony (katolickie!) chodzą stale po domu wyłącznie w obrożach. Z odpiętym ostatnim guzikiem pod szyją. I bez przepraszam-za-słowo-majtek.

Mam wrażenie, że niektóre dziewczyny zagubiły niestety poczucie wstydu. Jakie są tego konsekwencje? Najpierw – między innymi – rozwiązłość, następnie zdrada… Uważaj, co teraz powiem! Moim ideałem żony jest dziewica. I nie tylko moim. Sądzę, że 95% mężczyzn chciałoby mieć za żony dziewice (te pozostałe 5% to – zapewniam cię – naprawdę mało ciekawi faceci).

Dziewica z obrożą? I bez przepraszam-za-słowo-majtek? Jasne, że to ideał. Z całą pewnością:

Za żonę chciałbym mieć dziewicę. Z całą pewnością. Dziewice są piękne! Mówi się: „dziewicza polana”, „dziewicze lasy”, „dziewiczy krajobraz” i ten właśnie epitet oznacza: naturalność, piękno, harmonię, spokój, ciszę. „Dziewicza przyroda” to znaczy: nietknięta, czysta. Skąd wiem, że dziewczyna jest dziewicą? – zapytasz. Rozróżniam je dosyć łatwo, tak jak rozróżniam dziewiczy las od lasu zaśmieconego, połamanego, pełnego krzyku.

Są jeszcze dziewice na prostej drodze do utraty dziewictwa (dobrze, że z tej drogi można jeszcze zawrócić). Tylko fizycznie dziewice, ale w głębi serca już nie. Ich sposób zachowania, myślenia, poglądy mówią, że oddadzą się byle komu za miesiąc, za pięć, za rok np. po to tylko by dorównać koleżankom.

Nie pisałam, że arbiter? I do tego – jakiż specjalista! Tak rozpoznawać na oko dziewicę od niedziewicy, że nie wspomnę o dziewicy fizycznej od dziewicy psychicznej. A wszystko dzięki zaśmieconym lasom. Genialne. Tyle, że nie wyjaśnił niestety, dlaczego przepraszam-za-słowo-majtki przypominają mu szorty. Czy może odwrotnie. Trudno. To pewnie przez te letnie upały.

kretynizmy

Świąd, trąd i wściekły skorpion, czyli mocz prosto od wielbłąda najlepszą pastą do zębów

Nowa terapia przed nami. Znaczy nie tak bardzo nowa, bo już i jogini i naukowcy rosyjscy, i starożytni Czechosłowacy… Za to smacznie bardzo będzie, i aromatycznie, i elegancko, i zdrowo. A zaczynamy od mocnego uderzenia – mocz jest dobry na wszystko!

W najbardziej popularnej współczesnej książce o urynoterapii „Woda żywa’ („The Water of Life”) autor – John Armstrong pisze, że za pomocą moczu z powodzeniem leczono takie choroby, jak gangrena, rozmaite guzy i rak, choroba Brighta, białaczka, wady serca, malaria, zapalenie jądra, choroby weneryczne (kiła), niegojące się rany, oparzenia, nietrzymanie moczu, zaburzenia cyklu miesiączkowego, zapalenie nerek, zapalenie jelita grubego, łuszczyca, paradontoza, otyłość, zaburzenia funkcji prostaty, astma oskrzelowa, brodawki, guzy na ręce, żółtaczka, porażenie, wyłysienie, zaćma, jaskra, reumatyzm, zapalenie stawów i przeziębienie.

A wszystko dlatego, że mocz jest jak żmija – czyli stare księgi indyjskie radzą:

W „Siwambukalpa” zawarte są następujące wskazówki metodyczne: pić tylko środkowy strumień (część) moczu. Strumień moczu jest przy tym porównywany do żmii. Podobnie jak żmija ma jad w głowie i w ogonie, tak samo strumień moczu. Współcześni interpretatorzy wyjaśniają to w taki sposób: na początku wychodzi dużo żółci oraz przepłukuje się cewka moczowa, a w strumieniu końcowym jest mało żółci, dlatego też strumień środkowy zawiera optymalną ilość substancji przynoszących najlepsze rezultaty. Uważamy, że jest to powierzchowny pogląd na istotę bardzo poważnego zalecenia. Czy nigdy nie zadawaliście sobie pytania, dlaczego żółtko w jajku jest umieszczone pośrodku?

Otóż to. Patrzymy wszyscy za bardzo powierzchownie i nie zadajemy sobie pytania, pośrodku czego umieszczone jest żółtko w jajku. Zen i ommmm….

Oddajmy również głos uczonym rosyjskim:

„Mocz każdego żywego stworzenia odpowiada jego naturze. Najlepszym rodzajem jest mocz dziecięcy. (Natura) jego jest gorąca i sucha w drugim stopniu. Posiada własności oczyszczające. Mocz kozi pomaga na choroby nerwów i drgawki, zamulenie żołądka. Mocz wielbłądzi zaś pomaga na wrzody na ciele i w uchu. […] Jeżeli damy mocz ludzki do picia komuś, kto ma powiększoną śledzionę, to efekt będzie zdumiewający. Mocz wielbłądzi leczy liszaj i krosty. Mocz ludzki pomaga na egzemę, świąd, trąd oraz ukąszenie przez wściekłego psa i skorpiona. Mocz dzika. Bardzo skuteczny w przypadku bielma na oczach. Jeżeli się go wypije, to rozpuści i rozkruszy kamienie, które znajdują się w pęcherzu moczowym. Sprawdzone.

Zdumiewający efekt, zaiste. Jak człowiek tak pobiega za tym dzikiem, żeby go namówić do oddania moczu, to wierzę, że przy tym pozbyć się może i bielma i kamieni i zamulonego żołądka. Oraz wściekłego skorpiona przy okazji.

W innej starej księdze pod tytułem „Tysiąc drobiazgów godnych uwagi” uryno terapię zaleca się na wszystkie schorzenia. Ciepłym moczem myj uszy, jest on dobry na przytępiony słuch, szum w uszach i inne zaburzenia w obszarze ucha. Myj oczy własnym moczem, a wyleczy on choroby oczu, oczyści oczy, poprawi wzrok. Myj i masuj nim ręce, zdejmuje on zdrętwienie, usuwa pęknięcia, otarcia naskórka oraz prostuje stawy.

Ekstra. I tak zostaną – na wieki wyprostowane?

Skąd jednak, bo takie pytanie wypada zadać, te zdumiewające właściwości moczu?

W przyrodzie występuje 48 odmian wody. Wśród nich znajduje się ciężka woda, wykorzystywana w reaktorach jądrowych. W zwykłej wodzie jest jej 150 gramów na tonę wody. Oczywiście nie czyni nas ona zdrowszymi. Stąd prosty wniosek, że organizm człowieka najlepiej „pracuje” na określonych rodzajach wody. Uczeni ustalili, że im dłuższe jest życie ciekłego kryształu, tym bardziej jest on pożyteczny dla organizmu i tym większe jest jego podobieństwo do soków życiowych człowieka. Dlatego też organizm ludzki zużywa energię na tworzenie optymalnej postaci wody z tej, którą otrzymuje do picia. Jeżeli ciekłe kryształy, niezbędne do funkcjonowania organizmu, od razu trafiają doń w gotowej postaci, to również oszczędzana jest nasza energia. Uczeni stwierdzili, że tam, gdzie znajdują się źródła z podobną wodą, ludzie żyją długo i mało chorują, Ponadto każdy organ człowieka dodatkowo pobiera dla siebie ciekłe kryształy i na nich pracuje. Jeżeli organ traci zdolność do pobierania niezbędnych mu kryształów, to pojawia się choroba. Tybetańscy lekarze od dawna o tym wiedzieli i leczyli ludzi miksturami z dawkowanymi w zależności od rodzaju choroby ciekłymi kryształami wody. Stosowanie własnego moczu pozwala z powodzeniem rozwiązywać również te problemy.

Jasne, nie?

Środowiska płynne naszego organizmu, jak ciekłe kryształy, nie tylko zawierają w sobie zapis hologramu, lecz także nasycone są światłem, to jest falą odtwarzającą. Jeżeli teraz powrócimy do sprawy moczu, jego stosowania wewnętrznego i zewnętrznego, to okazuje się, że w ten sposób zwiększamy własne „oświetlenie” hologramu, czyniąc go bardziej czytelnym, silnym. Jeżeli zaś tak jest, to również czynności komórek i całego organizmu regulują się, nabierają mocy i stają się stabilniejsze. […] Stosowanie moczu pozwala osiągnąć taki efekt. Uważam, że żadna inna metoda leczenia nie może tego dokonać. Na tym właśnie polega niepowtarzalna wartość moczu – podstawy wszystkich leków!

Ktoś ma jeszcze jakieś pytania?

Bo ja mam –  jaki mocz stosować? Bo przecież są różne rodzaje. Na przykład podobno najlepszy jest mocz dziecięcy, nienamagnesowany, zaazotowany koksowniczy pierwszy.

Mocz męski i kobiecy. Mocz męski i kobiecy ma oczywiście swoje cechy charakterystyczne, które przede wszystkim zależą od składu hormonalnego, jak również „namagnesowania” męskim lub żeńskim pierwiastkiem. Dlatego też zaleca się wybranie na „dawcę moczu” osoby własnej płci. Wyjątkowo i przez krótki okres można stosować również mocz osoby płci odmiennej. Mocz dziecięcy (dziecka w wieku od 1. roku do 10 lat), jako że zawiera mało hormonów odpowiadających za różnicę płci, może być stosowany przez osoby płci przeciwnej, lecz nie dłużej niż przez 1-3 miesiące. Im dziecko Jest młodsze, tym dłużej można stosować jego mocz, im starsze – tym krócej.

Chociaż ten od kobiet w ciąży nawet go przebija!

Tak więc mocz kobiet ciężarnych jest to „koktajl” odżywczy (glukoza, aminokwasy, witaminy); zwiększona zawartość mocznika czyni go dobrym środkiem moczopędnym i przeciwrakowym; czynnik stymulujący wytwarzanie krwi pomaga przy wszystkich rodzajach anemii. Jak widać, jest to mocz naprawdę uniwersalny, który można stosować w celu pobudzania sił obronnych organizmu i leczenia olbrzymiej liczby dolegliwości. Dlatego też nie przepuszczajcie okazji do zastosowania tego „bezcennego leku”.

Nie będziemy przepuszczać. Polowanie na udające się do toalety kobiety w ciąży czas zacząć! Darz bór!

No i robi się coraz smaczniej:

W staroindyjskim tekście „Siwambukalpa” zaleca się stosowanie „moczu odparowanego”. Otrzymuje się go w następujący sposób: do emaliowanego, szklanego, byle nie metalowego naczynia wlejcie 400 gramów dowolnego moczu (świeżego, starego, dziecięcego, mieszanego itd,), postawcie na ogniu i gotujcie dopóty, dopóki nie zostanie 100 gramów. To właśnie będzie mocz odparowany do jednej czwartej. Możecie wziąć 1 litr, 2 litry itd., lecz po odparowaniu powinna zostać jedna czwarta pierwotnej objętości.

Dlaczego koniecznie musimy sobie tymi rozkosznymi aromatami gotowanego moczu upiększać życie? Gdyż w przeciwnym wypadku mocz jest tylko mydłem. Li i jedynie.

Najpotężniejszymi zasobnikami podobnej energii są sześciokąty foremne. Natura wykorzystuje je od dawna: pierścienie benzenowe cząsteczek, plastry miodu itd. Mocz odparowany do jednej czwartej pierwotnej objętości zawiera takie sześciokąty, dzięki czemu posiada najsilniejszy potencjał energetyczny spośród wszystkich odmian moczu. Dalsze odparowywanie moczu prowadzi do powstania mydła i utraty struktury sześciokątnej.

Nie wiedzieć czemu, niektórzy głupi ludzie nie doceniają smaku i aromatu najlepszego leku pod słońcem.

Mieszając urynę z miodem, cukrem, zmieniamy jej właściwości smakowe i osoba nieświadoma, pijąc taką urynę, myśli, że pije „oryginalny”, przyjemny w smaku wywar z ziół. Można to wykorzystywać do stymulowania wydolności fizycznej i umysłowej, jak również w celu przyzwyczajania się do uryny w początkowych etapach, w leczeniu dzieci itp.

Można też aktywować mocz, żeby jeszcze lepiej działał. I trzymać w lodówce, mniam, mniam.

w tym czasie zebrać mocz, aktywować go (na przykład potrzymać w zimnym i ciemnym miejscu lub doprowadzić do wrzenia i ostudzić) i stosować wówczas, gdy pracuje dany narząd. Na przykład boli żołądek. Okres jego aktywności – od godziny 7 do 9. Zbieramy mocz, który w tym czasie został wydalony, umieszczamy go w lodówce (zamrażarce) na 3-4 dni, a następnie pijemy (podgrzany do temperatury świeżego mleka) w celu leczniczego działania na żołądek, między godziną 7 a 9. W ten sposób można postępować z każdym innym narządem, osiągając stuprocentowe wyleczenie.

Pamiętajmy jednak:

Okazuje się, że mocz należy pić duszkiem lub wypijać nieparzystą liczbę łyków. Dlaczego tak? A dlatego, że należy zachowywać interferencję (efekt falowy). Istota interferencji polega na tym, że dwie fale równej długości, nakładając się na siebie, l mogą się zneutralizować lub wzajemnie wzmocnić. W pierwszym przypadku efekt zastosowania moczu będzie równy zeru, a w drugim – będzie wzmożony. Jeżeli człowiek pije mocz z przerwami, to kolejne łyki wskutek interferencji mogą się wzajemnie wytłumić; jeżeli pije duszkiem – żadnego wytłumienia nie będzie.

Wszystko jasne jak słońce. A mocz można oczywiście przyjmować doustnie:

Dostawszy się do jamy ustnej, mocz działa zapobiegawczo (odkaża ją), hamuje procesy gnilne, leczy migdałki. Jeżeli długo płucze się nim usta i gardło (l-5 minut), to wzmacnia on błonę śluzową jamy ustnej, powstrzymuje rozwój próchnicy zębów i dezynfekuje migdałki”. Jeżeli płucze się przez 30 minut, to mocz będzie wzmacniał szkliwo zębów wskutek przedostawania się do nich mikroelementów z moczu. Najlepiej zabieg taki wykonywać wieczorem przed snem. Wiele osób poważnie zajmujących się uryno terapią używa moczu zamiast pasty do zębów.

Smacznie. W dodatku:

W jamie ustnej następuje pochłanianie z moczu energii luminescencyjnej, co dodatkowo wywiera na organizm pozytywny wpływ.

Można też mocz stosować z drugiej strony (metoda tzw. moczu prosto od krowy w różnych fazach księżyca):

Oczyszczanie jelita grubego. Najlepiej jest rozpocząć zabiegi używając własnego moczu, podgrzewając go przed użyciem, a stary przegotować i ostudzić do temperatury świeżego mleka (tj. prosto od krowy). Ze względu na wysoką skuteczność takich wlewów dawki są nieduże: od 500 do 1000 gramów moczu do jednego zabiegu. Następnie, po 10-15 zabiegach, które wykonuje się co drugi dzień (po wypróżnieniu), dobrze jest wykonać tyle samo zabiegów z moczem odparowanym. Dawki należy zwiększać stopniowo, od 100 do 500 gramów, dodając przy każdym kolejnym zabiegu po 50-100 gramów. Po dojściu do 500 gramów zacznijcie stopniowo zmniejszać dawki, tak samo jak zwiększaliście. Później podobne zabiegi należy wykonywać, stosując różne rodzaje moczu w zależności od samopoczucia lub zgodnie z fazami księżyca (w kulminacyjnych dniach drugiej i czwartej fazy).

Ale można i przez nos! (Przez uszy także. I skórę. Każda metoda dobra):

Stosowany przez joginów zabieg oczyszczający netti – przepłukiwanie nosogardzieli poprzez wciąganie moczu nosem i wypłukiwanie ustami jest bardzo silnym środkiem leczniczym dla organizmu człowieka. Tak więc, twierdzenie starożytnych joginów, że wciąganie moczu nosem sprzyja wyleczeniu z chorób „Flegmy”, „Żółci” i „Wiatru”, jest słuszne i potwierdzają je doświadczenia naukowe. Korzystne jest również wdychanie par moczu bardzo starego, w celu ogólnego pobudzenia organizmu. Ma tutaj częściowo rację Armstrong, zalecając dwugodzinny masaż całego ciała z wykorzystaniem starego moczu. Osoba chora, wdychając zapach takiego moczu podczas masażu, wzmacnia swój organizm

Nos mnie boli. I musk. Od tego wszystkiego. Doszłam jeszcze do tego fragmentu:

W celu pobudzenia zdolności twórczych wąchajcie zapach wydobywający się z odparowanego moczu. Do tego jednak, jak głoszą stare teksty wschodnie, nadaje się odparowany mocz człowieka bardzo czystego albo Jaśniejącego. Aromat takiego moczu przypomina woń najlepszych wschodnich pachnideł (drzewo sandałowe, kadzidło itp.). Posmarujcie się na rękach, pod nosem i oddychajcie.

I już powoli nie mam siły tego dalej czytać.

W wielu wypadkach w celu uaktywnienia seksualności pomocne jest wdychanie par lub wąchanie świeżego moczu przedstawiciela płci przeciwnej.

Ja rozumiem, że różne są upodobania i gry wstępne…, ale mnie już naprawdę wystarczy. Dalej niech szanowni Czytelnicy czytają sobie sami. Dużo tam jeszcze fajnych rzeczy zostało: i o homeopatii, i o kwantach, i o hormonach, i o tamponach, i bardzo wnikliwie i ze szczegółami opisane przypadki rozmaitych czyraków oraz raków traktowanych moczem. Każdy znajdzie coś dla siebie. Bo przecież:

Uryna nasycona różnorodnymi substancjami to ogromne pole do twórczości, możecie w ogóle „niechcący” odkryć dla siebie prawdziwy eliksir wspaniałego zdrowia. Próbujcie, eksperymentujcie, wszystko zależy od waszej inteligencji. Jest to „najwyższa klasa” urynoterapii, która przychodzi wraz z doświadczeniem.

Eee, wody? Jakiej wody?