czepiam się, okołoreligijnie, osobiste

Czułe struny symbolu

Okazało się właśnie, że chrześcijanką nie jestem. Oraz że nie jestem przy zdrowych zmysłach. Hmm, co do tego drugiego, to od dawna nie mam wątpliwości, że jest to prawda. Co do pierwszego – tu akurat staram się jak mogę być raczej, niż nie być, ale zdaniem pana Terlikowskiego zdecydowanie mi nie wychodzi. Nic to, jak mawiał pan Michał, bo w momencie  kiedy miałam zacząć pisać tę notkę, szanowny małżonek mój rozbił mi cały świat dziecięcych marzeń i snów, wróżek i motylków. Twierdząc, że Steven Seagal, kiedy rozwala te drewniane deseczki jednym zręcznym ciosem karate, czy czegoś tam, to ma je podpiłowane. Podpiłowane! A całe życie myślałam, że ci karatecy to tacy wspaniali są i wysportowani, i co to dla nich taka deseczka. No i co ja mam teraz zrobić, jak żyć?

W tej sytuacji czarnej rozpaczy chyba za mało przejęłam się słowami Terlikowskiego, że nie wspomnę o artykułach znalezionych na Wyborczej.pl, a opowiadających o tym, jak to jednak Nergal nie obraził uczuć religijnych. Bardzo się oczywiście cieszę, że Nergal nie zostanie ukarany, bo to byłoby kompletnym absurdem, ale po przeczytaniu tych wszystkich artykułów doszłam raczej do wniosku, że ja zupełnie nie kumam tego wszystkiego, nie rozumiem, zgłupiałam całkowicie. Czyli wracamy do moich niezdrowych zmysłów, cbdo.

Terlikowski, jak Terlikowski, pisze to, czego można się po nim spodziewać. Różne ecie pecie, że obrona uczuć religijnych to za mało, że trzeba prawnie chronić symbole religijne, coś o cywilizacji i nihilizmie, o psich kupach – jednym słowem, dla każdego coś miłego. Na takie dictum acerbum odpowiadać w sumie można tylko „nie”, bo bo jak inaczej? Oraz dodawać „i co to ma w ogóle do rzeczy?”

czy podobnie nie powinno być, gdy ktoś świadomie i z pełną premedytacją profanuje Pismo Święte, które jest Słowem Boga (to obiektywnie) do człowieka, i świętą księgą (to czysto subiektywnie) dla dobrze ponad miliarda ludzi na ziemi?

Obiektywnie? Nie. I co to ma do rzeczy w ogóle?

Symbole wielkich religii przypominają także, że istnieje transcendentna rzeczywistość,

Nie. No i?

Bez tej świadomości, bez istnienia wartości wyższych cywilizacja nieuchronnie skazana jest na nihilizm, a państwo budowane na nicości nie może przetrwać.

Nie.

A w ogóle, to naprawdę trzeba koniecznie tych symboli, żeby przypominały? W naiwności swojej myślałam, że o Bogu, jak się w Niego wierzy, to się pamięta i tak. I ma się świadomość. Ale pewnie myślę tak, bo nie jestem chrześcijanką. Gdyż albowiem:

Dla chrześcijanina nie ma bowiem najmniejszych wątpliwości, że podarcie Pisma Świętego, i późniejsze jego palenie jest aktem profanacji. Nie ma też wątpliwości, że taka była intencja satanisty Darskiego. Jemu nie chodziło o ekspresję, ani o krytykę, ale o znieważenie symbolu ważnego dla ludzi innych religii, a także Boga. Chrześcijanin, ale także religijny Żyd nie może mieć więc wątpliwości, że za taki czyn należy się kara…

No więc ja w istocie wiem, że za taki czyn żadna kara się nie należy. I to niezależnie od tego, czy Nergal miał ochotę skrytykować, czy znieważyć. Bo uważam karę w tej sytuacji za absurdalną, a jej żądanie za kompletne niezrozumienie nie dość, że tego, co powinno panować w demokratycznym państwie w XXI wieku, ale i ekspresji artystycznej. Artysta ma bowiem prawo do wszystkiego, od tego jest artystą (poza, zastrzegę od razu, nawoływaniem do przemocy). Co nie znaczy, że i każdy zwykły człowiek nie ma prawa podrzeć sobie Biblii czy innej świętej księgi. Powinien mieć.

W jednym milutkim filmiku o perypetiach owdowiałego pana prezydenta amerykańskiego pada taka kwestia:

You want to claim this land as the ‚land of the free’? Then the symbol of your country cannot just be a flag. The symbol also has to be one of its citizens exercising his right to burn that flag in protest.

Chciałabym, żeby tak faktycznie było. Nie tylko w odniesieniu do Stanów i do flagi. Bo chciałabym, żeby było tak w odniesieniu do chrześcijaństwa. Nie bardzo mam ochotę pouczać mojego brata w wierze, jakim jest pan T., ale skoro on wypowiada się w moim imieniu, to powiem – co się stało z ku wolności wyswobodził nas Chrystus? Czy koniecznie musimy naszą religię chronić przepisami i karami? Chronić Boga przed ludźmi drącymi książkę? Naprawdę jest Mu taka ochrona potrzebna? I nam? A po cholerę? Tak tak, wiem, za długo żyję sobie poza granicami polskiego Kościoła. W dodatku polska język trudna język, bo nie rozumiem, czy wg powyższego cytatu Nergal miał znieważyć Boga? Czy symbol dla Boga ważny? Tak czy inaczej, zazdroszczę panu Terlikowskiemu tak osobistych kontaktów z tymże Bogiem, że wie, co On ma na myśli oraz jest w stanie mówić w Jego imieniu. Kul.

I to na tyle surowa, by rozmaitym idiotom podającym się za artystów nie zachciało się naśladować Darskiego. Chrześcijanin, który opowiada coś o tolerancji dla ludzi niszczących Słowo Boga do człowieka, w istocie pokazuje, że nie jest chrześcijaninem, bo Pismo Święte, to dla niego jedna z wielu ksiąg, taka jak „Pan Tadeusz” czy „O krasnoludkach i sierotce Marysi”.

Wolałabym jednak, żeby nie mówił na innego faceta per idiota (no chyba, że czule, ale sądzę że wątpię w tym wypadku), a w tym samym akapicie wmawiał mi, że uważam, iż Pan Tadeusz to to samo co Biblia (no na litość, przecież tam są znacznie lepsze rymy) i w związku z tym nie jestem chrześcijanką. Gdyż faktycznie w ten sposób może mu się udać odepchnąć parę osób od chrześcijaństwa. A tego zdecydowanie nie lubię u moich kochanych współwyznawców.

Ale to pan Terlikowski – jak pisałam, trudno spodziewać się po nim czegoś innego. Za to całkiem ładne są te fragmenty:

Sędzia Krzysztof Więckowski zarzekł się, że nie zamierza tym wyrokiem ustalać standardów wolności słowa, ale jednak ustanowił. I to całkiem przyzwoity, w  dodatku nawiązujący do klasycznego już wyroku Trybunału w Strasburgu z ’94 roku  w sprawie Otto Preminger Institute przeciwko Austrii. Oba sądy: w Strasburgu i  Gdyni uznały, że taki sam czyn w różnych okolicznościach musi być różnie  oceniony. […]

Uzasadnił, że film miał być pokazywany w Tyrolu, którego mieszkańcy są bardzo religijni, a więc ich uczucia religijne zasługują na szczególna ochronę. Gdyby  film pokazywano np. w zlaicyzowanym Wiedniu – pierwszeństwo należałoby się wolności słowa.

I w tym duchu orzekł właśnie sędzia Więckowski. Koncert Behemotha, na którym Nergal podarł Biblie był zamkniętą, klubową imprezą. Ci, którzy przyszli na  koncert wiedzieli, czego mogą się spodziewać, bo Behemoth to zespół znany z  nawiązywania do satanizmu. W dodatku ogłoszono zakaz nagrywania koncertu.

Matko jedyna. Czyli nie to jest ważne, że człowiek ma prawo do ekspresji swoich poglądów (a nie robi nikomu krzywdy) tak normalnie, swobodnie, tylko musi brać pod uwagę, że nie wolno było filmować na koncercie? Że bo ludzie wiedzieli, czego się spodziewać? I to ma być przyzwoity standard? To ja chyba podziękuję.

Już abstrahując od tych nieszczęsnych uczuć religijnych… Których, na marginesie, osobiście nie posiadam, taka jestem upośledzona. I do których mam dokładnie taki stosunek, jak wyraził H. L. Mencken (cytuję za Bogiem urojonym Dawkinsa): Powinniśmy szanować poglądy religijne naszych bliźnich, ale tylko w takim sensie i do takiego stopnia, do jakiego szanujemy czyjeś przekonanie, że jego żona jest piękną kobietą, a dzieci są bardzo mądre. Jedna więc rzecz, że kwestia ochrony tzw. uczuć religijnych jest kompletnym dziwolągiem, ale druga to to, że w czasie procesu wychodzą takie nonsensy. Że możesz sobie podrzeć pod warunkiem, że nikt ci nie zagląda przez dziurkę od klucza, że i tak wszyscy wiedzą, że jesteś satanistą, a w dodatku jesteś w Wiedniu, a nie w Tyrolu? Naprawdę? To jest cywilizowane? Chyba samą siebie przebijam dzisiaj w naiwności, bo myślałam, że sąd zdecydował, że po prostu można.

A na dodatek spłakałam się z radości nad tym:

Najważniejszymi świadkami obrony Nergala byli głęboko wierzący katolicy z metalowego zespołu Pneuma. Nagłaśniali koncert w gdyńskim klubie Ucho, byli na  nim i oświadczyli przed sądem, że nie czują się urażeni. Ich utwory są przepojone wiarą, ale potrafią przyjaźnić się z członkami zespołu Behemoth.

Och. Ale czy to aby nie znaczy, że gdyby się tam nie znaleźli głęboko wierzący katolicy z metalowego (ojej) zespołu i nie zeznali, że wszystko jest spoko, to można by tego Nergala zglanować? Rozumiem, że było to ważne dla sędziego, skoro:

Jak słusznie zauważył sędzia to jedyna rzecz w tym procesie, która budzi nadzieję.

No to ekstra to prawo funkcjonuje, doprawdy. I cudownie, że coś budzi jednak nadzieję. Że skoro jedni przepojeni potrafią się przyjaźnić z innymi nieprzepojonymi, to może wszyscy razem nie pozabijamy się z powodu różnych poglądów. Prawo faktycznie cuś niecuś szwankuje w tej kwestii, dobrze więc, że chociaż muzycy metalowi zachowują przyzwoitość. Wzruszona tą nadzieją, na to konto sama nie wykopię dziś z łóżka pewnego ateisty obdarzonego bardzo marnym gustem muzycznym. A co.

I jeszcze jeden śliczny głos:

Nikt chyba o zdrowych zmysłach nie kwestionuje iż istnieją pewne symbole, których szargać nie wolno.

Skoro ustaliłam już na początku, że ja i zdrowe zmysły jakoś się mijamy, to nieskrępowanie dodam – osobiście uważam, że symbole są właśnie do tego, żeby je szargać. Szargać trzeba, żeby coś wyrazić, zmusić do reakcji, coś zasugerować. Szarganie jest potrzebne, rozwijające i stymulujące. Właśnie dlatego, że – jak pisze autor tego listu – symbol zmusza do myślenia (choć nie wiem, dlaczego miałby nie budzić emocji, skoro przecież budzi, i dlaczego to jest przeciwstawiane myśleniu, i co to w ogóle ma do rzeczy, ale niech tam), jest inspiracją i wartością. Wtedy jego szarganie tym bardziej ma sens.

Chrześcijaństwo mówi, że Bóg jest Osobą. Znaczy to, że nasz stosunek do Boga  winien mieć charakter osobowy; winien znaczyć personalną z Nim więź. Na ile jednak ta więź jest silna, to kwestia indywidualna. Ze względu jednak na to, że chodzi tu o Boga – a zatem Kogoś, kto w życiu człowieka religijnego winien  odgrywać rolę kluczową – także i symbole mają inną wartość. Odsyłają bowiem nie  tylko do pewnych wydarzeń historycznych, ale uświadamiają wiernym, iż poprzez wiarę, mają w tych wydarzeniach pośredni udział. 

Że ke? Ja to prosta baba jestem i nie umiem tak okrągłymi zdaniami mówić, jak pan absolwent i były (?) fan metalu. Powiem więc prosto. Nie kumam specjalnie tych ostrożnych słów, że Nergal nie chciał obrazić (to znaczy, owszem, rozumiem, że nie chciał zostać skazany, więc jeśli się tak bronił, to spoko). Bo przecież artysta od tego jest. Od obrażania, niepokojenia, sprawiania przykrości widzom, poruszania ich i grania na nerwach. Taka jego rola, szczególnie jak jest muzykiem metalowym. No bo co w końcu? Ma być milusi i ciepły? Ten akurat artysta mógł być sympatyczniejszy dla Dody tak w ogóle (na ile się orientuję z rozmaitych pudelków czy plotków), ale na scenie?

Tak więc, odpowiadam negatywnie na poniższe pytania. Nie, naprawdę nie w przypadku każdego katolika to, że ktoś mu powyrywa kartki, sprawi, że zbawienie przestanie mieć znaczenie. Ha, tak łatwo to nie ma.

Czy jednakże mój udział w tych wydarzeniach poprzez wiarę legnie w gruzach, kiedy ktoś owe symbole zniszczy? Czy jeśli ktoś wyrywa kartki z Biblii, mówiące  o tym, że Chrystus mnie zbawił, oznacza to, że samo zbawienie przestało mieć dla  mnie znaczenie? Lub – co więcej – że zbawienie się nie dokonało?

Natomiast nie jestem do końca przekonana, że Nergal akurat to miał na myśli. No ale ja nie należę do ludzi religijnych z czułymi strunami, więc co ja tam wiem.

Pan Darski czyniąc ten gest – świadomie, bądź nie – uderzył w bardzo czułe struny ludzi religijnych. I to nawet nie dlatego, że obraził ich uczucia, ale dlatego, że – przynajmniej ja to tak rozumiem – kazał się zastanowić nad siłą wiary.

Hmmm, może więc warto potrenować w sobie tę czułość? Zawsze mogę to zrobić z ukochanymi kawałkami ukochanego zespołu, które szczególnie lubię sobie łagodnie nucić pod nosem, kiedy jadę do kościoła w niedzielę. Na przykład takie teksty, subtelne i delikatne całkiem przecież, zwłaszcza jak je porównać z twórczością innych miłych kapel:

Satan watches all of us
Smiles as some do his bidding

Cast
Under his spell
Blinding my eyes
Twisting my mind
Fight to resist the evil inside
Captive of a force of Satan’s might
A force of Satan’s might

Oraz najulubieńszy, który zdarza mi się mamrotać głośniej, choć nie mam tak słodkiego głosu jak Tom, niestety:

I am the Antichrist
All love is lost
Insanity is what I am
Eternally my soul will rot

A kiedy uśmiecham się ma koniec do Learn the sacred words of praise, hail Satan, dochodzę do słusznego oczywiście i najmojszego wniosku finalnego tej notki, że jak ktoś się nie zgadza ze mną pod względem upodobań muzycznych, to obraża moje uczucia relig… metalowe. No. I bardzo brzydko to jest, proszę się wstydzić.

28 myśli w temacie “Czułe struny symbolu”

  1. Ja mam korzenie wiejskie i proste i myślę se po chłopsku tak. Jak ja wierzę, chodzę do kościoła, modlę się, znaczy – jest to dla mnie rzecz istotna. Jeśli więc ktoś drze Biblię, która w moim (subiektywnym!) przekonaniu jest wcale nie słowem Boga do człowieka, ale słowem wielu ludzi opowiadających o swoim doświadczeniu Boga, w tym również ich relacje dotyczące słów Boga skierowanych do człowieka (kierowanych w osobie Chrystusa), jeśli więc ktoś tę ważną księgę drze, to obraża, owszem, nie moje uczucia religijne, tylko moje uczucia osobiste – pokazuje mi bowiem „w dupie mam, że to jest dla ciebie ważne i pierdzę ogólnie w twoim kierunku”. (bo jako aktu artystycznego, to ja tego jednak nie rozpatruję, ale tu nam się zacznie dróżka do innej dyskusji). No ale przecież ma do tego prawo. Ma prawo pierdzieć ogólnie w moim i czyimkolwiek kierunku. Ja mam prawo się poczuć obrażona, jeśli osobiście się przywiązuję do opinii nieznanej mi osoby – a jeśli się nie przywiązuję, jako czynię, to się nie obrażam (gdy jednak tę Biblię podrze na moich oczach bliska mi osoba, mogę już się zastanowić, na ile jest to manifest sam w sobie, a na ile manifest szacunku lub jego braku dla moich osobistych wyborów, i wtedy możemy sobie o tym porozmawiać). Nadal jednak znajdujemy się w sferze naszych prywatnych emocji, reakcji i relacji. I nikomu nie należy się kara za to, że mi osobiście czy komu innemu zrobił przykrość. Nie.

    Panu Bogu, jak mawia Pismo i jak ja wierzę, przykrość sprawia, gdy sam sobie człowiek krzywdę robi. Bo Bogu człowiek krzywdę może zrobić tylko w ten jeden sposób – sam siebie krzywdząc. Bo tylko na tym – jak twierdzi Pismo – Bogu zależy, „aby nikt nie zginął, ale każdy miał życie wieczne”. A nie na tym, żeby jego „uczucia religijne” nie zostały obrażone. Bóg jak sądzę nie ma uczuć religijnych, tylko miłość do człowieka. A my mamy miłość do swej siły i godności osobistej głównie.

  2. @synafia
    Biblia to taka sprytna księga, w której można znaleźć cytat potwierdzający każdą tezę.

    „Wtedy Pan powiedział do Mojżesza: Każ wyprowadzić bluźniercę poza obóz. Wszyscy, którzy go słyszeli, położą ręce na jego głowie. Cała społeczność ukamienuje go. Ktokolwiek bluźni imieniu Pana, będzie ukarany śmiercią. Cała społeczność ukamienuje go. Potem powiesz Izraelitom: Ktokolwiek przeklina Boga swego, będzie za to odpowiadał. Zarówno tubylec, jak i przybysz będzie ukarany śmiercią za bluźnierstwo przeciwko Imieniu.”/Kpł 24,13-16

  3. Nie bardzo widzę, jaki jest sens polemizowania z Terlikowskim. Jak tak popatrzeć po internecie, to jedni polemizują z nim, by powiedzieć: „patrzcie, jakie te katole głupie!”, a inni, by powiedzieć: „jestem katolem, ale nie jestem jako ten Terlikowski!”.

    W obu przypadkach Terlikowski awansuje na miarę i wyznacznik katolicyzmu. Przecież jemu tylko o to chodzi.

    Gdzie indziej napisałam coś podobnego o gazetach:

    Oni tak naprawdę przejęli media. Nie w sensie kierownictwa, ale w sensie treści serwowanych przez media. Już wiele lat temu zdziwiło mnie, po co Gazeta Wyborcza cytuje Nasz Dziennik, który powinien zostać tam, gdzie przystoi szmatławcom, a nie awansować do źródła cytowanego przez poważne gazety.

    I tak jest ze wszystkimi prawicowymi bzdurami – afera z krzyżem nie zaistniałaby, gdyby ochoczo nie rozdmuchiwały jej (nawet lewicowe!) media. Media kreują każdy prawicowy idiotyzm na fakt polityczny, a o to przecież prawicy chodzi.

    Prawica uprawia trollizm. Jedyną metodą na trolla jest ignorować. Media i klasa polityczna nie rozumieją tej prostej zasady i karmią trolla.

  4. Sporothrix, Ty naprawdę jesteś chrześcijanką, czy kimś w rodzaju Edwarda Currenta? Bo jeżeli to drugie, to wiedz, że nie dałem się nabrać. ;)

  5. Ja nie zazdroszczę Telikowskiemu osobistych kontaktów z Bogiem, bo jest strasznym skurwysynem. Przynajmniej sądząc po Biblii.

  6. @anuszka

    Czy krytykując idiotę robi się więcej szkody bo się go reklamuje, czy pożytku bo się go krytykuje. Nierozwiązywalny dylemat.

    @rafalmaszkowski

    Biblia to pryszcz (będę miał proces za to słowo?), to w końcu tylko opowiastki są. Ale IRL, jak na kochającego swoje stworzenie wszechmocnego faceta, zezwala na podejrzanie dużo cierpienia.

  7. @ Synafia
    No więc dla mnie Biblia jest ważna, ale jak ktoś ją drze, to mnie najwyżej interesują intencje. Jeśli jest to ktoś obcy, taki na przykład artysta, to zastanawiam się nad ekspresją arytystyczną, owszem. Ale to moje skażenie słuchaniem metalu wychodzi :). Jak ktoś bliski – hmmm, nie wiem, bo nikt tak nie robił, szczególnie żeby koniecznie mi zrobić przykrość (na zasadzie; zyg, zyg, zyg, ja tu ci na złość Biblię podrę), bo w takim wypadku to bym chyba popatrzyła z ubolewaniem jedynie, że se taką ambitną rozrywkę znalazł. Tak czy inaczej, nie obraża mnie zupełnie, nawet osobiście, za to sama idea „obrażania uczuć religijnych” budzi mój nieodmienny sprzeciw i niechęć.
    Co do Boga natomiast, to znasz doskonale mój pogląd, zgodny zresztą z Twoim. Nie wypowiadałabym się w Jego imieniu, ale wierzę, że On jest Miłością i tę miłość ma względem ludzi. A nie się obraża o byle co.

  8. @ Anuszka

    W obu przypadkach Terlikowski awansuje na miarę i wyznacznik katolicyzmu. Przecież jemu tylko o to chodzi.

    Ale przecież, jeśli nie będziemy pisać, to dopiero on będzie wyznacznikiem, prawda? Bo tylko jego głos będzie słyszalny. Mnie się wydaje, że czasem (może nie zawsze) warto trochę sobie popisać.
    A zresztą, czy to była polemika z mojej strony? Średnio chyba, bo jakoś nie umiałam wziąć tego, co on pisze, na poważnie. Z drugiej strony, takie ludzie mają poglądy i warto o tym wiedzieć.
    To samo tyczy się prasy. Owszem, sporo racji masz, ale co? W ogóle nie podejmować tematu?

  9. @ Rafałmaszkowski
    Jak ktoś nawet zauważył i powyżej, w Biblii można znaleźć różne fragmenty, również takie, gdzie Bóg nie jest przedstawiony zbyt sympatycznie. Przy interpretacji warto jednak brać pod uwagę kontekst, w jakich te teksty powstawały. Poza tym są fragmenty pokazujące Boga dokładnie odwrotnie, bardzo pięknie, i ja osobiście w nich widzę esencję tego, co miało tam być.

  10. @ Miskidomleka

    Biblia to pryszcz (będę miał proces za to słowo?),

    Proces to nie, ale odstawienie od stołu i łoża na pewno :P

  11. Ale przecież, jeśli nie będziemy pisać, to dopiero on będzie wyznacznikiem, prawda? Bo tylko jego głos będzie słyszalny.

    Na Boga, jaki procent Polaków czyta Frondę?!

  12. Szczerze mówiąc, nie wiem. Ale znalazłam ten jego tekst nie na Frondzie, której akurat nie czytam, chyba że ktoś coś podrzuci, a na forum gazety, pod jednym z tych artykulów. Trochę ludzi czyta, jak sądzę. Poza tym on chyba nie pisze tylko tam.

  13. Anuszka ma rację, Terlikowski nie zasługuje na uwagę, choć zrobi wiele, żeby ją na siebie zwrócić. Nie karmić. Zresztą pal licho jego kuriozalne poglądy, on pisze [a=”http://wo.blox.pl/2009/08/Po-najmniejszej-linii-oporu.html”]po najmniejszej linii oporu[/a]!

  14. No więc… zgoda, że jak Nergal drze, to ważne jest, po co on to robi. I oczywiście jest to jakaś ekspresja artystyczna, do której ma prawo. Ale sam Nergal dość jasno specyfikuje, po co drze – daje wyraz, że uważa chrześcijaństwo/wiarę za źródło wielkiego zła, coś, z czym należy walczyć i/lub warto nienawidzieć. Nie jest dziwnym, że ludziom, którzy czują się chrześcijanami, może się zrobić przykro. Mnie robi się umiarkowanie, bo raz, że doskonale wiem, co Nergal uważa, dwa, że jak się dokładniej wczyta w to, co on uważa, to jest przeciw akurat tym fragmentom chrześcijaństwa, do których w większości i ja się nie przyznaję. Co prawda mogłoby mi być przykro, że Nergal olewa, co o jego akcjach mogą sobie inni pomyśleć, ale ani mi on brat, ani swat, żebym się tym bardzo przejmował; zresztą dbał o tyle, że przecież darł Biblię tam, gdzie spodziewał się swoich fanów, a nie podczas niedzielnej sumy w Toruniu. Dlatego, @sporothrix, to, gdzie i wobec kogo Nergal demonstrował, ma znaczenie dla rozstrzygnięcia, co chciał wyrazić (i np. czy chciał wyrządzić komuś przykrość).
    Ale… to wszystko nie powinno mieć nic wspólnego z prawem. Ani z obrazą (zniewagą). Wyrządzenie (wątpliwe) przykrości to nie to samo co obraza. Nergal nie mógł obrazić Boga – raz, że w niego nie wierzy, a obraza musi być intencjonalna; dwa, że gdyby wierzył, to Bóg musiałby być zdolny do obrażania się za coś takiego, co wydaje mi się dziwacznym pomysłem. Nergal nie obraził też chrześcijan, wypowiadał się na temat książki. Książka, jak podejrzewam, też nie ma danych, żeby czuć się urażoną. Konstrukt prawny „obraza uczuć religijnych” jest dość idiotyczny.
    Ale skoro już takie prawo mamy, to – podobnie jak z paragrafem za znieważanie prezydenta – ja się bardzo cieszę, że póki jakiś Trybunał przepisu nie utnie, sąd całkiem rozsądnie broni się rękami i nogami przed poszerzaniem pojęcia „obraza uczuć religijnych”. Stąd właśnie rozważanie przez sąd, co Nergal chciał powiedzieć i komu. Sąd nie mógł przecież powiedzieć „ten paragraf jest debilny, pozew oddalony”.
    @miskidomleka:
    To, co powiedziała sporothrix plus że teodyceą zajmowało się xx filozofów i niektórzy nawet doszli do sensownych wniosków znacząco innych niż „Bóg nie może istnieć”.

  15. O Terlikowskim pisać być może istotnie sensu nie ma. Ale tekst Sporothrix nie jest o Terlikowskim. Wykorzystuje jedynie jego wytwory jako pretekst do polemiki z mentalnością i zespołem stereotypów (nie mylić z poglądami) które Terlikowskich umożliwiają. Mentalnością i stereotypami. A z tymi to polemizować nie tylko warto, ale nawet trzeba. Mimo, że wszystko zostało już powiedziane wiele razy.

    Terlikowski jest jedynie rurą, przez którą przepływają te ścieki. To nie rura jest problemem. To ścieki są.

  16. Dziękuję Ci, Telemachu, za te słowa. Zbyt może pochlebne o notce, skoro chyba nie udało mi się do końca tego tak przedstawić.
    Ale tak, uważam, że mentalność taka i stereotypy mają się dobrze. Znam ludzi o takich poglądach, Terlikowski mówi to, co i oni myślą i mówią prywatnie. Dzięki niemu oni też mają głos. I ja nie chcę, żeby to był głos jedyny.

  17. @synafia,
    Pan Adam Darski, a raczej jako Nergal, bo jako artysta, nie obywatel, darł Biblię dla swoich fanów — więc przy całej zgodzie z Twoją tezą, zauważyłbym, że to jednak coś innego niż, np. pójście na mszę i w czasie eucharystii podarcie Biblii. To drugie byłoby celową obrazą, to pierwsze jest tylko dodatkowym elementem, zwiększającym siłę wyrazu artystycznego.

    @anuszka,
    Ale pana Tomasza Terlikowskiego kolportuje się wcale szeroko — czasem miewałem w dłoniach Gościa Niedzielnego, gdzie go drukują w rubryce „Autorytet” — autorytetów jest czterech, a przynajmniej było, Terlikowski dzielił rubrykę m.in. z Władysławem Bartoszewskim. Warto pamiętać, że GN to najlepiej sprzedający się tygodnik „opinii” w Polsce.

  18. @pak4
    Masz rację – to jest coś innego. I ja tak w ogóle interpretuję nie tylko darcie Biblii, ale inne wystąpienia Nergala, jak np. wypowiedzi o tym, że chrześcijaństwo upadla i upokarza człowieka, że Szatan zwycięża etc. – jako działania kierowane do fanów, w ramach pewnej formacji artystycznej obliczonej na konkretny efekt, a nie jako realną „walkę z chrześcijaństwem” ( a może się mylę? tu by się musiał sam zainteresowany wypowiedzieć. Sama osobiście mam wrażenie, ze różne działania Nergala są obliczone głównie na osiąganie pewnych efektów, więcej w nich zdrowego pragmatyzmu niż jakiejkolwiek idei, ale może jestem niesprawiedliwa). Toteż jak napisałam, ja sobie osobiście nie biorę tego do serca. Natomiast, że ktoś sobie bierze – to mnie nie jednak nie dziwi, po prawdzie sama sobie czasem biorę do serca różne sytuacje, niemniej nie widzę powodu, żeby na moich emocjach było konstruowane prawo, nieprawdaż.

  19. Nie rozumiem tego wyroku, bo niby dlaczego Dziubie się dostało, a Nergalowi upiekło? Jestem za likwidacją paragrafu 196 albo za rozszerzeniem na uczucia związane z niereligijnym światopoglądem na rzeczywistość – zdaje się zresztą, że była jakaś inicjatywa obywatelska, ale zdechła (jak sądzę).

    Dla mnie religia szczególnie ta instytucjonalna nie powinna mieć żadnych specjalnych przywilejów, ani prawnej ochrony przed krytyką. W końcu zbyt ostra krytyka z pewnością kogoś tam obrazi, najpewniej polityków religijnej prawicy przed wyborami, no i proces, koszty, stres, a wynik niepewny. Przez to wielu ugryzło się już w język, a po jakimś czasie nawet nie trzeba się gryźć w język, bo zwyczajowo – religii się przecież nie krytykuje – jest to już nie do pomyślenia.

    „gdy ktoś świadomie i z pełną premedytacją profanuje Pismo Święte”

    Już to wklejałem u ^barta:
    United Nations Affirms the Human Right to Blaspheme
    http://www.religiondispatches.org/archive/politics/4985/united_nations_affirms_the_human_right_to_blaspheme

    Dziwne, że frondziarze jeszcze nie skomentowali.

    ***
    Oppression is the Holy Law
    In God I distrust
    In time His monuments will fall
    Like ashes to dust
    Is war and creed the master plan?
    The Bible’s where it all began
    Its propaganda sells despair
    And spreads the virus everywhere

    Eh, właściwie, to musiałbym wkleić cały tekst.
    Ale może jeszcze:

    I’m a godless heretic
    Not a god-fearing lunatic
    That’s why it’s become my obsession
    To treat God like an infection

    W sumie w pewnym sensie nawet w temacie bloga są.

  20. @synafia:
    ja nie tyle polemizuję, co uzupełniam. Zresztą… ja rozumiem, że można się czuć urażonym. Np. moje uczucia polityczne całkiem często zostają urażone w trakcie dyskusji politycznych. Albo moje poczucie prawdy w czasie przemówień polityków, czy lektury gazet lub czasopism. Tyle, że w obu przypadkach nie istnieje żadne prawo, które pozwalałoby mi dochodzić roszczeń ze względu na moje uczucia sądowo. I mam odruch identycznego traktowania uczuć religijnych — tzn. nie widzę sensu ich sądowej ochrony (jak też nie widzę sensu pchania się do grona własnych przeciwników by ich krytyk słuchać i przeżywać głęboko takie obrazy).

  21. A może chodzi o to, by ludzie mówili o Nergalu, a nie innych rzeczach?

    Tak z obserwacji polskiej elity intelektualnej, to narzekanie na Kosciół pojawia się zawsze, jak jest kryzys i władza musi jakoś odwrócić uwagę.

Dodaj komentarz