sponsorowane

Pogromcy Mitów Medycznych – część II

UWAGA – NOTKA SPONSOROWANA

Czas na kolejne podsumowanie działalności portalu Pogromcy Mitów Medycznych. Na pewno nie zawiedli użytkownicy. Liczba internautów rejestrujących się, wrzucających mity, a także obalających je bądź potwierdzających rośnie. Sporo jest studentów medycyny i kierunków okołomedycznych, co nastraja optymistycznie, szczególnie, że często linkują oni do rzetelnych stron, zawierających ścisłe dane naukowe. Dają tym także dobry przykład ekspertom – przypomnę, że rolą ekspertów jest wydanie ostatecznej opinii, podsumowanie jej i zamknięcie wątku – którzy także podpierają się w swoich decyzjach publikacjami naukowymi. Postęp w stosunku do tego, o czym pisałam w poprzedniej notce, cieszy mnie bardzo, ze względu na to, że miałam na to właśnie nadzieję – że użytkownicy dodatnio wpłyną, poprzez swoje wymagania, na jakość opinii ekspertów i na poziom portalu.

Fakt, że czasem użytkownicy związani z medycyną (tak się przynajmniej przedstawiający) wspierają się oszołomskimi i pseudonaukowymi stronami jest lekko szokujący, jednak nie zdarza się to zbyt często  na szczęście. Warto też zauważyć, że inni zwracają im wówczas uwagę.

Liczba dodawanych mitów rośnie każdego dnia. Wiele z nich, a raczej ich eksperckie podsumowanie, powinno mieć/ma duże znaczenie dla ogólnozdrowotnej wiedzy w społeczeństwie. Kwestie czy antybiotyki wpływają na przeziębienia, czy szczepionki osłabiają układ odpornościowy i powodują choroby, czy tzw. grypa żołądkowa jest prawdziwą grypą, czy homoseksualni rodzice są dobrymi rodzicami, czy żywność GMO jest zdrowa, czy przez ślinę można zarazić się wirusem HIV – to wszystko są bardzo sensowne pytania i problemy. I jeżeli w przyszłości czytelnicy będą poszukiwać odpowiedzi na te pytania, zajrzą do poprawnej odpowiedzi eksperta i dowiedzą się, jak jest naprawdę, to znaczy, że portal spełnił swoje zadanie.

Podobnie będzie/jest w przypadku bardzo niebezpiecznych mitów na temat leczenia poważnych chorób za pomocą medycyny, powiedzmy uprzejmie, niekonwencjonalnej. Mocz w przypadku zapalenia płuc, buraki ćwikłowe w walce z nowotworami, zastosowanie amigdaliny – brednie te powtarzane są wielokrotnie i propagowane na licznych stronach internetowych, doskonale więc, że znajdzie/znalazło się jeszcze jedno miejsce w sieci, gdzie można uzyskać rzetelną odpowiedź.

Inne z kolei mity są pełne staroświeckiego uroku. Czy złotą obrączką można zlikwidować jęczmień, czy połknięta guma do żucia skleja żołądek, a skórka pomidora przykleja się do jego ścianek, czy ból zębów złagodzimy wodą po gotowaniu jajek do święcenia, czy zez u dziecka spowodowany jest tym, że kobieta w ciąży podglądała kogoś przez dziurkę od klucza i czy zaklejanie pępka łagodzi chorobę lokomocyjną – pomysłowość ludzka nie ma granic, dobrze zatem, że i takie mity pojawiają się na portalu. Ich podsumowanie przyda się czytelnikom.

Dochodzimy więc ponownie do zadania ekspertów portalu. Niestety, nadal wypowiadają się oni zbyt rzadko. Na obecne 487 mitów, 26 zostało przez ekspertów obalonych, a 8 potwierdzonych. Przydałoby się więc nieco zintensyfikować wysiłki.

Trzeba jednak podkreślić, że eksperci starają się poważnie podchodzić do swoich funkcji i edukować czytelników nie tylko w zakresie medycyny. W poprzedniej notce wspomniałam o seksistowskiej wypowiedzi na eksperckim blogu i o tym, że autor jej nie zareagował na moją uwagę. Otóż zareagował z opóźnieniem. Moja uwaga wywołała wspaniałą dyskusję (warto zajrzeć), w trakcie której ekspert postawił sobie za cel pokazanie czytelnikom i nauczenie ich, jak nie należy dyskutować. I jakże pięknie to zrobił, przy pomocy znakomitej czytelniczki. Liczba sofizmatów oraz innych błędów logiczno-językowych w jego (i ich) argumentacji robi duże wrażenie. Czego tam nie ma? Są śliczne argumenty ad personam, przy czym ekspert umiejętnie prezentuje kwestię nieodróżniania argumentów merytorycznych od uwag osobistych. Są argumenty odwołujące się do audytorium, do litości interlokutora, jest także schlebianie rozmówcy. Gdzieniegdzie pałęta się efektowne bicie chochoła czy dziarsko pływa wędzony śledź. A okraszone to jest obfitymi przykładami szalenie dowcipnej biernej agresji.

Wszystko to imponująco koncentruje się w wymianie zdań, która przestaje mieć cokolwiek wspólnego z dyskusją, jest za to doskonałą prezentacją stosunku do wyimaginowanego rozmówcy o innych poglądach, a także znakomitą afirmacją zawodu lekarza (zajrzeć należy koniecznie).

Dodam także, że ekspert w swym edukacyjnym zapale nie zakończył bynajmniej na tych dwu wymianach zdań. Świadczy o tym fakt wspominania o powyższych dyskusyjnych kwestiach przy niemal każdej okazji, niezależnie, czy mowa jest o formule portalu i burakach, o szczepieniach, o uczeniu studentów, o sposobie prowadzenia badań, czy o zawale serca. Wydaje się więc, że może jeszcze nie raz czytelnicy będą mieli okazję do skorzystania z doświadczenia i nauk eksperta w niejednej dziedzinie wiedzy, a portal po raz kolejny spełni swoje edukacyjne zadanie.

moja Ameryka

Nowy Orlean

Dzisiejsza notka to wspomnienia z Nowego Orleanu. Który może wyglądać porządnie,

a może także wyglądać mniej porządnie. W tych mniej porządnych miejscach oferuje za to lekarstwo na każdy problem, czyli  laleczki voodoo.

Fotka wyżej zrobiona została na Bourbon Street. Ulica ta jest uroczym miejscem, jeśli oczekuje się dobrze i różnorodnie zaopatrzonych barów oraz klubów ze striptizem.

Znajdujący się pod wpływem różnych ciekawych substancji chemicznych panowie bez ustanku i od samego rana gestem i słowem zachęcają do zażywania rozmaitych i niewątpliwych rozkoszy. Wieczorami można podobno także doświadczyć piwnego prysznica, czyli niefrasobliwie wylewanych resztek z kufli, kiedy niebacznie przechodzi się pod takimi pięknymi balkonami.

Jeśli jednak kogoś podobne rozrywki nie cieszą, nowoorleański French Quarter oferuje i te innego kalibru.

Wszędzie widać zachęty do skosztowania lokalnych przysmaków.

Prym wiodą gumbo i jambalaya, które sprawiają silne wrażenie bycia zasadniczo tym samym. I są potwornie pikantne.

Mimo mamrotania pod nosem Moon over Bourbon Street Stinga nie oglądaliśmy Bourbon Street nocą. Za to role ewentualnych wampirów pełniły duchy, kościotrupy, pająki, dynie i tym podobne, czyli zbliżające się Halloween.

Ponadto w Nowym Orleanie wzruszająco wyglądają statki o swojskich nazwach (Mare Baltic), pływające raczej żwawo po Mississippi.

A także zachęcające do odpoczynku słoneczne apartamenty.

Jasnym punktem są muzea. Co prawda The National WWII Museum – zresztą co tu się dziwić – przekonuje, że II Wojna Światowa toczyła się w zasadzie na Pacyfiku plus D-Day, a Muzeum Wojny Secesyjnej pokazuje głównie kapciuchy na tytoń rozmaitych generałów Lee i coś ze dwadzieścia flag Konfederacji, ale do The Ogden Museum of Southern Art naprawdę warto zajrzeć.

Przy ładnej pogodzie przyjemnie siedzi się też w ogrodzie rzeźb w nowoorleańskim Museum of Art.

Natomiast na cmentarzu Lafayette, cichym i urokliwym,

z mnóstwem uciekających spod nóg takich maleńkich smoków,

dogoniła mnie w końcu wirusologia i trzeba było wracać do domu.

okołonaukowo

Były sobie świnki trzy

ResearchBlogging.org

Będzie zatem o świnkach, choć może niekoniecznie o trzech zwierzątkach, a raczej o trzech aspektach tej samej świnki.

Świnka (inaczej zapalenie ślinianek przyusznych) to jedna z typowych chorób zakaźnych wieku dziecięcego. Powodowana jest przez zakażenie wirusem świnki, należącym do paramyksowirusów (rodzina Paramyxoviridae). Jest to wirus przecudnej wprost urody:

Świnka występuje na całym świecie, a zarazić można się tylko przez kontakt z innym człowiekiem. Wirusy znajdują się w ślinie zakażonej osoby i szerzą się drogą kropelkową oraz przez bliskie kontakty i zanieczyszczone przedmioty. Źródłem zakażenia może być także mocz oraz wydzielina spojówek. Rozprzestrzenianie wirusa zaczyna się około 6 dni przed wystąpieniem objawów klinicznych i występować może do kilku dni po ich ustąpieniu. Okres inkubacji choroby trwa na ogół dwa do trzech tygodni, a charakteryzuje się niespecyficznymi objawami, typu: bóle głowy, niezbyt wysoka gorączka czy ogólne złe samopoczucie.

Po wniknięciu do organizmu człowieka poprzez układ oddechowy, a także spojówki, wirus namnaża się w śliniankach i miejscowej tkance limfatycznej. W ciągu kolejnych dni szerzy się przez tkankę limfatyczną oraz krew i atakuje różne narządy (jądra, jajniki, trzustkę, mózg i opony mózgowo-rdzeniowe, nerki).

Świnka więc to nie tylko powiększenie ślinianek przyusznych, ale jest to typowa choroba układowa. Nie wszystkie objawy kliniczne występują jednak równie często. Najpowszechniejsze jest jednostronne powiększenie ślinianki przyusznej (70% przypadków),

rzadsze jest zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych (10%), a już zupełnie rzadko pojawia się zapalenie mózgu (mogące prowadzić do trwałej głuchoty), jajników czy trzustki. W 35% przypadków nie daje się w ogóle zdiagnozować świnki na podstawie samych objawów klinicznych.

Zakażenie wirusem świnki w czasie wczesnej ciąży może skończyć się poronieniem. Nie ma przekonujacych danych na temat wad wrodzonych na skutek tegoż zakażenia.

Emocje budzi czasem kwestia zapalenia jąder oraz przypuszczenie, że prowadzić ono może do późniejszej bezpłodności (a także do nowotworu jąder). Zapalenie jąder w przebiegu świnki rzadko występuje u chłopców przed okresem dojrzewania, ale dość często (20-30% przypadków) u starszych chłopców oraz mężczyzn. Na ogół przebiega z zapaleniem najądrzy, a objawia się nagłym bólem i opuchnięciem jąder, wysoką gorączką i wymiotami. Wiąże się często (nawet w połowie przypadków) z atrofią (zmniejszeniem objętości) jądra oraz ze zmianami w spermatogenezie – notuje się mniejszą liczbę wytwarzanych plemników i słabszą ich ruchliwość. Zmiany w spermatogenezie obserwowano nawet do trzech lat po przebyciu świnki. Jednakże bezpłodność poświnkowa jest rzadka. Częściej (13% przypadków) występuje stan przejściowej obniżonej płodności.

Pojawiły się także doniesienia na temat przypuszczalnego związku przyczynowo-skutkowego zapalenia jąder w przebiegu świnki z nowotworem jąder. Związek taki nie został jednak potwierdzony, choć opisano pacjentów z tym nowotworem po atrofii narządu, będącej powikłaniem po śwince.

Po wprowadzeniu do użytku szczepionki MMR, liczba przypadków świnki oraz liczba powikłań po niej spadły znacząco. Obecnie stosowana szczepionka MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce) jest bezpieczna, nie zawiera tiomersalu, nie powoduje autyzmu, nie wiąże się także z powikłaniami neurologicznymi. O te ostatnie podejrzewano inną szczepionkę przeciw śwince, w której znajdował się szczep wirusa o nazwie Urabe. I słusznie, udowodniono bowiem, że szczep ten może – niezbyt często, ale jednak – powodować zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Ze względu na to w wielu krajach wycofano szczepionki z tym szczepem, a wprowadzono nowe (MMRII), które zawierają inny szczep wirusa świnki, mianowicie Jeryl Lynn. Szczep Jeryl Lynn jest bezpieczniejszy, nie wiąże się z zapaleniem opon, acz jest nieco mniej skuteczny niż Urabe. W niektórych krajach zresztą wciąż stosuje się szczepionki z tym ostatnim.

Szczepionka jest skuteczna, choć nie aż tak, jak wskazywały początkowo badania laboratoryjne. Obserwowana w populacji skuteczność jednej dawki wynosi 62-85%, a dwóch dawek – 76-95%.

Mimo wszystko po wprowadzeniu szczepień obniżyła się mocno liczba przypadków świnki. Potem jednak nastapiło zmniejszenie liczby osób przyjmujacych szczepionkę (w latach dziewięćdziesiątych XXw., na skutek podejrzeń, jakoby szczepionka miała powodować autyzm), a co za tym poszło – wzrósł stopień narażenia ludzi na samą chorobę, jak i na jej powikłania (co było i jest niewątpliwie niepokojące w przypadku chłopców po okresie dojrzewania i młodych mężczyzn). Obecnie mniejsze lub większe epidemie świnki wybuchają często, w wielu rejonach świata (w tym roku: Egipt, Hiszpania, Serbia, Kanada). Winy za nie nie można jednak przypisywać jedynie niechęci ludzi do szczepienia siebie i swoich bliskich. Coraz częściej bowiem pojawiają się doniesienia, że jedna dawka szczepionki jest za mało skuteczna, a także, że i dwie dawki mogą nie być wystarczające. Wygląda na to, że młodzi ludzie, szczepieni w przeszłości, są w tej chwili narażeni na zachorowanie, ich odporność wywołana szczepionką zmalała bowiem z czasem. Coraz więcej specjalistów zwraca więc uwagę na niebezpieczeństwo i nawołuje do odpowiedniego postępowania, w tym zmian w kalendarzach szczepień, czy ewentualnego doszczepiania tych, którzy szczególnie narażeni są na infekcję w czasie epidemii.

Literatura:
1. Singh, R., Mostafid, H., & Hindley, R. (2006). Measles, mumps and rubella – the urologist’s perspective International Journal of Clinical Practice, 60 (3), 335-339 DOI: 10.1111/j.1742-1241.2006.00698.x
2. Davis, N., McGuire, B., Mahon, J., Smyth, A., O’Malley, K., & Fitzpatrick, J. (2010). The increasing incidence of mumps orchitis: a comprehensive review BJU International, 105 (8), 1060-1065 DOI: 10.1111/j.1464-410X.2009.09148.x
3. ANIS, E., GROTTO, I., MOERMAN, L., WARSHAVSKY, B., SLATER, P., & LEV, B. (2011). Mumps outbreak in Israel’s highly vaccinated society: are two doses enough? Epidemiology and Infection, 140 (03), 439-446 DOI: 10.1017/S095026881100063X
4. Deeks, S., Lim, G., Simpson, M., Gagne, L., Gubbay, J., Kristjanson, E., Fung, C., & Crowcroft, N. (2011). An assessment of mumps vaccine effectiveness by dose during an outbreak in Canada Canadian Medical Association Journal, 183 (9), 1014-1020 DOI: 10.1503/cmaj.101371
5. Enders G, & Baron S (1996). Paramyxoviruses Medical Microbiology PMID: 21413341
6. Obrazki pochodzą z Public Health Image Library i Microbiology and Immunology Online.