A jeszcze wcześniej podsumujemy jakoś mijający i podejmiemy zobowiązania na ten kolejny. Pomogą mi w tym teksty znalezione w internetowych czeluściach – teksty, dzięki którym uświadomiłam sobie, że jestem fatalną żoną i że wreszcie trzeba to zmienić. Do takiego samego wniosku, w co zupełnie nie wątpię, dojdzie niemal każda czytelniczka. A ta, która nie dojdzie? To zła kobieta jest.
Postanawiam więc w przyszłym roku naprawić moje małżeństwo, które w oczywisty sposób sypie się wyłącznie z mojej winy. Dążyć do celu, jakim jest jedność małżeńska, będę na kilka różnych sposobów i pod trzema głównymi względami.
Wzgląd pierwszy – jedność seksualna – pod tytułem: żonę programuje się przez uszy czyli inwestowanie przez miętoszenie ciastek
Jak wszyscy doskonale wiedzą, kobieta i mężczyzna różnią się w podejściu do seksu. I nie tylko. Nie, nie kobiety i mężczyźni się różnią. Kobieta i mężczyzna. Bo, jak również wszystkim wiadomo, wszystkie kobiety są takie same i wszyscy mężczyźni też. Dzięki temu mamy takie świetne porady i fachowe opinie, jak by tu zmienić męża/żonę albo że porządna kobieta nie myśli o seksie, za to religijny mężczyna myśli o seksie cały czas.
Pan Bóg stworzył mężczyznę tak, że mocno reaguje wzrokowo. Nie dziw się temu, nie walcz z tym, nie unikaj.
Nie wybijaj mu oczu…
Może wydaje Ci się to dziwne, ale wystarczy, byś minimalnie się obnażyła, a mąż natychmiast to spostrzega i zaczyna się wpatrywać jak pies w kość. Z drugiej strony on mógłby przed Tobą paradować w całej swojej krasie, a Ty wcale nie będziesz z tego powodu natychmiast lgnęła do niego.
A mój mężczyzna nie wpatruje się jak pies w kość, tylko ździebko inteligentniej. Hmmm, może i on powinien coś zmienić w swoim postępowaniu… No i ja muszę sobie wbić do głowy – nie jestem wrażliwa na bodźce wzrokowe, nie jestem wrażliwa na bodźce wzrokowe, nie jestem…
Bóg stworzył mężczyznę, by reagował wzrokowo. Wystarczy, że rzuci okiem na twoje kształty i już jest gotowy. W 100%! Nawet jeśli niechcący lekko się obnażysz – on utkwi w tym miejscu wzrok.
Naprawdę, muszę uważać z tym ściąganiem rękawiczek w autobusie. Niechcący.
Jako mężczyzna najbardziej byś chciał, aby w małżeńskiej intymności wszystko działo się jak w słynnym zawołaniu: Veni, vidi, vici. Czyli inaczej mówiąc: „Przyszedłem, zobaczyłem, posiadłem żonę”.
Vi = posia. Ci = dłemżonę. I jakiż ten mężczyzna finezyjny, ho, ho. Mój zdecydowanie musi coś ze sobą zrobić, bo aż tak finezyjny nie jest. Pewnie dlatego, że nie zna łaciny.
Widzisz ją i już jesteś gotowy. Chciałbyś jak najszybciej zbliżyć się do niej i zmierzać prosto do szczytu. Ale czy zdajesz sobie sprawę, że będzie to zmierzanie jedynie do Twojego szczytu? Dla żony to nie takie proste. W przeciwieństwie do Ciebie, który chętnie oglądasz żonę w „stroju Ewy”, ją widok męża w „stroju Adama” wcale nie podnieca automatycznie,
Wcale nie, zupełnie, absolutnie nie, nigdy w życiu…
a fizyczne zjednoczenie się nie od razu wywołuje odczucia.
No jak to? Myślałam, że od razu. Gra wstępna jest taka przereklamowana.
Pieszczoty ciała potrzebują wcześniejszego pieszczenia psychiki – słowami i postawą. Żonę programuje się przez uszy.
Oraz przez inwestycje – to takie romantyczne – i przez miętoszenie. Bo dotyk erotyczny w kochającym się małżeństwie religijnym to miętoszenie. Muszę zapamiętać.
Od razu zaznaczam, że mówię tu o tzw. przytulaniu „nie”, czyli „nie-erotycznym” (w tamtej dziedzinie mój mąż także mnie doinwestowuje i sprawia mi wielką przyjemność, że mnie pożąda).
Tylko uwaga! Nie chodzi o uścisk, jakiego – podejrzewam – Ty byś pragnął najbardziej. Na to również jest czas. Ale bardziej niż miętoszenia (wierz mi!), ona potrzebuje po prostu czułości, dotyku czysto nieerotycznego.
Twoja Żona pewnie odczuwa podobnie. I jeżeli nie doinwestowujesz jej w tej dziedzinie, może usychać z pragnienia bliskości. Dlatego nie żałuj sekund!
Nie żałuj sekund, zdecydowanie. Przecież można się poświęcić i zainwestować w tę kilkusekundową grę wstępną. Tylko czy sekundy wystarczą? Poniżej jest mowa o minutach. Czy religijni mężczyźni naprawdę aż tak dużo czasu tracą na te inwestycje? Jestem zbudowana ich postawą moralną.
A do tego rozbudza się powoli. Potrzebuje Twoich długich, cierpliwych pieszczot, aby stopniowo przybliżać się do spełnienia. Nie oczekuj, że nastąpi to w ciągu 5 czy 10 minut! Niektóre kobiety nie płoną, bo po prostu poślubiły strażaka…
Mojemu mężowi strażak skojarzył się, zupełnie nie wiedzieć czemu, z duuużą sikawką. Nie wiem, co on miał na myśli. Ale tak to jest, jak się jest z mężczyzną o niewłaściwych wzorcach moralnych.
Gdy macie czas niepłodny, bądź dla niego szczególnie atrakcyjna, zadbaj o takie stroje, które będą kuszące tylko dla niego (dla jednego to „strój Ewy”, drugi woli powiewne chustki, trzeci jeszcze coś innego). Pozwól, aby się napasł wzrokiem i także… aby się napasł fizycznie.
W czasie płodnym pomóż mu wyhamować. Nie chodzi o to, byś była wtedy obdarta i potargana.
…bo wtedy wyglądam najbardziej seksownie.
Pamiętaj, żeby mężowi nie utrudniać dotrwania do kolejnej fazy niepłodnej. Ogranicz negliż, raczej poproś o wykonanie zaległych napraw domowych (profesor Włodzimierz Fijałkowski nazywał to „przetwarzaniem na energię pozytywną”).
Mąż zobaczy moje kształty (muszę zainwestować w sztywne kartonowe ciuszki), stanie się gotowy jak stuprocentowy strażak w ciągu trzech sekund, będzie chciał mnie obedrzeć i potargać – a ja mu na to: kochanie, złap za kolanko rurę pod zlewozmywakiem i przetwórz swe miętoszenie na energię pozytywną. Kul. Nie ma sprawy.
Musisz wiedzieć, że mężczyzna z natury stworzenia jest ukierunkowany na ciało i jedność cielesną.
Kobieta jest po prostu zorientowana na jedność emocjonalną i dlatego tak ważne jest dla niej poczucie bezpieczeństwa. Jeśli ten warunek nie będzie spełniony, mogłaby nawet żyć bez zbliżeń.
Bo kobiety wcale nie myślą o seksie. Wcale a wcale. W ogóle im to nie przychodzi do głowy.
Dlatego stymulowanie jej przez sam akt penetracji nie przynosi sukcesu.
Naprawdę? Ojejku, a ja myślałam, że to od tego aktu penetracji się zaczyna i na nim kończy. To jest coś jeszcze?
Choć dla Ciebie samo zbliżenie jest tylko bitą śmietaną na ciastku, dla męża brak zbliżeń to w ogóle brak ciastka. Tak go Pan Bóg stworzył.
Dla kobiety inne rzeczy mogą chwilowo mieć większą wartość priorytet. Dla żony akt małżeński jest tylko bitą śmietaną na szarlotce. Samym zaś ciastkiem jest dla niej poczucie bycia kochaną i chronioną.
:-D Te ciastka ze śmietaną…
Dawaj też znać, że jesteś dla niego dostępna (w zgodzie z cyklem płodności), aby nie czuł się odrzucony.
Nieważne, czy masz ochotę, czy nie masz… a zapomniałam, że żona z zasady nie ma ochoty, bo nie interesuje ją seks…, no tak, najważniejsze, żeby dawała znać, że jest dostępna. Wystarczy, że pomaluję sobie tyłek na jaskrawoczerwono?
Wzgląd drugi – jedność duchowa – pod tytułem: mąż jako przywódca bez pustych przebiegów, nieporównywalnie cenniejszy niż waza
Powiem Ci w imieniu Twojego męża coś bardzo ważnego: my, mężczyźni, zwykle nie mamy tak podzielnej uwagi jak kobiety. Ty możesz rozmawiać z kimś o poważnych sprawach, jednocześnie prasując lub myśląc o obiadowym menu. Tymczasem gdy mąż skoncentruje się na robieniu jednej rzeczy, wyłącza się z innych.
Spryciarz…, znaczy chciałam powiedzieć – bardzo prawidłowo, tak powinno być. Ja natomiast powinnam nauczyć się gadać z przyjaciółką przez telefon w nastepujący sposób – „tak, tak, kochana, wiem, że twój synek ciężko choruje, a ja na obiad schabowego przygotuję. W dodatku nawet nie czuję, że rymuję.”
Znajoma powiedziała nam kiedyś: „Jeśli nie umiałabym gotować z płaczącym dzieckiem na ręku, umarłabym z głodu”. Być może jest to jeden z głównych powodów, dla których Bóg dał kobiecie tę niezwykłą zdolność.
Niewątpliwie dlatego. I dlatego także, że biedny, zaniedbany, oglądający mecz w telewizji mąż również umarłby z głodu, gdyby kobieta nie umiała gotować z płaczącym dzieckiem na ręku. Ba, nie miałby kto wówczas uspokoić dzieciaka. Trzy w jednym!
Oczywiście, pewnie powinien uczyć się od Ciebie podzielnej uwagi, a Ty od niego – skoncentrowania na jednym.
No ale jak się skoncentruję na jednym, to kto nakarmi męża, kiedy będę karmić dziecko? Aaaa, po to mam dwa cycki… wszystko jasne.
Nie wymagaj jednak rzeczy nierealnych. Gdy czegoś potrzebujesz, napisz mu na kartce listę zamówień, najlepiej w kolejności priorytetowej. Kiedy pracuje, a Ty musisz się do niego zwrócić, zrób to delikatnie.
Napiszę. I nie będę go kopać, żeby zwrócić jego uwagę, kiedy pracuje.
Ty z natury jesteś bardziej delikatna, ale zarazem bardziej elastyczna. Zrozum jednak, że twardość Twojego męża w gruncie rzeczy bardziej niż kamień przypomina drogocenną wazę z porcelany sprzed setek lat. Pomyśl, jak zadbałabyś o taką wazę, gdybyś musiała ją gdzieś przewieźć? Mąż jest nieporównanie cenniejszy niż waza.
Mówiłam przecież, że nie będę go kopać.
On – jako rasowy mężczyzna – jest stworzony przez Pana Boga na przywódcę.
Kinky.
Mimo to trzeba mu pewne rzeczy tłumaczyć. Na przykład to, żeby nie robił „pustych przebiegów” – bo nieekonomicznie jest chodzić tam i z powrotem obok sterty brudnych ubrań, skoro idąc po coś do kuchni, można po drodze zanieść coś do prania do łazienki. On sam musi dojrzeć, ale Ty możesz mu to ułatwić lub utrudnić. Wierz w niego. Wytrwale mu sekunduj. Wypromuj go i wykreuj. Przecież chyba chcesz mieć w domu dobrego przywódcę!
:-) Pewnie, że chcę. Będę mu sekundować, a nawet kibicować – „podanie brudnych ubrań, dośrodkowanie, bramkarz opuścił stanowisko przy drzwiach łazienki, goool! i ciuchy w koszu”. Dzielny mój przywódca. I żeby jeszcze wyglądał jak Beckham przykładowo, …, a nie, przecież kobiety nie zwracają uwagi na wygląd mężczyzn. Przywołuję się do porządku.
I ileż za tę kreację dostanę w promocji, ach.
Każda kobieta potrzebuje dostawać kwiaty. My, żony, wciąż jesteśmy kobietami i potrzebujemy otrzymywać kwiaty nie tylko w narzeczeństwie, ale przez całe życie. Nie muszą to być wcale drogie bukiety, wystarczy co jakiś czas róża albo mały pęk konwalii, a nawet gałązki z dzikich drzewek.
Z dzikich drzewek? A z takich krzaczków bzu, które rosną na trawniku przed blokiem też? Oj, to dobrze. Jakaż to oszczędność, a przecież żona powinna być gospodarna.
Otóż żona potrzebuje być przytulana, choćby króciutko – i to wiele razy dziennie. Ruth Heil, niemiecka doradczyni małżeńska i autorka wielu książek, twierdzi, że przytulanie mniej niż cztery razy dziennie to zbyt mało, żeby małżeństwo przeżyło; 8 razy – to minimum, a dopiero 12 razy w pełni zaspokaja uczuciowe potrzeby żony. Podejmij więc to wyzwanie, drogi Mężu. Tylko nie próbuj robić tego zbyt mocno, jak buldożer, głośno przy tym licząc, bo jej nie o to chodzi…
Nie? A jak któraś lubi buldożery, liczące pod nosem – „jeden przytułek, drugi przytułek…, no dobra, odwalone na dzisiaj” – to co wtedy?
Wzgląd trzeci – jedność intelektualna – pod tytułem: daj mężowi hamburgera, czyli rurki i zawory w mózgu mężczyzny
W przeciwieństwie do Was, Drogie Panie, mężczyzna ma bowiem wbudowany kranik, a nawet zawór – i to bardzo szczelny. Gdy coś rozważa, w głowie następują procesy myślowe, coś się skrapla, coś wybucha – ale on tego prawie nie daje po sobie poznać.
Niektórzy dają. Na przykład pomysłowy Dobromir. Chyba że z wiekiem mu przeszło.
Dziwi Cię może ten potok słów – ale trzeba zrozumieć, że kobieta tak właśnie została stworzona: wszystko, co myśli w głowie, od razu wylewa się przez usta. Tak jakby z mózgu do ust wiodła prosta rurka bez kranika (co nie znaczy, że potok słów musi się lać bez przerwy). Dzięki temu kobiety nie kiszą w sobie problemów i nie mają wielu wrzodów na żołądku.
Wrzody biorą się od kiszenia – czego to człowiek się nie dowie.
Wspominaliśmy, że konstrukcja myśli i wypowiedzi słownej mężczyzny jest jak system skomplikowanych rurek w mózgu, gdzie coś się skrapla, reaguje, przechodzi krętymi torami labiryntów, a końcowy zaworek oddaje z rzadka krople finalnego efektu przemyśleń (na które z utęsknieniem czekasz!). U Ciebie zaś jest zwykłe połączenie bezpośrednie – w praktyce prawie każda myśl z głowy pojawia się natychmiast na języku (niektórzy nawet twierdzą, że tam szybciej niż w głowie…). Wobec tego z pewnością nie należy w te skomplikowane kanały wpuszczać równie skomplikowanych substancji. Bo one muszą przez te rurki przelecieć, nie zatkać ich, a właśnie spowodować odpowiednią reakcję. Nie próbuj wpuszczać tam zdania typu: „Śmieci się już przelewają” albo „Do kosza już nic nie wejdzie”. Oczekiwana przez Ciebie reakcja nie nastąpi. Co najwyżej on ugniecie te śmieci nogą i powie z dumą, że jeszcze sporo wejdzie. Jeśli chcesz coś osiągnąć, to powiedz wprost: „Kochanie, proszę Cię, wyrzuć śmieci”.
Twoja prośba powinna być prosta – jak mała kuleczka – żeby się mogła łatwo przeturlać przez cały jego mechanizm. I nie miej o to pretensji: przy całym należnym Twojemu mężowi szacunku – on po prostu tak został zbudowany.
Pierwszą moją myślą, która pojawiła się najpierw na języku, a potem w głowie (note to self: opublikować nowatorski artykuł o neuroanatomii człowieka…, a nie, to przecież kobieta, nie człowiek) – nie mówić do męża skomplikowanymi zdaniami. Dopuszczalne są tylko trzywyrazowe. I proste. Inaczej kulki zatkają mu rurki w mózgu i już nigdy nie wywali tych śmieci. Za to będzie je z wdziękiem ubijał. Hmmm, to muszę się jeszcze zastanowić…
Jeśli więc masz jakąś delikatną sprawę, gdzie mąż rzeczywiście powinien się zmienić czy podjąć niełatwą decyzję – to zamiast dręczyć, marudzić, oskarżać – więcej osiągniesz, delikatnie wkładając postulaty w podwójne opakowanie (jak hamburger): najpierw powiedz mu dobre słowo lub pochwal, potem opisz problem albo sformułuj swoje postulaty, na koniec znowu podaruj mężowi słowa podziwu i uznania. Wybierz na to wszystko stosowny czas (najlepiej, kiedy jest najedzony i w miarę dobrym humorze). I bez względu na jego reakcję nie zrzędź, nie marudź, nie narzekaj. Staraj się być księżniczką, a pomożesz jemu stać się księciem.
Być księżniczką – nie marudząc dać mężowi hamburgera, kiedy jest najedzony. No, ale jeśli książę dysponuje dużym rumakiem… a nie, nie, żadnych takich myśli w głowie. Księżniczki myślą wyłącznie za pomocą języków…, ups, znowu muszę przywołać się do porządku.
Żona będzie czuła się kochana, gdy… po prostu będziesz jej słuchał aktywnie! To znaczy słuchał naprawdę, próbując zrozumieć, zadając pytania i powtarzając własnymi słowami to, co zrozumiałeś. Być może ona powie: „Ale ja miałam na myśli coś zupełnie innego” – i wytłumaczy ci to… jeszcze raz, aby w końcu pojawił się oczekiwany happy end: „Tak, o to mi właśnie chodziło”. I wtedy WRESZCIE zamilknie.
Ten mój dzielny przywódca. Jest taki wzruszajacy, kiedy tłumaczę mu coś siódmy raz. Ale jaka jest radość, kiedy wreszcie coś zrozumie, a ja wtedy WRESZCIE mogę zamknąć moją zrzędzącą, marudzącą i narzekającą jadaczkę.
My, mężowie, wracając z pracy do domu, chcemy znaleźć tam oazę spokoju. Tej myśli chwytamy się po ciężkim dniu, spragnieni jak ryba wody.
A my, żony, wracając z pracy… Co ja gadam, przecież my żony nie pracujemy zawodowo. A jeśli nawet któraś jest aż tak nieprzyzwoita, żeby szlajać się gdzieś między mężczyznami, to na pewno nigdy nie miewa tam ciężkiego dnia.
Jeśli dasz radę powitać mnie uśmiechem niezależnie od emocji i bieżących problemów – to doda mi skrzydeł i z pewnością Ci się odwdzięczę. I będę szczęśliwy, gdy przywitasz mnie bez fartuszka, z poprawioną fryzurą i… świeżo pachnąca specjalnie dla mnie. Wiem, że to niełatwe, ale zaufaj mi – to dobra inwestycja, bo gdy wracam ze świata pełnego zadbanych kobiet pracujących w firmie, obraz zaniedbanej żony może być niemiłym kontrastem.
No. Niech ci się przypadkiem nie przewróci w głowie, bo ten kontrast może być bardzo duży. I żeby mi ten fartuszek był ostatni raz.
Podsumowując, moje postanowienie noworoczne wygląda następująco: zachowywać się jak programująca się przez uszy księżniczka, bez negliżu na wierzchu, karmiąca męża ciastkiem ze śmietaną (a nie kwaśnymi wrzodami), tłumacząca puste przebiegi przywódcy z rurkami w mózgu i witająca go w progu hamburgerem bez fartuszka. Dzięki temu osiągnę harmonię w małżeństwie. Spoko. Nic to dla mnie.
Za te żartobliwe (bo takie przynajmniej w części miały podobno być), pełne lekkości i wdzięku (niemal jak rzut kowadłem) mądrości życiowe dziękuję państwu Wołochowiczom z Magazynu Familia – zawsze bliskiego rodzinie.