okołofeminizmowo, smutne

Samotność

[…] Mam samotność prostą do wytłumaczenia. Wynika z tego, że nie miałam córki. A synowie poszli za żonami. Nie ma mnie w ich życiu.[…]

[…] Wychowałam ich na ludzi, nie na przestępców.[…]

[…] A młodszy to naprawdę pracuje bardzo długo. Mogłyby synowe albo wnuczki.[…] […] Mają teraz po 20 lat, studentki – farmacji i stomatologii.[…]
[…] Synowe nie utrzymują ze mną kontaktu. Żona młodszego, jak zadzwonię, to powie: białe-czarne, wóz-przewóz, i na tym rozmowa się kończy. A żona starszego to już absolutnie.[…]

[…] Jedna synowa jest gdzieś ze wschodu i nie katoliczka, tylko prawosławna, a druga też z innej dzielnicy Polski. Może z domu nie wyniosły tej miłości, tej radości? […]
[…] Mąż wyczuł tę obcość synowych. Nie był jak to teść: ‚Ach, moja synowa!’. Raczej ustawiony daleko.[…]
[…] Do synów, jak przyprowadzali przedstawić narzeczone, chłodno: ‚Chcesz się żenić, to się żeń. Ale ja ani na wesele, ani na wódkę się nie dołożę’. Czy mu się nie spodobały? Nie rozmawiałam z nim o tym. On nigdy nie mówił mi, co myśli. […] On podejmował decyzje, było tak albo nie. A gdybym stanowczo się nie zgadzała? Nigdy nie było, żebym stanowczo się nie zgadzała. Mówiłam: ‚Chcesz, to niech tak będzie’. […] Do synów też nie był czuły.[…]

[…] Czy one mają o coś żal? Nie wiem.[…]

[…] Młodszy syn mieszka na Żoliborzu, trzy przystanki ode mnie, codziennie przejeżdża koło mojego domu. […] Mają syna po studiach. Wpadnie na pięć minut i już go nie ma. Wydaje mi się, że gdybym miała córkę, byłoby inaczej.[…]

[…] Ja w moich synach winy nie widzę. Są czuli, kochani, ale to mężczyźni. To synowe jako kobiety powinny dbać o to, żeby rodzina była razem.[…]

Nikt nie zasługuje na samotną i smutną starość. Ale nie da się uciec przed refleksją, że czasem niektórzy (niektóre) mają ją na własne życzenie. A patriarchat złośliwie szczerzy kły.

okołofeminizmowo, okołoreligijnie, śmieszne

Małżeństwo doskonałe, czyli ślicznie wyglądasz na łańcuchu, kochanie

W obłędzie dzisiejszych czasów, szale upadku autorytetów, huku spadających z piedestału wzorców oraz zamachów na uświęcone tradycje mamy jeden punkt stały. Małżeństwo niewolnicze biblijne. Oto doskonałość. Cel i wzorzec (heteroseksualny ;-) ), do którego winniśmy wszyscy (!) dążyć.

[…]1928 – Kościół katolicki w Polsce zmienił przysięgę ślubną dla kobiet, usuwając fragment zobowiazujący kobietę do posłuszeństwa mężowi. Jako protestant funkcjonujący w kościele, gdzie kobiety nadal ślubują posłuszeństwo swojemu mężowi ośmielę się poruszyć tę – w moim odczuciu – totalnie nierozumianą kwestię.[…]

Jako katoliczka funkcjonująca w tym głupim Kościele, który usunął z przysięgi ślubnej dla kobiet ślubowanie posłuszeństwa (oburzające!), postaram się wytłumaczyć, dlaczegóż krok ten był taki głupi. Jest to zaiste kwestia totalnie nierozumiana, zwłaszcza przez głupie baby. Może jednak, jeśli wytłumaczymy im to powoli i głośno, coś tam zrozumieją. A jak nie, cóż, zawsze możemy skrócić im łańcuch.

[…] Większość czytelniczek podniesie brwi ze zdumienia, że w XXI wieku są jeszcze ludzie, którzy kwestionują tak postępowy krok wywalczony przez międzywojenny ruch emancypacji kobiet.[…]

No właśnie, nie mówiłam, że głupie baby, brwiami rzucają, a potem będą podnosić. Postępowy krok? Jaki postępowy krok? To wszystko sprowadziło same nieszczęścia. Na kobiety zwłaszcza. Nie mogą już chodzić na łańcuchu, tracąc w ten sposób wszelki punkt podparcia i oparcia (patrz dalej).
A mogę zatrzymać chociaż obrożę? Mooogęęę…?

[…] W związku z tym mamy dwa podstawowe problemy: 1. Niezrozumienie co to znaczy „przywództwo” męża w małżeństwie (i w rodzinie) oraz 2. nadużycia tej przywódczej roli.[…]

Nierozumienie, co to znaczy przywództwo? No skąd. Wiadomo, że chodzi o to, że cztyr grzywien za chąźbę jest stanowczo ceną wziętą z księżyca. Dzieci biorą się z nadmagnezjanu chlorku potasu. 23 grudnia 1560 pierwsza kula armatnia odrywa ostatnią nogę admirała Teleginsa. I czy syn mój, który podczas wypadku samochodowego stracił wszystkie zęby trzonowe – może być na tej zasadzie zwolniony od wojska?

[…] To co piszę pewnie nie będzie miało większego sensu dla osób sparzonych w więzi z drugim człowiekiem i dlatego dążących do niezależności, autonomii i „walki o swoje prawa” (jak sporo kobiet w ruchu feministycznym).[…]

To jasne. Feministki to takie kobiety, które się sparzyły w więzi. Zapewne, jeśli się używa podgrzewanych kajdanek, to może się to tak skończyć, dziewczynko!

[…] To, że takie dążenia nie dają głębokiej satysfakcji – prędzej czy później dziewczyny te same się o tym przekonją.[…]

Głęboka satysfakcja… hmmmm… i kajdanki…, pejczyk… Dobrze, już dobrze, już przestaję. Głęboko ukryte, homoerotyczne marzenia prawdziwych religijnych mężczyzn udowadniają mi, że o głębokiej satysfakcji może mówić wyłącznie mężczyzna. 

[…] Ryzykując, że przez część czytelniczek będę niezrozumiany, mimo wszystko chcę sprawę pokrótce nakreślić i tym samym zachęcić Was do poważnego przemyślenia tematu.[…]

Ja za to nie rozumiem, dlaczego to akurat czytelniczki mają nie rozumieć. Przecież legalne niewolnictwo małżeństwo biblijne przynosi kobietom same korzyści. Oraz kajdanki i obroże gratis. Bezproblemowo. Żeby być stroną aktywną w BDSM to dopiero trzeba się napracować, ho, ho.

[…] Ideałem, o który walczą współczesne kobiety jest tzw. małżeństwo partnerskie. „Nie ma mowy o uległości – jesteśmy równi i razem podejmujemy decyzje” – taka jest w przybliżeniu dewiza tych związków. W praktyce problem z małżeństwem partnerskim jast taki…, że ono nie działa. Oczywiście nie w sensie, że jakoś nie funkcjonuje;[…]

Funkcjonuje, ale nie działa. To jakaś męska logika jest, prawda? Wymyka się to nieco mojej małej niewieściej główce. Za długi łańcuch?

[…] jest bowiem wiele takich małżeństw, ale nie są one w stanie dać małżonkom głębokiego poczucia spełnienia i wolności[…]

Poczucie spełnienia można mieć i w inny sposób, BDSM nie jest wymagane. Choć zapewne jak ktoś się rozsmakuje, to potem trudno obalić ten tak naturalny porządek.

[…]Istotą zaś nawrócenia się do Boga i stania chrześcijaninem jest poddanie (czyli uległość) Chrystusowi, jako swojemu Panu i Zbawicielowi. Bez tego nie możemy mówić o małżeństwie chrześcijańskim.[…]

To Chrystusowi czy mężowi, bo coś mi się myli. A, rozumiem. W szpitalach z nieszczęśliwymi ludźmi dużo jest takich osób, którzy mówią o sobie: „jestem Jezus Chrystus”, albo: „jestem Napoleon Bonaparte”. Niechrześcijańskim jest takie się z nich wyśmiewanie. Za to myślę, że pan mąż, dla własnego zdrowia psychicznego, powinien raczej wyobrażać sobie, że jest w tej chwili właścicielem największego i najtwardszego…

…bochenka chleba. I jak zaraz ta głupia kobieta nie pójdzie do piekarni po świeży, to skróci jej łańcuch. 

[…] Mąż miłuje żonę jak Chrystus umiłował Kościól i wydał zań samego siebie. (Ef 5,25) – mamy tu miłość pełną poświęcenia. Kobieta zaś jest uległa mężowi swojemu jak Panu…(Ef 5,22) i …poważa swego męża. (Ef 5,33).[…] A ponieważ mamy ulegać sobie nawzajem (Ef 5,21) to uleganie męża swojej żonie wyraża się właśnie w tym, że on ją kocha miłością na wzór tej jaką Chrystus kocha Kościół. Wyrazem zaś uległości żony Chrystusowi jest jej chęć do bycia uległą mężowi;[…]

Więc tak. Eee, tego…  Mamy ulegać sobie nawzajem, co w oczywisty sposób znaczy, że żona ulega, a mąż nie. Chyba czegoś nie kumam, zdecydowanie mąż założył mi dziś za ciasną obrożę. A, już wiem. Mąż ulega w ten sposób, że się poświęca i wydaje pieniądze na pejczyk.  A żona? Żona w obroży ulega mężowi. Robi się coraz goręcej. Fajne te małżeństwa biblijne.

[…] Niezwykle istotne w takim układzie, w normalnej sytuacji, jest to, że przez ustanowienie jednoosobowego przywództwa wyeliminowany został wewnętrzny czynnik konfliktujący małżonków. Mąż jest odpowiedzialny za podejmowane decyzje, ale przez pełną poświęcenia miłość do żony słucha jej argumentów i zawsze je w taki czy inny sposób uwzględnia. Z kolei żona nie ma poczucia odpowiedzialności za kierunek rodziny, jest pod parasolem przywództwa męża. Czuje się bezpieczna i doceniona, gdy mąż chętnie korzysta z jej rady.[…]

No pewnie. Mąż mówi do żony – „idąc do sklepu skręć na najbliższej przecznicy w lewo, bo skrócę ci łańcuch i przypieprzę parasolem”. Żona na to – „parasol jest kiepskim pomysłem. Wolę dildo. Zwłaszcza jeśli mówimy o pieprzeniu”. Mąż – „no dobra, słucham twoich argumentów z pełną poświęcenia miłością. Jak duże ma być to dildo?” Żona – „czuję się bezpieczna i doceniona, że skorzystasz z mojej rady i kupisz największe.”

[…] (mąż wydoskonala się w pełnej poświęcenia miłości do żony i w odpowiedzialnym przywództwie, a żona wydoskonala się w posłuszeństwie i szanowaniu – byciu wsparciem – dla swojego męża.)[…]

Mąż wydoskonala się w operowaniu kajdankami, obrożą, łańcuchem i pejczem.

A żona…? Żona też, mniam, mniam.

[…]Żona nie musi ciągle walczyć z sobą, czy i w tym mam mu ulec – raz na zawsze zdecydowała – jestem uległa […]Mąż zaś nie może umywać rąk i mówić „to przecież twoje dzieci…”, albo „to twoja wina, zrób jak uważąsz”, bo raz na zawsze wziął na siebie odpowiedzialność za swoją rodzinę.[…]

No, i nie mowiłam, że głupie baby nie rozumieją, że to wszystko dla ich dobra. Mogą spokojnie  powiedzieć do męża – „to przecież twoje dzieci, nakarm je więc, opierz i odrób z nimi lekcje”. Feministyczny ideał!

[…] Któraś z Was może powiedzieć: „może tobie się taki związek podoba, lecz ja nie wyobrażam sobie bycia uległą mężowi, znacznie bardziej wolę partnerstwo.”Odpowiedz mi zatem proszę na kilka pytań. Jak wyobrażasz sobie podjęcie decyzji w sytuacji, gdy macie skrajnie przeciwne zapatrywania na sprawę? Może głosowanie?[…]

Eee, a żyłam naiwnymi złudzeniami, że może decyzję podejmuje ta osoba, która akurat ma rację na dany temat. Bo zna się na czymś trochę lepiej, niż partner/partnerka. Nie nie nie. To niemożliwe jednak. Przecież baba nie zna się na niczym, poza tym […] nie ma poczucia odpowiedzialności za kierunek rodziny[…] Nie rozumiem w związku z tym, po co komu taka żona. Chyba po ten łańcuch i pejczyk li i jedynie…

[…] Oczywiście negocjacje, dialog są dobre, a jeśli nie ma na to czasu i decyzję trzeba podjąć już zaraz? Kobiety ze związków partnerskich powiedzą Ci czym się to kończy – kłótnią lub też porządną awanturą.[…]

Negocjacje i dialog są dobre, owszem, najlepsze wówczas, kiedy jedno gada, a drugie słucha. To taki ideał negocjacji, że proszę siadać.

[…]Powiesz, „ale dzięki temu przynajmniej w niektórych kwestiach postawię na swoim, a jak będe stale ulegała, to zostanę zepchnięta w domu do roli jakiegoś popychła”. Jednak czy na pewno tak dużo wywalczysz? Kiedy dwoje ludzi zaczyna się ze sobą ścierać, to powstaje w nich naturalna chęć stawiania na swoim już przy każdej okazji (przez zwykłą przekorę) i to w kwestiach, które w innych okolicznościach spokojnie by sobie odpuścili. Dziewczyny z małżeństw partnerskich, które mają za sobą ze sto utarczek z mężami mogą zrobić uczciwy bilans: może i wywalczyły, postawiły na swoim, ale koszt jaki przyszło zapłacić – te wszystkie kłótnie, czyni te zwycięstwa raaczej pyrrusowymi. A na dodatek z perspektywy przyznacie, że o wiel z tych spraw nie warto się było wogóle wykłócać. Co więcej z taką postawą nieuchronnie czujecie, jak się od swoich mężów emocjonalnie odsuwacie. Wkrótce z przeciwników przeradzają się oni w Waszych wrogów.[…]

Zawsze mnie zastanawia, dlaczego prawdziwi religijni mężczyźni, publikujący swoje, ekhm, przemyślenia w necie, mają takie militarystyczne ciągoty. Walka. Ścieranie się. Utarczki. Pyrrusowe zwycięstwa. Przeciwnicy i wrogowie. Czy to nie jest aby kompleks porucznika Scheisskopfa, który pewnego wieczoru odczuł potrzebę żywego modela i kazał żonie maszerować po pokoju, a ona zapytała, czy nago (z nadzieją w głosie)? Jednakowoż, jak wiadomo, porucznik nie chciał chłostać swojej żony, choć był geniuszem wojskowym. Z drugiej strony, porucznik Bemis znakomicie biczował swą żonę przy każdym stosunku, a na defiladach niewart był złamanego szeląga. Nobody’s perfect.
Zaraz, zaraz. Może i nobody’s niby perfect, ale religijni mężowie w natchnionym zapale dążą do bycia ideałami. Myląc wprawdzie nieco pole bitwy z własnym domem. Ale to wszystko dla dobra żon. (I ku ich radości).

[…]Dziewczyny ze związków partnerskich, które niepewnie patrzą w przyszłość stojąc na gruncie kruchego kompromisu nie mają pojęcia o pokoju i pociągającej w stronę męża miłości, jakich doświadcza kobieta, gdy świadomie decyduje się na powierzenie samej siebie mężowi. Z kolei faceci, którzy ciągle prowadzą grę ze swoimi żonami, aby manipulować nimi i starać się postawić na swoim, nie mają pojęcia o radości i satysfakcji jaką przeżywa mężczyzna, który na wzór Chrystusa przyjmuje odpowiedzialność za kobietę, którą Bóg daje mu jako bezcenny dar, aby się nią opiekował i o nią troszczył. To się nazywa szczęście w małżeństwie.[…]

Szczęście w małżeństwie jeszcze raz: kompromis – kruchy i nędzny, łańcuch – mocny i wspaniały (smycz już taka pewnie nie jest, ale smycz jest dla mięczaków). Do zapamiętania. I ci mężowie, osiągający tajemniczą satysfakcję bez gier i, ekhm, stawiania – wszystko godne podziwu i naśladowania.

[…]Od ponad jedenastu lat jestem w takim związku i przyznaję, ze jest to jedna z najbardziej wspaniałych i spełniających rzeczy, które tu na ziemi przeżywam. Moja żona nie jest stłamszona ani zdepresjonowana – przeciwnie, podobnie jak ja – szczęśliwa.[…]

Nie no, jak AŻ od jedenastu, to nie mam pytań. Autor z taaakim doświadczeniem, pamiętający niemal czasy proroka Jeremiasza, musi wiedzieć, o czym mówi. A czy żona ewentualnie dałaby głos, żeby poświadczyć, że również jest szczęśliwa? Czy zajęta jest raczej w tej chwili przynoszeniem mężowi kapci w zębach?

[…] Wiem, wiem, zaraz możecie przytoczyć mi sporo przykładów cioć, kumpli i znajomych, którzy żyją w związkach partnerskich a są bardzo szczęśliwi. Ośmielę się zauważyć że jest różnica między „szczęśćkiem” braku poważnych konfliktów (lub dobrania charakterologicznego minimalizującego prawdopodobieństwo powstania spięć w małżeństwie) a głębokim szczęściem osób wypełniających wzór Twórcy małżeństwa. Jest to różnica na wzór poczucia wolności ryby w akwarium i ryby pławiącej się w oceanie.[…]

Tak, tak, wszyscy wiemy, że ciocie, kumple i znajomi zwyczajnie kłamią. Jak te ryby w akwarium, nie przymierzając.

[…] Pomyśl: czy jesteś wierząca, czy nie – Twój związek małżeński głosi więź Chrystus – Kościół, i głosi albo prawdę – gdy jesteś uległą mężowi, albo kłamstwo, gdy z nim walczysz o włądzę.[…]

Pomyśl, dziewczynko. Pomyśl. Hmmm, mnie jakoś trudno idzie dzisiaj myślenie. Chyba muszę poprosić męża, żeby mnie oćwiczył, ekhm, poćwiczył ze mną moje zdolności. Umysłowe oczywiście. Rozwiązywanie krzyżówek miałam na myśli, no.

 

(Złote myśli pana protestanta na temat szczęśliwego małżeństwa znalazłam tutaj)

czepiam się, okołonaukowo

Naukę robimy, o nauce piszemy

ResearchBlogging.org

[…] czy jednak Internet, oferujący na wyciągnięcie ręki niby wiedzę, ale często powierzchowną, często jej pozory, a często bezczelne kłamstwa i mętne urojenia na wiedzę ucharakteryzowane, pozwalający każdemu poczuć się ekspertem, nie wprowadzi naszej cywilizacji – w nowe wieki ciemne.[…] napisał ostatnio Miskidomleka. I skojarzyło mi się to z jednym z nowszych doniesień w dziale naukowym Gazety Wyborczej.

Osoba podpisująca się jako ola opisuje pracę z Nutrition Journal, pracę informującą jakiż to dobroczynny wpływ na zdrowie osób otyłych ma mieć sok z owoców mangostanu. Pomijam charakterystyczną zwięzłość noteczki, dzięki której niczego specjalnie nie można się dowiedzieć, oraz używanie określenia „białka C-reaktywne” zamiast „białko”. Pomyślałam sobie, że warto może zajrzeć i do Science Daily, z którego ola korzysta, i do samej publikacji, tym bardziej, że jej autorzy twierdzą podobno, że […] Naturalny sok z owoców mangostanu może być skuteczną alternatywą dla tradycyjnych leków […].

Praca jest na bardzo marnym poziomie. Produktem w niej badanym jest sok XanGo, zawierający jak najbardziej pulpę z owoców mangostanu, a także: sok jabłkowy, sok gruszkowy, sok z winogron, pulpę gruszkową, sok z borówek, z malin, z truskawek, sok żurawinowy oraz wiśniowy. Placebo (które piła grupa kontrolna) zawierało, oprócz kwasku cytrynowego, cukru, różnych barwników oraz natural flavors, sok winogronowy. Jak więc autorzy wywnioskowali, że to akurat sok z mangostanu działa, i dlaczego nie użyli do kontroli wszystkich wyżej wymienionych produktów z wyjątkiem mangostanu rzecz jasna, pozostanie chyba ich słodką tajemnicą. Po drugie, wyniki opisane w pracy podane są tak, żeby przypadkiem czytelnik sam sobie nie policzył, czy dane się zgadzają i czy są statystycznie znaczące. Autorzy profilaktycznie nie podają liczebności grup badanych. Co ciekawsze, nawet jeśli założyć, że udało im się tę statystykę jakoś porządnie policzyć (co jest niespecjalnie widoczne) – praca ma bardzo mizerne znaczenie. Pokazuje zmianę pewnego parametru immunologicznego, ważnego owszem, ale jest to parametr, na poziom którego wiele różnych czynników może mieć wpływ. Rozrzut zmian poziomu może być spory (i jest na początku badania), a przy niektórych problemach zdrowotnych nawet bardzo duży. U osób badanych w pracy poziom białka C-reaktywnego był nieco podwyższony (jak to u osób z otyłością), ale nie dramatycznie, co więcej – zmieniał się również zupełnie nie dramatycznie. Innymi słowy – autorzy cały czas obracali się w kręgu stężeń niezbyt wysokich, i zmiany tych stężeń, niezależnie od tego, co delikwent pił, wyraźnie nie robią wrażenia przełomowych danych. 

Nie mówię oczywiście, że nie należy publikować wyników mówiących o niewielkich zmianach w czymkolwiek – to także jest lub może być bardzo ważna informacja. Niestety, w przypadku omawianej pracy, wszystko nie robi dobrego wrażenia. W połączeniu z dziwacznym doborem metod i specyficznie zastosowanymi testami statystycznymi, trudno te niewielkie wyniki traktować poważnie.

Dodatkowo autorzy nie wzięli pod uwagę jeszcze jednej ważnej kwestii – na poziom białka C-reaktywnego wpływ mogą mieć rozmaite leki. Osoby biorące udział w badaniu proszone były o nieprzyjmowanie leków przeciwzapalnych, ale aspiryna w małych ilościach była dozwolona (pewnie w celach przeciwzawałowych). A aspiryna akurat wpływa na poziom białka C-reaktywnego. Podobnie na przykład hormonalne środki antykoncepcyjne. Autorzy pracy nie zadali sobie jednak trudu, żeby policzyć dane osobno dla tych, którzy zażywają aspirynę, czy stosują pigułki, oraz dla tych, którzy tych leków nie biorą. Po co? Jeszcze by im coś nie wyszło. A praca była, co oczywiście nie ma żadnego związku z czymkolwiek, sponsorowana przez producenta soku XanGo, głupio byłoby więc, gdyby sok ten zupełnie na nic nie działał.

Jedną więc rzeczą jest to, że w internecie jest mnóstwo pseudonauki, bzdur i paranaukowych urojeń. Druga sprawa to to, że również często spotyka się coś, co ma prawo mienić się nauką, jednak poziom tego czegoś jest żaden. Bo czym w końcu jest powyższa praca? Opublikowana w naukowym czasopismie (wprawdzie bez impact factor, ale zawsze), peer-reviewed, czyli jacyś recenzenci musieli wyrazić się o niej pozytywnie, jakiś edytor przyjął ją do publikacji. Ponadto, trzeba wziąć pod uwagę kwestię trzecią – rozpowszechnianie tej mikrowiedzy w popularnych gazetach codziennych. Przez dziennikarzy bez specjalistycznego przygotowania. Ludzi, którzy nie są w stanie ocenić, czy dana publikacja ma jakąkolwiek wartość. Za to wiedzą, że to doskonale brzmi: mamy alternatywę dla tradycyjnego leczenia.

(Miskomdomleka dziękuję za konsultacje statystyczne :-) )

Udani, J., Singh, B., Barrett, M., & Singh, V. (2009). Evaluation of Mangosteen juice blend on biomarkers of inflammation in obese subjects: a pilot, dose finding study Nutrition Journal, 8 (1) DOI: 10.1186/1475-2891-8-48

moja Ameryka, okołonaukowo

Szczepionka przeciw HPV nie będzie powszechnie stosowana u chłopców

Update z 30 listopada 2011. Ponieważ notka ta posłużyła na pewnym blogu do udowodnienia tezy, z którą się ogniście i zasadniczo nie zgadzam, to dla osób, które wejść tu mogą z tego bloga (nie daję linka, żeby nie reklamować) zamieszczam informację dodatkową i aktualną.

Notka poniżej jest stara, ma ponad dwa lata. A nawet i wówczas problemem były pieniądze, a nie to, czy zasadnym jest szczepienie chłopców, czy nie. W tej chwili wiadomo, że TAK, że i dziewczynki i chłopcy powinni być szczepieni przeciw HPV (http://www.reuters.com/article/2011/10/25/us-hpv-vaccine-boys-idUSTRE79O4L120111025). Nie dlatego, że płeć męska nie zapada na raka szyjki macicy (oczywiście), ale dlatego, że 1. szczepionka jest ochroną przeciw wirusowi, atakującemu obie płci, a w dodatku przenoszonemu drogą płciową. Ochrona więc chłopców stanowi jednocześnie ochronę dziewcząt, oraz ochronę całej populacji. 2. Poza tym wirusy HPV powodują inne, niż nowotwory (a nowotwory też), zmiany chorobowe – także wystepujące u obu płci. Szczepionka tym zmianom zapobiega. Tu jest to wyjaśnione: https://sporothrix.wordpress.com/2011/02/28/panom-tez-pomaga/

oraz: https://sporothrix.wordpress.com/2010/07/07/wirusy-i-nowotwory-w-goracym-montrealu/

………………………………………………………………………………………………………………

Mimo niezwykle emocjonalnych wystąpień, próśb niemal, Advisory Committee on Immunization Practices (ACIP, grupa 15 ekspertów wybranych przez amerykańskie Ministerstwo Zdrowia i doradzająca w kwestii szczepień i szczepionek temuż Ministerstwu oraz CDC) odmówiła w ostatnią środę rekomendowania szczepionki przeciw HPV dla chłopców i mężczyzn. ACIP wydało tylko zezwolenie – zachętę do szczepień, dzięki której lekarze będą mogli zalecać i szczepić chłopców, najlepiej możliwie oczywiście przed czasem, kiedy ci będą narażeni na zakażenie wirusem, czyli przed rozpoczęciem współżycia seksualnego. Problem jednak w tym, że ubezpieczyciele płacą zwykle za szczepionki rekomendowane, natomiast nie bardzo mają ochotę płacić za te, do których się tylko „zachęca”.

Jak wiadomo, w 2006 roku amerykańska FDA zaaprobowała szczepionkę Gardasil do szczepień dziewcząt i młodych kobiet, w celu ochrony przed rakiem szyjki macicy, powodowanym głównie przez dwa typy wirusa: HPV-16 i 18. W zeszłym tygodniu FDA uznała, że Gardasil może być także używany do szczepienia chłopców i młodych mężczyzn (od 9 do 26 roku życia), co ma zapobiegać powstawaniu kłykcin kończystych. Kłykciny kończyste są jednym z najczęstszych zakażeń przenoszonych drogą płciową, występują i u kobiet i u mężczyzn, a ich czynnikami etiologicznymi są w około 90% przypadków wirusy HPV typów 6 i 11 (czyli te, przed którymi Gardasil również chroni, natomiast nie chroni konkurencyjna szczepionka Cervarix).

Każdego dnia w Stanach notuje się średnio 17 tysięcy nowych zakażeń okolicy genitalnej, powodowanych przez wirusy brodawczaka. Wiele z nich ulega zanikowi, nawet bez żadnej terapii, ale również wiele jest źródłem dyskomfortu, obniżenia jakości życia, wiele potrafi również nawracać, często uniemożliwiając pacjentom normalne funkcjonowanie.

Uczestnicy środowego panelu ACIP próbowali argumentować, że nie o same kobiety i nie tylko o raka szyjki macicy chodzi. David Hastings, rzecznik Oral Cancer Foundation, opowiadał, że jego własne życie, zdolność do odczuwania smaku, słuch – wszystko to zostało bardzo upośledzone na skutek raka okolicy szczękowej (spowodowanego przez HPV) oraz na skutek brutalnego i agresywnego leczenia tegoż raka. Wspomniał też, że nowotwory szczęki odpowiedzialne są za więcej zgonów, niż rak szyjki, a HPV wychodzi na prowadzenie w wyścigu o miano najczęściej notowanego czynnika etiologicznego tych nowotworów. Hastings ogniście zachęcał więc komitet do wyrażenia zgody na powszechne szczepienia, czego skutkiem miałoby być zlikwidowanie choroby-mordercy, która, jeśli wszystko zostanie tak jak dotąd, zabijać będzie nie tylko nas, ale i przyszłe pokolenia.  Z kolei prof. Ellen Daley, pracująca na University of South Florida College of Public Health zauważyła, że szczepienie chłopców to nie tylko ochrona ich samych przed zmianami genitalnymi, ale tez ochrona ich partnerek seksualnych przed rakiem szyjki – chorobą przenoszoną przecież drogą płciową. Jason Schneider, były przewodniczący Gay and Lesbian Medical Association zwrócił uwagę, że w społeczności osób LGBT ci, którzy najbardziej narażeni są na zakażenie, najczęściej także nie mogą pozwolić sobie na zapłacenie z własnej kieszeni za szczepionkę. Jeśli więc nie będzie ona stosowana powszechnie i oficjalnie, a publikowane będą wyłącznie zachęty, to wynikiem tego będzie fakt, iż wiele młodych osób po prostu się nie zaszczepi. 

Wszystkie te dramatyczne przemowy nie odniosły skutku. Przyczyna była prozaiczna – pieniądze. Od pewnego czasu mówi się, że szczepienia chłopców byłyby ekonomicznie nieopłacalne. To prawdopodobnie wpłynęło na taką a nie inną decyzję komitetu.

Zalecenia ACIP czekają teraz na oficjalne zatwierdzenie przez CDC.

moja Ameryka, okołonaukowo

Zawstydzić dziewczynki, obrzydzić chłopcom

Jak powszechnie wiadomo, ludzie cywilizowani nie myją rąk po skorzystaniu z toalety. Bo i po co? Wprawdzie coś jakiś milion ludzi umiera każdego roku z powodu biegunki albo zakażeń układu oddechowego, a akurat tego typu schorzeniom łatwo można zapobiegać dzięki myciu rąk właśnie. Ba, jest to najtańszy, dostępny dla każdego, pozbawiony skutków ubocznych sposób zmniejszenia liczby różnych nieprzyjemnych chorób, wliczając w to grypę oraz niektóre zakażenia szpitalne.  Ale – eee tam. Będę mył łapy po skorzystaniu z WC? Nie chce mi się.

Brytyjscy naukowcy poobserwowali ćwierć miliona ludzi korzystających z toalet, monitorując jak często osoby te używają potem wody i mydła. Kobiety okazały się być większymi czyściochami niż mężczyźni. 64% pań raczyło umyć sobie rączki. I 32 % panów.

Naukowcy usiłowali też wpaść na pomysł, jak tu zachęcić do mycia rąk po. Wyświetlane przy wejściu do toalet informacje w stylu: woda nie zabija zarazków, ale mydło tak albo nie bądź brudasem, nie bój się mydła nie odnosiły spodziewanego skutku. Dopiero kiedy zaczęto wyświetlać wścibskie pytania: a delikwent, który stoi obok ciebie, to szoruje rączki? ludzie zawstydzili się i przestraszyli, że ktoś na nich będzie znacząco spoglądał. I zaczęli zużywać trochę więcej wody z mydłem. Ludzie płci żeńskiej, trzeba dodać, bo nie z nami takie numery – pomyśleli ludzie płci męskiej i nie dali się zawstydzić. Za to na tę grupę osobników działały tylko hasła z grubej rury, w stylu: dzisiaj nie zmyjesz, jutro to zjesz.

Kampania na rzecz intensywnego mycia rąk w moim miejscu pracy nie zaczęła się bynajmniej od 15 października, czyli Global Handwashing Day. Zaczęła się w miarę subtelnie od doniesień na temat grypy H1N1 (a nawet może od norowirusów, które jakiś czas temu nękały uniwersytet), a nabrała mocy po stwierdzeniu kilku przypadków zachorowań na świnską grypę wśród studentów na terenie kampusu. Teraz wszędzie wiszą plakaty i ulotki nawołujące do znudzenia: myjcie ręce wodą z mydłem przez przynajmniej 30 sekund (oraz opisana jest cała procedura mycia), zasłaniajcie usta łokciem lub chusteczką (nie dłonią) przy kichaniu czy kaszlu, nie dotykajcie bez potrzeby oczu, ust i nosa oraz unikajcie bliskiego kontaktu z osobą chorą. Wygląda na to, że w szale rozpowszechniania takich informacji władze uniwersytetu niedługo zalepią plakatami wszystkie dostępne powierzchnie i wytatuują nimi wszystkich pracowników. Oraz zawalą wszelkie przejścia, korytarze i chodniki (tudzież kaplice) podajnikami z alkoholowymi żelami do dezynfekcji rąk.

Szczepienia są ważne. Ameryka już się podobno szczepi przeciw grypie H1N1. W stanie Maryland ludzie stoją po trzy godziny w kolejkach. W moim stanie szczepionki będą dostępne dopiero w połowie listopada. Punktów szczepień ma być całe mnóstwo, ale chętnych, mam wrażenie, będzie sporo. Szczepionek ma wystarczyć dla wszystkich, choć pierwszeństwo będą miały grupy ryzyka. Zobaczymy.

Szczepienia, owszem, są ważne. Ale bardzo ważne są też trywialne sprawy. Jak mycie rąk ciepłą wodą z mydłem przez przynajmniej pół minuty.

 

Updacik: pracownicy uniwersytetu dostali dzisiaj rano własne i osobiste eleganckie pudełka z jednorazowymi chusteczkami nasączonymi płynem dezynfekcyjnym. Mamy tym wycierać i przecierać ręce; im częściej tym lepiej. Walka z grypą trwa.

kretynizmy, wkurza mnie

Umysł we mnie wezbrał wraz z gałkami ocznymi, czyli naturalne leczenie AIDS

Ostatnio skutecznie i oryginalnie leczyliśmy raka, teraz czas na inna plagę ludzkości, czyli AIDS. Wszyscy oczywiście wiemy, czym jest AIDS, czyż nie? Wirus HIV i te sprawy. Otóż wcale nie.

[…] Jedna z teorii (dr H.Clark – „Kuracja życia”) głosi, że odpowiedzialna za wyzwolenie i rozwój wirusa HIV jest przywra jelitowa, jeden z najgrożniejszych pasożytów rezydujących w ciele człowieka. Jeśli przywra rozwinie się w grasicy, obniża sie odporność i wirus HIV się uaktywnia, a następnie przenosi się do innych tkanek, np. na śluzówkę prącia lub pochwy. Dowodem na potwierdzenie tezy jest fakt, że w każdym przypadku (100% przypadków) stwierdzonej choroby AIDS, odkryto tego pasożyta (przywrę) i zawsze w obecności benzenu, który jest jakby pożywką dla rozwoju przywry jelitowej w grasicy. Zlikwidowanie przywry a przede usunięcie benzenu z ustroju i powstrzymanie jego dalszego wchłaniania może powstrzymać rozwój choroby. Tylko trwała eliminacja benzenu pozwoli na regeneracje grasicy i szpiku kostnego. Dzięki temu powróci odporność na czynniki chorobowe, które nagromadziły się w naszych organizmach przez lat.[…]

Jakie to wszystko jest logiczne. Eliminujemy benzen (benzen???) z organizmu. Ten benzen, który każda/każdy z nas wcina na śniadanie, i który magazynowany jest w grasicy (tej grasicy na mostku, rzecz jasna). A w grasicy siedzi przywra (jelitowa, jak sama nazwa wskazuje), która  j a k b y żywiąc się benzenem (benzenem? nie mogę jakoś przejść do porządku dziennego nad tym benzenem) nie pozwala na regenerację szpiku kostnego. Stąd AIDS. HIV też ma tam swoją rolę do odegrania, ale któż nim by się tam przejmował.

Co należy zrobić w tak dramatycznym przypadku? Leczyć sokiem Noni. Niszczy on komórki wirusa HIV, dzięki obecności pewnego, ekhm, a n t r a h i n o n u (antra – czego?). […] W 1994r. grupa japońskich naukowców wyizolowała z noni pewien antrahinon, wykazujący działanie cytopatyczne (niszczące komórki) w przypadku wirusa HIV. […]

Pewien pan opisuje historię choroby swej siostry, leczonej tymże sokiem. […] U mojej siostry, która była pielęgniarką od 12 lat, zdiagnozowano HIV — pozytywny i określono jako stan PML. PML jest rzadką i bardzo śmiertelną odmianą AIDS. Dawano jej najwyżej dwa miesiące życia. W skrócie PML to AIDS mózgu.[…]

HIV-pozytywny, w odróżnieniu od HIV-negatywnego, powoduje PML. Wprawdzie PML to tak naprawdę postępująca wieloogniskowa leukoencefalopatia, której czynnikiem etiologicznym jest wirus JC, ale znowu – któż by sie tym przejmował? Ważne, że sprzedamy frajerom więcej soku Noni siostra wyzdrowiała: […] tomografia komputerowa wykazała zmniejszenie plamy na jej mózgu z 70 procentu masy do 3 procent […], cokolwiek by to znaczyło.

Dlaczego sok Noni jest taki wspaniały? Bo […] Noni dostarcza człowiekowi: nowych zapasów energii, wzmacnia system immunologiczny, reguluje życie emocjonalne, łagodzi depresje, działa na przedstawicieli obydwu płci jak biologiczna Viagra (no pewnie – dopisek mój), zwalcza bóle.[…] Co to ma wspólnego z AIDS? Eeee, nic? Nie szkodzi, ważne, że sok Noni zawiera nieznany dotąd nauce alkaloid o niesamowitych właściwościach. […] Poprzez szereg biochemicznych procesów,  xeronina  staje się substancją przywracającą  komórkom z zaburzonymi funkcjami powrót do ich normalnej pracy i funkcji, a w komórkach zdrowych wspiera prawidłowe ich działanie. Fenomen działania Noni polega właśnie na tym, iż xeronina w ten sposób pomaga naprawiać się chorym komórkom, a więc leczy je z choroby, przywracając im pierwotne zdolności życiowe i biochemiczne! Utrzymując od tej pory organizm w biochemicznej równowadze i zdrowiu![…] Rzeczywiście, fenomenalne. Wspiera, a więc naprawia, a kiedy naprawi to są naprawione. Nigdy bym na to nie wpadła.

No dobra, ale nie samym sokiem Noni człowiek się leczy z AIDS. Sprzedawcy soku Noni reklamują również VirAgo – czyli coś, co bez problemu walczy z opryszczką, grypą i wirusem HIV.

[…] W badaniach laboratoryjnych prof. Valerii Szedlak-Vadoc, opracowany przez nią naturalny skład nowoczesnego suplementu przeciw wirusom – VirAgo, okazał się zdolny do selektywnego hamowania autoreprodukcji wirusa. W skład VirAgo weszły najsilniejsze ekstrakty ziół: wyciąg z liści oliwek, Echinacea Root, cat’s clow, Pau d’Arco, Barc, Chelated Zinc i L-lizyna. Pobudzając system odpornościowy, VirAgo przyczynia się szczególnie do zwalczania przez organizm infekcji wirusowych oraz różnych chorób, których podłożem mogą być rotawirusy np.: zapalenie układu oddechowego, gardła i uszu, cukrzyca typ I, wodne lub ropne wysięki powodujące zapalenie stawów i innych chorób reumatoidalnych (choroba Reitera), choroby tarczycy (choroba Hashimoto lub Gravesa-Basedowa – thyreoidisis), białaczka szpikowa, choroby skórne (rumień zakaźny, pęcherzyca ) i wiele innych. […]

No jak najsilniejsze ekstrakty, to nie mam pytań. Zacukałam się tylko nieco przeczytawszy, że rotawirusy powodują cukrzycę czy białaczkę. Zastanowiłam się też, co to, do cholery, ma wspólnego z HIV, ale pomyślałam sobie, że pewnie cytowana pani profesor ma na pewno rację. W końcu to profesor, więc się zna. Zresztą tu jest, ekhm, odpowiedź:

[…] Osobom cierpiącym na infekcje chroniczne wywołane wirusem grypy, zamiast szkodliwej dla organizmu antybiotykoterapii, zaleca się stosowanie alternatywnych środków typu VirAgo. Epsteina-Barra, w chorobach wirusowych opryszczki zapobiega nawrotom choroby, wspomaga leczenie wirusowego zapaleniu wątroby typu „A’, „B” i „C” i innych infekcji opornych na działanie antybiotyków. Składniki VirAgo także opóźniają działanie wirusa HIV, hamując jego autoreprodukcję.[…]

Coś tam Epsteina-Barr (tak się nazywa ten wirus, bo pani Barr była kobietą, zupełnie jak Skłodowska-Curie), alfabetyczne wirusy zapalenia wątroby (trzy literki to maksimum wiedzy pani profesor), aż wreszcie doszliśmy do HIV i hamowania jego autoreprodukcji. Kul.

Ale to nie koniec terapii przeciw HIV i AIDS. Nie zapominajmy o grzybie Shitake, który jest skuteczny, bo jest skuteczny, a nawet bardziej:

[…] W wyniku przeprowadzonych badań laboratoryjnych zaobserwowano iż Shitake zapobiega rozmnażaniu się w tkankach wirusa HIV, który jest odpowiedzialny za chorobę AIDS. Badacze z Japońskiej Akademii Medycznej w Yamaguchi doszli do wniosku, że działanie ochronne wyciągu z grzyba Shitake powstrzymuje znaną działalność wirusa HIV uszkadzającą tkanki. Francuscy naukowcy już ponad dziesięć lat temu wykazali, że stosowanie lentinianu w przypadku chorych na AIDS i nosicieli wirusa HIV jest bardzo efektywne. Japońscy badacze uważają natomiast iż ekstrakt z grzybów Shitake jest bardziej skuteczny przy leczeniu AIDS niż zwykłe syntetyczne leki.[…]

Dobre jest również kopanie wirusów prądem (prąd działa znakomicie na proces odwrotnej transpirazy):

[…] Zapper wg dr Becka okazuje się być wyjątkowy skuteczny w neutralizowaniu HIV oraz eleminacji wielu innych organizmów chorobotwórczych. […] To bardzo delikatne i łagodne elektryzowanie krwi nie zabija żadnych wirusów ani krwinek. Drobne prądy natomiast zmieniają i blokują zdolność zewnętrznej powłoki białka wirusa do przyczepiania się do limfocytów (proces odwrotnej transpirazy). Powoduje to związanie wirusa HIV z komórką żywiciela (limfocyty T1; CD42), w wyniku czego wirus zostaje, jak należy przypuszczać, zneutralizowany, unieruchomiony i ostatecznie wydalony z ciała.[…]

Wirus  p r z y p u s z c z a l n i e  jest wydalony, przeciwciała jednakowoż zostają. Lecz jest to sytuacja normalna. […] Najczęściej jest jednak tak, że wynik testu na przeciwciała HIV jest taki sam, nawet po pełnej remisji, lecz jest to sytuacja normalna, ponieważ już przez całe życie będzie się miało przeciwciała, tak jak jest to w przypadku dziecięcych chorób, takich jak odra, ospa wietrzna lub świnka. […] Poza tym zapper jest taki fajny i tak fajnie leczy i inne choroby: […] Przy okazji wiele innych chorób, włączając w to raka, może zniknąć w wyniku elektryzacji i zażywania koloidu srebra, oraz odtruwania ozonowaną wodą. […] 

Wibracje wahadełek też są niezłe. Stukamy się nimi w główkę? Otóż nie – […] Umieszczamy je nad głową chorego, nad splotem słonecznym lub nad konkretnym chorym organem. Wydajemy polecenie mentalne ”Wysyłaj lecznicze wibracje leku ”[…], a one:

[…] Pomocniczo używany jest on (wahadło Mocrea – dopisek mój) też w leczeniu zapalenia wirusowego wątroby typu B, terapii antyrakowej (hamuje rozwój guzów, zapobiega przerzutom, łagodzi skutki radio- i chemioterapii) oraz w leczeniu AIDS (zwiększa liczbę przeciwciał).[…]

(Choć przyznać trzeba akurat producentom tych wahadełek, iż piszą, że jest to tylko terapia wspomagająca i nie zastąpi ona konsultacji lekarskiej. Takie zastrzeżenie nie jest zbyt często spotykane na podobnych stronach.)

Nie należy także zapominać o fascynującej terapii dra Ashakara, czyli NIA (natural infection absorption). Wprawdzie głównie dotyczy ona leczenia raka, bo zasadą jej jest usunięcie karcynogenów, ale z zakażenia HIV też leczy.

Jak usuwa się te karcynogeny? Z pomocą przychodzi czosnek i cieciorka. I podwójnie (Nie pojedynczo, nie potrójnie. Podwójnie jest złożona. Nie raz, nie trzy razy…) złożona ściereczka. Własnoręcznie. W obrębie pierścionka. O matko.

[…] Proponuje na nodze (poniżej kolana) na noc przyłożyć rozdrobniony czosnek (najlepiej w obrębie pierścionka) i zakleić plastrem. Kiedy zrobi się bąbel, należy go przeciąć i na taką „sączącą się ranę” dać… cieciorkę (ciecierzycę). Na wierzch w podwójnie złożonej ściereczce z wyciętym kołem z jednej strony przykładać liść kapusty (aby rana nie wysychała). Zabandażować ranę. Dwa razy dziennie przez dwa miesiące trzeba wymieniać cieciorkę (która pęczniejąc zbiera wraz z limfą kancerogeny), ranę wokół dezynfekować. Każdy jest w stanie własnoręcznie przeprowadzić taką kurację oczyszczającą.[…]

Oczywiście, nie wszyscy uzdrowiciele są tak zacofani, żeby wierzyć, iż AIDS wywoływany jest przez HIV. Zdaniem dra Rybczyńskiego, istotą choroby AIDS jest: […] Z wyżej przytoczonych obserwacji i doświadczeń wynika, że wirusy są najmłodszą postacią wzrostu grzybka Penicillium, a ponieważ choroba AIDS jest pochodzenia wirusowego, jest ona więc swego rodzaju chorobą nowotworową (grzybiczą). […]

Piękne zdanie (wezmę je se na jakąś sygnaturkę, czy co?). I trafia w sedno sprawy. Łatwo też wywnioskować, że skoro AIDS jest chorobą nowotworową czyli grzybiczą, można ją leczyć krzemem. Który moduluje metabolizm krzemowy w ludzkim organizmie. Oczywiście. Doktor Rybczyński wyleczył w ten sposób cztery osoby. Ma na to dowody. Na przykład jeden pacjent zadzwonił do niego i powiedział, że dobrze się czuje.

I to przestaje być śmieszne. Chociaż wróć – to przestało być śmieszne już bardzo dawno temu. A tak w zasadzie to w ogóle nie było. Nigdy. Kiedy pomyśli się o tych wszystkich szarlatanach, którzy żerują na ludzkim nieszczęściu, sprzedając za spore pieniądze witaminki albo i gorsze rzeczy, i łudzą w ten sposób nadzieją. Którzy wmawiają bzdury i propagują jakieś idiotyczne i szkodliwe terapie. Kiedy pomyśli się o tych, którzy w ogóle zaprzeczają etiologii AIDS, twierdząc, że wszystko przez ogólnoświatowy spisek naukowców i big pharmy, który ma i miał na celu wyniszczenie Afryki, zdjęcie odium z homoseksualistów, a AIDS przede wszystkim jest skutkiem stosowania toksycznych leków antyretrowirusowych. I azotynów rzecz jasna.

To już nie są bzdety w stylu balansowania pola magnetycznego człowieka przez kryształowe misy, wielorybów, które przez wibrowanie uwalniają w nas starożytną mądrość czy tachyonów będących źródłem wszelkich częstotliwości. Tu, cholera, cierpią, chorują i umierają ludzie.

kretynizmy, wkurza mnie

Pogłaszcz się po łonie w czasie leczenia z nowotwora, czyli gdzie jest moja grasica?!

Nowotwory. Jak wiadomo, medycyna nie jest w stanie sobie z nimi poradzić. Głupi lekarze nie wiedzą ani skąd się te nowotwory biorą, ani jak je leczyć. Na ratunek przychodzi medycyna alternatywna ze swym bogatym arsenałem terapeutyków, metod przygotowania organizmu do terapii oraz teorii o tym, jak sie na przyszłość nowotworów ustrzegać.

Zaczynamy od przygotowania do terapii, czyli oczyszczamy nasz brudny organizm.

[…] By rozpocząć walkę z nowotworem, należy na początku oczyścić organizm, zacząć od jelita grubego. Zresztą w 1946 kiedy Dr.Gerson stosował lewatywy chorym na raka, odnotowywano świetne rezultaty. Dziś ,niestety współcześni lekarze uważają enemę (lewatywę) za przeżytek, a szkoda. Początek oczyszczania wymaga dużej ilości lewatyw 6-8 na dobę. […]

Oj, szkoda. Niektórym to nawet przydałaby się lewatywa mózgu, a lepiej jeszcze zwinięcie wężyka do lewatywy w koło i pie…., znaczy chciałam powiedzieć – walnięcie się nim w czoło.

[…] Najlepszą lewatywą jest wlew z kawy [zastosowany po raz pierwszy prawie 100 lat temu przez prof. O. A. Meyera w Getyndze.] Dajemy 3 czubate łyżki stołowe mielonej kawy na 1 litr wody , gotujemy 3 minuty , zmniejszamy ogień [ by ustało wrzenie] i gotujemy jeszcze pod przykryciem przez 15-20 minut. Po tym czasie zdejmujemy z ognia , cedzimy i gdy napar uzyska temperaturę ciała podajemy go choremu we wlewie do odbytniczym. Wskutek tego przewody żółciowe ulegają otworzeniu, praca wątroby jest pobudzona i następuje lepsze wydalanie toksyn. […]

Nie ma to jak zapach kawy o poranku. Ale sama kawka, choć stawia na nogi, to nie wszystko.

[…] Wprowadzanie jednocześnie do organizmu suszonej tarczycy ,

suszonej tarczycy?

płynu Jugola

płynu Jugola??

powoduje , że niedojrzałe komórki nowotworowe wychwytują szybko potas i enzymy oksydacyjne i giną. Komórka nowotworowa bazuje przede wszystkim na procesach fermentacyjnych , podczas gdy potas i enzymy oksydacyjne wprowadzają procesy utleniania i to właśnie pozbawia komórkę rakową warunków do życia.[…]

A, no to wszystko jasne. I kiedy organizm nasz wyszorowany został sproszkowaną tarczycą, kawą i płynem Jugola, lecimy dalej z tym koksem. A dokładniej z dietą, gdyż

[…]Pamiętajmy, że rak to w dużej mierze skutek nieodpowiedniego odżywiania.[…]

Właściwym więc odżywianiem możemy wyleczyć dowolnego raka. Po prostu.

[…]Rudolf Brouss opracował prostą i całkowicie naturalną metodę leczenia wszelkich nowotworów. Kuracja odnosi powodzenie nie tylko w wypadku raka. Odwapnienie kości, niewłaściwe krążenie krwi, artretyzm, artroza, degeneracja kręgów piersiowych i stawów biodrowych, oczyszczenie krwi, choroby stawów (kąpiele), wiosenna kuracja zdrowotna, skuteczna i zdrowa kuracja odchudzająca.

A co z impotencją? I pryszczami? Skoro leczy nawet kąpiele stawów (to taki rodzaj waporów, nie?)…

Ogólne wzmocnienie organizmu. Pan Jezus pościł 40 dni, zanim rozpoczął służbę dla ludzkości. Kuracja nieprzypadkowo trwa 42 dni. Tyle czasu trzeba, aby organizm zupełnie oczyścić i wzmocnić.
Kuracja składa się z trzech elementów;
. Sok warzywny
. Herbata z szałwii
. Herbata oczyszczająca nerki[…]

Ale to znowu nie wszystko. To znaczy, owszem, wszystko, bo kuracja jest absolutnie skuteczna. Ale można coś do niej dodać, aby było weselej aby dodatkowo uleczyć konkretne rodzaje raka. Zachęcam do szczegółowego zapoznania się z fascynującą wiedzą, co jest skuteczne na co. Na przykład: […] Rak wątroby – 2 szklanki napoju z ziemniaka dziennie (łupiny z kilku ziemniaków gotować w 0,25 litra wody przez 2-4 minuty).[…]

Poza tym zaiste rewelacyjne są liście kapusty, wałkowane butelką po piwie

[…] Okłady z liści kapusty są dobre na każdy rodzaj raka. 3 liście umyć, rozwałkować butelką, aż liście zmiękną. Kładziemy do łóżka koc wełniany, na to prześcieradło, a na to chustkę z 2 liśćmi obok siebie a trzecim na krzyż. Kładziemy to na chore miejsce, tułów zawijamy prześcieradłem i kocem. Powinno dobrze przylegać. Rano okład zdejmujemy, a miejsce obmywamy ciepłą wodą i wycieramy na sucho.[…]

A co z tak ciężkim nowotworem, jak białaczka? Otóż nic, bo białaczka to nie nowotwór. To choroba psychiczna o podłożu psychicznym. Jak się podłoże wyeliminuje, że nie wspomnę o aerozolach przeciw owadom, to białaczka zniknie bez śladu.

[…] Białaczka to choroba żylnego układu krążenia, a nie, jak się uważa, nowotwór krwi. Choroba ta ma często podłoże psychiczne. Jest wynikiem depresji psychicznych, zaburzeń układu psychicznego. Często jest tu powodem nawet jakaś drobna sprawa. Warto przeanalizować swe życie i znaleźć źródło tych problemów, a potem je usunąć. Leczenie polega na tym, że podczas normalnego odżywiania (najlepiej dieta wegetariańska) pijemy 0,25l soku warzywnego dziennie. Popijamy go drobnymi łykami, głównie przed posiłkami. Żylny układ krążenia przyjmuje te witaminy, często po tygodniu jest już całkowita poprawa, ale sok ten pijemy pełne 42 dni. Nieuleczalni są pacjenci, którzy nie potrafią pokonać swych problemów psychicznych. Należy pamiętać także, aby nasze domy były pozbawione wszelkich trucizn (preparaty antymolowe, środki czyszczące WC, aerozole przeciw owadom, DDT itd.), które zatruwają atmosferę w całym domu.[…]

Nie sądźmy jednak, że kuracja warzywna dobra jest tylko w leczeniu raka. Chyba, że są to przypadki beznadziejne, jak cuchnące bodziszkiem bezdzietne małżeństwo.

[…] Bezdzietność – pić codziennie herbatę z bodziszka cuchnącego (parzyć przez 10 minut). Zawiera on ślady radu. Jeśli to nie pomoże, jest to wtedy raczej przypadek beznadziejny; herbatę tę winni pić oboje małżonkowie.[…]

[…] Według Breussa organizm sam musi zniszczyć guzy nowotworowe. Podczas tej kuracji ziołowo-sokowej zosaje z organizmu usunięte wszystko, co w nim nie j e s t potrzebne, co oddziela chorobę od zdrowia, pod warunkiem oczywiście, że są jeszcze zapasy sił witalnych i wiara w Opiekę Opatrzności. Breus wyleczył ponad 40 tys. chorych na raka, w tym wielu po leczeniu szpitalnym. Jednak znacznie lepsze rezultaty osiągał (ok. 100% wyleczeń), jeżeli chory, po rozpoznaniu choroby, natychmiast podjął kurację 42-dniową, kiedy jego organizm nie został jeszcze uszkodzony ciężkimi środkami chemicznymi. Breuss uważa, że dopóki człowiek ma chęć do życia, wolę wyzdrowienia i wytrwałość w kuracji, tak 5 długo jest szansa na wyleczenie (chyba, że chory organ jest całkiem zniszczony, wtedy pomóc może już tylko cud !).[…]

Znów wszystko jasne. Ludzie, nie idźta leczyć się do śpitala, bo tam was tylko uszkodzą ciężkimi środkami chemicznymi (na przykład żelaznym basenem). A jak długo żyjecie, tak długo jest szansa na życie. Proste jak to kółko, którym już od dawna walę się w czółko.

 Ale, ale – skąd w ogóle biorą się nowotwory?

[…]Nowotwór powstaje jako skutek bardzo niewłaściwego sposobu życia,[…] Istnieje pięć ważniejszych grup czynników powstawania nowotwora i każdą z nich należy rozeznać oraz wyeliminować.[…]

Tu padają kwestie, że te czynniki to stres, konflikty, napięcia, gotowanie w aluminiowych garach,

[…]Mieszkanie w aluminiowym wieżowcu to epidemia raka![…]

telefony oczywiście komórkowe, które są przyczyną cierpienia widma i dziwnego raka u osób prawousznych

[…] Radar i nadajnik telefonii komórkowej oraz inne źródła promieniowania elektromagnetycznego osłabiają lub paraliżują system obronny organizmu, niszczą układ odpornościowy! Wtedy mamy możliwość cierpienia widma śmierci na raka, jeśli takie nasze życzenie udokumentowane trybem życia. Niektóre firmy nawet do telefonów dołączają głośnik i mikrofon aby nadajnik był z dala od naszej głowy, i nie robił dziwnego raka mózgu akurat po prawej stronie koło ucha![…]

oraz ta cholera, sąsiad z samochodem

[…] Jeśli sąsiad zapala ci pod oknem samochód i trzyma silnik włączony dłużej, rzuć w niego czymś ciężkim aby go przepłoszyć i przegonić.[…]

[…] Rak (Nowotwór) jest chorobą poważną, ale uleczalną i można uniknąć nawet 85-95 % wszystkich nowotworów złośliwych jakie powstają tylko, że zniszczyłoby to przemysł onkologiczny.

Oczywiście. Tu chyba nikt nie ma wątpliwości, że całe ZUO to ten przemysł onkologiczny. Da się je tylko porównać z przemysłem szczepionkowym.

Kluczem jest zdrowy tryb życia, właściwa dieta i dbałość o układ odpornościowy organizmu.

Te dwa pierwsze klucze już ustaliliśmy, teraz pora na trzeci, czyli tajemniczy układ odpornościowy.

Trzeba wzmacniać i aktywizować układ odpornościowy (UO) organizmu, który pracując wadliwie umożliwia powstanie choroby nowotworowej! Wzmacnianie UO to przykładowo masaż grasicy (w górnej części klatki piersiowej na mostku) poprzez regularny częsty rytmiczny masaż, najlepiej oklepywany.

O matko, gdzie jest moja grasica?! Ktoś mi ukradł grasicę!

Masażu trzeba się najlepiej nauczyć od specjalisty. Śledziona – Trzustka znajduje się po lewej stronie żołądka i też wymaga aktywizacji, gdyż gruczoł śledziony jest jednym z najważniejszych centrów UO.

Śledziona – Trzustka to taki jeden narząd jest? Zamiast tej grasicy, czy jak? I też mam się w nią klepać?

Można też masować, oklepywać wszystkie węzły chłonne, limfatyczne które należą do UO. Specjalista medycyny naturalnej nauczy dokładnie jak wykonać masaż oklepywany (tapping) całego układu odpornościowego z jego głównymi organami jak grasica i śledziona oraz węzłami limfatycznymi.

Ja bym się jednak cały czas upierała na klepanie tej części układu odpornościowego, która jest na samym środku czoła. Może znajdę tam grasicę przy okazji?

Układ odpornościowy to nie tylko oczywiście limfobieg ale także nasz układ krążenia, krwioobieg, który trzeba wyregulować i usprawnić. Masowanie od środka ciała w kierunku kończyn poprzez tak zwane głaskanie lub pocieranie poprawia nam pracę systemu krążenia, którego głównym organem jest nasze ŁONO, co czasem razem zwie się Funkcją Krążenie-Seks (KS). Regularne współżycie seksualne sprawiające zadowolenie i przyjemność jest bodaj najistotniejszym czynnikiem regulującym pracę systemu krążenia. Gruczoły Łona i Grasicy są ze sobą ściśle współzależne to muszą być pobudzane, kiedy UO nie pracuje dość sprawnie aby usuwać z organizmu komórki wadliwe, także nowotworowe.[…]

No nareszcie coś jest o seksie. Oklepywanie guczołów ŁONA czynnikiem zadowolenia seksualnego. I wreszcie znalazłam moją grasicę. To mi się szalenie podoba. Tym bardziej, że większość nowotworów ma związek z seksem. Logiczne, nie? Wszystko ma związek z seksem.

[…]Rak piersi, jajników i macicy oraz prostaty dobrze leczy i zapobiega herbata terapia psychoseksualna, której nic nie zastąpi dla wyleczenia lub zapobieżenia tego typu nowotworom. U podłoża większości nowotworów leżą problemy związane z płcią, seksem, wstrzemięźliwością, wstydem, urazem seksualnym, porzuceniem, aborcją, konfliktem sumienia z powodu wmówionej grzeszności seksu, strachem przed ciążą, poczuciem winy z powodu przygód seksualnych etc.[…]

To tylko wycinek prawdziwych i rzetelnych informacji naukowych o terapiach onkologicznych, które ukrywane są rzecz jasna przed zwykłymi ludźmi, ogłupianymi przez hochsztaplerów w białych fartuchach. Pamiętajmy jednak – hochsztaplerzy są wszędzie! Nawet między prawdziwymi, sensownymi onko-naturo-terapeutami, leczącymi chorych oklepywaniem gołąbków z grasicy zawiniętych w liście kapusty i przylepionych do łona, mniam, mniam. Należy ich unikać (hochsztaplerów znaczy, a nie gołąbków)! Dla dobra medycyny naturalnej!

[…] Hochsztaplerów uzdrawiających przyłożeniem dłoni w przeciągu 1-5 minut unikaj jak zarazy, gdyż są to oszuści nie mający pojęcia o energoterapii. Sensowny zabieg u bioterapeuty trwa zwykle na początku nawet i 1-2 godziny, a w okresie końcowym terapii przynajmniej 20-30 minut! Nie daj się pacjencie oszukiwać i wzmagaj odporność na oszustów przez których medycyna naturalna miewa czasem złą prasę![…]

czepiam się

Co wolno wojewodzie – część druga

I ta część druga będzie o wiele bardziej osobista, niż samo marudzenie o Polańskim, tzn. marudzenia będzie sporo, ale tak ogólnie raczej.

Uderzyło mnie, jak często wspomina się przy okazji sprawy z Polańskim o zapominaniu, o braku pamięci. Zapadła zasłona milczenia, od początku lekceważyliśmy sprawę tego przestępstwa pisze prof. Burszta, trochę się o tym rozmawiało, mówi Agnieszka Holland. Dziwi mnie to, bo ja pamiętałam. Rozumiem, że na potrzeby felietonu dokonuje sie pewnych uogólnień, ale mam wrażenie, jakby poszły one za daleko. Jakby piszący chcieli w jakiś sposób usprawiedliwić to, że sami nie pamiętali.

Lubię pewien gatunek muzyki. I lubię ludzi, którzy tę muzykę tworzą. Nie wszystkich, ale niektórzy są mi bliscy – na tyle, na ile bliski może być ktoś, kogo nie zna się osobiście. Z drugiej strony – zna się go jakoś tam. Czyta się teksty, które napisał, teksty, w których nie sposób nie dopatrywać się poglądów czy spojrzenia na świat. Czyta się wywiady. Słucha się wywiadów, dzięki czemu można obejrzeć i posłuchać, o czym i w jaki sposób dany człowiek się wypowiada. A jeśli ktoś interesuje się taką czy inną gwiazdą od lat kilkunastu albo i dłużej, to część publiczną zna dobrze, a i odrobinę części prywatnej troszeczkę również.

Wśród osób, które lubię, jest pewien pan, który zaskoczył mnie ostatnio nieprzyjemnie swoim bardzo seksistowskim video. Inny pan, którego dotąd ceniłam (choć nie miałam najwyższego zdania o jego inteligencji), z zadowoleniem przyjął do wiadomości, że jego sztuka wykorzystywana jest do dręczenia innych ludzi. Czy ich muzyka zmieniła się w tych wypadkach? Nie, nie zmieniła się. Ale mój stosunek się zmienił. Zdaję się sobie oczywiście sprawę, że panowie ci mają dokładnie gdzieś moją opinię, w ogóle o niej nie wiedząc, nie domyślając się przede wszystkim mojego istnienia. Jako fanka mogę sobie najwyżej pomarudzić i pozłościć się, jak w przypadku drugiego pana. I na znak mojego własnego osobistego protestu nie kupować nowej płyty. Albo, jak w przypadku pierwszego pana, pokomentować złośliwie: die nach der Operation verbleibende Narbe ist nich sexy, potem dojść do wniosku, że tu akurat jestem niesprawiedliwa, po czym i tak nie kupować nowej płyty.

Ale nie widzieć tego wszystkiego? Nie pamiętać?

Jeszcze inny pan, kiedyś, dawno temu, wsiadł do swojego pięknego nowego samochodu, razem z przyjacielem, też muzykiem, członkiem innego zespołu. Obaj nie byli zupełnie trzeźwi, mówiąc bardzo delikatnie. Nad samochodem nie udało się zapanować – ten, który prowadził przeżył, jego pasażer zginął. Sprawca stanął przed sądem, dostał karę, odrobił tę karę, muzykiem czynnym jest do dzisiaj. Za każdym razem, kiedy go widzę, kiedy go słucham, pamiętam o tym zdarzeniu sprzed lat. Nie umiałabym zapomnieć, bo niby dlaczego?

A nie znaczy to wszystko, że moje PAMIĘTAM oznacza coś nieubłaganego, coś mściwego. W żadnym wypadku. Jest to tylko suma zdarzeń, którą przyporządkowuję do danej osoby, i na tej podstawie wyrabiam sobie jakiś jej obraz. W dodatku, nie ma to wpływu na ocenę twórczości danego artysty. Pamiętam, ale twórczość doceniam. Podobnie z Polańskim, mogę zachwycać się „Dzieckiem Rosemary” czy „Wstrętem” oraz płakać na „Pianiście„, ale nie zmienia to faktu, że cały czas pamiętam pewne fakty z życia reżysera.

A warto zauważyć, że to, co zrobił Polański nijak ma się do tego, co zrobili opisywani przez mnie panowie muzycy. To, co oni zrobili może sobie być głupie, może mi się nie podobać, może wreszcie mieć tragiczne skutki, ale ciężar czynu (i intencji) jest nieporównywalny z tym, czego dopuścił się reżyser. To, co on zrobił, było podłe, było wstrętne, było po prostu złe. I dlatego nie przemawia do mnie często przywoływana obrona Polańskiego, że tak wtedy było, że normy moralne w Hollywood, że powszechność zachować wśród ludzi tej grupy, że to była jedna wielka prowokacja. Prowokacją to może było „Głębokie gardło” (jak pisze Burszta). Wówczas. Ale porównywać Polańskiego do aktora, który grał w filmie pornograficznym i z tego powodu był ścigany? Dla mnie sytuacja jest jasna – aktor tylko grał w filmie, sprawa sądowa mu wytoczona jest w istocie hańbą systemu sprawiedliwości. Natomiast czyn Polańskiego był bezsprzecznie zły i wiązał się z krzywdą drugiego człowieka. Stawianie obok siebie tych dwu kwestii pachnie mi wyłącznie świętoszkowatym, pełnym hipokryzji traktowaniem wszystkich spraw, w których dochodzi do skrzywdzenia (zwłaszcza) kobiet na drodze seksualnej, jak spraw brudnych, podejrzanych, sex-afer, w których tak naprawdę nie wiadomo, kto jest winny, a kto jest ofiarą. A w tle słychać lepperowski rechot.

Wracając do tematu – jak wynika z linkowanych przeze mnie wywiadów, nie tylko brak pamięci jest podobno sprawą powszechną. Uniwersalne ma też być zabijanie idola, rozpalanie mu stosu, radość ze ściągania z piedestału. Cóż, może to jest i częste zjawisko. Może nawet bardzo częste. Ale nie uniwersalne. Bo jeśli jest choćby parę osób, które tak nie myślą? Ja jestem jedną z nich. Ponieważ mam emocjonalny stosunek do idoli, to fakt, że robią coś niewłaściwego, smuci mnie raczej, niż powoduje, że chciałabym widzieć ich zgnębionych i obrzucanych błotem. Owszem, wolałabym, żeby jakoś przyznali, że zrobili błąd, ale zupełnie nie cieszy mnie, że są ścigani w jakikolwiek sposób, że mówi się o nich pogardliwie, że życzy im sie czegoś złego. Mnie martwi to raczej i przykro mi jest po prostu, że nie okazali się być takimi, jakimi pragnęłabym ich widzieć. Może słowa o podpalaniu stosu są zabiegiem stylistycznym w cytowanych wywiadach, a może nawet jest to kwestia mocno psychologicznie uzasadniona, ale nie wszyscy tak mają i czują.

I nie rozumiem powiązania tego wszystkiego z miłosierdziem. Cenię miłosierdzie, owszem. Współczuję Polańskiemu (tak jak zapewne współczułabym moim, powiedzmy, idolom), nie chcę, jak już pisałam, jakiejś okrutnej dla niego kary. Ale miłosierdzie w tej sytuacji to może mu okazywać (bądź nie, w zależności od jej woli) tylko skrzywdzona kobieta. Ględzenie o miłosierdziu w przypadku osób postronnych wydaje mi się bardzo … tanie. Rzucone na odwal się, żeby pokazać, jaki to ja jestem szlachetny i żeby wywrzeć pewnego rodzaju presję na innych. W dodatku zaciemnia się wówczas całą sytuację, zamazuje fakt, komu to miłosierdzie czy współczucie powinno być okazane w pierwszym rzędzie.

Dawno, dawno temu, kiedy chodziłam do podstawówki, leciał w telewizji polskiej serial „Jak zdobywano Dziki Zachód„. Ponieważ niemal wszyscy go wówczas oglądali, omawiano go z detalami wszędzie, między innymi na moich lekcjach religii. Ksiądz nasz, bardzo fajny człowiek, zachwycał się ze sporą grupką osób nad bodaj Amiszami – bohaterami tegoż serialu. Że nie odpowiadają oni złem na zło, że są tacy łagodni – jako przykład podając scenę, kiedy to jacyś brzydcy źli rewolwerowcy napadli na grupkę Amiszów, zaczęli zaczepiać kobiety, obrażać mężczyzn, a ci mężczyźni twardo okazywali im braterskie miłosierdzie. Czytaj – nie dali im w dziób. Takie zachwyty nad serialowymi postaciami trwały przez kilka lekcji religii. Aż wreszcie nie wytrzymałam i zapytałam księdza: a co z miłosierdziem wobec tych kobiet (które same wówczas nie umiały się bronić)? Tych zaczepianych, szarpanych, napadanych przez rzezimieszków?  Brat, mąż, ojciec – wszyscy tacy święci, szlachetnie okazują dobroć innym mężczyznom, a na kobiety już im jej zabrakło? Ksiądz popatrzył na mnie przez moment. Nie powiedział nic, ale zachwyty nad „Jak zdobywano Dziki Zachód” skończyły się i nigdy już do nich nie wróciliśmy.

A przy tym wszystkim zupełnie nie rozumiem postawy Seweryna Blumsztajna. To, że ktoś jest wybitnym reżyserem, to już mu wszystko wolno? Bo nikt inny nie nakręciłby takich filmów? No pewnie nie. Ale czy jesteśmy w związku z tym bezradni w osądach moralnych? Ja tej bezradności nie czuję. Polański jest świetnym reżyserem, ale zachował się jak świnia, i tyle. Wiem oczywiście, że talentu nie mam za grosz w jego dziedzinie, ale cóż z tego? Mogę podchodzić na kolanach do jego dzieł (jeśli już muszę ;-) ), ale do wszystkiego, co zrobił? A Blumsztajn jęczy, że on taki nędzny w porównaniu z geniuszem, więc zacznijmy wszyscy się do geniusza modlić. Niesmaczne to jakoś. Skromność mogę cenić, ale robienie z siebie takiej ścierki do podłogi?

czepiam się, okołonaukowo

I znów o szczepionkach, tym razem przeciw HPV

Parę dni temu okazało się, że niektóre szkoły w Yellowknife (stolicy Terytoriów Północno-Zachodnich w Kanadzie) nie zapewnią uczennicom szczepień przeciwko HPV. Szkoły katolickie. Podobnie zresztą było w szkołach w Calgary; w ogóle temat wałkowany jest w kanadyjskich placówkach katolickich od dawna, czyli od momentu, kiedy szczepionka została wprowadzona. W Calgary po takich akcjach zarządów szkół zaszczepiona przeciw HPV jest tylko 20% katolickich uczennic, w stosunku do 70% dziewcząt w szkołach publicznych. Możliwe, że podobnie będzie i w Yellowknife, a – ciekawostka, choć wcale nie zabawna – w mieście tym dziewczęta zaczynają życie seksualne wcześniej, niż wynosi kanadyjska średnia. Co gorsza, liczba zakażeń przenoszonych drogą płciową ośmiokrotnie przewyższa średnią w Kanadzie.

Jakieś związki przyczynowo-skutkowe? Korelacje chociaż?

Nic to jednak. Nieważne, że można w ten sposób uchronić sporo dziewcząt przed okropną chorobą. Ważniejsze dla niektórych jest, że w paru częściach Kanady młodzież sama może podejmować decyzję o szczepieniu. Zgroza. Zgoda rodziców nie jest wymagana, co nie spodobało się na przykład arcybiskupowi Vancouver. Tak, arcybiskup nie ma poważniejszych problemów, tylko to, czy młode osoby (ale nie malutkie dzieci przecież) same zdecydują, czy chcą się chronić przed rakiem, czy nie.

Rozumiem nawet obawy rodziców, że szczepionka jest nowa, że mogą być efekty uboczne, że nie chroni ona w 100% przed rakiem szyjki macicy. Tak rzeczywiście jest. Szczepionka jest faktycznie dość nowa. Chroni przed zakażeniem tylko kilkoma typami wirusa brodawczaka – prawda, że przed tymi, które w sumie powodują sporą większość raków szyjki, ale nie przed wszystkimi. Niepożądane efekty uboczne też się mogą zdarzyć. Ale argument o szerzeniu rozwiązłości, który zawsze pojawia się przy okazji tych szczepień, zupełnie mnie osłabia. I mam ochotę odpowiedzieć słowami Billa Mahera, że jeśli szczepię dziecko przeciwko tężcowi, to przecież nie daję mu w ten sposób do zrozumienia, że ma wziąć zardzewiały gwóźdź i dziabnąć się nim natychmiast w stopę. Widać z seksem jest jednak inaczej. Zaszczepiona dziewczynka niezwłocznie zacznie uprawiać seks ze każdym, kto jej sie tylko nawinie. A rodzice (oraz inne osoby głosujące przeciw szczepieniom) muszą posiadać jakiś bat, straszak, dzięki któremu nakierują ją na właściwą drogę. Tym batem jest możliwość zachorowania na raka. Hmmm, piękna wizja wychowania dzieci. I piękna wizja własnych pociech w ogóle.

Tak na marginesie, rozpoczęcie szczepień wśród chłopców mogłoby trochę złagodzić takie silne wiązanie tej szczepionki z seksem (szczepimy wszystkie dzieci, tak jak innymi szczepionkami) i z babskimi sprawami w ogóle (szczepionka chroniłaby także mężczyzn przed różnymi nowotworami spowodowanymi zakażeniem HPV). Do tego jednak chyba szybko nie dojdzie, jeśli kiedykolwiek w ogóle, niestety.

Wracając to tematu, w zapale przeciwszczepionkowego boju niektóre katolickie media uciekają się do jeszcze dziwaczniejszych zabiegów. (Napisałabym nawet, że zabawniejszych, ale przerażające raczej niż zabawne jest to, że „argumenty” takie trafiają do sporej liczby ludzi, co udowodniły niedawne dyskusje tu i ówdzie.)

[…] Przy systematycznych badaniach, wszelkie powstające w macicy twory, mogą być usunięte zanim przekształcą się w komórki rakowe.[…]

Nawet nie chce się zastanawiać, jakie to twory mają autorzy na myśli.

[…] Przykładem może być tu Finlandia, w której umiera na raka szyjki macicy tylko kilkanaście kobiet rocznie i to prawie wyłącznie z powodu lekceważenia badań. W Polsce umiera na nią około dwa tysiące kobiet rocznie i jest to spowodowane przede wszystkim tym, że regularne badania robi tylko 15% populacji. Nie jest prawdą więc, to co podają media, że jest to jedna z najczęściej występujących chorób nowotworowych. Niczym nie usprawiedliwione jest więc szczepienie całej populacji, gdy bez tego ilość zachorowań może być sprowadzona do drobnego ułamka promila.[…]

Otóż to. Umierają, bo się nie badają. Ich wina, głupich bab. I nieważne, że specjalisci mówią, że zakażenia HPV są jednym z głównych problemów zdrowotnych na całym świecie, że są jednym z najpowszechniejszych zakażeń przenoszonych drogą płciową, wreszcie, że rak szyjki macicy jest jednym z głównych pod względem częstości występowania nowotworem u kobiet. Nie, Rodzina Katolicka prawdę ci powie – to jest tylko marny ułamek.

Jeszcze jakieś konkretne argumenty? List z przeprosinami radnego za złudną nadzieję – przeczytać można, zrozumieć nieco trudniej :-) , oraz podpieranie się autorytetem kogo? – prof. Majewskiej oczywiście. Autorzy (w tym kolejna pani profesor niestety) zachęcają, żeby zapoznać się z faktami na podany temat, ale przypadkiem ostrożnie żadnych innych punktów widzenia nie prezentują*. A wszystko dodatkowo podlane takim sosem:

[…] Jeden z naszych znajomych opowiedział, że w liceum, do którego uczęszcza jego córka, dyrektorka szkoły zgodziła się na zaszczepienie uczennic przeciwko rakowi szyjki macicy, bez poinformowania rodziców i uzyskania ich zgody. Zgodziła się, bo przyszli przedstawiciele firmy farmaceutycznej (nie wiadomo jakiej) i zaproponowali, że zaszczepią za darmo (czym?). Zamiast sprawdzić firmę i zastanowić się, skąd taka propozycja, zgodziła się na zrobienie z dziewcząt królików doświadczalnych i wszczepienie nie wiadomo czego. Podobno wiele uczennic po tym zdarzeniu długo chorowało i niektóre nadal są w nienajlepszym stanie. Jeżeli powyższa informacja zostanie potwierdzona, to jest to przestępstwo kryminalne. Prosimy o zgłoszenia takich informacji w komentarzach lub w bezpośrednim kontakcie. […]

Nikt nic nie wie, podobno coś tam, a króliki na dokładkę. Archiwum X normalnie.

 

* Skoro żadnych innych punktów widzenia nie prezentują, to ja zaprezentuję z przyjemnością – fajna i przydatna stronka, nie tylko zresztą na temat ruchów antyszczepionkowych, czyli A Collection od Strange Beliefs, Amusing Deceptions, and Dangerous Delusions.