okołonaukowo, przyjemności

Temple Grandin

Pani profesor Temple Grandin urodziła się w 1947 roku w Bostonie. Ukończyła studia magisterskie na Arizona State University, a doktorat (z zootechniki) uzyskała w 1989 roku, na University of Illinois. Jest pracującą na Colorado State University wybitną specjalistką, jedną z niewielu na świecie, w dziedzinie projektowania zagród i pomieszczeń do hodowli zwierząt gospodarskich, urządzeń ułatwiających obchodzenie się ze zwierzętami hodowlanymi, specjalnych „korytarzy”, którymi zwierzęta te prowadzone są do rzeźni, do zabiegów higienicznych czy do transportu, i tym podobnych. Zaprojektowane przez nią konstrukcje znakomicie funkcjonują w wielu krajach; w Stanach Zjednoczonych prawie połowa bydła hodowana i przetrzymywana jest w warunkach i z zachowaniem reguł, które opracowała Temple Grandin. 

(Ilustracje ze strony http://www.grandin.com)

Warunki te oparte sa przede wszystkim na zasadzie humanitarnego traktowania zwierząt na każdym etapie hodowli. Grandin mówi: zwierzę nie jest rzeczą  i nie wolno zwierząt traktować jak rzeczy. Skoro już je jemy, to powinniśmy odnosić się do nich z szacunkiem. Ważna jest również efektywność – zwierzęta w zaprojektowanych przez nią pomieszczeniach czy korytarzach czują się komfortowo, nie stresują się, nie boją, co ma oczywiście przełożenie na jakość mięsa czy innych produktów, czyli przelicza się na pieniądze.

Temple Grandin uważana jest za duchową przywódczynię ruchu na rzecz humanitarnego traktowania zwierząt. Za swe rozwiązania doceniona została nawet przez PETA (People for the Ethical Treatment of Animals), nie mówiąc już o mnóstwie innych nagród, które otrzymała. Na swej wspaniałej i niezwykle dokładnej stronie internetowej służy radą i pomocą jak budować farmy zwierzęce, jak zwierzęta – najróżniejszych gatunków, od ptactwa, przez świnie i krowy, a skończywszy na antylopach – w takich farmach przetrzymywać, jak traktować, żeby nie powodować u nich stresu, jak je myć, przewozić, pętać, humanitarnie i bezboleśnie zabijać, a nawet jak humanitarnie przeprowadzać uboje rytualne. Inne naukowe zainteresowania Temple Grandin obejmują kwestie treningu zwierząt, przetrzymywania takiego, aby unikać zranień i stłuczeń, badań nad charakterem i temperamentem różnych zwierząt (np. bydła), stwarzania im lepszych warunków bytowania (np. świniom), wpływu stresu i strachu na produkcję mięsa i mleka, oraz wiele, wiele innych. Grandin jest autorką ogromnej liczby publikacji z tych dziedzin, a także książek na te tematy.

Ale wnikliwe badania nad dobrostanem zwierząt hodowlanych to nie jedyna kwestia, dzięki której mówi się o Temple Grandin. Jest ona także prawdopodobnie najlepiej znaną na świecie osobą dorosłą ze zdiagnozowanym autyzmem. Jako autystka, a jednocześnie świetnie wykształcona badaczka, Grandin potrafi znakomicie zanalizować to, co dzieje się w mózgu osoby chorej na autyzm, opisać to i przekazać innym ludziom. Oraz doradzić przy okazji problemów, na przykład rodzicom z autystycznym dzieckiem. Dzięki temu już wiele lat temu stała się niejako aktywnym łącznikiem między światem ludzi zdrowych i ludzi z autyzmem. Własne doświadczenia opisuje w dobrze sprzedających się książkach, a także w ciekawie napisanych publikacjach naukowych, jak ta na przykład. Opiniami swymi dzieli się również obficie na konferencjach poświęconych autyzmowi. Wspomnieć należy także o bardziej konkretnej pomocy, w postaci tzw. hug machine, czyli opracowanym i zbudowanym przez siebie w młodości urządzeniu, którego uścisk zapewniał jej, jako autystce, komfort i uspokojenie. Grandin prowadziła oczywiście prace nad zastosowaniem hug machine u innych autystów.

Czy te dwie sprawy – dobro zwierząt i autyzm – są u Grandin powiązane? Wygląda na to, że tak. Dzięki zawdzięczanemu autyzmowi nieprawdopodobnemu zmysłowi obserwacji, Grandin pracując i obcując ze zwierzętami widziała i uczyła się tego, jak one zachowują się w różnych warunkach. Jak i czego się boją. Co powoduje stres. Jak reagują na głośnych ludzi, na ubrania wiszące na ogrodzeniach, na śliskie podłoża. Widziała, że wiele z tych rzeczy powoduje niepokój zwierząt, obserwowała, że niepokój ten objawia się specyficznym zachowaniem, postawą ciała oraz wokalizacjami. A potem, projektując swoje ogrodzenia, korytarze czy zagrody brała te rzeczy pod uwagę.

O tym właśnie opowiada biograficzny film HBO zatytułowany Temple Grandin, którego premiera odbyła się kilka tygodni temu. Film jest przepiękny, bardzo interesujący i doskonale zagrany. Wspaniała Claire Danes w roli głównej gra niezwykle przekonująco, z ogromnym talentem, ale nie szarżujac. Podobała się zresztą i samej Temple Grandin, która oglądając sceny w szkole mówiła, że naprawdę widzi siebie. Reszta obsady także jest niezła, co obrazuje przy okazji, jak wiele szczęścia miała Grandin, spotykając tak wrażliwych ludzi  i mądrych mentorów (zaczynając od matki i ciotki oraz nauczyciela przyrody w szkole) na swojej drodze. Z uczuciem i w pięknych kolorach pokazane są krowy – od nich wszystko się zaczęło – oraz zrozumienie, jakie rodzi się między nimi a autystyczną dziewczynką. A największą zaletą filmu jest specyficzny sposób realizacji. Reżyser postawił sobie za zadanie jak najwierniejsze pokazanie tego, co może dziać się w mózgu osoby z autyzmem. I jest to absolutnie fascynujące. Dzięki specjalnym sekwencjom widzimy na przykład, że Temple zapamiętuje wszystko, co widziała dotąd w życiu. Jej mózg pracuje jak komputer, zapisując wszystkie obrazy i wszystkie zdarzenia, których jest świadkiem, oraz wyświetla je później w zależności od potrzeb. Co więcej, przekonująco pokazane jest, że bohaterka rzeczywiście myśli obrazami (ilustracja poniżej pochodzi z tej publikacji). Jeszcze ciekawsze jest to, że każdą hipotezę i każdy pomysł Grandin testuje najpierw w swoim mózgu. Niezależnie od tego, czy jest to skromna brama w gospodarstwie ciotki i wujka, czy ogromne zagrody na setki zwierząt – pełen szczegółów, skomplikowany obraz najpierw pojawia się w głowie bohaterki, mózg jej testuje krok po kroku każdy etap funkcjonowania urządzenia i dopiero, kiedy w głowie wszystko działa, Temple wie, że będzie działało również po zbudowaniu. Jak chociażby na poniższym rysunku (z powyżej cytowanej publikacji), przedstawiającym jedno z rozwiązań technicznych Grandin na farmie zwierzęcej. Rozwiązanie powstało w całości najpierw w jej głowie, po czym Grandin przeniosła je na papier. A potem podobne rozwiązania  zaczęto stosować w praktyce.

I film to wszystko wspaniale i zdumiewająco trafnie pokazuje. Dzięki zastosowaniu sekwencji rysunkowych widać dokładnie, w jaki sposób Grandin obserwuje świat. Jak widzi kąty i zależności geometryczne między uszami nasłuchującego konia. W jaki sposób widzi wszelakie geometryczne rozwiązania spoglądając na stado chodzących w zagrodzie krów. Że widzi wyraźnie, jak powinny wyglądać wszystkie parametry techniczne zagród i korytarzy tak, aby zwierzętom było jak najbardziej komfortowo, a ludziom jak najekonomiczniej.

Tutaj jest trailer. Polecam. Od filmu trudno się oderwać.

(Zdjęcie Temple Grandin ze strony MFA Incorporated)

41 myśli w temacie “Temple Grandin”

  1. I trochę strasznie na koniec. Obejrzałem trailer – i pewnie obejrzę i caly film po tym. Ale.
    HBO na stronie filmu linkuje do dyskusji na swoim forum, gdzie jakiś inteligent zadał pytanie a propos wycofanej pracy Wakefielda, kończąc swój wpis pytaniem o opinię. Możecie sobie wyobrazić zalew komentarzy rodziców dzieci z autyzmem – przykro to czytać, ale jednocześnie przypomina się niedawny tekst Barta o Matce Chorego Dziecka. Swoją drogą jednym z rodziców jest tatuś wygrażający rządowi, że nie po to, był 8 lat w Marines, żeby jakiś konował zabierał jego dziecku dzieciństwo (ciekawe, czy Bart by się jemu postawił :))
    Inny przykład: mama, która twierdzi oczywiście, że autyzm jej dziecka to wina szczepionki, ale jednocześnie snuje swoje teorie, że wynika to z tego, że dzieci z autyzmem są na szczepionki uczulone. No to jak? Mają ten autyzm przed szczepieniem czy nie mają? A najlepszy tekst? „Ja wiem, że moje dziecko urodziło się bez autyzmu!”. Tylko skąd, ja się pytam.
    Szkoda, że taka niesamowita, poruszająca i w gruncie rzeczy przecież napawająca optymizmem historia staje się kolejnym forum oszołomów :(

  2. Przeczytałem jej artykuł o autyźmie, i myślę, że jest to jedna z najbardziej fascynujących i ciekawych rzeczy, jakie ostatnio czytałem.

  3. Osobie Grandin i zespołowi Aspergera poświęcił kawałek swojej książki Antropolog na Marsie Oliver Sacks (wydana dość dawno temu w Polsce). Też ciekawie. „Maszyna do przytulania” (hug machine) bardzo inspirująca.

  4. Dla mnie zaskakujące jest zupełnie co innego. Wiem, że cały czas gorącym tematem są szczepionki i ich (rzekomy) związek z autyzmem, ale że na tym się prawie wcale nie wyznaje, to pominę tę kwestię.

    Otóż ciekawi mnie to, że napisałaś, że prawie połowa bydła w USA jest hodowana i przetrzymywana w warunkach opracowanych przez Temple Grandin. Tymczasem jakiś czas temu widziałem film, w którym szeroko omawiano kwestię niehumanitarnej hodowli i uboju bydła, trzody chlewnej i drobiu. Pokazywano w nim m.in. zagrody pozbawione jakiejkolwiek roślinności, a wypełnione jedynie błotem zmieszanym z odchodami zwierząt (to chyba nie jest szczególnie humanitarne), sposób wywozu drobiu do ubojni polegający na wrzucaniu (w sensie dosłownym, można nawet użyć słowa „ciskaniu”) żywych osobników (bo niektórym wcześniej się zmarło w zbyt ciasnych kurnikach) do klatek. Pokazano również fragment ubojni bydła, który do złudzenia przypominał zaprezentowany na pierwszym obrazku korytarz. Miało to obrazować masowość uboju i właśnie niehumanitarność.

    Więc szczerze czuję się mocno zdezorientowany. Jak w końcu jest w tych Stanach z hodowlą zwierząt? Humanitarnie – niehumanitarnie?? Czy w dzisiejszych czasach naprawdę trzeba koniecznie wybrać się samemu, samemu zobaczyć i samemu zbadać, żeby się przekonać?? Zalew oszołomstwa jest tak ogromny, że nawet jak człowiek stara się być racjonalny, to w końcu wychodzi na to, że już sam nie wie, gdzie jest ani jak się nazywa.

    Co do samej historii Temple Grandin, to naprawdę niesamowite! Z wielką chęcią zobaczę kiedyś ten film, jak będzie dostępny inną niż telewizyjna drogą. To co napisałaś o sposobie, w jaki konstruowała swoje urządzenia i zagrody przywodzi mi na myśl historię pewnego tureckiego malarza, który malował, choć od urodzenia był niewidomy. Co więcej, potrafił też zrozumieć, na czym polega perspektywa i oddać ją na papierze.

  5. @ Ania
    Naprawdę polecam :-). Widzę, że cały czas chodzi w HBO.

    @ Rafał
    To było do przewidzenia, że przy takiej okazji natychmiast ktoś wyciągnie szczepionki. Smutne rzeczywiście, bo opowieść ładna i, mimo paru przykrych momentów, optymistyczna.

    @ Ztrewq
    Ten, który linkowałam? Też przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem. Ciekawe i dobrze napisane.

    @ Nameste
    Nie czytałam. W ogóle przyznam, że tak naprawdę poznałam osobę Grandin dopiero teraz.

    @ Sykofanta
    Wiesz, ja się nie znam na tych metodach hodowli. Przeczytałam tę informację na stronie Grandin i jeszcze gdzieś. I zauważ, że piszą o połowie. Czyli w tej drugiej połowie gospodarstw w tak wielkim kraju, jak Stany, może nadal być źle i niehumanitarnie. Może film, który widziałeś, miał za cel właśnie pokazanie sytuacji takiej, że ciągle istnieją hodowle, w których zwierzęta traktuje się nieludzko, i że trzeba to zmienić (np. na podstawie informacji od Grandin). Ten film, o którym piszę, również pokazuje, że „kowboje” podchodzili do jej pomysłów z niedowierzaniem i niechęcią („co taka wariatka może o tym wiedzieć”). I wielu zapewne nadal tak podchodzi.
    A sama Grandin i jej życie jest naprawdę niesamowite i fascynujące. Film raz jeszcze polecam.

  6. To wszystko jest jak cerowanie dziur w zniszczonej skarpecie.
    Caly korporacyjny przemysl chodowlany jest do bani, „humanitarne” projektowanie zagrod specjalnie wiele tu nie pomoze.

    A mozna inaczej, stosujac zasady permakultury (http://en.wikipedia.org/wiki/Permaculture – krotki wstep dla tych co nie wiedza co to)

  7. @ Futrzak
    Jak napisałam powyżej, ja się nie znam na hodowli zwierząt. Ale kiedy zajrzałam do wiki i poczytałam o permakulturze, zauważyłam, że przynajmniej w części to, co jest o niej napisane i to, o czym mówi Grandin, wcale nie stoi ze sobą w sprzeczności. Jedną z zasad permakultury jest obserwacja tego, co zachodzi w naturze i stosowanie odpowiednich rozwiązań. Dokładnie to samo mówi i pisze Grandin. Co więcej, to co ona mówi, nie jest tylko „humanitarnym projektowaniem zagród” dla samego projektowania, ale ma przełożenie na finanse. Mniej zestresowane zwierzęta = lepsze mięso. Zwierzęta prowadzone korytarzami Grandin = brak postojów na skutek strachu czy oporu, wszystko idzie płynnie. Zbiorniki, które ona zaprojektowała do odkażania zwierząt = brak potopionych zwierząt (czyli znowu brak strat farmera).
    Swoją drogą, mam wrażenie, że ta permakultura dotyczy raczej małych hodowli i jest mocno idealistyczna. Sielska taka. Mogę się jednak mylić. A Grandin, co jest moim zdaniem wartościowe, nie walczy z wiatrakami, za to jest ekologiczna mądrze, czyli daje rozwiązania dobre i dla zwierząt i dla ludzi, a jednocześnie nie myśli o rozwaleniu całego „korporacyjnego systemu”. Bo tego i tak się nie da zrobić.
    No i nie wiem, czy „specjalnie wiele tu nie pomoże”, skoro jednak jej rozwiązania są chyba stosowane. Przynajmniej w jakiejś części zakładów hodowlanych na świecie. Gdyby to się nie opłacało, to chyba nikt by tego nie robił.

  8. Futrzak, tak ciekawości skąd się bierze twoja wiedza że hodowle przemysłowe są do bani? I co znaczy „do bani”?

  9. miski:
    pojedz kiedys na przemyslowa farme drobiu albo bydla.
    Ja bylam na dwoch., obie w Kalifornii.
    W wypadku krow najpierw farme sie czuło nosem, a potem widzialo. Widok obejmowal dziesiatki tysiecy krow stloczonych na malutkiej przestrzeni, stojacych po kolana we wlasnych gownach. Krowy te byly karmione jakas mieszanka przemyslowa i bynajmniej nie wygladaly na zdrowe.

    Jesli chodzi o kury to siedzialy one zamkniete w malych klatkach, gdzie nie mogly sie nawet ruszac. Karmiono je paskudztwem, faszerowano hormonami i antybiotykami.

    Nikt mi nie wmowi, ze to jest ok i w porzadku, zbyt dobrze pamietam jeszcze gospodarstwo mojej babki, gdzie krowy po prostu pasly sie na pastwisku, a kury biegaly i grzebaly gdzie im sie zywnie podobalo.

    Polecam obejrzenie filmu Foods, Inc.
    Moze troche otworzy oczy na rzeczywistosc przemyslowego chowu zwierzat w USA.

    Sporotrix:
    zasady permakultury mozna stosowac i na wieksza skale i nie ma w tym specjalnie nic idealistycznego.
    na blogu http://permakulturnik.blogspot.com/ jest wiecej szczegolow, przynajmniej jesli chodzi o grunt polski.

  10. @ Futrzak

    Nikt mi nie wmowi, ze to jest ok i w porzadku,

    Ja też uważam, że to jest bardzo nie w porządku. Tego zapewne zdania była i Grandin, kiedy się za to wszystko zabierała. I pewnie nadal jest, bo takie sytuacje na pewno się zdarzają. Nikt nigdzie nie twierdził, że cała hodowla zwierząt w USA to cud, miód i orzeszki.

    Moze troche otworzy oczy na rzeczywistosc przemyslowego chowu zwierzat w USA.

    Tym bardziej docenić należy próby zmiany takiej sytuacji. A z pracy Grandin wynika, że ona to robi. I nagradzają ją nawet organizacje walczące o prawa zwierząt, które przecież normalnie czepiałby się jej, że pracuje „dla” takiego przemysłu. Coś jest więc na rzeczy.

    zasady permakultury mozna stosowac i na wieksza skale i nie ma w tym specjalnie nic idealistycznego

    Możliwe. Takie wrażenie miałam tylko po tej notce w wiki. Doceniam to w ogóle, bo przyznam, że mnie samej złe traktowanie zwierząt gospodarskich wydaje się czymś wyjątkowo okropnym. Dlatego cieszy mnie też to, co robi Grandin.

    przynajmniej jesli chodzi o grunt polski

    A tu się właśnie obawiam, że to, co może być zastosowane na gruncie polskim, nie będzie mogło być na gruncie amerykańskim. Skala nie ta. Czy masz informacje, że zasady te stosują i hodowcy/farmerzy tutaj?

  11. sporothrix:
    ja nie mam nic przeciwko pracy Grandin.

    sa i lokalne osrodki permakultury:
    http://www.regenerativedesign.org/ – to najblizszy obok mnie.

    Jest troche farm w USA stosujacych zasady permakultury, chociaz wiecej ich w Australii, tam gdzie narodzila sie sama idea.

  12. @ Futrzak

    Dzięki za komentarz. Też oglądałem Food Inc. (o tym właśnie pisałem we wcześniejszym komencie). Skoro jednak piszesz, że sama na własne oczy to widziałaś, to daje mi to odpowiedź na pytanie, na ile Food Inc. jest manipulacją, a na ile prawdą. Niestety pokazywane w nim rzeczy to jakieś piekło na Ziemi moim zdaniem . O wrażeniach zresztą pisałem u siebie.

  13. sykofanta:
    tez kiedys mi sie wydawalo, ze to sa bajki, dopoki sama nie zobaczylam :(((
    Byalm, widzialam, wiecej nie mam zamiaru…. a takich farm sa dziesiatki tysiecy w USA. Nie trzeba wiele, zeby zobaczyc – ot wsiasc w samochod i pojechac odpowiednia trasa (o ile mieszka sie w okolicy).

  14. W humanitarną hodowlę mogę,ale w humanitarne zabijanie -nie wierzę. Nie jem mięsa i tyle.

  15. @ Bart
    Dzięki :-)

    @ Futrzak i Sykofanta
    Food Inc. nie widziałam, ale wierzę, że jest to piekło na ziemi. Zresztą, w telewizji tutaj ostatnio niemal bez przerwy chodzą reklamy społeczne na temat humanitarnego traktowania zwierząt. Różne organizacje się reklamują. I także pokazują filmy nakręcone na takich farmach. Coś strasznego :-(

    Mam jednak nadzieję, że ktoś tej Grandin (albo i podobnych jej) słucha i wdraża pomysły. W końcu na swojej stronie pokazuje konkretne konstrukcje, zdjecia konkretnych zwierząt, konkretnych ludzi. Nie sądzę, że to wszystko jest wymyślone. Nie mówiąc już o tym, że jest ona bardzo znaną osobą w Stanach i o pomysłach swoich opowiada od lat (http://en.wikipedia.org/wiki/Temple_Grandin), więc chyba już dawno ktoś by się zorientował, że gada głupoty. No i te nagrody – dostawała je od różnych organizacji zajmujacych się prawami zwierząt: PETA, Scientists Center for Animal Welfare, American Society for the Prevention of Cruelty to Animals, The Humane Society of the United States, Animal Welfare Award Royal Society for the Prevention of Cruelty in Animals – przecież te organizacje rozszarpałyby ją, gdyby, pracując w takiej a nie innej dziedzinie, opowiadała bzdury w dodatku.

    Nie mówię, oczywiście, że to co pokazywano w Food Inc., czy w innych tego typu raportach to nie jest prawda (w dodatku mamy tu osobiste doświadczenie Futrzaka). Na pewno jest; nigdy nie sądziłam, że to mogą być bajki. Bo i ta hodowla zwierząt nigdzie na świecie nie jest idealna. Ale wiem też, jak przedstawia się los zwierząt w laboratoriach – w sensie, jak przedstawiają go organizacje zajmujące się animal rights. Na pewno są laby, gdzie zwierzęta źle się traktuje i dobrze, że istnieją w tej chwili komisje etyczne. Ale nie wszędzie jest tak okrutnie i nie każdy naukowiec pracujący ze zwierzętami jest sadystą. Wiadomo jednak, że takie raporty znajdą szersze zainteresowanie, niż te, które pokazują, że zwierzęta traktowane są nieźle.

    Przyznam, że sama chętnie zobaczyłabym na własne oczy, jak (i czy) rzeczywiście funkcjonują zakłady oparte na pomysłach Grandin. Może trzeba pojechać do Kolorado w tym celu?

    @ Kasjo
    Wydaje mi się, że wystarczy, że zwierzę nie czuje bólu i nie jest zestresowane przed śmiercią. To chyba można nazwać humanitarnym ubojem ( i o tym, jak to osiągnąć, mówi Grandin). Sama większy problem mam z ubojem rytualnym, bo tam zwierzęta nie są oszołomione. Ponieważ się jednak nie znam, staram się zaufać Grandin, że wie, co mówi, kiedy twierdzi, że i to da się przeprowadzić tak, żeby zwierzę jak najmniej cierpiało.

  16. @ Sporothrix

    Ależ ja jestem bardzo daleki od podważania tego, co piszesz o Grandin, i tego, co ona sama niewątpliwie osiągnęła. W ogóle bardzo fajnie, że zamieściłaś tę notkę, bo to ze wszech stron jest interesująca osoba i na pewno jeszcze sobie o niej poczytam.

    Jednak pomimo jej wysiłków istnieje istotny problem z odpowiednią hodowlą, traktowaniem i ubojem zwierząt. I sądzę, że ten problem jest tym większy, im większy jest rynek zbytu, bo np. w Polsce gro hodowli to nadal hodowle z tradycyjnymi pastwiskami itd.

    Nie można jednak żyć w utopii i wiadomo, że nie da się koncernów przekonać, żeby teraz robiły inaczej. Bo jednak tradycyjne pastwiska = wyższy koszt hodowli. Jeśli jednak koncerny będą skłonne wdrażać pomysły Grandin, to prawdopodobnie przynajmniej w pewnym stopniu przyczyni się to do podniesienia dobrobytu zwierząt.

    Tymczasem problem tkwi też, imho, w samych konsumentach. Nie znam konkretnych danych statystycznych (będę musiał ich w końcu poszukać, powinny gdzieś być), ale wydaje mi się, że istnieje duże zjawisko kupowania nadmiernych ilości żywności przez osoby, które na to stać. Żywności, która następnie ulega zmarnowaniu, ale tworzy pozór wzrostu zapotrzebowania na żywność. Nie wiem, jak jest w USA, ale ja znam wiele osób, które wyrzucają ogromne ilości jedzenie, które kupili, ale nie zjedli i się zmarnowało.

    Są jeszcze inne problemy, z którymi trudniej walczyć. Np. biednych stać tylko na tanie jedzenie, tanie pieczywo, masło i mięso, a tanie w chwili obecnej oznacza wielkoprzemysłowe, masowe, naszprycowane wypełniaczami i substancjami zastępującymi smak. Niestety to wszystko gdzieś tam pokrętnie jest ze sobą powiązane i tworzy pajęczynę, do zrozumienia której trzeba tęgiej głowy.

  17. @ Sykofanta
    A ja się cieszę, że pod notką dostałam parę ciekawych komentarzy :-)

    Jednak pomimo jej wysiłków istnieje istotny problem z odpowiednią hodowlą, traktowaniem i ubojem zwierząt. I sądzę, że ten problem jest tym większy, im większy jest rynek zbytu,

    Tak i mnie się wydaje. Dlatego pytałam Futrzak o te inne metody – czy są do zastosowania na „amerykańską skalę”.

    Nie wiem, jak jest w USA, ale ja znam wiele osób, które wyrzucają ogromne ilości jedzenie, które kupili, ale nie zjedli i się zmarnowało.

    Też nie wiem, jak to jest. Ale to rzeczywiście jest problem, zgadzam się. Sama bardzo nie lubię wyrzucać jedzenia.

    biednych stać tylko na tanie jedzenie, tanie pieczywo, masło i mięso, a tanie w chwili obecnej oznacza wielkoprzemysłowe, masowe, naszprycowane wypełniaczami i substancjami zastępującymi smak.

    Tu też się zgadzam. To jest wielki problem nie tylko Stanów, jak sądzę. I ma swoje następstwa w postaci otyłości i innych problemów zdrowotnych społeczeństw.

  18. W USA faktycznie jest nadprodukcja zywnosci. Na dodatek ta zywnosc jest dotowana przez panstwo w ogromnym stopniu.

    Owszem, tradycyjna hodowla jest mniej wydajna (bo juz czy drozsza to dyskusyjne – zwlaszcza, jesli sie skasuje dotacje), ale tez dzisiaj wszystko stoi na glowie. Podstawa diety przecietnego Amerykanina jest miecho, miecho i jeszcze raz miecho, przetworzone na najrozniejsze sposoby i spreparowane tak, zeby jak najdluzej na polce lezalo. Do tego gory slodyczy, chipsow, gabczastego chleba i tym podobne wynalazki.
    Ani to zdrowe, ani dobre dla nas.

    Kiedys owszem, mieso bylo drozsze, i dlatego jadano je w ograniczonych ilosciach, podstawa diety byly rosliny zbozowe i warzywa z duza iloscia skrobi (np. ziemniaki, fasola). Kiedys ludzie jak juz zabijali swiniaka czy krowe, to zjadali WSZYSTKO za wyjatkiem kopyt, rogow i kosci. Nic sie nie marnowalo.
    A dzisiaj? Czy ktos widzial w normalnym supermarkecie (nie meksykanskim ani chinskim czy koreanskim) w USA takim jak Safeway podroby? A czy gdzies mozna kupic krew na kaszanke?
    Nie. Takie rzeczy albo sie wyrzuca albo miele na papke i dodaje do roznych pasz, ktorymi karmi sie zwierzeta…

    Albo inny przyklad: zauwazyliscie, ze prawie w kazdym przetworzonym produkcie w USA na liscie skladnikow widnieje high fructose corn syrup? Wiecie, dlaczego? Bo kukurydza jest dotowana i jest jej nadprodukcja. Wobec czego trzeba bylo wymyslec jakies zastosowania na skale masowa.

    Uh. Dlugo by wymieniac.

    Dodam tylko, ze negatywne zmiany i opanowanie przemyslu spozywczego przez wielkie korporacje to kwestia raptem ostatnich 40-tu lat. Mam paru znajomych, ktorzy pochodza z rodzin farmerskich z midwestu. Pamietaja jeszcze czasy, gdy kurczaki biegaly po podworku a krowy pasly sie na pastwiskach, jak to krowy…
    A przeciez wtedy nie panowal masowy glod w USA, prawda? Ludzie owszem, mniej jedli, polegali na zywnosci wychodowanej lokalnie – ja osobiscie nie widze w tym nic zlego. Jasne, nie mieli frykasow jak dzis – w srodku zimy warzywa sprowadzane z Chile czy Argentyny…ale bez tego da sie zyc :)

    Natomiast dobrze, ze Grandin robi co robi. Przynajmniej o tyle mniej sie zwierzaki mecza…

  19. @ Futrzak

    To jest dokładnie wszystko to, na co zawsze staram się zwracać uwagę. Bardzo bym chciał, aby w Polsce nie doszło do takiej sytuacji, ale zdaje się, że ekspansja pulchnych bochenków i zżelowanej wędliny już się rozpoczęła. I z jednej strony ludzie marudzą, że wszystko takie sztuczne, a z drugiej strony, jak się im da chleb żytni na zakwasie, to jest za twardy, a schabik robiony domową metodą – za suchy. To bardzo przykre, bo pozwala działać koncernom pod przykrywką zadowalania konsumentów.

    Ostatnio na walentynki do znajomej przyjechała koleżanka i przywiozła maliny w pudełku w kształcie serca. Zażartowałem, że są to maliny z ciastoliny. One jednak uparły się, że są bardzo ładne. Szybko jednak okazało się, że 2-letnia córka znajomej wolała karmić nimi pociąg niż sama jeść, a po spróbowaniu i znajoma doszła do wniosku, że są wyjątkowo niesmaczne. Bo ciekawe, skąd maliny w środku zimy? No chyba nie z pola? Niestety, brzmi to jak ekopropaganda, ale to po prostu importowane, hodowane tunelowo, genetycznie modyfikowane malinopodobne produkty bez smaku i aromatu. Ale przecież ładnie wyglądają.

    Trochę chyba odbiegłem od głównego wątku. :P

  20. Bardzo bym chciał, aby w Polsce nie doszło do takiej sytuacji, ale zdaje się, że ekspansja pulchnych bochenków i zżelowanej wędliny już się rozpoczęła.

    To ciekawe, mnie się wydaje, że ta fala opada. Bo wraz z bogaceniem się społeczeństwa przyszedł czas na rozwiązania np. mięsne z półek dolnej, średniej i, powiedzmy, średnio-górnej – wszystkie serwowane w okolicznym spożywczaku. Masz Szynkę Babuni, której kilogram jest robiony z 70 deko mięsa, i Szynkę Bez Konserwantów zrobioną z 1,3 kilo – każde w odpowiedniej cenie.

    Mam alergiczne dzieci i prikaz od pani doktor, żeby unikać konserwantów i barwników (z prikazem nie dyskutuję, choć wydaje mi się nie do końca sensowny). Byłem wczoraj w hipermarkecie kupiłem m.in. biszkopciki Lu za 2,59 zł z opakowaniem przyozdobionym dużym zielonym listkiem z tekstem „BEZ BARWNIKÓW I KONSERWANTÓW”. Takoż ketchupy. Źle jest w dziale nabiałowym, no ale nie można mieć wszystkiego od razu :)

    Zajrzałem znowu, bo obejrzałem film. Rewelacja. Przy czym w tym filmie nie pojawia się zdaje się teza, że dzięki pomysłom Grandin przemysłowe farmy i ubojnie zamieniły się w jakieś rajskie miejsca rodem z „Charliego i fabryki czekolady”, tylko że dzięki nim bydło mniej cierpi w konkretnych sytuacjach – w filmie mowa o kąpieli i uboju. Śmierdzi pewnie tak samo, stłoczenie pewnie też podobne. Pewne rozwiązania dla laika zwiedzającego taką farmę są w ogóle niezauważalne, zwłaszcza kiedy walczy z potężnymi bodźcami.

    Co do kwestii „bezduszna hodowla przemysłowa kontra humanitarne małe gospodarstwa”, to mojej żonie zdarzało się kupować królika czy kurkę od takiej jednej pani Grażynki, co miała takie sielskie podwóreczko z zielononóżkami skubiącymi ziarenka, szczekającym pieskiem i sympatycznymi króliczkami. Otóż pani Grażynka jak już wybrała królika na ubój, to rąbała go na oczach pobratymców. W efekcie, nie żartuję, pozostałe króliki wykonały podkop w głąb ziemi, schowały się w takiej prowizorycznej norze i pani Grażynka nie mogła ich dosięgnąć – strasznie nas przepraszała za niedostarczenie królika w terminie. Nie wiem, jak je w końcu wykurzyła, chyba wodą.

  21. @sykofanta
    Bo ciekawe, skąd maliny w środku zimy? No chyba nie z pola? Niestety, brzmi to jak ekopropaganda, ale to po prostu importowane, hodowane tunelowo, genetycznie modyfikowane malinopodobne produkty bez smaku i aromatu

    Ostro pojechałeś, i raczej bez sensu.

    Raz, czy genetycznie modyfikowane maliny mają gorszy smak? Jadłeś w ogóle genetycznie modyfikowane maliny? Są w ogóle genetycznie modyfikowane maliny?

    Dwa, co jest złego w imporcie? Jadasz pomarańcze, banany, mandarynki, cytryny? Odmawaisz ich sobie, czy jesteś hipokrytą? Ja sobie bardzo cenię, że np. świeże szparagi i czereśnie mam nie tylko w maju i czerwcu, ale też w grudniu. A ostatnio kupowane styczniowe maliny były bardzo smaczne i aromatyczne. Mieszkam na półkuli północnej, żeby było jasne.

    @bart
    Pewne rozwiązania dla laika zwiedzającego taką farmę są w ogóle niezauważalne, zwłaszcza kiedy walczy z potężnymi bodźcami

    Przypuszczam, że laik często nie jest w stanie ocenić, co dla komfortu zwierzęcia jest ważne. Dobre samopoczucie zwierzęciu może zapewniać coś, co jest niewygodne dla człowieka, i vice versa.

    Problem pani Grażynki jest istotny. Do dużych, przemysłowych ubojni przynajmniej przychodzą inspekcje, badające bezpieczeństwo mięsa i traktowanie zwierząt. Pewnie za rzadko przychodzą, pracownicy mają też wyćwiczone metody zwodzenia i unikania inspektorów, ale jest chociaż szansa. Pani Grażynki nikt nie sprawdzi.

    I cały czas się zastanawiam: gdyby wszystkie krówki i kurczaczki żyły na sielskich podwóreczkach, ile by kosztowało jedzenie. Ja wiem, ludzi zarabiających po $80 000 rocznie stać na sielskie ekologiczne kurczaki po $30 sztuka (cena podana na pewnym polonijnym forum), ale są tacy, którzy zarabiają 1/5 tego, i też muszą siebie i rodziny wyżywić. Przepraszam za przykład amerykańsko-dolarowy, taki mam pod ręką.

  22. @ Bart

    Zajrzałem znowu, bo obejrzałem film. Rewelacja.

    :-)

    Przy czym w tym filmie nie pojawia się zdaje się teza, że dzięki pomysłom Grandin przemysłowe farmy i ubojnie zamieniły się w jakieś rajskie miejsca rodem z “Charliego i fabryki czekolady”, tylko że dzięki nim bydło mniej cierpi w konkretnych sytuacjach – w filmie mowa o kąpieli i uboju.

    Wiadomo, że film nie pokazuje wszystkiego. Reszta jest na stronie internetowej Grandin. Kto i jak z tego korzysta, to jest już inna sprawa.

    Śmierdzi pewnie tak samo, stłoczenie pewnie też podobne. Pewne rozwiązania dla laika zwiedzającego taką farmę są w ogóle niezauważalne, zwłaszcza kiedy walczy z potężnymi bodźcami.

    No właśnie. Stłoczenie (w pewnym sensownym zakresie) może być niektórym zwierzętom potrzebne. Zapach zapewne większości nie przeszkadza. Laik tego wszystkiego nie widzi. Natomiast Grandin, przy swoim wykształceniu, popartym szczególnymi zdolnościami, umiała/umie te kwestie zauważyć.

    @ Bart i Miskidomleka
    A propos pani Grażynki – horror, ale i racja – tego nikt nie sprawdzi.

  23. @ Miskidomleka

    Tak, masz rację, poniosło mnie… W sumie nie wiem do końca, skąd pochodziły te maliny i teraz już nijak tego nie sprawdzę. Nie mam nic przeciwko importowi, pod warunkiem, że produkty importowane mają jakąkolwiek jakość i wartość. W Polsce naprawdę nie ma sensu jeść produktów niesezonowych poza sezonem (mam na myśli produkty polskie, bo jasne, że cytrusy i inne egzotyczne owoce i tak się importuje). Pomidory w zimie są zasadniczo niejadalne, są pozbawione smaku, gąbczaste, nie mają zapachu i są blade. W lecie są gruntowe pomidory – aromatyczne, soczyste i pyszne. Podobnie truskawki i maliny. W lecie naprawdę są świetne truskawki (oczywiście różne odmiany, niektóre lepsze, inne gorsze), ale w zimie to są takie idealnie piękne pakowane w plastykowe pudełka owoce, które są niesmaczne i gąbczaste. Maliny są kwaśne, a truskawki – podobnie jak pomidory – pozbawione smaku, zapachu i tekstury. Prawdę mówiąc, muszę się dowiedzieć, jak są hodowane, bo ewidentnie inaczej niż zwykłe, co czuć w smaku (chyba, że to też kwestia odmianowa, ale zimą zawsze dostępna jest ta jedna, nijaka odmiana). Uważam, że trochę za bardzo przyzwyczajamy się do tego, że wszystko ma być przez cały rok. Zawsze istniały produkty sezonowe i nie wiem, czemu mielibyśmy to zmieniać. Jabłka, maliny, truskawki itd. są po prostu lepsze w sezonie, niż poza nim. Ale z jakichś, dla mnie nie do końca zrozumiałych (pewnie za głupi jestem), powodów koniecznie trzeba teraz zapewniać dostępność wszystkich towarów przez cały rok.

  24. A tak ogólnie, to nie będę się spierał na temat importu, eksportu, modyfikacji genetycznych i stłoczonych zwierząt. G**no o tym wiem, więc w sumie co mi tam. Oleję, jak resztę rzeczy. W nic już nie wierzę i mam to wszystko w nosie. I żeby nie było, że się obraziłem. Po prostu załamanie nerwowe :D

  25. @sykofanta
    Ale z jakichś, dla mnie nie do końca zrozumiałych powodów
    No to jest akurat proste – skoro ludzie chcą to kupić, to się zapewnia dostępność, nie?

    A w ogóle nie załamuj się, już niedługo wiosna i lata, będzie smacznie i sezonowo :-)

  26. miski:
    co do malin nie wiem, ale kukurydza genetycznie modyfikowana w porownaniu z taka, co urosla sobie zupelnie naturalnie, ma zupelnie inny smak.

    Zreszta, pol biedy smak. Najgorsze jest to, ze zboza GMO nie nadaja sie na zasiew w nastepnym roku – nic z nich nie wyrosnie. Jest to celowa modyfikacja zrobiona po to, zeby rolnikow uzaleznic od firmy produkujacej GMO ziarno.

  27. @futrzak
    co do malin nie wiem, ale kukurydza genetycznie modyfikowana w porownaniu z taka, co urosla sobie zupelnie naturalnie, ma zupelnie inny smak.
    Jadłaś kukurydzę GMO? Myślałem, że jest tylko pastewna – a nie, to chyba tylko w Europie :-)

    Różne odmiany kukurydzy nie-GMO też się różnią smakiem, więc nie możesz bez dodatkowych testów powiedzieć, że GMO zmieniło smak. Nawiasem mówiąc, różne odmiany kukurydzy nie-GMO też są modyfikowane genetycznie, tyle, że metodą selekcji, nie w laboratorium

    Najgorsze jest to, ze zboza GMO nie nadaja sie na zasiew w nastepnym roku – nic z nich nie wyrosnie. Jest to celowa modyfikacja zrobiona po to, zeby rolnikow uzaleznic od firmy produkujacej GMO ziarno.
    No weź. Przecież w rolnictwie nie-GMO też się co roku kupuje nowe nasiona, nikt nie sieje z tego co wymłócił. Nie ma to związku z GMO.

  28. miski, alez ty jestes naiwny.
    Naturalnych ziaren nie da sie opatentowac, masz wielu rolnikow ktorzy zajmuja sie ich sprzedaza, sa tez tacy co z wlasnych zbiorow zostawiaja sobie na zasiew nastepnego roku. Ceny sa NORMALNE.
    W wypadku ziaren opatentowanych masz jedna-dwie firmy giganty, takie jak Monsanto, ktore dyktuja ceny tak, jak im sie zywnie podoba.
    Na dodatek wytaczaja procesy rolnikom, ktorych pola znajduja sie obok pol tych, co uzywaja GMO roslin.

    Zwykle wyglada to tak: Monsanto podaje do sadu rolnika za to, ze „nielegalnie” „uzywa” ich opatentowanego ziarna. Maja opinie „eksperta”, ktory poszedl na pole i zauwazyl, ze jeden czy dwa klosy se wyrosly zaraz przy granicy jednego pola z drugim…to oczywiscie jest wierutna bzdura, ale zeby udowodnic, ze nie jest sie wielbladem, trzeba miec kupe szmalu na prawnikow, a procesy takie moga sie ciagnac latami. Przecietny farmer nie ma kupy szmalu na zbyciu, wiec przegrywa a potem bankrutuje.

  29. Najgorsze jest to, ze zboza GMO nie nadaja sie na zasiew w nastepnym roku – nic z nich nie wyrosnie. Jest to celowa modyfikacja zrobiona po to, zeby rolnikow uzaleznic od firmy produkujacej GMO ziarno.

    A w iPodzie nie można samodzielnie wymienić baterii.

    Zwykle wyglada to tak: Monsanto podaje do sadu rolnika za to, ze “nielegalnie” “uzywa” ich opatentowanego ziarna. Maja opinie “eksperta”, ktory poszedl na pole i zauwazyl, ze jeden czy dwa klosy se wyrosly zaraz przy granicy jednego pola z drugim…to oczywiscie jest wierutna bzdura, ale zeby udowodnic, ze nie jest sie wielbladem, trzeba miec kupe szmalu na prawnikow, a procesy takie moga sie ciagnac latami. Przecietny farmer nie ma kupy szmalu na zbyciu, wiec przegrywa a potem bankrutuje.

    Wygląda na to, że w imię idei mijasz się z prawdą.

  30. Ale z czym ty się kłócisz? Przecież ja tylko napisałem, że kupowanie nowych ziaren co roku bo zebrane nie nadają się do zasiewu jest czymś, co się normalnie i przeważnie dzieje we współczesnym nowoczesnym rolnictwie, nie ma to więc nic wspólnego z GMO.

    A Terminator/Gurt oprócz ochrony praw intelektualnych ma tę zaletę, że zapobiega samorozsiewaniu się GMO w środowisku, przed czym wszyscy zieloni trzęsą tyłkami.

    Tak w ogóle, to czy ta technologia jest już w użyciu? Bo wszystko co mogę na szybko znaleźć pisze, że jeszcze nie.

  31. Bart:

    Nie.
    Podales link do procesu Monsanto przed sadem kanadyjskim.
    Nie zaprzecza to wcale temu, ze podobnych procesow na gruncie USA bylo sporo i mialy one rozny przebieg, chociaz chodzilo o to samo.

    zajrzyj tu:
    http://www.centerforfoodsafety.org/Monsantovsusfarmersreport.cfm

    „2005 report documents Monsanto’s lawsuits against American farmers, revealing thousands of investigations, nearly 100 lawsuits and numerous bankruptcies.”

  32. centerforfoodsafety:

    „By being able to take the genetic material from one organism and insert it into the permanent genetic code of another, biotechnologists have engineered numerous novel creations, such as potatoes with bacteria genes, „super” pigs with human growth genes, fish with cattle growth genes, tomatoes with flounder genes, and thousands of other plants, animals and insects. ”

    I co w tym złego?

    „A number of studies over the past decade have revealed that genetically engineered foods can pose serious risks to humans, domesticated animals, wildlife and the environment. Human health effects can include higher risks of toxicity, allergenicity, antibiotic resistance, immune-suppression and cancer.”

    Źródła, żródła!

  33. zajrzyj tu:
    http://www.centerforfoodsafety.org/Monsantovsusfarmersreport.cfm

    Świetna rzecz, czyta się jak raport Generation Rescue o szczepieniach, a sposób opisania sprawy Schmeisera jest boleśnie jednostronny. Mimo to po jej pobieżnej lekturze wcale nie odnoszę wrażenia, że historia, którą zaczęłaś od słów „zwykle wygląda to tak…” jest faktycznie takim standardem.

    Podales link do procesu Monsanto przed sadem kanadyjskim.
    Nie zaprzecza to wcale temu, ze podobnych procesow na gruncie USA bylo sporo i mialy one rozny przebieg, chociaz chodzilo o to samo.

    Ale nawet ta okropna broszurka określa sprawę Schmeisera jako „the most famous of all”. To właśnie z niej wzięła się ta bajeczka o rolniku, któremu na pole przywiało ziarenka odporne na Roundup.

    Ominęłaś uwagę o iPodzie, szkoda. Można ją ładnie rozwinąć. Otóż iPod (czy iPhone) to urządzenia, przy których kupnie idzie się na mocny kompromis w kwestii przywilejów klienta – mają poblokowane różne funkcje, nie można w nich wymienić baterii itd. A jednak ludzie je kupują – bo choć rezygnują z części swoich praw, w zamian dostają coś bardzo przez siebie pożądanego. Owa okropna broszurka opisuje rzeczywistość tak, jakby Monsanto zmuszało rolników do korzystania ze swoich usług. A przecież tak nie jest! Musisz chcieć siać Roundup Ready, żeby siać Roundup Ready! Oczywiście można powiedzieć, że jeśli nie zdecydujesz się na RR, wykurzą cię z rynku inni rolnicy, którzy podpisali umowy z Monsanto. No ale oni z jakiegoś powodu je podpisali. Po prostu RR jest opłacalne i warto z jego powodu godzić się na kontraktowe niewygody. A opisy pojedynczych tragicznych historii to, wybacz, jak świadectwa z jakiejś altmedowej strony. I jeśli czyta się je z dystansem, a nie rewolucyjnym zapałem, wydają się nieco szemrane.

  34. Nie mozna wymienic baterii w iphonie? A to od kiedy?

    o, pierwsza lepsza z brzegu instrukcja:
    http://reviews.cnet.com/8301-19512_7-10253445-233.html

    ze otwarcie pudelka powoduje uniewaznienie gwarancji? to dosc logiczne, bylo tak nawet w przypadku siermieznych radzieckich telewizorow.

    BTW: zadna firma na poczatku nie _zmusza_ ludzi do kupowania czegokolwiek. Wystarczy zastosowac dumpingowe ceny a potem, jak juz sie zmonopolizuje rynek, mozna sobie robic, co sie chce.
    Czy telekomunikacja polska zmuszala kiedys kogos do podpisania umowy o instalacje telefonu stacjonarnego? Przeciez nie…

  35. Nie mozna wymienic baterii w iphonie? A to od kiedy?

    Tej, ale serio nie rozumiesz czy tylko się zgrywasz? :)

    Wystarczy zastosowac dumpingowe ceny a potem, jak juz sie zmonopolizuje rynek, mozna sobie robic, co sie chce.

    Większy gracz może więcej, ale nie może robić co chce. To są jakieś wizje rodem z opowieści o NWO.

    Czy telekomunikacja polska zmuszala kiedys kogos do podpisania umowy o instalacje telefonu stacjonarnego? Przeciez nie…

    To doskonały przykład! Otóż w czasach, kiedy TP była faktycznym monopolistą, wszyscy marzyli o byciu jej abonentem. A dziś możesz mieć telefon stacjonarny w kilku firmach, możesz też go w ogóle nie mieć, opierając się na innych rozwiązaniach komunikacyjnych (komórka, Skype itp.).

Dodaj komentarz