czepiam się, okołonaukowo

Wierzyć naukowcom na słowo, czyli mikro-mikro-grzyb

Wielka sensacja w nauce! Odkryto nowy organizm.

A team of senior plant and animal scientists have recently brought to my attention the discovery of an electron microscopic pathogen that appears to significantly impact the health of plants, animals, and probably human beings. Based on a review of the data, it is widespread, very serious, and is in much higher concentrations in Roundup Ready (RR) soybeans and corn—suggesting a link with the RR gene or more likely the presence of Roundup. This organism appears NEW to science!

Ojejjuniu. NEW to science! No to na pewno odkrywcy mają jakieś superekstra dowody. I świetne publikacje w kieszeni.

This previously unknown organism is only visible under an electron microscope (36,000X), with an approximate size range equal to a medium size virus. It is able to reproduce and appears to be a micro-fungal-like organism. If so, it would be the first such micro-fungus ever identified. There is strong evidence that this infectious agent promotes diseases of both plants and mammals, which is very rare.

Znaczy tak – jest mały jak średni wirus, ale jest mikro-grzybem? Czyli ma około ilu tam? 150 nanometrów? I jest grzybem, tak? Komórką eukariotyczną? Ze wszystkimi ustrojstwami, które w niej siedzą? Nie no, to jest więc absolutnie genialne odkrycie. Praca już powinna wywołać sensację w całym świecie naukowym. Autorzy powinni udzielać wywiadów i cieszyć się z grantów. Są jednak, nie wiedzieć czemu, strasznie skromni. Po co publikować swoje wyniki? Po co pokazywać zdjęcia (ja chcę koniecznie obejrzeć zdjęcia)? Po co opisywać cokolwiek? Eee tam. Pan profesor emeritus jest najwyraźniej zdania, że są to przedkopernikańskie przesądy, i że naukę obecnie uprawia się w taki sposób, że wysyłamy list do polityka, twierdząc, że jesteśmy w posiadaniu danych. Mocnych danych. Hmmm…

O, wiem już, dlaczego. Podobno ten mikro-mikro-grzyb zagrażać może roślinom, zwierzętom, a także ludziom. Rzeczywiście więc, z tymi wszystkimi informacjami chyba nawet Nature staje się poślednim czasopismem naukowym. Pewnie dlatego nikt nawet nie zniżył się do pomysłu napisania i wysłania gdzieś takiej pracy.

Tym bardziej, że metodyka także (jakżeż inaczej) była powalająca.

For example, 450 of 1,000 pregnant heifers fed wheatlage experienced spontaneous abortions. Over the same period, another 1,000 heifers from the same herd that were raised on hay had no abortions. High concentrations of the pathogen were confirmed on the wheatlage, which likely had been under weed management using glyphosate.

Znaczy, porównano grupę zwierząt karmionych czymś tam z grupą drugą, która karmiona była czym innym. W dodatku to pierwsze coś tam mogło mieć kontakt (ale wcale nie musiało) z herbicydem. Jasne więc, że na pewno wpływ na to miał jakiś tajemniczy wiruso-grzyb, którego nikt na oczy nie widział. Proste, logiczne i naukowe.

I smutne w sumie.

Więc bez nabijania się już dodam, że z przyjemnością przeczytałabym rzetelny artykuł o tym wszystkim. Jeśli coś w tym było, ha. Ciekawe byłoby dowiedzieć się, że człowiek, który już od pewnego czasu głosi, że stosowanie pewnych rzeczy w rolnictwie może mieć negatywne skutki dla zwierząt na przykład, odkrył coś interesującego. I dobrze, że głosi. Takich potrzeba. Ale należy to robić z głową. Z naukowymi, twardymi danymi. Ze wszystkim doskonale udokumentowanym. Gdyż prawdą jest, jak pisze autor tego, dość starego komentarza nt rozmiarów najmniejszych mikroorganizmów w ogóle, But a scientist should never say “Never.”, i że powinien być przygotowany na najróżniejsze niespodzianki (no, powiedzmy, w jakichś rozsądnych granicach).

Za to nie powinien – zamiast publikacji – wysyłać histerycznego listu, w którym mętnie swoje różne spostrzeżenia i opinie na rozmaite tematy, poparte fatalnie opisanymi testami (że tak powiem uprzejmie) oraz tym, że on już 50 lat bada choroby roślin, panie tego, więc wie lepiej. Listu w dodatku mieszającego dość skutecznie geny, herbicydy oraz stare i niby-nowe patogeny, i na podstawie tego wszystkiego domagać się uwagi. Bo w takiej sytuacji może najwyżej dostać uwagę, że oto kolejny naukowiec puszcza się poręczy.

Z ciekawością czekam na dalsze informacje.

(Linkę do tej wiadomości przysłał Artiil, dziękuję)

9 myśli w temacie “Wierzyć naukowcom na słowo, czyli mikro-mikro-grzyb”

  1. Jezu, czasami odnoszę wrażenie, że trzeba być Artystą by tworzyć co niektóre bzdury…

    Cytując kultowy film: „Synu, gdyby być debilem, można by się zachwycić”.

    Nie wiedzieć czemu przypomniały mi się też mikroksiężniczki i mikrosmoki z badań opisanych w IgNoblach

  2. Internauta. ;) Swoją drogą, zastanawiające jest, że te mikrogrzybopodobne organizmy miały koncentrację „znacznie wyższą” przy opryskach produktami Monsanto roślin Monsanto… :D

  3. Linka do komentarza mi nie działa (bo, najwyraźniej, nie jestem w Georgetown). Jakaś szansa na poprawkę. Ciekawość mnie zżera i chciałem zerknąć ;)

  4. @ Sylwek
    No nie bądź okrutny, może chciał dokonać czegoś nadzwyczajnego :)

    @ Artiil
    O dzięks, poprawione :). A polityki to w tym liście rzeczywiście sporo, szkoda, że nauki tak mało.

    @ Rafał
    Wysyłam.

  5. Alejakto? Znaczy się że te grzyby mniejsze od wirusów z GMO wyrosły? Bo ja nie kapuję. To znaczy nie kapuję, po co ktoś miałby wymyślić taką bzdurę, skoro nic nie piszesz o żadnym cudownym wybielaczu który miałby to zwalczać.

  6. Pan profesor emeritus jest najwyraźniej zdania, że są to przedkopernikańskie przesądy, i że naukę obecnie uprawia się w taki sposób, że wysyłamy list do polityka, twierdząc, że jesteśmy w posiadaniu danych

    Chociaż jestem tylko zwykłym doktorem i na profesora już nie awansuję – też w swojej pracy muszę używać szarych komórek. Dlatego mam nadzieję, że po przejściu na emeryturę Opatrzność Boska uchroni mnie od grzechu pychy i przerostu ambicji, będę miał siłę ustąpić pola młodszym.

    Ciekawy przykład o podobnej wymowie prezentuje Anuszka w blogu „Młody Fizyk”
    http://mlodyfizyk.blox.pl/2011/01/Zderzak-Lagiewki-analiza-publikacji.html#ListaKomentarzy

    Otóż jest w Polsce wynalazca, który dokonał przewrotu w fizyce, pierwszego poważnego osiągnięcia w teorii grawitacji od czasów Einsteina. Są również Profesorowie, którzy te osiągnięcia potwierdzają. Jednak nie wiadomo dlaczego nie publikują w Nature, tylko w czasopismach „Silwoj” i „Journal of Kones”.

  7. O wiekopomnym odkryciu słyszałem. Nazwisko wygóglałem w Scholarze i wyglądało na niezłe jakiś czas temu, choć raczej w dziedzinie pestycydów, a nie GMO, więc nie wiedziałem, co o wszystkim myśleć, więc wpis ten bardzo oddaje moje refleksje.

  8. @ Jiima
    Trudno wyczuć, o wybielaczu nie ma, ale o aferze jest. I tak ma być :)

    @ Globalnysmietnik
    Zajrzałam, te czasopisma bardzo mi się podobają :).
    Jak widać, niektórym profesorom w różnych krajach tak się robi. Nawet Montagnierom.

    @ Panek
    No właśnie, wygląda na to, że to nie był przedtem jakiś oszołom. I to nawet chyba jest groźniejsze, kiedy w takich kwestiach występuje człowiek z jakimś dorobkiem.

  9. Najbardziej podejrzewałem, że Don Huber naprawdę odkrył jakiegoś mikroba, a cała reszta, to rozdmuchanie medialne podbudowane propagandą anty-GMO mającą niekoniecznie wiele wspólnego z samym Huberem, ale prędzej czy później w poważnym czasopiśmie pojawi się jakiś poważny artykuł Hubera, z którego dowiem się, czy to grzyb, bakteria, chromalweolat czy jeszcze coś. Ewentualnie czy to jakiś quasi-organizm jak wirus, prion, transpozon czy skaczący plazmid. To ostatecznie nie byłoby aż takie dziwne, ale w istocie, biorąc pod uwagę jak obecnie sami naukowcy rozdmuchują swoje odkrycia (casus darwiniusa czy bakterii z resztami arsenianowymi), można by oczekiwać, że jest przygotowywana niezła publikacja. A tu nic…

Dodaj komentarz