czepiam się, okołonaukowo

Pieprzenie leczy raka…

… czyli znowu o czytaniu o doniesieniach naukowych w „naukowych” periodykach typu Gazeta Wyborcza. Nudne to się już robi, bo ileż można wytykać niedokładności, nieuprawnione uogólnienia oraz błędy tym samym osobom i tym samym działom – naukowym działom tych samych gazet. Ale skoro od paru dni wisi w Gazecie informacja, że jest sposób na raka piersi, a dzisiaj w dodatku reklamowana jest ona na pierwszej stronie portalu Gazeta.pl, to nie można się nie przyczepić. I zastanowić, co tak naprawde wnosi ta, jak zwykle tutaj, lapidarna historyjka. I jak się mogą czuć ludzie z takim właśnie rakiem, czytając… Na szczeście sama nie wiem, jak można się czuć w dokładnie takiej sytuacji, ale wyobrazić sobie to i owo umiem. Że na przykład chwycą się tego jak tonący brzytwy. Że nawet „zapomną” o normalnym leczeniu, zaczną natomiast żywić się pieprzem. No bo skoro dział naukowy poczytnego dziennika informuje, że:

[…] Pikantny sposób na raka piersi […] Okazało się, że pikantny roztwór hamował proces powstawania owych rakowych komórek macierzystych, nie wpływał natomiast w żaden sposób na zdrowe komórki gruczołu piersiowego.[…]

Tymczasem autorzy pracy oryginalnej piszą: 
[…] We demonstrate that these dietary polyphenols affect normal stem/progenitor cells, as documented by decreased mammosphere formation upon serial passage and by decrease in the proportion of cells expressing the stem cell marker ALDH-1A1. In contrast, these compounds had little or no effect on differentiated cells.[…]

Oraz w abstrakcie:
[…]Both curcumin and piperine inhibited mammosphere formation, serial passaging, and percent of ALDH+ cells by 50% at 5 μM and completely at 10 μM concentration in normal and malignant breast cells. There was no effect on cellular differentiation. Wnt signaling was inhibited by both curcumin and piperine by 50% at 5 μM and completely at 10 μM. Curcumin and piperine separately, and in combination, inhibit breast stem cell self-renewal but do not cause toxicity to differentiated cells. These compounds could be potential cancer preventive agents.[…]

A także:
[…] The cancer stem cell hypothesis proposes that cancers arise in tissue stem cells through dysregulation of the normally, tightly regulated process of self-renewal or in progenitor cells through acquisition of this capacity. If stem/progenitor cells are targets for transformation, then strategies aimed at limiting these cell populations through inhibition of self-renewal represent rational cancer preventive strategies. Furthermore, since these interventions are based on the regulation of self-renewal, rather than the induction of toxicity, they have the potential of being less toxic than compounds such as tamoxifen, which affect the bulk differentiated cell populations.[…]
[…] If systemic bioavailability of curcumin can be improved to allow bioactive concentrations of curcumin and piperine in vivo, then this combination may serve as an effective cancer preventive intervention to limit stem cell self-renewal, since these cells and dysregulation of self-renewal pathways may be involved in carcinogenesis. Strategies aimed at reducing stem cell number and inhibiting their self-renewal could be an effective approach in cancer prevention. […]

Praca, opierająca się na hipotezie macierzystych komórek nowotworowych, mówi o tym, że jeśli hipoteza ta, że nowotwory powstają na skutek pewnych zaburzeń funcjonowania komórek macierzystych, jest prawdziwa, wówczas miło jest, iż znaleźliśmy pewne związki chemiczne, które hamują owe procesy. W komórkach macierzystych. Jak również to, że jeden związek wzmacnia działanie drugiego. Jeszcze lepiej – preparaty te nie są toksyczne dla komórek zróżnicowanych. Wszystko pięknie i ciekawie, ale daleka droga jeszcze przed badaczami. Czego oni sami zresztą nie ukrywają.

[…]Naukowcy planują już pierwsze próby swojego preparatu z udziałem ludzi. Wpierw będzie on testowany na zdrowych ochotniczkach – chodzi o sprawdzenie, czy jego przyjmowanie jest bezpieczne dla ludzkiego zdrowia.[…]

Poprzednio już, w badanich klinicznych, okazało się, że kurkumina jest nietoksyczna nawet w dużych stężeniach, a piperyna wzmaga jej działanie. Piszą jednak autorzy:
[…] However, a more systematic phase I trial with pharmacokinetic, pharmacodynamic, and toxicity endpoints of repeated dosing of these agents in combination is still needed. If proven safe and efficacious, dietary polyphenols could be an acceptable non-toxic longterm cancer risk reduction strategy.[…]

Jeśli, jeśli, jeśli. Jeśli hipoteza jest prawdziwa. Jeśli związki są bezpieczne. Farmakokinetyka, farmakodynamika, biodostępność.
To naprawdę nie jest moment, żeby pisać w popularnej gazecie, którą czytają także ludzie chorzy, że jest „sposób na raka piersi„. Bo na razie nie ma.

I zdaje się, że nawet Science Daily (z którego ola czerpała informacje) – być może nauczone tym, że ludzie rzucają się na takie doniesienia i wcinają potem opętańczo a to kurkuminę na surowo, a to jakieś astragalusy, czy inne cudactwa, które coś tam zawierają, co owszem, działa, in vitro na razie, i nie wiadomo, co z tego wyniknie  – grubym drukiem zamieszcza informację:
[…] This work has not been tested in patients, and patients are not encouraged to add curcumin or piperine supplements to their diet at this time. […]

No właśnie. Szkoda, że ola nie umieściła tego jednego zdania w swoim „artykule”.

A tak właściwie, to nie powinnam tu marudzić, tylko dać linka do rewelacyjnego poradnika Jak czytać gazetowe doniesienia naukowe, autorstwa dr Alicii White: http://www.bazian.com/pdfs/HowToReadANewsStory_vers03_26Nov08.pdf

2 myśli w temacie “Pieprzenie leczy raka…”

  1. Rozważam bojkot gazeta.pl po ostatnich paru artykułach. Po pierwsze, mój przyjaciel, chory na grypę, wyczytał wielkiego niusa o zmarłej na grypę kobiecie, zgadnij, jak mu to polepszyło nastrój (a nie myśli zbyt logicznie z temperaturą 39.7). Po drugie, to: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,100961,7328404,Antyszczepionkowcy.html — a pod spodem już komentarze o tym, jak to „coś w tym jest, ja to przemyślę”. Przemyśli, bo „lekarz homeopata” tak zaleca, a Wysokie Obciachy prezentują dwa „równorzędne” punkty widzenia w ramach demokracji…

  2. No więc o to mi chodzi. Pal licho, że coś tam jeden redaktorek z drugą redaktorką nabazgrzą. Chodzi o odbiór. Szczególnie w społeczeństwie, które (choć nie jest to chyba cecha wyłącznie polska), nie ufa specjalistom, za to ufa szarlatanom, ufa wahadełkom i zapperom na raka. Nie rozumiem też, po co zamieszczać takie artykuły o antyszczepionkowcach – tak akurat napisane, że nienaukowy i naukowy punkt widzenia są równorzędne. Z tym artykułem rozprawiły się już Modne Bzdury. Ja tylko dodam, że włos mi się jeży na głowie, kiedy czytam, jak matka mówi, że nie szczepi dzieci. W ogóle?? Na polio i wzw B też nie? I cieszy się, że nie chorują? Ja też bym się cieszyła, ale ona nie rozumie, że nie chorują między innymi dlatego, że inne dzieciaki z ich otoczenia są szczepione i rolę odgrywa odporność grupowa.

Dodaj komentarz