czepiam się, czytanki, okołofeminizmowo

Mizogin Lem

Lubię Lema. Oczywiście, Lem jest bardzo popularny obecnie. Wszyscy go lubią, wszyscy kochają, Gazeta W. wydaje jego powieści z ciekawymi dodatkami. I fajnie, bo miło jest pogadać czy nawet posłuchać ludzi, którym podobają się podobne rzeczy. Nie zgodziłabym się jednak z wynoszeniem Lema na piedestał, a już zwłaszcza nie uważam, że należałby mu się Nobel, jak w laurce na cześć napisał chociażby autor tego bloga. Bo, jak lubię Lema, strasznie nie podoba mi się obraz kobiet w jego książkach, sposób przedstawiania kobiet, stosunek mężczyzn do kobiet w jego książkach, i niesmakiem napawa mnie fakt, iż sam Lem tak właśnie mógł widzieć kobiety. Ktoś taki nie zasługuje na Nobla, ktoś taki nie zasługuje nawet na miano pisarza wybitnego (co nie znaczy, że nie jest pisarzem świetnym). Wiem, że Lem był pisarzem sf, wiem, że w ogóle każdy pisarz opisuje świat taki i w sposób, jaki uzna za stosowny. Ale wiem też, że Lem uważany jest za filozofa, że nawet jego, powiedzmy, lżejsze powieści zawierają, zdaniem hardcore fanów, rozrzucone tu i ówdzie okruchy filozoficznych rozważań, przebrane li i jedynie w rozrywkową treść. Moim zdaniem jednak ktoś, kto programowo nie zauważa połowy ludzkości, kto tej połowy nie zna i nie chce poznać i zrozumieć, kto tej połowie nie poświęca uwagi, a jeśli poświęca, to i tak brzydko wyłazi z tego strach i niechęć – ten ktoś jest takim filozofem, jak waltornia wiadomo z czego. Od filozofa wymaga się. Zresztą, od pisarza, podobno wybitnego, też się powinno.

Kobiet nie zauważamy, z kobietami nie mamy nic wspólnego (jak uczono w zakonach męskich) – tak jest u Lema. Nawet nie bardzo przeszkadza mi to, że w „Głosie Pana” nie ma żadnej kobiety-uczonej, są sami mężczyźni-naukowcy. Kobiety wystepują w roli paprotek, o przepraszam – sekretarek. To akurat może wynikać w własnych przeżyć autora – takich, że kiedyś zdecydowana większość świata nauki była męska – i można to w sumie złożyć na karb doświadczeń pod hasłem: tak było. Chociaż z drugiej strony, Lem był OMC lekarzem, widział więc chyba i lekarki podczas studiów, nieprawdaż …? Jedną panią doktor, Nosilewską, Lem czyni wprawdzie bohaterką „Szpitala Przemienienia”, ale robi to w taki sposób (zwłaszcza ostatnia scena), że flaki się przewracają. Do Nosilewskiej wrócę jeszcze, bo jest to zaiste kuriozum. Czyli można założyć, że ten powyższy brak kobiet u Lema może być, nieprzyjemną wprawdzie, ale kwestią uwarunkowań i wychowania. Zawsze jednak zadziwiał mnie brak kobiet w życiu Pirxa. Pirxa bowiem czytelnik poznaje bardzo dobrze, przez lata, od młodego chłopaka do dorosłego mężczyzny w „smudze cienia”. Wiadomo, jakim jest nawigatorem, jakim dowódcą, wiadomo, że na najróżniejsze misje wozi ze sobą piżamę i ranne pantofle (bo bez tego nie czuje się na wysokości zadania), że lubi keks, piwo, i tak dalej. A co z jego życiem erotycznym? Chyba lubił kobiety, bo raz usiłował poklepać po pupie siostrę Mattersa. Swoją drogą, miłe zwyczaje godowe, ciekawe, czy Lem też je stosował. W ogóle lubię ten fragment, lubię bardzo wcześniejsze oraz późniejsze przezabawne rozważania Pirxa na temat siebie samego w tym opowiadaniu, ale, na litość, takie rozważania powinien prowadzić nastolatek, a nie student czwartego roku. No i cały opis randki z bezimienną siostrą Mattersa (definicja kobiety przez męskich członków jej rodziny?) – tam nie ma słowa o rozmowie, tam jest tylko kwestia, jak tę kobietę „zdobyć”, oczarować, zabawić, a nie potraktować jak człowieka, z którym można na przykład, halo panie Stanisławie, porozmawiać. I jeszcze krzywdę robi tu Lem swojemu głównemu bohaterowi, co konstatuję z wielkim żalem, bo Pirxa kocham miłością dozgonną. A pisarz robi z niego kretyna bojącego się kobiet, nie ufającego im i traktującego je jak idiotki jednocześnie. Drugi przykład: Pirx w „Albatrosie” obserwuje współpasażerkę. Że jest ładna, dowiadujemy się parę razy, a co poza tym – […] Kobiety nie powinny mieć tyle pieniędzy […] myśli Pirx na widok jej naszyjnika. Jakbym słyszała drugiego Komorowskiego. A potem […] Nie był zgorszony […] – cóż za łaskawca. […] Sąsiadka z jadalnej. Ile mogła mieć lat? (kwestia najważniejsza dla mężczyzny?) Miała na sobie jakąś całkiem inną suknię. A może to była w ogóle jakaś inna kobieta?[…] (no, głupek) […] Należało coś powiedzieć – czy raczej nie? Bo niby sie przedstawił […] (takie dylematy to ma czternastolatek, doprawdy). […] Czy kobiety muszą farbować sobie włosy na taki kolor? Normalnemu człowiekowi robi sie na taki widok trochę…[…] Dzięki, miły autorze, za poinformowanie czytelników i czytelniczek, kto tu jest normalny. Ja widzę jednak wycofanego mężczyznę, z kompleksami, który, nie umiejąc sobie dać rady w normalnych kontaktach międzyludzkich, kompensuje to sobie, uważając się za lepszego, a kobiety, siłą rzeczy, za gorsze. I dalej dialog: […] – Czy coś się dzieje? – Nic takiego, proszę pani […] (nie turbuj swojej małej główki) […] Teraz można było rozpocząć normalną, wstępną rozmowę. […] Kolor włosów nie przeszkadzał. Była bardzo ładna. Poszedł przed siebie. […] O matko. No, idiota i bufon. Oraz ktoś zupełnie nie zainteresowany drugą osobą, która jest dla niego tylko dodatkowym elementem wystroju. Poza tym zauważę, że te dwie panie, siostra Mattersa i pasażerka, są jedynymi postaciami żeńskimi w „Opowieściach o pilocie Pirxie”. Wiadomo, kobiety nie rymują się z tak wzniosłą ideą, jak podbój kosmosu, na cholerę nam ich mętna fizjologia i psychologia. Oraz, moim zdaniem, świadczy to o żałosnych umiejętnościach Lema w zakresie konstruowania postaci. Żeńskich głównie, ale i męskich. O, przepraszam, jest jeszcze sekretarka, platynowa blondynka w „Rozprawie„, co to odbiera sobie […] za pomocą kredki, tuszu i szminki, ostatnie ślady własnej indywidualności […] oraz prawie cieszy się […] jak gdyby ci, co dobrze ich znali, należeli już do jakiejś obcej, może nawet wrogiej konspiracji, nakazującej najwyższą nieufność. […] Głupszej już tej pani Lem nie mógł stworzyć, właściwie pozostaje współczuć mu tylko takiego postrzegania drugiej płci. Oraz, wstrętna będę, wiem, współczuć jego żonie.

Mamy więc na razie, po pierwsze, brak kobiet u Lema, a raczej ich szczątkową obecność w postaci bezosobowościowych upiększaczy krajobrazu – warto w tym momencie wspomnieć jeszcze o Ijonie Tichym i „Pokoju na Ziemi„, gdzie widzimy zamachowczynię-lalkę ucharakteryzowaną na Marylin Monroe oraz nagą blondynkę na Księżycu. Obie „kobiety”, a raczej ich kobiecość występuje tu wyłącznie w celu uwiedzenia oraz rozproszenia uwagi głównego bohatera. Oraz, po drugie (i trochę jednocześnie), kobiety jako koncertowe idiotki. Deprecjonowanie kobiet może mieć źródło w strachu przed nimi, co widać u Pirxa. Strach ten dominuje również w „Solaris„, której to pozycji bardzo nie lubię, właśnie ze względu na stosunek Krisa do Harey. Stosunek podszyty strachem i obrzydzeniem faceta, że ta baba mogłaby już  raz na zawsze zniknąć, a ona nie chce i ciągle się pojawia. Co nie przeszkadza mu z nią sypiać, oczywiście.

Więcej o strachu przed kobietami i o innych przejawach mizoginii Lema w następnym odcinku.

46 myśli w temacie “Mizogin Lem”

  1. Po pierwsze, z Lema taki filozof jak z koziej dupy trąba, niezaleznie od tego co jacys dziwni fani tegoż sadza.
    Po drugie, kobiety w jego tworczosci sa nieobecne bo… za jego zycia byly w tle i tak pozostaly w jego tworczosci. Wymagac od pisarza, ktory cale zycie dorosle spedzil w socjalistycznej Polsce, zeby patrzyl na kobiety z punktu widzenia feministycznego to tak, jakby wymagac od Tybetanczykow bycia wegetarianami.
    Nie bardzo da sie.

  2. O nie, nie zgodzę się. To znaczy, o Lemie-pseudofilozofie się zgodzę, bo mamy podobne zdania. Ale co do widzenia kobiet – dlaczego mam nie wymagać, żeby widział je z perspektywy feministycznej (o stosunku Lema do feminizmu mam jeszcze zamiar napisać)? Dla mnie perspektywa feministyczna u człowieka myślącego, a za takiego uchodzi Lem, równa się perspektywie ludzkiej. Chodzi mi po prostu o traktowanie kobiet jak ludzi, a nie jakichś cudaków z kosmosu, którzy są ładni, głupi i zawracają głowę. Rozumiem, że bohaterami jego książek są mężczyźni, ale kobiety, nawet jako bohaterki drugoplanowe, też można pokazać jako pełnokrwiste osoby. I znałam mężczyzn, którzy życie spędzili w socjaliźmie, a jakoś z szacunkiem do kobiet nie mieli problemu, choć pewnie słowa ‚feminizm’ nie używali. Poza tym, weź pod uwagę, że Lem nie spędził życia wyłącznie w Polsce, trochę otarł się o inne kraje, więc mógł się czegoś nauczyć. Widocznie był jednak na to zbyt ślepy i/albo zadufany w sobie.

  3. Chodzilo mi o to, ze wtedy ‚atmosfera’ w zyciu spolecznym i kulturalnym nie dopuszczala innego widzenia roli kobiet od tradycyjnej. Zeby zmienic perspektywe trzeba bylo „wyjsc” poza ustalone i znane korytko, ci co wychodzili to wyajtki.

    Lem oczywiscie mogl zauwazyc, ze inaczej do tego sie podchodzi na zachodzie ale obawiam sie nie bylo to w ogole w kregu jego zainteresowan.
    Z wywiadow z nim i felietonow widac, ze w tej kwestii mial tradycjonalistycznej podejscie i tak mu zostalo do konca zycia.

    Bardzo cenie niektore jego opowiadania i ksiazki, ale nie uwazam zeby byl genialnym pisarzem ani powalal na kolana inteligencja.
    Pod koniec zycia zreszta zaczal pisac rozne felietony na temat nowoczesnych technologii (m. in. komputery, Internet i tak dalej) i widac, ze zupelnie nie lapie tematu.

    Nie zebym go usprawiedliwiala, nie. Po prostu, pisal jak pisal…

  4. Wiem, że go nie usprawiedliwiasz. Po prostu według mnie czym innym jest na przykład widzenie kobiet w roli wyłącznie sekretarek, a nie naukowców (nie podoba mi się, ale niech będzie, że tak to wtedy było), a czym innym zachowywanie się jak świnia i brak szacunku dla kogoś drugiego. I to tylko dlatego, że ten drugi ktoś ma pochwę, a nie penisa. Ten brak szacunku mi przeszkadza szczególnie, bo ja też bardzo lubię wiele książek Lema. I masz rację, że żeby wyjść z takich ram, trzeba było być kimś wyjątkowym. A Lem nie był. W związku z tym drażni mnie robienie z niegu guru, autorytetu, wielkiego filozofa i etyka, bo na takie miano zwyczajnie nie zasługuje.

  5. Futrzak: co by nie mówić o jego późnych felietonach, Lem zrobił sporo interesujących uwag i zadał wiele ciekawych pytań na tematy takie jak: istota tożsamości człowieka (np. Dzienniki Gwiazdowe (Bżutowie!), Pokój na ziemi), granice kultury i możliwości poznania naprawdę międzykulturowego (Głos Pana, Fiasko, Eden), rozwój techniki i biotechnologii oraz ulepszanie konstrukcji człowieka – a religia (Dzienniki Gwiazdowe), ograniczenie poznania przez obyczaje, nawyki i egocentryczne spojrzenie (Głos Pana). To wszystko w beletrystyce, nawet bez odwoływania się do pozycji typu Dialogi czy Summa technologiae. Jak to nie jest filozofia, to co?

    Sporothrix: zgadzam się że kobiece postaci u Lema są potraktowane okropnie lub ich nie ma.

    Wydaje mi się jednak, że taka nieuniwersalność, taka niedoskonałość czy kalectwo, nie dyskwalifikują go jako wybitnego pisarza.

    Chopin nie pisał oper ani symfonii, a jak się w młodości wziął za koncerty fortepianowe, to efekty były, powiedzmy, jakie-takie. Czyli olał lub sknocił (niewielka przesada) ważne pola działalności kompozytorskiej. Czy to go dyskwalifikuje jako wybitnego kompozytora? Czy gdyby w XIX wieku dawano Noble, i dawano je za muzykę, nie powinien go dostać?

  6. PS do Sporothrix, bo pisząc mój komentarz nie widziałem Twojej ostatniej wypowiedzi. Kto uważa Lema za guru i etyka?

  7. Z posłowia do „Szpitala Przemienienia”: […] książka jest rodzajem traktatu filozoficzno-moralnego […], […] W „Szpitalu Przemienienia” jest już cały przyszły Lem – z jego nieufnością wobec ‚nauki czystej’, ‚ekspertów’, racjonalności absolutnej, a zarazem wypranej z etyki.[…] Ha, ha.
    Z posłowia do „Kataru”: […] A przecież Lem zdaje się – mimo wszystko – myśleć inaczej, bo przecie litaratura nie tylko mówi, jaki jest świat, ale tez próbuje odpowiadać na pytanie: ‚jak żyć?’ […] I w tym punkcie jego „Katar” zdaje się […] udzielać odpowiedzi w stylu Pana Cogito.[…], […] Jako umysł jest bowiem Lem właśnie – człowiekiem przygody, kimś, kto najchętniej porzuca utarte drogi mysli, aby przemierzać szlaki, których nikt przed nim nie zbadał.[…], […] I radzi wędrować, chłonąć tajemnice świata, trwać dzielnie po stronie rzeczywistości […].
    Z opisu do „Biblioteki XXI wieku”: […] Stanisław Lem jest humanistą, którego wyostrzony zmysł moralny znajduje mocne oparcie w rozległej i gruntownej wiedzy naukowej o przemianach i zagrożeniach naszej cywilizacji.[…] […] Ma przy tym świadomość, że jego przestrogi i proroctwa nie odmienią losów świata, ale mimo to głoszenie ich uważa za swą pisarską powinność.[…]
    Także z Gazety W.: […] Prof. Stanisław Obirek: Czytając jego felietony w „Tygodniku Powszechnym” i „Przeglądzie”, które miały ogromny ładunek troski o rozmaite polskie sprawy, byłem zaciekawiony, skąd u niego takie przejęcie problemami moralnymi. Wydawało mi się wtedy, że człowiek z natury religijny stara się wartościować rzeczywistość w kategoriach moralnych, ale nie sądziłem, że czyni tak ateista.[…]
    A Bartoszewski mówi o ‚autorytecie futurologa’.
    Ufff, to chyba tyle na razie…

  8. A co do nieuniwersalności – ja nazwałabym Lema w związku z nią – pisarzem świetnym, z niezwykle rozwiniętym talentem słowotwórczym, ale nie wybitnym. Bo do wybitności właśnie brakuje mi tej niekwestionowanej etyki i moralności.
    Z muzyką analogia wydaje mi się zbyt odległa, uważam natomiast, że gdyby żył wspaniały, inteligentny, wszechstronny, nieprawdopodobnie utalentowany pisarz – wszystko w jednym, czysty geniusz – ale na przykład rasista, to nie powinien ktoś taki dostać Nobla, nawet jeśli jego pisarstwo byłoby najwyższej próby.

  9. miskidomleka: jak to nie jest filozofia, to co to jest – powiadasz.
    Nie wiem co to jest, nie czuje sie wladna przyczepiac etykietki.
    Ale, czy o Dostojewskim powiedzialbys, ze to psycholog? A i tak on ma do psychologa blizej niz Lem do filozofa czy etyka :)

    Po prostu samo zadawanie pytan i snucie „co by bylo gdyby” na tej kanwie nie jest jeszcze filozofia. Filozof przez duze F, na przyklad powiedzmy Platon, Arystoteles, Hegel, Kartezjusz (i tak dalej) najpierw zadaje pytania o swiat, czlowieka, mechanizmy rzadzace a potem tworzy system, ktorym probuje wysnute pytania. Lem pytania zadaje, ale niczego nie proboje wyjasniac.

    Z podobnych powodow Dostojewski nie byl psychologiem, mimo tego, ze dusze ludzka „poznal” doglebnie. Nie probowal jednak wyjasniac, nie dociekal dlaczego tak a nie inaczej, nie probowal nikomu pomoc.

  10. W filozofii zadawanie właściwych pytań jest chyba równie ważne jak zadawanie odpowiedzi. A z odpowiedziami filozoficznymi, a zwłaszcza systemami odpowiedzi, jest pewien poważny problem, który sam Lem świetnie wypunktował na początku Głosu Pana.

    Czy Dostojewski zasługuje na miano psychologa? Nie wiem, jeśli tak, to chyba wyjątkowo marnego, nigdy chyba nie czytałem czegoś bardziej psychologicznie nieprawdopodobnego niż „Zbrodnia i kara”.

  11. Bo do wybitności właśnie brakuje mi tej niekwestionowanej etyki i moralności.

    Przyznam, że tego sformułowania nie rozumiem. Czy uważasz, że jego twórczość jest nieetyczna i niemoralna(bo pomijał w niej kobiety?!), czy aetyczna i amoralna (nie zgodzę się, etyka i moralność to ważny element jego prozy i postaci).
    Na polonistyce wtłaczano nam wielu twórców, których scharakteryzować można głównie przez to, że bez przerwy byli – przepraszam za słowo, ale mniej dosadne tu nie pasuje – najebani w trzy trąby i większość ich twórczość sprowadza się do opisywania alkoholowych ekscesów i podobych „dylematów”. I pokazywano ich jako wybitne zjawiska lliteratury. Albo jako wybitne powieści, które – jak sami wykładowcy przyznawali – były kompletnie nieudane i spartolone, ale „autora miał taki ambitny zamiar”.
    W takim kontekście nie rozumiem, czemu akurat pominięcie kwestii kobiecych i seksualnych ma dyskwalifikować. Wprawdzie świat się kręci wokół pieniędzy i seksu, ale to nie znaczy, że koniecznie literatura też musi. A ja już wolę autora i bohatera zakmpleksionego mizogina, niż alkoholika zaspokajającego się przypadkowymi kobietami, nie odczywam potrzeby identyfikować ani z jednym, ani z drugim, ale skoro już coś czytam, to niech nie będzie to pełzanie w rzygowinach. Jeśli mogę wybierać, to wybieram już tego ułomnego fantastę. Do zapoznania z kobietami niepotrzebna mi literatura, upić się też mogę (choć nigdy się nie upiłem, moi bohaterowie też nie, pewnie są ułomni razem ze mną, bo pomijam ten jakże ważny aspekt ludzkiego życia…).

    Akurat czytam coś z przeciwległego bieguna. Autorka (laureatka Nobla, nomen omen) poświęca po dwie strony na opisy typu jak bohaterka wgapia się w jakiegoś faceta i roztrząsa (z konkretnością godną bohaterów Mody na sukces) kwestie, czy jej małżeństwo jej się podoba, czy nie podoba, czy jak siądzie bardziej prosto, to więcej facetów na nią zwróci uwagę i czy powinna założyć nonszalancko nogę na nogę, a wszystko to strasznie kiepskim stylem (ale może to akurat wina tłumaczenia). I odrzuca mnie.

    Tak, jestem nieodwracalnie skalany fantastyką i czytaniem jej od dziecka. Chyba nie tylko ja i odczucia moje i mnie podobnych chyba nieźle wyraził niejaki Janusz A. Zajdel w opowiadaniu „Satelita”, które ja widzę jako metaforą sporu fantastyka kontra literatura „życiowa”. Bo, szanowni przedmówcy, różnych ludzi (i pisarzy) różne rzeczy interesują. I sprowadzanie wartości literatury do samych relacji damsko-męskich jest chyba nietrafne. I żeby zakończyć z humorem i parafrazą: literatura panie, to, to nie jest salon damsko-męski, ja tu mięso mam!

  12. Jurgi – nie , nie uważam, że ‚jego twórczość jest nieetyczna i niemoralna, bo pomijał w niej kobiety.’ Jest mało etyczna i mało moralna dlatego JAK w niej traktował kobiety. I nie porównywałabym tego z faktem, że inni twórcy byli wiecznie pijani – po pierwsze, oni zasadniczo nie robili tym nikomu krzywdy. Po drugie, jeśli jednak robili tę krzywdę, np. znęcali się nad domownikami, to ja mogę ocenić ich zachowanie i pisarstwo osobno (pisarz – OK, życie – nie bardzo). Natomiast Lem zachowywał się fatalnie jako pisarz, walcząc z kobietami albo upupiając je. I ten jego stosunek do kobiet, według mnie, wyklucza nazywanie go ‚wybitnym’. Bo, znowu jest to przyjęta przeze mnie ‚klasyfikacja’, wybitność powinna zawierać coś ponad pisarstwo, pewien pierwiastek duchowy, coś, co sprawia, że traktujesz tego akurat pisarza trochę jak nauczyciela, trochę jak przewodnika. Lem się do tego nie nadaje.
    I nie sprowadzam pisarstwa do relacji damsko-męskich, bo nie piszę tylko o tego typu relacjach – erotyczno-seksualnych (zakładam, że to masz na myśli). Obraz kobiet i feminizmu u Lema pokazuje jego pogardliwy stosunek do połowy ludzkości i to do wielu przejawów życia, aktywności i aspiracji tej połowy. Marnie, jak na wannabe etyka czy filozofa.

  13. Lem walczył z kobietami? No teraz to naprawdę czuję się rozbrojony. Upupiał? Pogardliwy stosunek? Bo skupiał się na czym innym, niż trzeciorzędne dla niego sprawy damsko-męskie (nie, nie mam na myśli spraw erotyczno-seksualych wcale).
    Jeśli mam traktować pisarza jako wybitnego nauczyciela, przewodnika… to niestety w całej znanej mi beletrystyce nie znajduję żadnego chyba. Trudno teraz przerzucić całą przeczytaną makulaturę, ale naprawdę żaden nie przychodzi mi do głowy.

  14. Pisanie o ruchu wyzwolenia kobiet używając przy okazji określeń: ‚zsyp śmiecia’ oraz obłąkany ruch’ to dla mnie jednak walka. Opisy postaci kobiet w ‚Rozprawie’ , ‚Albatrosie’, postępowania kobiet we ‚Fiasku’ to ich upupianie. Jeśli coś jest dla kogoś trzeciorzędne, to nie pisze nic, i to by mi nawet, przyznam, u Lema znaczniej bardziej odpowiadało, niż to, co on wyprawiał.
    Nauczyciel, przewodnik – niektórym jednak to przyszło do głowy.

  15. Obłąkany ruch? Hm, a co powiesz na taką sytuację: na studiach omal nie dostałem w ryj od „równouprawnionej” dziewczyny, bo ją próbowałem przepuścić w drzwiach. I teraz, ponieważ jak rozumiem, sympatyzujesz z feminizmem, to mam pytanie: czy też uważasz, że otwarcie przed kobietą drzwi uwłacza jej godności?

  16. I rozumiem, że na podstawie tej jednej dziewczyny, która zresztą nie musiała mieć z feminizmem nic wspólnego, oceniasz cały feminizm?

    Jako feministka odpowiadam – nie, nie uważam, że uwłacza jej godności. Sama nie mam z przepuszczaniem przez drzwi, czy ustępowaniem miejsca żadnego problemu. Jeśli ktoś mnie przepuszcza, nie biję :-) i dziękuję. Jeśli nie przepuszcza, to też uważam, że jest to w porządku. Jestem konsekwentna – jak równouprawnienie, to równouprawnienie. Nie żądam przywilejów z racji bycia kobietą. Ale coś muszę tu dodać, bo pytasz mnie ‚jako kogoś sympatyzującego z feminizmem’ – my feministki nie jesteśmy takie same. Nie mamy dokładnie takich samych poglądów. Zapewne jest tak, że ile feministek, tyle feminizmów. Ja mogę więc mowić jako ja, a o intencje innych osób – tej dziewczyny w drzwiach, wrzeszczących feministek, osób, które zabraniają Ci mówić feministyczne dowcipy – musisz zapytać sam te osoby. A o ogólnych założeniach feminizmu, jak i o jego wielu odłamach są dostępne informacje, zupełnie cichutkie, nienachalne i nie narzucające się. Warto zajrzeć i dowiedzieć się, czy naprawdę jest to taki obłąkany ruch.

  17. No właśnie, ale w takim razie nie dziw się dowcipom o feministkach, bo to część z nich dostarcza materiału. Jest to też przyczynek do doszukiwania się podtekstów „anty”, ona była na nie nastawiona, to je znajdowała.
    A tymczasem otwarcie drzwi nie miało w sobie nic anty nie tylko z powodów ideo, ale po prostu przechodzenie przez te koszmarnie wielkie wrota w starym budynku z dziekanatem było wygodniejsze, jak się przepuszczało następną osobę, bo nie blokowało się ruchu cofając się razem z nimi.
    Że już nie wspomnę, że osoby mi towarzyszące przepuszczam równie często niezależnie od płci (i vice versa zwykle). Po prostu drobne wzajemne uprzejmości są praktyczne z czysto racjonalnego punktu widzenia.

  18. Jeju, Jurgi, od kiedy głupie zachowanie jednej osoby ma dyskwalifikować jakąś grupę ludzi czy ideologię, które z tą osobą ty wiążesz.
    Raz na rok gdzieś na świecie jakaś dziewczyna ochrzani kogoś za przepuszczenie jej w drzwiach, może jest głupia, może zauważyła, że przepuszczał tylko po to, żeby sie pogapić na jej tyłek i jej się to nie spodobało – wszystko jedno. A potem latami jest to mielone jako przykład – nie, dowód! jaki to cały feminizm jest głupi.
    Ile czasu upłynęło od kiedy się Ciebie przyczepiła? A w powszechną głupotę starszych pań też wierzysz od kiedy jedna zdeptała cię w autobusie w wyscigu do siedzenia jak miałeś 5 lat, i jeszcze Cię zwymyślała od bezczelnych gówniarzy?

  19. Jurgi, Miskidomleka już Ci odpowiedział. Ja dodam – jak pisałam, do dowcipów o femistkach nic nie mam, pisałam wręcz, że dobrze, że są. Dlaczego piszesz więc, żebym się im nie dziwiła, doprawdy nie rozumiem. Otwarcie drzwi ‚nie miało w sobie nic z ideolo’, wiec może i niechęć do przepuszczania też, nie przyszło Ci to do głowy? Może dziewczyna była szurnięta, może chora, może coś tam (o, to też Miski napisał, więc się powtarzam). A przykład ze staruszkami jest dobry, a ja mam jeszcze jeden. Jeśli ustąpisz miejsca w autobusie starszemu panu, który jest na Ciebie oburzony, bo nie czuje się wcale staro, to czy od tej pory nie ustąpisz już miejsca żadnemu staruszkowi?
    A, i ja też się pochwalę, że osoby mi towarzyszące, też niezależnie od płci, przepuszczam w drzwiach (i vice versa). Ale nie robię problemu, jeśli ktoś postępuje bądź nie postępuje tak samo.

  20. Otwarcie drzwi ‘nie miało w sobie nic z ideolo’, wiec może i niechęć do przepuszczania też, nie przyszło Ci to do głowy?

    NIe przyszło, gdyż powód niechęci był wyrażony wprost.

  21. Tak czy inaczej, sam widzisz, że osoby uważające się za feministki mogą bardzo różnie postępować w podobnych sytuacjach. Ocenianie więc całego feminizmu na podstawie zachowania jednej dziewczyny jest mocno pochopne.

  22. Lem raczej nie był mizoginem. Sam się zastanawiałem, czemu u niego jest tak mało kobiet i tą interpretacją raczej uznałem za mało prawdopodobną… Zauważ że w „Fiasku” to właśnie nie dopuszczenie do władzy kobiet prowadzi nieuchronnie do katastrofy. (!) Lem w tej książce zdaje się sugerować, że społeczeństwo bez władzy kobiet zmierza ku klęsce – trudno uznać to za mizoginiczne, prawda?

  23. Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone takie panoszenie się po twoim blogu, ale zdał mi się on bardzo interesujący, a ja lubię się mądrzyć.

    Odniosę się do uwag powątpiewających w filozoficzne znaczenie Lema.

    Zadziwiło mnie, gdy jako wzór filozofa podaje się na przykład Hegla (jakoś tak jego pytań jak odpowiedzi dobrze już opisał Schopenhauer) a jednocześnie nie widzi się dosyć wartościowej refleksji u Lema.

    Tymczasem Lem był jednym z pierwszych, który znalazł filozoficzne zastosowanie dla pojęciowej rewolucji Darwina – i rozważał jakie konsekwencje dla filozofii może mieć przyjęcie na serio implikacji tej teorii.

    W tym względzie jedynym innym liczącym się filozofem, który sam zaczął rozważać te zagadnienia był Popper (potem, siłą rzeczy poszli za nim uczniowie i krytycy). Ale nawet dzisiaj wielu czołowych myślicieli związanych na przykład z filozofią umysłu (Dennet) wprost przywołują Lema jako jednego z myślicieli fundamentalnych dla poruszonych zagadnień.

    Podobnie, jeśli podważyć znaczenie Lema w rozważaniach nad kulturą , to z takich „myślicieli” jak Young, Freud, czy o postmodernistycznych popfilozofów w stylu Derridy i Lacana nic nie zostaje.

  24. @Sylwek
    Bardzo proszę się panoszyć :-) i cieszę się, że blog wydaje Ci się interesujący.
    A co do Twojej uwagi, to pewnie, że można spojrzeć i w ten sposób. O ile pamiętam, bo to troszkę temu było, miałam po prostu pretensje do Lema o seksistowski stosunek do kobiet. Dlatego uznałam, że to nie psuje do miana filozofa, które mu się przypisuje. Że to jego pomijanie albo i lekceważenie połowy ludzkości stoi w sprzeczności z jego „filozoficznym znaczeniem”. Właściwie – to nadal tak uważam.

  25. Zacznę od tego – że twoja analiza bardzo mi się spodobała – sam nie dostrzegałem tego ponurego elementu Lemowskiej twórczości – i prawdę mówiąc jestem w szoku. Prawdopodobnie właśnie to, ze pod prawie każdym innym względem Lem doskonale zdaje się przenikać ludzką naturę, a jego książki to intelektualne majstersztyki, a ja jestem mężczyzną – nigdy mi do głowy nie przyszło pytać się o kobiety w kontekście jego twórczości.

    I tu pozostaje mi się zgodzić z twoją oceną.

    Ale, nie zgodzę się z uzależnianiem od tego znaczenia Lema jako filozofa (choć też, nie twierdzę, że nie ma to żadnego wpływu). Uważam, że gdyby twoje rozumowanie stosować konsekwentnie, musielibyśmy wykreślić większość istotnych nazwisk europejskiej filozofii.

    Najpierw przykład małego kalibru: Heidegger – czy jego sympatia do faszyzmu przekreśla go jako filozofa? Wydaje mi się, że ktoś stosujący twoje kryteria oceny nie powinien mieć wątpliwości.
    Heidegger to jednak przykład małego kalibru, bo dyskusyjne wciąż jest jego rzeczywiste znaczenie na gruncie stricte filozoficznym.

    Weźmy Hume’a – który, jeśli się nie mylę miał ustępy rasistowskie. Podobnie Schopenhauer.

    I weźmy dwa najbardziej oczywiste przykłady: Platona I Arystotelesa: obaj (szczególnie pierwszy) skandaliczni na gruncie etyki zawartej w ich dziełach, traktowania człowieka, stosunku do idei równości.

    Czy ich także uznajesz za myślicieli bez znaczenia? Czy Platona pojmowanie ludzi jako trybików podporządkowanych funkcjonowaniu totalitarnego państwa, tudzież Arystotelesa o przyrodzonej nierówności czyni ich myślicielami bez znaczenia?

  26. Uważam, że gdyby twoje rozumowanie stosować konsekwentnie, musielibyśmy wykreślić większość istotnych nazwisk europejskiej filozofii.
    Może i tak byłoby słusznie :-P

    Nie podejmę się oceny tych filozofów i myślicieli, o których pytasz, bo nie jestem specjalistką i musiałabym sporo doczytać. Przyjmuję do wiadomości, że są uważani za filozofów o odpowiednio dużym znaczeniu. „Filozofów” w sensie tego, czym się zajmowali. Bo mam wrażenie, że w stosunku do Lema uzywa się tego słowa (filozof) nieco jakby grzecznościowo, uznaniowo. Czy Ty na przykład stawiasz Lema w równym szeregu z nimi? Dla mnie, przyznam, Lem jest przede wszystkim pisarzem, cenię jego powieści i opowiadania. Owszem, rozmyślania nad kondycją ludzkości itd. są w jego pisarstwie jak najbardziej obecne, ale czy to jest filozofia? Jakoś nie porównywałabym go z Platonem, bo to chyba nie ta liga. Mogę się jednak mylić.

    No i przyznam również, że owszem, akcenty seksistowkie, rasistowskie, homofobiczne (te podobno także obecne u Lema) mocno przyczyniają sie do tego, że nie mam ochoty uznawać czyjegoś dorobku (filozoficznego) za ważny. Co nie znaczy, że stosuję tę zasadę zawsze, absolutnie nie. Po prostu Lem wbudza czasem moją moją niechęć.

    O, widzisz, tak odpowiadając Ci i zastanawiając się nad tym wszystkim, myślę, że właściwa odpowiedź, obrazująca moją opinię o Lemie-ewentualnie-filozofie byłaby następująca: Lem jest pisarzem, który aspirował (bardziej lub mniej świadomie) do bycia filozofem. Ale moje odczucie jest takie, że mu się to nie udało. Nie udało właśnie przez pomijanie paru ważnych aspektów. Dzięki temu mogę powiedzieć, że jest on niezłym pisarzem, ale filozofem takim sobie.

  27. Nie stawiam go na równi z Platonem – to byłaby dziecinada.

    I owszem, uważam, że był filozofem – przy najmniej w takich książkach jak Golem XIV czy Summa technologie uprawia czystą filozofię a pisarzem jest w nich co najwyżej w takim sensie w jakim był każdy filozof używający pewnych literackich form (a więc na przykład Platon ze swoimi Dialogami, czy Nietzsche ze swoja aforystyczną literaturą), oraz, że dla tematyki jego filozofii kwestia feminizmu jest drugorzędna.
    Bo nawet etyką można zajmować się wybiórczo, a on się skupiał na konsekwencjach rozwoju wiedzy naukowej, a nie na konsekwencjach uprzedzeń, stereotypów, fobii społecznych i takich tam.

    Ale zgodzę się – byłby LEPSZYM i bardziej interesującym pisarzem i filozofem gdyby zauważał te kwestie.

    W każdym razie, dla mnie istotne jest, że nawet najwięksi są dziećmi swoich czasów i właściwych im uprzedzeń, a Lem, nawet jeśli pisarsko był aktywny do lat 80 ubiegłego wieku, NIE BYŁ dzieckiem rewolucji seksualnej, ani też ruchów emancypacyjnych.

  28. Ale zgodzę się – byłby LEPSZYM i bardziej interesującym pisarzem i filozofem gdyby zauważał te kwestie.

    No więc o to mi chyba z grubsza chodzi. Przy czym dodam, że nawet nie o sam feminizm mi chodziło – tu nawet nie miałabym pretensji, że dla tematyki jego filozofii kwestia feminizmu jest drugorzędna, bo w końcu każdy zajmuje się tym, czym chce, a nie wszystkim w ogóle (zwykle).
    Chodziło mi też o Lemowy stosunek do kobiet, dość niemiły. Nawet więc jeśli nie był dzieckiem rewolucji seksualnej, ani też ruchów emancypacyjnych, to przecież miał matkę czy żonę, z kobietami jakimiś się spotykał. To chyba wystarczy, żeby być przyzwoitym człowiekiem – czyli takim, który nie uważa jednej płci hurtowo za gorszą. Tak by mi się wydawało. A spojrzenie Lema było w tej kwestii mocno wykoślawione. I jakieś takie „mało filozoficzne” właśnie.

  29. A, i jeszcze wrócę o jednego fragmentu Twojego komentarza, skoro już tak sobie gadamy :-)
    Prawdopodobnie właśnie to, ze pod prawie każdym innym względem Lem doskonale zdaje się przenikać ludzką naturę, a jego książki to intelektualne majstersztyki, a ja jestem mężczyzną – nigdy mi do głowy nie przyszło pytać się o kobiety w kontekście jego twórczości.
    Bardzo fajnie to napisałeś. To jest chyba mój główny zarzut do Lema. Moim zdaniem – jak można być doskonałym znawcą ludzkiej natury, przy jednoczesnym pomijaniu czy lekceważeniu połowy ludzkości? To mi sie zupełnie nie zgadza. Lem może i coś tam przenikał, ale na pewno nie była to natura ludzka. Może jedynie męska. I jak u pisarza mi to akurat zupełnie nie przeszkadza, tak u „filozofa” – owszem.

  30. Dobrze wiesz, że można mieć matkę żonę, siostrę, a mimo to być gotowym je zabić jeśli „zhańbią” honor rodziny.

    I nie chodzi mi o usprawiedliwianie Lema przez kontrastowanie go z fanatykami prawa szariatowego – po prostu pokazuje to, że silnie zinternalizowane wzorce kulturowe, stereotypy i uprzedzenia najzwyczajniej w świecie odbierają rozum.

    Wszelako dalej uważam, że wiele aspektów ludzkiej natury było przez niego dostrzeganych nader wnikliwie i obserwacje te równie dobrze stosują się do kobiet i mężczyzn (nawet jeśli on, ulegając własnym złudzeniom, odnosił je i prezentował niemal wyłącznie za pomocą obrazów mężczyzn).

    Powiem nawet więcej – jego wykrzywiony obraz kobiet jako takich musi, wydaje mi się prowadzić do wykrzywionego obrazu mężczyzn. Wszelako, w swoich książkach poruszał zwykle tematykę, dla której kontekst płciowy jest zupełnie pomijalny a liczą się ludzie jako tacy. Dlatego niewielki wpływ na znaczenie tych rozważań mają jego płciowe uprzedzenia.

    Ja właściwie na tym bym zakończył tą dyskusję – a sam mam zamiar jeszcze raz przeczytać kilka jego książek w celu przeanalizowania ich pod kątem jego stosunku do kobiet bo kwestia ta rzeczywiście mnie zaintrygowała :)

    Pozdrawiam.

  31. Dobrze wiesz, że można mieć matkę żonę, siostrę, a mimo to być gotowym je zabić jeśli “zhańbią” honor rodziny.

    Wiem oczywiście. Ale nie wszyscy w danej kulturze tak postępują.

    wzorce kulturowe, stereotypy i uprzedzenia najzwyczajniej w świecie odbierają rozum.

    I to nienajlepiej świadczy o Lemie-„filozofie”, nad czym ubolewam.

    wiele aspektów ludzkiej natury było przez niego dostrzeganych nader wnikliwie i obserwacje te równie dobrze stosują się do kobiet i mężczyzn

    Wiele – być może tak. Ale tego nie wiadomo, ponieważ żyjemy w męskocentrycznym heteromatriksie i to, co męskie, wydaje się uniwersalne. I może, gdyby pisarz pokazał coś z innej perspektywy, okazałoby się, że nie do końca wiele obserwacji stosuje się równie dobrze i do kobiet i do mężczyzn.

    jego wykrzywiony obraz kobiet jako takich musi, wydaje mi się prowadzić do wykrzywionego obrazu mężczyzn.

    Tak, na pewno. Sama gdzieś też o tym wspomniałam.

    dla której kontekst płciowy jest zupełnie pomijalny a liczą się ludzie jako tacy.

    Patrz wyżej – o męskocentrycznym heteromatriksie. Pisząc ludzie jako tacy, masz tak naprawdę (i Lem także) na myśli mężczyzn. Dlatego, że nie ma kobiecego doświadczenia. Być może nie różniłoby się ono w pewnych kontekstach od męskiego, zgadzam się, ale najpierw warto byłoby to sprawdzić, żeby tak mówić.

    Ja właściwie na tym bym zakończył tą dyskusję –

    To zakończmy i miłego analizowania :-)

  32. Faktem jest, że u Lema kobieta to często miły dodatek, ale mam wrażenie, że to bardziej tendencja ogólna niźli wina samego Lema.

    Moim zdaniem lepiej jest pisać o tym, o czym ma się jakieś pojęcie (np. cała psychika Pirxa), niż porywać się na tworzenie realistycznych postaci kobiecych (które i tak przez Kobiety-czytelniczki zostaną określone jako ‚szare sekretarki’), jeśli nie ma się dobrego wzorca / źródła rad.

    PS. W „Powrocie z Gwiazd” kobiety nie były wyłącznie przedmiotami…

  33. @sporothrix:
    [i]Moim zdaniem jednak ktoś, kto programowo nie zauważa połowy ludzkości, kto tej połowy nie zna i nie chce poznać i zrozumieć, kto tej połowie nie poświęca uwagi, a jeśli poświęca, to i tak brzydko wyłazi z tego strach i niechęć – ten ktoś jest takim filozofem, jak waltornia wiadomo z czego. Od filozofa wymaga się.[/i]

    [i]Nie podejmę się oceny tych filozofów i myślicieli, o których pytasz, bo nie jestem specjalistką i musiałabym sporo doczytać. Przyjmuję do wiadomości, że są uważani za filozofów o odpowiednio dużym znaczeniu. “Filozofów” w sensie tego, czym się zajmowali. Bo mam wrażenie, że w stosunku do Lema uzywa się tego słowa (filozof) nieco jakby grzecznościowo, uznaniowo.[/i]

    Ale Ty sama PLATONA uważasz za FILOZOFA nie tylko grzecznościowo? Sprawdź, proszę, co i jak pisał o kobietach. Albo Arystoteles, albo św.Tomasz z Akwinu…
    Bardzo Cię proszę, jak już zechcesz przedstawić Prawdziwych Szkotów^H^H Filozofów , to może wcześniej uprzedź, jakie stosujesz kryteria?

  34. @ Mrufka
    Jak pisałam, nie znam się na filozofii. Jak również pisałam, przyjmuję do wiadomości, że są ludzie, których uważa się za filozofów. Wiem także, że i Lema za takiego sporo ludzi uważa. A mnie się po prostu nie podoba, że ktoś uważany za takiego (ktoś, kto teoretycznie ma poszukiwać mądrości czy posiadać mądrość; oczywiście można przyjmować różne definicje filozofii) pisze takie rzeczy. A to, co inni filozofowie pisali o kobietach nie było tematem notek.

    Jeśli w “Powrocie z gwiazd” bezradność bohatera nie bije po oczach, to nie wiem, co nią jest.

    Cóż, dla mnie jaskiniowiec nie jest bezradny. Zagubiony, siłą rzeczy owszem, ale nie bezradny.

  35. 1.
    Moim zdaniem jednak ktoś, kto programowo nie zauważa połowy ludzkości, kto tej połowy nie zna i nie chce poznać i zrozumieć, kto tej połowie nie poświęca uwagi, a jeśli poświęca, to i tak brzydko wyłazi z tego strach i niechęć – ten ktoś jest takim filozofem, jak waltornia wiadomo z czego. Od filozofa wymaga się. Zresztą, od pisarza, podobno wybitnego, też się powinno.

    W takim razie Miłosz i Szymborska to marni poeci, bo się wychwalali totalitarny ustrój? Co ja mówię: to w ogóle nie poeci, chyba że “grzecznościowo, uznaniowo”.

    Wypada wiedzieć, że nijak filozof nie musi mieć poglądów, które nam się wydają moralne, według naszych norm. Choćby Nietzsche: ten jest przez wszystkich uważany za filozofa, choć większość chrześcijan ma mu za złe i uważa jego filozofię za szkodliwą i błędną.

    Jakoś nie porównywałabym go z Platonem, bo to chyba nie ta liga. Mogę się jednak mylić.

    Czyli: w życiu nie czytałaś Platona (ewidentnie nie znasz jego stosunku do kobiet), ale wiesz, że Platon to Prawdziwy Filozof, a Lem – nie.

    wiem też, że Lem uważany jest za filozofa, że nawet jego, powiedzmy, lżejsze powieści zawierają, zdaniem hardcore fanów, rozrzucone tu i ówdzie okruchy filozoficznych rozważań
    mam wrażenie, że w stosunku do Lema uzywa się tego słowa (filozof) nieco jakby grzecznościowo, uznaniowo.

    Tak samo jak nie czytałaś Platona, tak nie czytałaś jawnie filozoficznych książek Lema. Nawet nie wiesz o ich istnieniu. Ale nie był filozofem i basta!

    Jeśli nie czytasz ani nie znasz się na filozofii, to – wybacz – nie wypada w ogóle osądzać, kto jest filozofem, a kto nie jest. Ja bym się wstydził, w każdym razie.

    2.
    Cóż, dla mnie jaskiniowiec nie jest bezradny. Zagubiony, siłą rzeczy owszem, ale nie bezradny.

    Co go czyni jaskiniowcem? Chyba tylko wielki wzrost w porównaniu ze średnią ludzi, jacy żyją w nie-jego czasach, oraz to, że nie rozumie świata, do jakiego trafił. Ani ludzi. W czym nie ma nic dziwnego, bo to wynika z założenia powieści: nie może rozumieć, po tak długim czasie, jaki upłynął na Ziemi.

  36. 1.

    W takim razie Miłosz i Szymborska to marni poeci, bo się wychwalali totalitarny ustrój? Co ja mówię: to w ogóle nie poeci, chyba że “grzecznościowo, uznaniowo”.

    Po pierwsze – jak widać, ja nie piszę, że Lem jest czy nie jest filozofem. Przeciwnie – piszę, że jest za takiego uważany. I ok. Mnie natomiast nie podoba się to, co on pisze, bo moim zdaniem nie licuje to z byciem filozofem (byc może mam zbyt wysokie mniemanie o filozofach). Nie muszę znać się na nurtach filozoficznych, przyjmuję tutaj uprawniony moim zdaniem wniosek (zgodny z najogólniejszym znaczeniem), że filozof to ktoś, kto szuka prawdy, kto mówi o podstawach, a nawet podstawach podstaw. I jeśli taki ktoś wyrzuca z tych podstaw, ze swoich rozważań, połowę ludzkości, to wygląda to raczej marnie.
    Po drugie – z poetami jest trochę inaczej, tak jak i z na przykład muzykami (choć nie do końca, do czego zaraz dojdę). Integralną częścią uprawianych przez nich zawodów nie jest poszukiwanie prawdy, czy te podstawy. Czyli absolutnie dany poeta może być świetnym poetą, mimo, że poglądy miał takie sobie. Podobnie Beethoven był znakomitym kompozytorem (albo za takiego jest uważany), mimo, że człowiekiem był zdaje się nienajlepszym.
    Choć przyznam, że w przypadku wybitnych artystów, ja sama wymagania mam nieco większe. W sensie, że trudno mi uznać za wybitnego np. muzyka, który głosi treści rasistowskie. Mogę uznać, że technicznie, muzycznie, itd., jest dobry, a nawet bardzo dobry, ale dla mnie wybitny (czyli zgodnie z definicją – o nadzwyczajnych walorach) nie będzie.
    Podsumowując, filozofia różni się nieco od innych zawodów, bo jej integralną częścią powinno być poszukiwanie sensu, mądrości, mówienie o zasadach i podstawach. Trudno te kwestie oddzielić, tak jak możliwe jest oddzielenie ich w innych przypadkach.
    Przykładem, który ja bym tu zastosowała, i to takim, który właśnie obrazuje mój stosunek do Lema w tym kontekście, jest to, że mogę powiedzieć, że prof. Kamela-Sowińska jest naukowcem (no bo jest, choć nie znam się na tym, co ona robi), ale także, że właśnie załamuję ręce na temat: jakiż to marny z niej naukowiec – po ostatnich wiadomościach. Podobnie jest z Lemem – uważa się go za filozofa, a ja piszę o tym, że jego opinie prezentowane w powieściach słabo jakoś licują z tym. Jeszcze raz podkreślę – ja to tak widzę, tak widzę filozofię jako naukę, i jest to uprawniony, jak napisałam wyżej – moim zdaniem – pogląd.
    I po ostatnie – kwestia tej „uznaniowości”. Użyłam tego określenia dla rozróżnienia „zawodu” filozofa od tego, czy ktoś kogoś za takiego uważa. Być może istnieje sporo osób, dla których Lem jest po prostu pisarzem o zacięciu filozoficznym.

    Wypada wiedzieć, że nijak filozof nie musi mieć poglądów, które nam się wydają moralne, według naszych norm. Choćby Nietzsche: ten jest przez wszystkich uważany za filozofa, choć większość chrześcijan ma mu za złe i uważa jego filozofię za szkodliwą i błędną.

    Toteż ja wiem i właśnie o tym piszę. Że ktoś jest filozofem (albo go się za takiego uważa), ale nie podobają nam się jego poglądy. I daję wyraz tej opinii, krytykując Lema.

    Czyli: w życiu nie czytałaś Platona (ewidentnie nie znasz jego stosunku do kobiet), ale wiesz, że Platon to Prawdziwy Filozof, a Lem – nie.

    Nie pisałam, że Lem nie jest filozofem, powtarzam to po raz kolejny. Pisałam akurat, że jest za takiego uważany. Platon jest filozofem, tym się zajmował, za takiego jest uważany. Platona nie oceniam, nie piszę o nim wielką literą, przyjmuję do wiadomości wiedzę encyklopedyczną. Poglądy Lema oceniam, bo o tym była notka.

    Tak samo jak nie czytałaś Platona, tak nie czytałaś jawnie filozoficznych książek Lema. Nawet nie wiesz o ich istnieniu. Ale nie był filozofem i basta!

    Jw. Nie oceniam, nie wyrokuję, czy Lem jest czy nie filozofem. Znowu powtórzę – uważany jest za takiego, a mnie się wydaje, że jego poglądy nie licują z tym, co integralnie powinna zawierać w sobie filozofia. Czyli oceniam jego poglądy, jakość tych poglądów, a nie wyrokuję o nim.

    Aha, i skąd informacja, że nie wiem o istnieniu jakichś książek Lema? Oraz to co wyżej, że nie czytałam w życiu Platona? Nienajlepsze wystawiasz sobie świadectwo, wmawiając rozmówcy w dyskusji rzeczy wyssane z palca.

    Jeśli nie czytasz ani nie znasz się na filozofii, to – wybacz – nie wypada w ogóle osądzać, kto jest filozofem, a kto nie jest. Ja bym się wstydził, w każdym razie.

    Toteż nie osądzam, piszę po raz kolejny.
    I przypominam, że notki były o czym innym. Pisałam w nich o stosunku Lema do kobiet. A wydawało mi się, że przy założeniach dotyczących filozofii (jako tej nauki o podstawach oraz poszukiwaniu mądrości) jakoś mi ten stosunek stoi w sprzeczności do tego. Stąd ten komentarz.
    I absolutnie nie widzę tu powodu do wstydu z mojej strony. Na pewno natomiast nie dyskutowałabym z kimkolwiek w taki sposób, czyli wmawiając różne rzeczy rozmówcy i używając tego jako argumentów, jak Ty to robisz. Nie rób tego na przyszłość.

    2.

    Co go czyni jaskiniowcem? Chyba tylko wielki wzrost w porównaniu ze średnią ludzi, jacy żyją w nie-jego czasach, oraz to, że nie rozumie świata, do jakiego trafił. Ani ludzi. W czym nie ma nic dziwnego, bo to wynika z założenia powieści: nie może rozumieć, po tak długim czasie, jaki upłynął na Ziemi.

    Jaskiniowcem czyni go to, że uprawia seks z kimś, kto się go wyraźnie boi i zmusza się do tego. I nie ma to nic wspólnego z tym, że trafił do „nowego” świata, bo zasady w tej materii powinien znać niezależnie od okoliczności.

  37. @ Mrufka
    Zaaprobuję Twój ostatni komentarz, ale chciałabym najpierw uzyskać odpowiedź na pytania zadane poprzednio. A ponieważ oczywistym jest, iż nie masz pojęcia, co w życiu czytałam i co wiem, apeluję, abyś to jednak odwołał. Nie widzę bowiem powodu do kontynuowania dyskusji na tak niskim, jak proponujesz, poziomie.

    Napiszę jednak jeszcze raz (choć chyba po raz ostatni, skoro się pożegnałeś) – podtrzymuję to, co napisałam poprzednio, łącznie z tym, że nie jestem specjalistką z filozofii, do czego się przyznawałam. Notka nie tego jednak dotyczyła, o czym także pisałam poprzednio. Intencje moje były, wydaje mi się, dość jasne, i chyba wiekszość moich rozmówców zrozumiała je. To, co cytujesz z komentarzy, to są oczywiście skróty myślowe w odpowiedzi na komentarze innych ludzi. Powtarzam jednak, że nie wyrokuję, czy Lem jest czy nie jest filozofem, a tylko oceniałam, jak jego deklarowane w powieściach poglądy mają się do wizji uprawiania tej dziedziny – wizji zgodnej z grubą „definicją”, czyli „poszukiwaniem czy posiadaniem mądrości”. Tego dotyczył mój notkowy tekst o Lemie, iż z niego taki filozof, jak waltornia wiadomo z czego, czy komentarzowe określenia typu pseudofilozof, itd. Oznacza to po prostu odczucie i obserwację nieudolności, czyli nienajlepszego wykonywania tegoż zawodu (jeśli to jest zawód).
    Jeśli dla Ciebie było to niezrozumiałe, to ok, tak się zdarza, szczególnie w internecie. Myślę jednak, że w kolejnych komentarzach wyjaśniłam to dokładnie.
    Przy okazji nadal podtrzymuję moje twierdzenie, że uprawnionym przekonaniem jest, iż filozofia to jednak inny zawód od zawodów pisarza, muzyka, czy szewca. I że mam prawo oceniać, jak czyjeś deklarowane poglądy mają się do tego, jak wygląda jego uprawianie filozofii.
    I oczywiście, że można być dobrym np. poetą, a niedobrym człowiekiem (pisałam przecież o tym), ale w moim odczuciu – nie wybitnym, nie nadzwyczajnym, bo czegoś tu jednak brakuje. Taka jest moja opinia, niezależnie od mojej znajomości bądź nie, filozofii.
    Wydaje mi się także, że jest spora różnica między tłumaczeniem w dyskusji własnych intencji czy tego, co chciało się wyrazić, a przy czym nastąpiło nieporozumienie, a tekstami ad personam, wmawiającymi rozmówcy jakieś kwestie na temat jego samego – to tak a propos wmawiania.
    Co do Hala-jaskiniowca także podtrzymuję moje zdanie.

  38. @ Mrufka
    Trudno. Jeśli zdecydujesz się odwołać te wyssane z palca informacje na mój temat, zawsze możesz napisać na maila. Dyskusję kończę.

  39. Żenujący blog. Wpis o Lemie obnaża ignorancję autorki. Katastrofizm a la XXI wiek.

  40. …Trafiłam tu z dużym poślizgiem, przez blog Błędy Lema.

    ale, na litość, takie rozważania powinien prowadzić nastolatek, a nie student czwartego roku

    A, dochodzi do tego jeszcze: „nie z hałasem i tupaniem, jak pierwszokursiści” (cytat z pamięci).

    Zastanawiałam się od początku mojej znajomości z Pirxem, w jakim wieku byli kadeci w tym Instytucie. Wyszło mi, że w świecie Pirxa system edukacji musiał być zupełnie inny niż u nas. Instytut to nie tak jak nasze studia, ale raczej współczesne liceum, czyli zaczyna się gdzieś w 17. roku życia. Z tym, że nauka w Instytucie trwała dłużej niż 3 lata.

    W każdym razie, coś jak liceum lotnicze w Dęblinie. Jestem dziwnie pewna, że Lem się inspirował tą szkołą.

    Wczesne rozpoczęcie nauki w kierunku kosmonautyka wydaje mi się całkiem logiczne. To musiał być trudny zawód. W Dęblinie właśnie dlatego mają liceum, żeby wychować sobie kandydatów na studia – po tej szkole jak ktoś nie pójdzie w lotnictwo wojskowe, to musi zwracać pieniądze za edukację. Z opisu Lema wynika, że młodzi piloci po Instytucie byli jeszcze bardzo nieopierzeni, potem czekało ich parę lat lotów patrolowych, a dopiero później normalna praca w zawodzie. Więc myślę, że dopiero po zaliczeniu patroli Pirx był w wieku absolwenta studiów.

  41. A zachowanie Pirxa wobec kobiet, te kompleksy, wycofanie, to nie bufonada i celowa niegrzeczność, ale jakaś tam wada osobowości, przed którą Pirx uciekał w kosmos. Oczywiście, można powiedzieć: „bardzo dobrze, takich to tylko w kosmos wystrzelić”, ale mnie się on z tymi wadami wydaje właśnie bardzo ludzki i stąd ciekawy jako postać. Myślę, że ta osobowość bohatera jest akurat dobrze skonstruowana przez Lema: Nie spiżowy kosmonauta, lecz „poczciwy” facet, zdający sobie sprawę ze swej nieuleczalnej ciapowatośći, która raz mu nawet przez przypadek uratowała życie („Rozprawa”). Bo te wady bohatera pojawiają się nie tylko w momentach kontaktów z kobietami. Więc wydaje mi się, że ten rys postaci został dość dobrze poprowadzony.

  42. Aaa, jeszcze jedno: Chyba przeoczyłaś w „Opowieściach o Pilocie Pirxie” wywód tego robota z „Rozprawy”. To jest dopiero mizogynia!

  43. @ Anuszka

    Więc wydaje mi się, że ten rys postaci został dość dobrze poprowadzony.

    Ja w ogóle bardzo lubię Pirxa, między innymi za to, że nie jest spiżowy. Ale i tak irytuje mnie jego stosunek do kobiet. Bo, jak wszystkie te notki wskazują, mam wrażenie, że jest to demonstracja poglądów pisarza.

    tego robota z „Rozprawy. To jest dopiero mizogynia!

    Tak, oczywiście masz rację. Tyle, że o Calderze pisać nie chciałam, bo jest on, po pierwsze, robotem właśnie, a po drugie – dość specyficznym bohaterem. Ale wywód w istocie jest niezły :-)

  44. Fajna notka. Szczerze mówiąc, przeczytałam tylko jedną jego książkę, Summa Technologiae. Szczerze mówiąc, dziwię się, że tak łagodnie go oceniłaś :D I dziwię się, że w ogóle bierzesz do siebie jeden z najdebilniejszych argumentów usprawieldiwiających głupote Lema – TAKIE BYŁY CZASY, TAK BYŁ WYCHOWANY. No i co z tego, to nie znaczy, że autorka ma rację? Gwałciciel, który był gwałcony w dzieciństwie nie jest gwałcicielem już (przykład)?

Dodaj komentarz