czepiam się, czytanki, okołofeminizmowo

Mizogin Lem – część druga

Pierwszą notkę na temat mizoginii Lema skończyłam na strachu przed kobietami w „Opowiadaniach o pilocie Pirxie” i w „Solaris„. Strach ten jest jeszcze wyraźniej widoczny w innych pozycjach pisarza. Zobaczmy, jakie zdanie miał Lem na temat feminizmu i feministek:
[…] bo co przystojniejsze kobiety, zwłaszcza blondynki, szczypałem w zadek. […] O ile się zorientowałem, policzkowały mnie aktywistki womans liberation, zresztą bardzo rzadko, bo przystojnych jest wśród nich tyle co nic.[…] („Pokój na Ziemi„). Miło, choć powiedziałabym, że rzecz gustu. Prawidłowa reakcja prawdziwych pięknych kobiet na szczypanie to oczywiście zachęcajace chichoty? […] O co im właściwie idzie, o tyranię mężczyzn? Nie czułem się tyranem. Nikt się nie czuł. Biada playboyom. Co one im robią? Czy kler też będą porywać? Wyłączyłem radio, jakbym zatrzasnął zsyp śmiecia.[…] Ten zsyp też był bardzo uprzejmy, zupełnie jak beton Pieronka. […] – Wy tam macie w Stanach ognisko tego obłąkanego ruchu – women’s liberation. Dziecinne to, niesmaczne, ale przynajmniej wygodne. […] Wygodnie wiedzieć, kto jest wszystkiemu winien. Podług tych pań – mężczyźni. One dopiero urządzą świat. Chcą zająć wasze miejsca. Więc choć to nonsens, ale mają przynajmniej wyraźny cel, a wy nic nie macie. […] Nonsens to dopiero jest, że ktoś może w ogóle tak myśleć. Dziwię się doprawdy, że ktoś taki jak Lem, pretendujący do miana filozofa, etyka i kogo tam jeszcze, z dużym podobno ilorazem inteligencji, może pisać takie bzdury. I tak dokładnie nic nie rozumieć. Sam przyznaje parę wersów wyżej: […] Rozumiałem piąte przez dziesiąte. […] (wszystkie cytaty z „Kataru„) Ale on nie rozumie nic, a nie tylko piąte przez dziesiąte, w dodatku nie chce rozumieć i boi się tylko, co też te baby, którym zaświtała myśl, że świat nie jest zbyt sprawiedliwie urządzony, mogą wymyślić.  Nieważne wszystkie niegłupie postulaty feminizmu, nieważna, widoczna gołym okiem na całym świecie, nierówność między płciami – ja, Lem, wiem lepiej, że to wszystko jest obłąkanym nonsensem.
Warto zauważyć, że powyżej cytowane słowa te nie wynikają z charakteru danej postaci. Co byłoby oczywiście całkowicie zrozumiałe: robię bohatera antyfeministą i ma on antyfeministyczne poglądy. Nie, te zdania wkładane są w usta bohaterów ni przypiął ni przyłatał, bez sensu, bez jakiegokolwiek związku z akcją. (Sam bohater „Kataru” wręcz odpowiada na pytanie: […] – Czy uważa pan, że kobiety powinny latać w kosmos? – Jakoś nie myślałem o tym. […] Gdyby im na tym zależało, to czemu nie? […] – czyli sam nie prezentuje antyfeministycznych przekonań). Wyraźnie widać więc, że są to poglądy samego Lema, jego kobieto-fobia nieudolnie ukrywana pod mową nienawiści, który to Lem wykorzystuje swoje powieści do dokopania feministkom. Bardzo, bardzo niski i żałosny zabieg pisarski.
Podobnie niepasujące do czegokolwiek i nie mające z niczym związku fragmenty są we „Fiasku„: […] Najpierw odczytał ustęp poświęcony życiu familijnemu, które winno znaleźć prawowite miejsce w ekspedycji, razem z obelgami rzucanymi przez przedstawicielki wiecznie krzywdzonej płci żeńskiej na SETI, opanowaną przez męską mafię […], […] Idiotyzm, tkwiacy w żądaniach tego równouprawnienia, jawił sie w sposób zbyt oczywisty, by warto mu poświęcać uwagę. Kobiety, a więc żony, matki, więc dzieci, przedszkole, żłobek […] Harrach żałował niezmiernie, że nie możę tu, zaraz, w cztery oczy palnąć autorce tych bredni, co o niej myśli, […] Tu chciałabym delikatnie uświadomić pana Stanisława, że nie wszystkie kobiety są żonami i od razu matkami. I na przykład takie niesparowane panie mogą chcieć latać w kosmos. Ponadto, żeby zrobić dzieci, potrzeba osobników obu płci (przynajmniej u człowieka), a co więcej, istnieje coś takiego jak antykoncepcja, więc niekoniecznie trzeba brać do rakiety całe przedszkole od razu. Rozumiem, że kiedy autor studiował medycynę, nie dowiedział się pewnych szczegółów o rozmnażaniu człowieka (chyba musiał być kiepskim studentem), ale potem, w życiu małżeńskim?
Co także ważne, cytowane przeze mnie powieści są stosunkowo nowe, „Katar” jest starszy, z połowy lat siedemdziesiątych, ale „Pokój na Ziemi” i „Fiasko” z połowy osiemdziesiątych – myślę, że jeżli ktoś wtedy chciał dowiedzieć się czegoś sensownego o postulatach feminizmu, to mógł to zrobić bardzo łatwo, szczególnie ktoś, kto mieszkał nie tylko w Polsce. Lemowi się po prostu nie chciało, on wiedział lepiej: baby są głupie, ich zachcianki są głupie, feminizm też jest głupi. Wolał wierzyć w kretyńskie stereotypy. Nie świadczy to dobrze o jego inteligencji, że nie wspomnę o empatii czy zwykłej ludzkiej przyzwoitości.

Ciąg dalszy nastąpi…

22 myśli w temacie “Mizogin Lem – część druga”

  1. na starosc, wiadomo, umysl wiekszosci osob KOSTNIEJE, jemu tez skostnial :)

    pozostal w ramach wizji swiata, w jakim wzrastal przed i zaraz po wojnie… a byl to swiat, gdzie kobiety mialy okreslone przypisane im role spoleczne.

    I tak ZAMARZŁ (uzywajac terminologii Dukaja :)

  2. nie… glupcem to on nie byl, napewno. mial talent pisarski. ale poglady na feminizm tez mial takie a nie inne.

  3. Nie tylko miał talent, ale potrafił myśleć, myśleć ciekawie, i fajnie zawierać ciekawe myśli w literaturze.
    Nawet biorąc pod uwagę jego poważny niedostatek umysłowy w dziedzinie przedstawiania i rozumienia, powiedzmy, spraw kobiecych, trudno chyba w sumie nazwać go głupcem. Evita: co cię tak znużyło, jakie książki?

  4. Ja w ogóle wiele książek Lema bardzo lubię, niektóre nawet szalenie :-) . I też nie sądzę, że był głupcem, niektóre jego tezy uważam za błyskotliwe, niektóre spojrzenia za chwytające za serce, niektóre spostrzeżenia za mądre. W związku z tym właśnie nie mogę mu darować, że w kwestii kobiecej myślał tak głupio i brzydko.

  5. A co do znużenia, to oczywiście nie wiem, co nużyło akurat Evitę, ale Lem moim zdaniem bywa nużący właśnie. Nużący – w sensie: marudny, piszący w kółko to samo, takim samym tonem i męczący przez to wszystko. Nie wiem jednak, czy to jest dobra definicja nużenia :-) .

  6. Każdego nuży co innego, jednego Lemowe marudzenie i brak akcji, mnie nużą za to, dla innych pasjonujące, pościgi, strzelaniny i wybuchy, natomiast Głos Pana choćby jest pasjonojącą przygoda intelektualną, którą czytałem z wypiekami na twarzy. Mimo, że nie uważam się za jakiegoś wielkiego intelektualistę, wręcz przeciwnie, cenię w literaturze przystępność, lekkość, bawienie mnie i rozrywkę. Mówiąc inaczej, mam na powieść zapatrywania mocno przestarzałe, może i wręcz dziewiętnastowieczne.

    Ale odbiegłem od tematu. Może zostanę uznany za mizogina jak Lem, ale feminizm to budzi we mnie takie skojarzenia, jak sławetna politpoprawność i wcale się nie dziwię, że u Lema budził on niechęć:
    http://my.opera.com/Jurgi/blog/2008/10/18/antyrasizm-nieco-wybiorczy
    http://my.opera.com/Jurgi/blog/2008/11/05/skonczyl-sie-wyborczy-f-e-torek

  7. A dla mnie feminizm jest zwyczajną częścią humanizmu i w ogóle poglądem, który powinien być poglądem każdego przyzwoicie postępującego człowieka, mówiącym, że ludzie są równi i mają prawo do dowolnych aspiracji i ich dowolnego realizowania niezależnie od płci, jeśli tylko nie robią przy tym nikomu krzywdy. Przy czym za krzywdę nie uważam postawy: ‚krzywdzisz mnie, bo idziesz do pracy, więc nie będziesz siedziała na tyłku w domu, rodziła mi dzieci i była posłuszna’. Antyfeminizm jest dla mnie na takim samym poziomie jak rasizm – uważanie pewnych ludzi za gorszych dlatego że ponieważ jest zwyczajnie nieludzkie. I ja z kolei dziwię się, jak feminizm może budzić niechęć u mądrych osób.

    Ba, ja nawet cenię wiele aspektów politycznej poprawności – te mianowicie, które nie pozwalają na wyrażanie stereotypowych i nie opartych na żadnych racjonalnych podstawach poglądów, które obrażają innych ludzi. Słowa, język, massmedia mają siłę kreowania rzeczywistości. Polityczna poprawność jest więc w wielu wypadkach elementem cywilizującym. Mam jednak wrażenie, że gdybym była białym facetem-Europejczykiem-hetero trudno (trudniej) byłoby mi to, tj. i feminizm i polityczną poprawność, zrozumieć (choć starałabym się). Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

  8. Jurgi: zgadzam sie calkowicie ze sporothrix.
    Musze jednak skomentowac to, co napisales:

    „przeważająca część mieszkańców południowych stanów jest za segregacją rasową, ludzie w sondażach deklarują głosowanie na Obamę, żeby nie wyjść na rasistę, ale potem zagłosują na McCaina, bo nie zniosą Murzyna prezydenta,”

    Skad wytrzasnales to, ze „przewazajaca” czesc mieszkancow poludniowych stanow jest za segregacja rasowa?????
    Mieszkam w USA od lat dziesieciu i musze przyznac, ze jest to calkowite novum.

    Jesli chodzi o opinie o Obamie i jak ludzie beda glosowac, coz, zycie samo juz zweryfikowalo twoje slowa.

    Wydaje mi sie, ze powtarzasz jakies utarte stereotypy – jak ten o Obamie – ktore w naszych mediach okazyjnie wyplywaja na swiatlo dzienne a ludzie potem bez zastanowienia przepisuja to po iles razy.

    Podobnym stereotypem jest przedstawianie feminizmu w naszych mediach. celem jest zochydzic i osmieszyc cala koncepcje, slowo, wszystko co sie z tym wiaze. Wtedy juz bedzie latwo przypiac odpowiednia łatę, wrzucic w szuflade z napisem „debilizmy” poczem poczuc sie bardzo dobrze i moralnie jesli powie sie do zony „chcialas pracowac to pracuj i nie narzekaj, ze ci mniej placa niz mnie”.

  9. „, ludzie w sondażach deklarują głosowanie na Obamę, żeby nie wyjść na rasistę, ale potem zagłosują na McCaina, bo nie zniosą Murzyna prezydenta,”

    Jurgi, były takie obawy, ale popatrz na te dwie tabelki:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Statewide_opinion_polling_for_the_United_States_presidential_election,_2008#Opinion_polling
    http://en.wikipedia.org/wiki/United_States_presidential_election,_2008#Popular_vote
    i pokaż mi stan, który w sondażach był wyraźnie proobamowski a potem zagłosował wyraźnie na McCaina. Wyraźnie, nie mówię o wahaniu się w okolicach równowagi jak w Missouri i Montanie, na które zreszta można znaleźć kontrprzykład w Indianie, gdzie wyszło na odwrót..

  10. Jak już wspomniano, życie zweryfikowało te obawy (bardzo powszechne, chyba nie zaprzeczycie) negatywnie. I bardzo dobrze.
    Natomiast co do politpoprawności zostanę przy swoim: w obecnej, karykaturalnej formie jest zamaskowaną formą pogardy. Podobnie jak znaczna cześć ruchu feministycznego stała się swoją własną karykaturą i ośmiesza całość. Wy naprawdę uważacie, że dowcipy o feministkach to wyraz nietolerancji? Nie, to reakcja na nadgorliwość i zapędzenie,
    Ja się wypinam i na feminizm i na maskulinizm i co tam jeszcze sobie wymyślono. Podobnie jak wypnę się na ruch równouprawnienia rudych względem brunetów, albo propozycję parytetów dla łysych w obsadzaniu stanowisk. :P

  11. Powszechne? Media się oczywiście efektem Bradleya podniecały. Jakby nie zauważając, że Bradley startował parę lat temu. Dokładnie 26.
    Od tego czasu społeczeństwo co nieco się zmieniło. Chyba m.in. dzięki politycznej poprawności.

  12. Jurgi – w każdym ruchu zdarzają się przegięcia. Taka jest natura ludzka. Co nie znaczy, że wtedy uważam, że całość jest głupia. Wystarczy oddzielić ziarno od plew. A że działający są gorliwi to chyba dobrze, inaczej nikt nie zwróciłby na nich uwagi.
    Wypinać sie możesz oczywiscie na co chcesz, nie wiem tylko, czy byłoby Ci miło, gdybyś, przykładowo, zarabiał sporo mniej od kolegi na tym samym stanowisku tylko dlatego, że on jest rudy, Ty nie, a rudzi są faworyzowani wyłącznie ze względu na swą rudość. I jeszcze – w takim hipotetycznym wypadku zapowiadać wypinanie jest bardzo łatwo, bo mało prawdopodobne jest dyskryminowanie ludzi ze względu na kolor włosów, natomiast ze względu na obecność pochwy zamiast penisa jest realne, kiedy znaczenie powinien mieć wyłącznie potencjał umysłowy.
    Miskidomleka – społeczeństwa się zmieniają, i dobrze. Między innymi dzięki politycznej poprawności, feminizmowi i innym ruchom przeciwdyskryminacyjnym.

  13. Słowa, język, massmedia mają siłę kreowania rzeczywistości.

    Słowa niosą tylko taką treść, jaką im nadajemy. W pewnych warunkach i słowo „bohater” będzie pogardliwe, a „sk…” może być wyrazem uznania. Zamiast cenzurować same słowa, należy zmieniać ich treść.

    Polityczna poprawność jest więc w wielu wypadkach elementem cywilizującym.

    Dokładnie i w ten sam sposób, jak kara więzienia dla ucznia obrażającego nauczyciela (przypadek sprzed kilku dni z naszego kraju). Taki element cywilizujący jest raczej aktem rozpaczy, objawem kompletnej bezradności.
    Może być przydatny, ale tylko tyle, ile kule dla kulawego, a tu trzeba pracować nad odzyskanie, pełnej sprawności nóg, a nie zadowalać się protezą.

    Poza tym: założenie typu „wyznaczamy, że minimum 30% miejsc w parlamencie (albo innych stanowisk) muszą zajmować kobiety” dopiero jest wyrazem nie tylko pogardy, ale i nielogicznego myślenia. A przecież w wielu krajach coś takiego obowiązuje. A dlaczego 30%, a nie 50%? A co, jeśli liczbą chętnych kobiet to będzie tylko 5% kandydujących, obniżamy dla tych 5% wymagania? Żeby każdy mógł pokazać palcem: „patrzcie, jak te kobiety kiepsko są przygotowane, żeby nie parytet, to by się nie dostały”? Bo miałby niestety rację. A co, jeśli w ogóle nie będzie dość chętnych kobiet? Robimy łapankę w imię poprawności? Zamiast kobiet podstawcie sobie czarnych, niepełnosprawnych, łysych, albo kogokolwiek. Zamiast parlamentu stanowiska w firmie albo uniwersytety w niektórych krajach. I tak dalej. „Znaczenie powinien mieć wyłącznie potencjał” — jak sama zauważyłaś. Tylko że właśnie polityczna poprawność to znaczenie zaczęła już wykrzywiać, podobnie jak wszelkie ruchy „równościowe”. Nie mam nic przeciwko komukolwiek gdziekolwiek, jeśli tylko ma ochotę i kwalifikacje (parafazując lemowego bohatera). Jestem za pełnym równouprawnieniem, ale w kwestii równych szans i równego dostępu, a nie administracyjnego rozdziału tych szans. I podobnie będę zawsze przeciw śmiesznym, ustawowym regulacjom znaczenia słów, bo to tego zaczęło schodzić.
    Jeśli ktoś mnie przekonuje, że słowo „czarny” jest poniżające, to dla mnie on właśnie jest nietolerancyjny i uprzedzony, bo dla mnie nie różni się ono od słów określających inne kolory. Jeśli ktoś uważa, że akurat o Żydach albo feministkach to dowcipów opowiadać nie wolno, to jest dla mnie właśnie PRZECIWNIKIEM równości, a nie jej obrońcą. Ja nie zamierzam ich traktować inaczej: ani na plus, ani na minus niż Szkotów, konserwatystów, czy kogokolwiek innego. Rozumiemy się?

    w każdym ruchu zdarzają się przegięcia

    Tak, za czem słuchając tych przegięć w radio mam pełne prawo na te wrzaski się wypiąć (piszę w swoim imieniu) albo podsumować je „obłąkańcy” i zatrzasnąć ten „zsyp śmiecia” (to w imieniu Lema). Rozumiemy się teraz, mam nadzieję?

  14. Jurgi napisal:
    „Jestem za pełnym równouprawnieniem, ale w kwestii równych szans i równego dostępu, a nie administracyjnego rozdziału tych szans.”

    niestety, w praktyce nie jest to takie proste. Rowne szanse i rowny dostep czarnoskorzy w USA niby maja od lat siediemdziesiatych, ale co z tego? Trzeba bylo dopiero DODATKOWYCH srodkow prawny w postaci ustawy o niedyskryminacji – dzieki ktorej mozna bylo zaskarzyc do sadu kogos, kto to robil – zeby szanse z wolna zaczely sie wyrownywac.

    Zreszta, na czym polega problem, pokazuje jeden eksperyment: na jednej z najlepszych uczelni w USA dano profesorom do oceny resume wraz z wykazem opublikowanych pracy do oceny. Osoba ta kandydowala na okreslone stanowisko na tejze uczelni. W odroznieniu jednak od rzeczywistosci, dane tej osoby zostaly utajnione. Polowie oceniajacych powiedziano, ze jest to kobieta, polowie ze mezczyzna.

    Okazalo sie, ze „kobieta” dostala o kilkadziesiat procent nizsze oceny… mimo tego, ze oceniano dokladnie ten sam material…

  15. Jurgi – ‚Słowa’ – treść niektórych słów może być zawsze niegatywna. Dobrym przykładem są używane dawniej określenia czarnych mieszkańców RPA. I nie ma co zmieniać ich znaczenia, bo takich nie-negatywnych jest wystarczająco dużo. Trzeba się tylko powstrzymać od tych obraźliwych. Poza tym wiele zależy od kontekstu, wiele zależy od tego, kto używa.
    ‚Parytety’ – w dużym stopniu odpowiedziała Ci juz na to Futrzak. Ja dodam od siebie, że generalnie uważam parytety za kiepski pomysł (dlatego, że niesprawiedliwy), ale od czegoś trzeba było zacząć, tak jak z akcjami afirmacyjnymi. Potem powinno być tak, jak pisałam poprzednio: liczą się tylko zdolności, a nie kolor skóry czy płeć.
    ‚Czarny’ – nie wiem, kto Cię przekonuje, że określenie ‚czarny’ jest poniżające, bo nie jest. Tu, gdzie mieszkam, ludzie go normalnie używają, i biali i czarni. Natomiast istnieją faktycznie poniżąjące określenia różnych grup etnicznych, i tu jest ten aspekt politycznej poprawności, który lubię: tych określeń nie używamy, bo krzywdzą innych ludzi. Bo są używane wyłącznie w intencji krzywdzenia, a nie opisywania.
    ‚Dowcipy’ – jako feministka nie mam nic przeciwko dowcipom o feministkach. Widać czasem jednak, że są mówione nie w intencji rozśmieszenia towarzystwa, tylko dokuczenia komuś. Zapewne dlatego wiele osób ich nie lubi. Podobnie może być z dowcipami o Żydach. I znowu, tak jak ze słowami, wszystko zależy od kontekstu i od tego, kto opowiada. Podkreślę jednak jeszcze raz: ja nie mam nic przeciwko dowcipom o feministkach, uważam wręcz, że dobrze, że są.
    ‚Przegięcia ruchu’ – ależ ja rozumiem. Ja tylko tłumaczę, dlaczego czasem warto być głośnym. I sama w podobnej sytuacji, mimo, że może mnie denerwować hałas, staram się raczej wniknąć w argumenty, a nie skupiać jedynie na formie. Jeśli oczywiście chcę się dowiedzieć, o co chodzi :-) .

  16. ‘Czarny’ – nie wiem, kto Cię przekonuje, że określenie ‘czarny’ jest poniżające, bo nie jest.

    Oj, wielokrotnie mnie różne osoby przekonywały, że jest, podobnie jak „Murzyn”. W tym przebywające jakiś czas w Stanach. I że w ramach poprawności nie należy go używać.

    parytety za kiepski pomysł (dlatego, że niesprawiedliwy), ale od czegoś trzeba było zacząć, tak jak z akcjami afirmacyjnymi

    Można zacząć, podobnie jak z ustawową polityczną oprawnością, ale to jest takie samo rozwiązanie, jak kule dla kulejącego, do pewnego momentu pozwala w ogóle chodzić, od pewnego punktu zaczyna szkodzić, bo przeszkadza w uzyskaniu _prawdziwej_ sprawności. Zaczyna działać wbrew założeniom. W mojej ocenie ten punkt stosowania politpoprawności i parytetów zaczął być przekraczany (oczywiście, zależy to od miejsca, w krajach arabskich dajmy na to od tego trzeba by zacząć, bo prawie wcale tam nie ruszono z miejsca…).
    Przykład podany przez Futrzak nie jest dla mnie niczym nowym, czytuję takowe wyniki, choć ich nie kolekcjonuję. I jest dla mnie potwierdzeniem mojej racji. Tu się już nie da wiele osiągnąć nakazowo. Tu trzeba zmiany myślenia całej populacji i to jest edukacyjna robota u podstaw na dziesięciolecia.

    Ja tylko tłumaczę, dlaczego czasem warto być głośnym.

    Czasami warto, a czasami to szkodzi. I moim zdaniem obecnie szkodzenie zaczyna już przeważać. Demonstracje spełniły swoją rolę w czasach pierwszych sufrażystek. Dziś takie akcje w społeczeństwach zachodu to już akcje niecelne. Podobnie jak – nie przymierzając – demonstracje pod hasłem „precz z komuną” dziś (a jeszcze parę lat temu taką widziałem).

  17. Jurgi: ja jeszcze tylko odnosnie tych okreslen „czarny” i „murzyn”.

    Otoz, po przetlumaczeniu, w jezyku polskim nie maja az tak negatywnych konotacji jak w amerykanskim angielskim.

    Blizsze prawdy w sensie oddania znaczenia byloby takie tlumaczenie:
    negro, black = czarnuch, bambus, brudas

    Prawda jest, ze kiedys negro mialo neutralne konotacje nawet w angielskim, ale jezyk sie zmienia i za calkiem naturalne uwazam zakazanie uzywania slow obrazliwych w stosunku do ludzi.

    Pomysl o tym w ten sposob: kiedys w jezyku polskim dziwka bylo okresleniem kobiety niezameznej, nie bylo w tym nic obrazliwego. Nie uwazam za durne wymaganie, zeby tego slowa jednak w takim kotekscie nie uzywac DZIS.

  18. jurgi, futrzak – skąd się wam biorą negatywne konotacja „czarnego”? Jurgi – piszesz o osobach które były w USA, aż się nasuwa skojarzenie o takich co to jadą „do Ameryki”, nosa poza Jackowo nie wystawią, a wiedzę o USA czerpią od kolegów z azbestowej brygady, polskiego kościoła i komentarzy na onecie. Ale futrzak wiem że się w innych sferach obraca, stąd zdziwienie.
    Otóż określenie black jest normalnie używane, publicznie, w TV, gazetach.
    Ot, choćby tu: http://www.washingtonpost.com/wp-dyn/content/article/2009/02/08/AR2009020802317.html
    Masz black Washington, black president, historically black golf course, provide blacks a place to play itd.
    Dla wyjaśnienia, Washington Post to nie jest gazetka Klanu, to jest wielki dziennik, w dodatku z odchyleniem raczej demokratycznym, czyli po polsku lewicowym.

  19. Miskidomleka już odpowiedział na kwestię ‚czarności’, podając dobre przykłady. Jestem naprawdę zdziwiona, że i Futrzak uważa określenie ‚czarny’ za obraźliwe i równe ‚brudasowi’. Ja ze znajomymi Amerykanami używam tego słowa w sensie neutralnym i opisowym, znani mi Amerykanie też tak używają, dla znanej mi bliżej czarnoskórej Amerykanki też to było w porządku.
    ‚Parytety’ – tak, jak pisałam, ja też ich nie lubię, tylko od czegoś trzeba było zacząć. Piszesz o zmianach myślenia i robocie na dziesięciolecia – wszystko prawda, tylko, no właśnie, od czegoś trzeba zacząć :-) . A co do tego, że w krajach zachodnich polityczna poprawność nie jest potrzebna – powiedz to mojemu amerykańskiemu koledze, który twierdził, że na Clinton nie zagłosuje, bo jest stara i miała brzydki make-up w telewizji :-) .
    ‚Być głośnym’ – no chyba jednak te akcje mają cel, jeśli nadal istnieje mnóstwo ludzi, którzy nie wiedzą, o co w tym całym feminizmie chodzi. I wciąż jest wiele przykładów dyskryminacji kobiet, na które należy ciągle zwracać uwagę. A że głośna ekspresja komuś przeszkadza, mówi się trudno, innemu nie będzie przeszkadzać i zachęci do myślenia.

  20. ok, z black przesadzilam, ale sprobujcie pojsc do dzielnicy zamieszkalej przez czarnych i powiedziec na kogos negro.

    Znam calkiem sporo czarnych i dla kazdego z nich negro jest obrazliwe.

Dodaj komentarz