coś dobrego, czytanki, okołofeminizmowo, okołoreligijnie

„Wiara nie pozwala człowiekowi traktować siebie w taki sposób…”

Zakonnik, jezuita. I mówi z sensem :-) . Z paroma rzeczami nie zgodziłabym się, parę rzeczy sformułowałabym inaczej – na przykład to, że niekoniecznie pragnieniem każdej kobiety jest macierzyństwo – ale generalnie nie jest źle.

[…] Bywa że kobieta wchodząc w relację z mężczyzną zatraca się, przestaje już być sobą, a staje się wyłącznie żoną lub wyłącznie matką. Gdy taka kobieta zostanie kiedyś sama, wpadnie w rozpacz. […] Doradzam im wtedy: zadbaj o siebie, zatroszcz się o swoje życie duchowe, wypoczynek, dokształcenie intelektualne. Dla wielu jest to trudne. Całe ich dotychczasowe życie było nastawione na jedno: na zaspokojenie potrzeb męża i dzieci. Tylko kobieta, która czuje się wolna i samodzielna, może być dobrą żoną i dobrą matką. […]

[…] Dlatego też studia, zainteresowania intelektualne, zaangażowanie społeczne, a nade wszystko głębokie życie duchowe i moralne są tak istotne dla tożsamości kobiety. Wiele kobiet poświęca się w życiu małżeńskim i rodzinnym, są bardzo ofiarne, oddane mężowi i dzieciom i nie czują się  sfrustrowane, ale dlatego, że rodzina nie jest ich jedynym i ostatecznym sensem życia. Człowiek nie może tak oddać się drugiemu, choćby mężowi i dzieciom, jak oddaje się Bogu.

W duszpasterstwie rodzin brakuje nam biblijnej antropologii. Jezus nie daje własnej koncepcji relacji kobiety i mężczyzny, ale każe wrócić „do początku”. A tam jest napisane, że Adam i Ewa są sobie równi i są wobec siebie wolni. Ewa nie jest niewolnicą Adama. Gdyby była, jak mogłaby realizować przykazanie: Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6, 5). Ono i do niej się odnosi.[…]

[…] Kobieta winna sobie powiedzieć: „On odejdzie, ono odejdzie, ja będę żyła”. Taka postawa daje jej wewnętrzną moc. Gdy mąż usiłuje stosować wobec niej przemoc, powie mu wprost: „Nie jesteś moim bogiem. Nie pozwolę krzywdzić siebie, dzieci”. Jeżeli ksiądz ma niedojrzały stosunek do kobiet, to wmawia im, że powinny ulegać, „przebaczyć”, poddać się itp., podczas gdy powinien je zachęcić, by domagały się szacunku dla siebie i dzieci, zatroszczyły się o swoją kobiecość, zbudowały głębokie życie duchowe. To winno być jasno powiedziane.

Skrajne feministki mówią, że celem życia kobiety nie mogą być „gary”. I mają rację. Popełniają jednak błąd, bo w miejsce „garów kuchennych” proponują inne „gary” – robienie kariery zawodowej. I to jest nieludzkie. Kobieta pragnie mieć dom, być żoną i matką. Jest to jej głębokie pragnienie. Widzę nieraz, jak cierpią kobiety po trzydziestce, które nie wierzą już w możliwość zawarcia małżeństwa. Lansowanie jednak tezy, że kobieta bez mężczyzny w życiu sobie nie poradzi, jest przejawem męskiego szowinizmu, któremu ulegają niekiedy i księża.[…]

Kobiety […] Za odrobinę uczucia, „przygarnięcia” emocjonalnego, gotowe są sprzedać swoją duszę, wyrzec się swojej godności, szacunku do siebie, przyjąć postawę niewolnicy. Grzech przeciwko prawdziwej miłości siebie jest równie ciężki jak grzech przeciwko miłości bliźniego. Pewne kobiety pozwalają się poniżać ojcom, mężom, synom, kochankom, łudząc się, że w ten sposób zyskają ich uczucie. To błąd. Wiara nie pozwala człowiekowi traktować siebie w taki sposób.[…]

Całość tutaj.

10 myśli w temacie “„Wiara nie pozwala człowiekowi traktować siebie w taki sposób…””

  1. Skąd ci wszyscy zakonnicy, biskupi i wyborcy PiSs biorą wiadomości na temat feministek? Zwłaszcza skrajnych? Naprawdę jeżdżą po szwedzkich squatach i czytają undergroundowe fora?

    „Popełniają jednak błąd, bo w miejsce “garów kuchennych” proponują inne “gary” – robienie kariery zawodowej. I to jest nieludzkie. Kobieta pragnie mieć dom, być żoną i matką. Jest to jej głębokie pragnienie.” Tak tak owieczki moje i baranki. Nawet jeśli się wam zdaje, że chcecie robić karierę, to jest to nieludzkie samoudręczanie, zakonnik wie lepiej, czego chcecie. Nawiasem mówiąc, jezuita zdaje sobie sprawę, że feministka to też kobieta, czy tak niezupełnie?

  2. @Ray.
    A ja tu bym, mimo że feministka i ateistka, pobroniła ojca jezuity. Chyba chodziło mu o to, że wszelkie nieprzytomne zatracanie się w czymkolwiek krzywdzi człowieka.
    Co więcej, tworzenie z czegokolwiek – rodziny, poświęcenia, nauki, kariery – idei nadwartościowej, jest szkodliwe. Ani gary, ani nauka nie są inherentnie lepsze, czy gorsze. Kwestia wyboru.

    Wydaje mi się, że autor nie stwierdził, że każda kobieta chcąca robić karierę nieludzko się samoudręcza. Chociaż absolutnie nie zgadzam się z nim, że każda „kobieta pragnie mieć dom, być żoną i matką”.

    Inna rzecz, że jako osoba wierząca, nasz jezuita automatycznie czyni z Boga ideę nadwartościową. ;-) No, ale przy tym zawodzie to nieuniknione. :D

  3. Pierwszy akapit mogłabym uznać z swój. Akapit przedostatni, to opis poglądów prezentowanych przez kilka kobiet, które poznałam. I one się zawsze dziwiły, że ja się im dziwię. To opieranie własnej wartości na stanie cywilnym i odhaczanie (mołż, dziecko,… ) punktów, które dzielą je od standardu znanego np z reklam bulionów :)

  4. Ija, Ray – ja nawet powiedziałabym, że nie „wszelkie nieprzytomnie zatracenie krzywdzi człowieka”, bo wierzę, że mogą być takie, które nie krzywdzą. Chodzi o wybór. Jeśli ktoś chce się poświecić wyłącznie garom, to jej sprawa i nikomu nic do tego – ani księżom ani feministkom. Moim zdaniem o to chodziło temu jezuicie. Tym bardziej, że sam wspomina pozytywnie (co się rzadko zdarza wśród jemu podobnych) o kształceniu i tym podobnych „karierowych” sprawach w kontekście kobiet.
    Nie ma oczywiście racji, że każda kobieta chce być żoną i matką, ale miałam nadzieję, że była to swoista figura stylistyczna – „kobieta to, kobieta tamto” :-) , zamiast „niektóre kobiety”.
    Że Bóg tu jest nadrzędny jest oczywiste, mnie spodobało się, że w związku z tym nie jest automatycznie oczywiste, że mężczyzna też jest nadrzędny.
    Ray, skąd wiesz, że autor nie zna skrajnych feministek? :-) Rozmaite ludzkie poglądy są dostępne, każdy może się z nimi zapoznać.

  5. @Sporothrix
    „Nie ma oczywiście racji, że każda kobieta chce być żoną i matką, ale miałam nadzieję, że była to swoista figura stylistyczna”

    Nie sądzę.
    A w figurze o skrajnych feministkach chodzi o ukazanie że tylko fanatycy kwestionują oczywistą prawdę, że kobieta nie jest powołana do obsługiwania mężczyzny. Owszem niby przyznaje rację, ale zaraz sobie zaprzecza, przekłamując istotę feminizmu – powszechnie wiadomo, że feministki nie postulują zabraniania kobietom czegokolwiek (może poza noszeniem burek). Na upartego może istnieją jakieś fanatyczne „feministki” uzurpujące sobie prawo decydowania za inne kobiety, ale prościej byłoby napisać po prostu „feministki mają rację, postulując…”. A może autor chciał jakkolwiek skrytykować feminizm, żeby naczelny dopuścił tekst do druku, nie wiem…

    Ja bym te poglądy podsumował jako „seksizm z ludzką twarzą”. Owszem było gorzej, ale powoli kończy się pierwsza dekada XXI wieku – naprawdę nie ma się nad czym zachwycać.

  6. To ja tu się nie zgadzam. Feminizmy są różne i różne mają postulaty. Autor może sobie niektóre z nich krytykować, a innym przyznawać rację. A cały tekst jest przecież o tym, że kobieta nie jest powołana do obsługi kogokolwiek.
    Co do figury stylistycznej, on po prostu mówi tak, jak wiele osób – nie zawracajac sobie głowy kwestiami statystycznymi i wyjątkami. Zauważyłam jednak czytając całość, że czasem mówi jednak nie o „wszystkich kobietach coś tam”, tylko o niektórych („bywa, że kobiety”). I mam nadzieję, że i tu tak miał – w końcu nie było, że „każda kobieta” tylko kobieta ogólnie. A wyszło niezręcznie.
    Czy nie ma się nad czym zachwycać? Może i zachwyt jest nieadekwatny. Zauważyć jednak zakonnika, który mówi, że kobieta nie jest podległa mężczyźnie warto, bo to nie jest takie znów częste zjawisko. A kobiety rzeczy przeciwne słyszą nieustannie w kościołach i w nie wierzą. Dlatego taki głos, z takiej strony, jest cenny (mimo oczywistych usterek).

  7. OK, głos cenny, to pozytywne, że zakonnik (choć szkoda że nie hierarcha) idzie pod prąd głosząc że kobiety są równe mężczyznom, oby więcej takich pasterzy, mniej będzie skrzywdzonych owieczek. Niemniej wywodzenie idei równości z Biblii, szacunku rodziców do dzieci z czwartego przykazania, bez zająknięcia co Kościół z owych źródeł wywodził przez setki lat i do całkiem niedawna to wyraz ignorancji wołający o pomstę do nieba. Kościół jest bez winy, wszystko złe to niezależne uwarunkowania kulturowe – zarówno te biblijne jak i dzisiejsze. Najwyżej tam „niektórzy księża” jakieś swoje prywatne skrzywienia przynoszą do pracy.
    Jakby było mało – „Grzech przeciwko prawdziwej miłości siebie jest równie ciężki jak grzech przeciwko miłości bliźniego”. Może na myśli ksiądz miał co innego (jak sugerowałaby wymowa tekstu), ale z tego zdania wynika, że winna kobiecym cierpieniom jest nie patriarchalna kultura (z którą oczywiście Kościół nigdy nie miał nic wspólnego), tylko kobieta która _grzeszy_ brakiem szacunku do siebie.

  8. Zgadzam się, że Kościół (jak i inne Kościoły i religie) są bardzo winne sytuacji kobiet. Pisałam o tym już. Obawiam się jednak, że wymagać od jakiegoś zakonnika, żeby to przyznał, to trochę za dużo :-) (choć znam i takich, którzy jak najbardziej przyznają). Zauważam po prostu to, co jest niezłe w tym tekście (i kontekście), i tyle. A że mogłoby być lepiej – pewnie, ale nikt nie jest doskonały :-)
    Drugi akapit – mnie się wydaje, że można i w tym wypadku powiedzieć, że cierpieniom kobiet jest winna patriarchalna kultura (z którą Kościół miał i ma bardzo dużo wspólnego) – ta właśnie, która uczy je same tak źle się traktować. I tu też mam nadzieję, że zakonnik nie obciąża kobiet winą (bo jeśli tak, to jest to wyjątkowo głupie i wstrętne), a pisze tylko, że samemu (samej) trzeba się TEŻ o siebie zatroszczyć i pamiętać (egoistycznie) o sobie.

  9. Przypomina mi to przypowieść, iż najlepszym sposobem na zmniejszenie narzekania biednej rodziny gnieżdżącej się w niewielkim domku jest wprowadzenie do nich osła. Po kilku dniach, gdy tego osła się zabierze, będą na swą sytuację patrzeć o wiele łaskawszym okiem.
    Podobnie realizuje się „kompromisy” w polskiej polityce. Dzięki nagłaśnianiu niemożliwie skrajnego pomysłu zwyczajnie radykalny wychodzi na umiarkowany.
    I myślę, że tutaj podobny mechanizm zadziałał. Gadki tego zakonnika można by uznać za postępowe.
    100 lat temu.

  10. W porównaniu do „świata” – rzeczywiście brzmią mocno niepostępowo. W porównaniu do tego, co mówi znacznie więcej księży, zakonników, a szczególnie hierarchów Kościoła katolickiego – to jest bardzo postępowe. Zwłaszcza w Polsce.

Dodaj komentarz